Otrzymuję od dwóch lat na piśmie nieustające propozycje, że należy Polsce zabrać pieniądze za to, że nie jest solidarna z innymi państwami wspólnoty. Te głosy pojawiły się już przy temacie uchodźców – mówi wiadomo.co eurodeputowany PO Jan Olbrycht, który jest sprawozdawcą Parlamentu Europejskiego ds. wieloletniego budżetu unijnego. Pytamy też o głosowanie w PE nad procedurą artykułu 7. – Komisja przestaje wierzyć, że to porozumienie z Polską się uda, skoro rząd nie chce rozmawiać i współpracować z Komisją. Może warto zająć się czymś innym i nie marnować energii na Polskę, z którą nie ma szans na porozumienie – zaczyna myśleć KE – dodaje Jan Olbrycht

JUSTYNA KOĆ: Parlament Europejski dał w głosowaniu zielone światło Komisji Europejskiej, aby ta dalej procedowała artykuł 7. Chyba nikogo nie zaskoczyła ta decyzja?

JAN OLBRYCHT: Mnie nie, tym bardziej, że warto spojrzeć na proporcje. Na 617 europosłów za rezolucją opowiedziało się 422. To pokazuje, że nawet jeśli są tu zdania podzielone, to w tej konkretnej sprawie większość uważa tak samo.

Nie bez znaczenia jest tu też sposób zachowania polskiego rządu i kolegów deputowanych z PiS, a także ich ogromny poziom arogancji.

Czy Bruksela rzeczywiście wierzy, że to skończy się pozbawieniem Polski prawa głosu?
Pewnie ta procedura nie zakończy się jednoznacznym finałem. Wiadomo, że na końcu decyzja należy do Rady, w której musi być jednomyślność. Wiemy, jaką postawę prezentują, przynajmniej na razie, Węgry. Zatem powstaje pytanie natury politycznej, czy to ma sens. Oczywiście w gruncie rzeczy to bardziej toczący się proces się liczy, w trakcie którego wszyscy mają nadzieję, że strony zmienią stanowisko, niż sama ostateczna decyzja. Sam proces ma swoje konsekwencje.

Reklama

Poza tym już dziś widzimy, że KE coraz bardziej zaczyna być obojętna na to, co dzieje się w Polsce. Mówiąc krótko, Komisja przestaje wierzyć, że to się uda, bo skoro rząd nie chce rozmawiać i współpracować z Komisją, to trudno.

Może warto zająć się czymś innym i nie marnować energii na Polskę, z którą nie ma szans na porozumienie? Myślę, że tego typu pytania powoli zaczynają pojawiać się w Komisji.

To bardzo niebezpieczne.
To prawda, a niestety bardzo niewielu polityków w Polsce zdaje sobie z tego sprawę. Komisja przenosi powoli środek ciężkości zainteresowania na kwestie Bułgarii i Rumunii i ich wejścia do strefy Schengen, a także na kwestie Bałkanów.

Nie przesadzajmy też, że wszyscy w Brukseli będą się pasjonować tym, co się dzieje w Polsce. Parlament Europejski naprawdę nie zastanawia się nad tym, co znowu minister sprawiedliwości wymyśli niekonstytucyjnego. Sprawę artykułu 7 wobec Polski widzi jako naruszenie pewnych podstaw, co jest niebezpieczne dla całości Unii.

Zajmuję się Bałkanami Zachodnimi, byłem ostatnio w Czarnogórze i Macedonii. Główna dyskusja na temat ich wejścia do Unii dotyczy rządów prawa. To jest klucz. Oczywiście, ekonomia, gospodarka również, ale najważniejsze jest uporządkowanie rządów prawa, kwestii sądownictwa, wolności słowa, praw człowieka. W ostatnim wystąpieniu Jean-Claude Juncker poruszył trzy ważne dla UE kwestie i, co znamienne, nie poruszył kwestii Polski. Politycy PiS-u oczywiście się z tego ucieszyli. Tymczasem to oznacza, że

cała sprawa z artykułem 7 przestaje być głównym tematem.

Juncker mówił o rozbudowie i wzmocnieniu strefy euro oraz o kwestii rozszerzenia strefy Schengen, a to dotyczy Chorwacji, Bułgarii i Rumunii, ale mówił też o rządach prawa jako podstawowej wartości wspólnej Europy.

