Przedsmak nowego sezonu Premier League mogliśmy poczuć na tydzień przed jego startem. W tradycyjnym spotkaniu o Tarczę Wspólnoty spotkały się Manchester City i Liverpool, a już po kilku akcjach pomyślałem: ile można na było na ciebie czekać, liga angielsko? Jak świetnie było patrzeć na ten rozmach, akcje, walkę i szybkość w rozegraniu, wie tylko ten, kto przez ostatnie tygodnie karmił się wyłącznie Ekstraklasą – pisze Paweł Jędrusik z redakcji sportowej wiadomo.co

Ile razy w życiu jest tak, że bardzo dużo sobie wyobrażamy, że teraz – oj, teraz to już na pewno – będzie tak, jak nigdy wcześniej! Czekamy, ekscytujemy się, odliczamy dni, godziny, bo wszystie znaki na niebie i ziemii mówią nam, że to nowe, które się zbliża, będzie najlepszym, co nas spotkało. Wakacje, miłość, nowa miejsce do życia, samochód czy koncert ulubionego zespołu. Każdy ma coś swojego, coś na co czeka jak na gwiazdkę z nieba. Problem w tym, że…często nasze oczekiwania rozmijają się z rzeczywistością. Bo na wymarzonych wakacjach padał deszcz, bo miłość uleciała, bo nowe auto nas zaczyna nudzić, a ulubiony zespół nas rozczarował, bo nie był w formie.
Jest jednak takie jedno miejsce, które nas nie zawiedzie. Do którego miłość nam nie minie, nic nas nie znudzi, a każdy zespół będzie w formie. Tylko ten deszcz… Ale cóż, tutaj deszcz być musi. Bo taki jest urok Premier League – najpotężniejszej i aktualnie najlepszej piłkarskiej ligi Europy, która wraca już w piątek. Andrzej Twarowski, komentator Canal+ i znawca Premier League mawia przed meczami: zapinamy pasy, siadamy głęboko w fotelach i startujemy. Tak też będzie i tym razem, mam jednak wrażenie, że tegoroczny lot sezonem 2019/20 poniesie nas na planetę takiego futbolu i takiej rywalizacji, jakiej jeszcze nie widzieliśmy.

Bitwa o Anglię. Klopp vs Guardiola

Przedsmak nowego sezonu Premier League mogliśmy poczuć na tydzień przed jego startem. W tradycyjnym spotkaniu o Tarczę Wspólnoty spotkały się Manchester City i Liverpool, a już po kilku akcjach pomyślałem: ile można na było na ciebie czekać, liga angielsko? Jak świetnie było patrzeć na ten rozmach, akcje, walkę i szybkość w rozegraniu, wie tylko ten, kto przez ostatnie tygodnie karmił się wyłącznie Ekstraklasą. I choć oczywiście forma zespołów była jeszcze wakacyjna, to spotkanie oglądało się z przyjemnością. Zresztą uważam, że właśnie Liverpool i Manchester City raz jeszcze będą ścigać się o miano najlepszej drużyny zarówno Premier League, jak i Champions League. Przez lata emocjonowaliśmy się pojedynkami Pepa Guardioli z Jose Mourinho, gdy jeden prowadził Barcelonę, a drugi Real. Guardiola utrzymał się na topie i potwierdza to co sezon, natomiast miejsce Mourinho zajął Jurgen Klopp, który przez lata zbudował swoją pozycję i dziś trudno znaleźć piłkarza, który nie chciałby pracować z szeroko uśmiechniętym Niemcem.

