Wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił w Rzeszowie założenia Konstytucji dla Biznesu, swojego flagowego projektu przygotowywanego pod auspicjami Prawa i Sprawiedliwości. Założenia są piękne – mają obowiązywać zasady domniemania niewinności i pewności prawa. Nowi przedsiębiorcy przez pół roku działalności mają być zwolnieni ze składek ZUS oraz planuje się powołanie rzecznika praw przedsiębiorcy. Wygląda wspaniale i kreśli potrzebny kierunek, ale czy rzeczywiste cele są zbieżne z potrzebami przedsiębiorców? Zastanówmy się, wszak nie należy oceniać książki po okładce.

Według wicepremiera Morawieckiego, wszystkie wspomniane założenia Konstytucji dla Biznesu mają stworzyć “nową przestrzeń wolności”. Jeśli jednak zderzymy tę przestrzeń z tym, co w rzeczywistości proponuje PiS, a w KdB wczytamy się głębiej, to do głowy przyjdzie nam jedno pytanie: czy PiS chce zniszczyć przedsiębiorczość?

Jesteś przedsiębiorcą i masz samochód służbowy? To płać.

KdB zakłada “uproszczenia” i “ułatwienia” dla biznesu. Innymi słowy, stracisz prawo do odliczeń kosztów paliwa, serwisu i rat leasingowych, chyba że przedstawisz fiskusowi pełną kilometrówkę, a nie – jak do tej pory było – ewidencję przebiegu pojazdu. W innym przypadku można będzie liczyć na odpis w wysokości maksymalnie 50 proc. kosztów. Tylko ta zmiana ma dotyczyć około 500 tys. działalności gospodarczych, na których budżet państwa zarobi miliard złotych. Większość przedsiębiorców nie głosuje na PiS, więc czemu ma nie zafundować prawicowemu elektoratowi programu 500 Plus? To nas czeka już w czerwcu 2017 r.

Jesteś przedsiębiorcą, albo pracujesz na etacie? To płać.

W przyszłym roku deficyt budżetowy ma wzrosnąć o rekordowe 60 mld złotych, zaś w ZUS już teraz brakuje 50 mld zł. Społeczeństwo się starzeje, młodych na rynku pracy jest coraz mniej, a wiek emerytalny został obniżony. Pomijając, że zapłaci za to kolejne pokolenie, to zapłacimy również my. Proponowany przez PiS “superpodatek”, będący wypaczoną wersją projektu “jednolitego kontraktu” Platformy Obywatelskiej, zakłada, że PIT, ZUS, NFZ i Fundusz Pracy sprowadzą się do jednej daniny, ale przy znacznym zwiększeniu progresji podatkowej. Do tej pory 97 proc. podatników korzysta z 18-proc. stawki PIT, podczas gdy wyższa – 32-proc. – obejmuje nieznaczną część Polaków. Rząd proponuje zwiększenie progresji podatkowej, co samo w sobie nie jest złym rozwiązaniem, jeśli uwzględni się m.in. solidne podniesienie kwoty wolnej od podatku (obecnie 3 tys. zł), a o tym obecnie mowy być nie może. Jednolity podatek powinien być przejrzysty i prosty, tymczasem większość ulg i zwolnień ma zostać utrzymana, rolnicy z tych zmian będą wyłączeni, nie wiadomo kogo obejmie kwota wolna od podatku, a opodatkowane zostaną wszystkie formy zatrudnienia, włącznie z umowami cywilnoprawnymi.

Zarabiasz za dużo? To płać.

Podatek liniowy od dochodów powyżej 85 tys. zł rocznie płaci w Polsce około 250 tys. przedsiębiorców. W 2014 roku wpłacili oni do budżetu państwa 16,6 mld zł. Jeśli PiS podtrzyma propozycję nowej, 40-proc. stawki, ta kwota może wzrosnąć nawet dwukrotnie. Jeśli płacisz CIT, to też nie możesz spać spokojnie. Z szumnych obietnic o obniżeniu stawki z 19 proc. do 15 proc. nie zostało nic poza pustosłowiem. Jarosław Kaczyński wpadł za to na genialny w swojej prostocie pomysł. Zarżnięcia płatników podatkiem obrotowym od przychodów. Jakie mogą być tego skutki, chyba pisać nie trzeba. Spustoszenia w naszych portfelach dokona również propozycja PiS dotycząca kwoty wolnej od podatku. Wicepremier Mateusz Morawiecki powiedział: “Celujemy w kwotę 6,6 tys. zł, żeby to minimum socjalne było bez podatku, ale potem, żeby kwota wolna dość szybko wracała do obecnego poziomu”. To, o czym nie powiedział, to że w przypadku zarobków wyższych niż 7125 zł brutto miesięcznie, kwota wolna od podatku zacznie maleć, aby zupełnie zniknąć w przypadku dochodów wyższych niż 10583 zł brutto miesięcznie. Już teraz około 4,5 mln podatników po odliczeniu ulg i zwolnień w ogóle nie płaci PIT. Wychodzi na to, że pozostałym zamierza się „przywilej” kwoty wolnej od podatku najzwyczajniej w świecie odebrać.

Reklama

Z drugiej strony mamy również narrację słowną. Jarosław Kaczyński niedawno znalazł przyczynę spowolnienia polskiej gospodarki – przedsiębiorców. Przy okazji padły mętne oskarżenia o “powiązania z poprzednią władzą” i “oczekiwanie na powrót starych czasów”. Skoro winni (i skazani bez procesu) już są, to jak ma wobec tego działać zasada domniemania niewinności przewidziana w KdB, która od lat zresztą na gruncie prawnym w Polsce funkcjonuje? Otóż nie ma funkcjonować. Analizując dotychczasowe działania PiS oraz wypowiedzi ich prominentnych polityków, widać jasny podział na “swoich” i “wrogich”. Dotyczy to nie tylko kwestii gospodarczych, ale również trzeciego sektora, czy samorządu terytorialnego.

Skutkiem tego wszystkiego będzie

systematyczne wymieranie sektora małych i średnich przedsiębiorstw,

czyli w dużym uproszczeniu zniszczenie klasy średniej. Ci Polacy, którzy nie przeniosą swojego biznesu do Czech (a Czesi przywitają ich z otwartymi ramionami), prawdopodobnie przerzucą się do szarej strefy, ponieważ prowadzenie małej firmy, albo jednoosobowej działalności gospodarczej stanie się w Polsce po prostu nieopłacalne.

Konstytucja dla Biznesu jest reklamowana przez Ministerstwo Rozwoju jako “wolność gospodarcza w praktyce”. I faktycznie tak jest, o ile założymy, że praktyką jest świat PiS, a wolnością poddaństwo Dobrej Zmianie.

Autor jest szefem gabinetu posła do PE prof. Dariusza Rosatiego i przewodniczącym Stowarzyszenia Młodzi Demokraci w Warszawie


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, autor P. Tracz/KPRM

Reklama