Władze PO rekomendowały wstrzymanie się od głosu, jednak 5 posłów PO zagłosowało za rezolucją, zresztą po raz drugi. Dlaczego?
Podejrzewam, że jest to konsekwencja ich poprzednich działań. Ci europosłowie postąpili tak, mimo że Platforma wybrała tu kurs wstrzemięźliwy. Zresztą mieliśmy mocną dyskusję na ten temat w PO, bo zdania są podzielone.

Trzeba zrozumieć, że ci posłowie są przekonani o konieczności zmiany metod działania, a na dodatek zostali zderzeni z ogromną falą pogardy i nienawiści i nie chodzi jedynie o wieszanie ich zdjęć na szubienicach.

Jest pan wśród sprawozdawców PE w sprawie przyszłego budżetu. Jak wyglądają prace nad nim i czy realne wydaje się powiązanie funduszy z kwestią praworządności?
Pracujemy w dwóch parach, ja wraz z francuską socjalistką odpowiadamy za sprawozdanie w sprawie budżetu. Janusz Lewandowski razem z belgijskim liberałem zajmują się dochodami. Oni zajmują się kwestią dochodową, my wydawaniem, w związku z czym bierzemy udział we wszystkich najważniejszych negocjacjach zarówno z Komisją, jak i z rządami i ambasadorami. Moim zdaniem, ten scenariusz, o który pani pyta, jest bardzo mocno rozważany.

KE zdaje sobie sprawę, że procedura związana z artykułem 7 nie daje pożądanych efektów, dlatego szuka innych sposobów na reakcję. Tu nie chodzi też o sytuację Polski, bo KE szuka rozwiązań na przyszłość. Najprostszym pomysłem jest powiązanie tego z czymś realnym, czyli z pieniędzmi.

Ja jako sprawozdawca otrzymuję od dwóch lat na piśmie nieustające propozycje, że należy Polsce zabrać pieniądze za to, że nie jest solidarna z innymi państwami wspólnoty. Te głosy pojawiły się już przy temacie uchodźców. Na takie pisma oczywiście odpowiadam, że to jest nielegalne, bo pieniądze są w kopercie narodowej. Na razie to wystarcza, ale

naciski na powiązanie funduszu z poziomem współpracy i przestrzeganiem unijnych zasad i wartości są już duże i cały czas rosną.

Czyli dyskusja o tym w ramach prac nad budżetem już się toczy?
Teraz już mówią o tym rządy, ministrowie, partie polityczne. Powoli wszyscy zaczynają oczekiwać, że KE znajdzie rozwiązanie. Wpływają też konkretne rozwiązania i pomysły – od wersji soft, że fundusze należy ograniczyć, albo pozostawić do dyspozycji, ale w Brukseli, aż po wersję hard, czyli że fundusze należy obciąć czy w ogóle zabrać.

Moim zdaniem, to zły pomysł, ponieważ jest nieskuteczny.

Nie można oczekiwać, że takie ruchy polegające na zabraniu pieniędzy dadzą pożądany efekt, czyli że ci, którzy za to odpowiadają, zmienią zdanie. Takie rozwiązanie uderzy w miasta, samorządy, ośrodki naukowe, rolników.

Pamiętajmy, że tu nie chodzi tylko o pieniądze ze spójności, ale o wszystkie fundusze. Na razie jako sprawozdawcy udaje mi się blokować takie poprawki, szukać obejścia, innego rozwiązania, ale w końcu jakiś mechanizm działania powstanie. Angela Merkel już proponuje, aby powiązać pieniądze europejskie z przyjmowaniem uchodźców, ale na zasadzie zachęty. Przykładowo, stworzyć jakąś pulę pieniędzy, do której mają dostęp tylko te kraje, które przyjmują uchodźców. Moim zdaniem, rozwiązanie KE pójdzie w tę stronę, tym bardziej, że to jest rozwiązanie, na które wszyscy się zgodzą. W tej chwili przygotowujemy opinię w sprawie nowego instrumentu.

Te państwa, które będą chciały wejść do strefy euro, będą miały dostęp do specjalnych środków na przeprowadzenie reform w systemie finansowym i bankowym.

