Większość ludzi protestujących akceptuje „prywatną” religijność, ale nie państwową – pisze Janusz Palikot, filozof, przedsiębiorca, były polityk. Kościół stał się, tak jak każda władza, obciachowy dla pokolenia, które się urodziło w wolnej Polsce i zostało ukształtowane przez jej edukację (w tym lekcje religii), ale też świat Internetu, podróży po Europie, liberalnej kultury w Unii Europejskiej.

Upadek Kościoła w Polsce zaczął się na początku lat 90. wraz z rządem Tadeusza Mazowieckiego, a kończy się po 30 latach demokracji wraz z rządami Jarosława Kaczyńskiego. To wówczas, podpisując konkordat oraz wprowadzając lekcje religii, Kościół przeszedł z opozycji do obozu władzy i był tam przez te wszystkie lata. Przez 30 lat wolnej Polski.

Kto akurat rządził, nie miało znaczenia. Czy obóz „Solidarności”, czy dawne partie systemowe, prawica czy liberałowie – bez znaczenia. Każda władza chciała się dogadać z organizacją, która miała mandat społeczny zdobyty za „komuny” oraz tysiące mównic sejmowych w całym kraju, w każdej parafii.

Także i dziś, w dobie strajków i chwiania się władzy Zjednoczonej Prawicy, także teraz episkopat spokojnie czeka; jak PiS straci władzę, to przecież ktoś, kto będzie rządził, będzie się musiał z nimi (episkopatem) dogadać. Wiec spokojnie można robić interesy do końca trwania obecnej władzy. Każda kolejna będzie taka sama. Dlatego z takim zdziwieniem widzimy, że

Reklama

nawet tak ogromne protesty nie powodują niby oczywistego mechanizmu – dystansu do aktualnej władzy i formuły „przeczekania” napięcia.

Poziom tego zblatowania finansowego widać najczytelniej w ograniczaniu handlu w niedziele czy w innych podobnych decyzjach, za którymi stoją oczywiste interesy ekonomiczne firm powiązanych z Kościołem. Ostentacyjnie grał takim szantażem Tadeusz Rydzyk; jak nie przepchacie jakiejś ustawy (dotacji), to was zaatakujemy na kazaniach. A już jego, Rydzyka, głowa, kto za taką ustawę zapłaci.

Wydawało się, że po 30 latach lekcji religii, zawłaszczaniu uroczystości państwowych przez symbole religijne, gigantycznym dotacjom finansowym – Kościół jest tak silny, że nie ma takiej opcji, aby jakakolwiek władza nie uległa tej mocy.

Doszło do tego, że ustawy składane przez lewicę czy liberałów były składane z przekonaniem, że nie wejdą w życie, bo w każdym Sejmie Kościół ma większość. I czy to chodziło o prawa kobiet, aborcję, edukację, antykoncepcję – to tak właśnie było.

Pojęciem politycznym wyrażającym tę bezsiłę stało się powszechne przekonanie, że kompromis aborcyjny z 1993 roku jest kompromisem i że nie wolno go ruszać. A to nie był żaden kompromis, tylko twardy dyktat Kościoła istotnie ograniczający prawa kobiet oraz wprowadzający do świeckiego państwa ideologie katolicką. Nikt z tym nie polemizował, bo wszyscy czuli za plecami oddech biskupów.

I pewnie tak by to trwało, gdyby nie dwie rzeczy i obie oczywiste.

Po pierwsze:

każda władza demoralizuje, a władza bezkarna demoralizuje po dwakroć. Kościół był już tak pewny swego, że doszło do wyłączenia różnych bezpieczników. Skandale pedofilskie nie spotkały się z żadną, nawet pozorną akcją Kościoła. Uznano, że nikt im nie podskoczy oraz że przenoszenie księży pedofilów z parafii do parafii wystarczy. Powszechne wśród kleru pijaństwo, życie seksualne, ostentacyjny homoseksualizm, mimo frazesów i potępień jako obrazu sodomy, nie miały granic. Na Suwalszczyźnie, gdzie ostatnio często mieszkam, prawie każdy ksiądz ma nieślubne dzieci. Chyba że jest gejem.

Po drugie:

wieloletnie zblatowanie z władzą stworzyło mechanizmy i zachowania typowe dla aparatu władzy; ton feudała, pouczania, pogardzania innymi, brak hamulców w obrażaniu inaczej myślących, ale przede wszystkich ze względu na patriarchalny charakter władz lekceważenie kobiet i nawet nieudawanie, że tak jest. Kiedy w kościołach Zachodu dopuszcza się kobiety do wielu funkcji w ramach starej jak świat metody oswajania przez władze zmian społecznych, to w Polsce zadowolono się fikcja czytania Biblii w trakcie kazań.

Wszystko to rozzuchwaliło kler do niebywałych rozmiarów. Jędraszewski, Gądecki, Sławoj Głódź – przestali mieć jakiekolwiek hamulce w pouczania ludzi. I w ten sposób Kościół stał się, tak jak każda władza, obciachowy dla pokolenia, które się urodziło w wolnej Polsce i zostało ukształtowane przez jej edukację (w tym lekcje religii), ale też świat Internetu, podróży po Europie, liberalnej kultury w Unii Europejskiej.

I tego właśnie nie wzięto i nie bierze się pod uwagę. Ukształtowali się wyborcy, którzy nie zagłosują na Hołownię, ani Kosiniaka, ani Platformę (może Trzaskowskiego z Rabiejem), bo już nie chcą głosować na episkopat. To zasadnicza zmiana i ona się wyraziła w tych protestach, w Strajku Kobiet. I nie chodzi w tym o religię. Większość ludzi protestujących akceptuje „prywatną” religijność, ale nie państwową.

Uważnego obserwatora zaskakuje język haseł na tych demonstracjach. I nie to, że wiele postulatów jest antykościelnych. Nie nawet wspaniałe poczucie humoru pokazujące jakąś zupełnie inna Polskę. Ale

brak pruderii w mówieniu o seksie. Ta zmiana jest totalna. I jak by to nie było szokujące, ma w niej udział nawet disco polo, ale oczywiście też rap i hip-hop.

No, ale najwięcej ma to wspólnego z integracja europejską. Z kulturą Zachodu. Dlatego słusznie Kościół i Kaczyński ją atakują, bo widzą, że z tak silnym wpływem przegrają. Jednak jeśli Unia się nie rozpadnie, a nic na to nie wskazuje, są bez szans. Więcej – obecne protesty sformatowały to pokolenie dwudziestolatków. I ono już jest – właśnie powstało!

Janusz Palikot


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, XXVII Pielgrzymka Rodzin Radia Maryja na Jasną Górę, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj

Reklama