Nie mam wątpliwości, że przed nami pojedynek aktualnie najlepszych drużyn w Europie. Z jednej strony Alisson, Virgil van Dijk, Mohamed Salah, Sadio Mane czy Roberto Firmino, z drugiej Ederson, Rodri (sprowadzony z Atletico za 70 mln funtów), Kevin De Bruyne, Raheem Sterling i Sergio Aguero. Piłkarscy wirtuozi. Na ławkach – trenerscy geniusze, świetni stratedzy i charyzmatyczni przywódcy. Klopp za wszelką cenę będzie chciał wydrzeć Guardioli mistrzostwo Anglii, na które “The Reds” czekają już 30 lat. Jeśli Niemiec tego dokona, to chyba przy Anfield postawią mu pomnik. Ale Guardiola – który za wygraną w Lidze Mistrzów oddałby pewnie jedno ze swoich mistrzostw – łatwo mu na to nie pozwoli. Jeśli bukmacherzy przyjmują zakłady na to, w której kolejce rozstrzygnie się wyścig o mistrzostwo Anglii – myślę, że niejeden kibic postawi kilka funtów na doliczony czas gry ostatniej, 38. kolejki.

My też się zbroimy

A przecież za plecami “The Reds” i “The Citizens” czai się wielka czwórka, która ani myśli biernie obserwować wyścig wyżej wymienionych. Jest przecież Chelsea, zdobywczyni Ligi Europy, która straciła na rzecz Realu Edena Hazarda, ale zyskała Christiana Pulisicia z Borussi Dortmund, który będzie starał się wejść w buty odchodzącego Belga. Jednak najgłośniejszym transferem przychodzącym był powrót do Londynu Franka Lamparda – już jako szkoleniowca, który zastąpił Maurizio Sarriego. Z jednej strony fani zawsze wierzą w byłych, charakternych piłkarzy swoich klubów, z drugiej – pozostaje niepewność, wszak Lampard w swojej karierze prowadził tylko Derby Country (57 meczów, ze średnią 1,63 punktu na mecz).

Reklama

W Londynie, na walkę o czołowe lokaty, mają nadzieję także Arsenal i Tottenham. Spurs, zeszłoroczni finaliści Ligi Mistrzów stracili już z podstawowej jedenastki Kierana Trippera (Atletico), mówiło się też o oficjalnej ofercie Manchesteru United i Realu dla Christiana Eriksena. A umówmy się – jeśli w Madrycie chcieliby Duńczyka, to po prostu by go zdobyli, nie takie numery potrafił robić Florentino Perez. Wzmocnienia? Środkowy pomocnik Tanguy Ndombele kupiony za 60 mln euro z Lyonu. A co w Arsenalu? Jeśli miałbym obstawiać – wyczuwam czwartą lokatę. Ale poważnie – nie wierzę w Unaia Emeriego, nie wierzę w obudzenie się Mesuta Ozila. Fanom Kanonierów pozostaje wiara w przychodzących na The Emirates – Nicolasa Pepe (za 65 mln euro z Lille) i Daniego Ceballosa (35 mln euro z Realu).

Na bal też chciałby dostać zaproszenie Manchester United. Ole Gunnar Solskjaer zaczął od wzmacniania defensywy “Czerwonych Diabłów” i – w moim odczuciu – przepłacania. Najpierw za Aarona Wan-Bissakę z Crystal Palace zapłacono 55 mln euro, następnie za reprezentanta Anglii z Leicester – Harrego Maguire’a – nie bagatela – 87 mln euro, czyniąc go najdroższym obrońcą w historii. Pamiętam, z Jurgena Kloppa też się śmiano, gdy z Virgila van Dijk’a uczynił najdroższego obrońcę na świecie. 85 mln euro wydane wtedy na Holendra, wygląda dziś jak doskonała inwestycja. Coś mi jednak mówi, że w przypadku Anglika może to być po prostu marnotrawienie pieniędzy.

Jak będzie na boisku – przekonamy się niebawem. Jedno jest pewne. Przed nami fantastyczny sezon z Premier League. Z roku na rok, po lidze angielskiej obiecujemy sobie coraz więcej. Ale czy kiedykolwiek nas zawiodła?


Zdjęcie główne: Terry Kearney, licencja Creative Commons

Reklama