Takich rozwiązań będzie coraz więcej.

Czy w te prace nad budżetem, aby zniwelować konsekwencje finansowe dla Polski, są też zaangażowani w jakikolwiek sposób eurodeputowani PiS-u?
Mówiąc dyplomatycznie, ja nie zauważyłem. Natomiast PiS jest w grupie, która ma już konkretny pogląd na budżet unijny. Uważają, że jest on za duży i trzeba go obciąć. Takie stanowisko mają unijni konserwatyści, do których należy PiS. Podam przykład: przygotowujemy rezolucję sprzed kilku miesięcy, że PE protestuje przeciwko zabraniu pieniędzy na spójność i rolnictwo – to pula, z której Polska otrzymuje bardzo duże dotacje – a PiS głosuje przeciw.

Zresztą nie powinniśmy się dziwić, skoro słyszałem ostatnio posła Piotrowicza, który mówił, że uszczelnienie podatku VAT przyniosło Polsce więcej pieniędzy niż członkostwo w Unii.

Czy pana zdaniem Polska powinna wejść do strefy euro?
Ja nie jestem ekonomistą, natomiast sytuacja Unii i strefy euro się zmieniła. Po wyjściu Wielkiej Brytanii strefa euro będzie miała 85 proc. PKB Unii. Poprzedni minister finansów Niemiec używał w ogóle sformowań “pełne członkostwo” i “niepełne członkostwo” odnośnie krajów strefy euro. W tym kierunku będzie szła Unia. Ci, którzy wejdą do strefy, będą w głównym nurcie, będą budować wspólna politykę. Po Brexicie kraje spoza euro będą marginesem, podkreślmy – na własne życzenie.

Trudno się dziwić, że Bułgarzy natychmiast powiedzieli, że chcą do euro, tak samo Rumuni. Węgrzy mówią, że nie chcą, ale nieoficjalnie wiadomo, że za dwa lata będą gotowi spełnić kryteria. Z tego samego powodu kraje bałtyckie chciały tak bardzo wejść do strefy euro, bo wiedzą, że to też kwestia bezpieczeństwa.

Moim zdaniem, potrzebna jest poważna debata publiczna pozbawiona emocji, ideologizacji, najlepiej w najbliższym czasie, bo sprawa zaczyna być pilna. Dlatego tak cieszę się, że przewodniczący Schetyna o tym powiedział.

PE wybrał też nowego wiceszefa PE. Został nim Zdzisław Krasnodębski z PiS, który skomentował swój wybór tak: “Pokazaliśmy, że wbrew rozpaczliwym wysiłkom naszej totalnej opozycji jesteśmy w stanie w UE wygrywać”. Skomentuje pan ten słowa?
(śmiech) Swoją wypowiedzią w gruncie rzeczy wytłumaczył, dlaczego mieliśmy jako PO wątpliwości podczas tego głosowania. Do tej pory istniał taki dobry obyczaj, że każda grupa polityczna czy koło poselskie przestrzegają reguł wyboru na stanowiska. Bardzo długo ta zasada działała, koledzy z PiS-u głosowali za, kiedy wybieraliśmy Jerzego Buzka, my głosowaliśmy za Ryszardem Czarneckim czy panem Liberadzkim.

Wszystko działało do czasu, kiedy PiS zaatakował Donalda Tuska i zmienił reguły gry w polityce. Zresztą jeszcze dokładniej widać to w polskim parlamencie, gdzie PiS totalnie zmienił zasady gry.

Ryszard Czarnecki podpadł bardzo parlamentarzystom i to nie tylko wypowiedzią o Róży Thun. Został odwołany dużą większością głosów, ale stanowisko według tych niepisanych reguł należy się konserwatystom. Wiem z kuluarów, że długo trwały poszukiwania kandydata. W końcu wystawili takiego, który jest znany z bezpardonowego atakowania nas i radykalnych, kontrowersyjnych wypowiedzi, jak ta, że Donald Tusk powinien zmienić obywatelstwo. Zatem nie dziwi mnie taki, a nie inny komentarz pana Krasnodębskiego.


Zdjęcie główne: Jan Olbrycht, Fot. Flickr/OPEN DAYS, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.