Ponownie na horyzoncie pojawili się ludzie, którzy wolność chcą nam mocno ograniczyć. W kategoriach niepodległości nie ma zagrożenia, ale w temacie wolności widzę i to bardzo duże. Żeby ją ograniczyć, stłamsić i kontrolować – mówi nam muzyk Wojciech Wojda, legendarny lider i założyciel grupy Ferben Lehre. –  Mam parę dekad na karku i zawsze narzekałem na to, że urodziłem się w komunizmie, ale nie mam zamiaru w nim umierać. To mnie niewątpliwie wku****. Tym bardziej, że nie chcę z tego kraju wyjeżdżać, bo kocham to miejsce – dodaje. Pytamy o muzykę, festiwal Pol’and’Rock, Jurka Owsiaka i gorszy sort. – Ja się nie czuję gorszym sortem, nigdy też nie stałem tam, gdzie stało ZOMO. Być może ten, kto tak mówi, tam stał, bo ja stoję tam, gdzie stałem wtedy. Tak samo teraz. Gramy u Owsiaka, bo popieramy to, co robi, lubimy klimat Woodstocku i szanujemy ludzi, którzy tam przyjeżdżają – mówi.

JUSTYNA KOĆ: Gdy rozmawiamy, ty jedziesz na koncert do Kostrzyna nad Odrą, na festiwal Pol’and’Rock, czyli dawny Przystanek Woodstock Jurka Owsiaka. Co was tam ciągnie, bo przecież nie gaża za występ, na festiwalu gra się za darmo?

WOJCIECH WOJDA: Na Woodstocku graliśmy już w 1996, 2004, 2006 i 2013 na dużej scenie, a na scenie Kriszna, gdzie pojawiamy się w tym roku, graliśmy też już kilkukrotnie. W tym roku damy 9. i 10. koncert na przystanku Woodstock. Pierwszy z nich w czwartek – koncert akustyczny – a dziesiąty będzie już elektryczny i zagramy go pojutrze.

My gramy przede wszystkim dla muzyki i publiki, na trzecim miejscu jest brzmienie i dopiero na końcu kasa.

Bardziej nas zachęca to, że na Woodstocku jest niepowtarzalna publiczność i że robimy to, co lubimy, niż kasa. Bo jak sama powiedziałaś, na Woodstocku nie gra się dla pieniędzy. Ciągnie nas tam atmosfera, wspaniała publiczność, a kiedy okazało się , że pojawiła się szansa zagrać akustycznie dla tak dużego audytorium, był to wystarczający magnes, żeby jechać do Kostrzyna.

Reklama

Wasza nazwa, Farben Lehre, jest z niemieckiego, chociaż podobno pochodzi z jednego z wierszy Juliana Tuwima. Czyli wpisujecie się idealnie w nurt gorszego sortu?
Pytanie, kto faktycznie jest tym gorszym sortem. To trochę tak, jak rozmawia głupi z mądrym i nasuwa się pytanie, który jest tym głupim, a który mądrym. Ja się nie czuję gorszym sortem, nigdy też nie stałem tam, gdzie stało ZOMO. Być może ten, kto tak mówi, tam stał, bo ja stoję tam, gdzie stałem wtedy. Tak samo teraz. Gramy u Owsiaka, bo popieramy to, co robi, lubimy klimat Woodstocku i szanujemy ludzi, którzy tam przyjeżdżają. Poza tym

idea WOŚP od samego początku jest nam bliska i nie interesuje nas to, co mówią osoby nieprzychylne Owsiakowi. Mamy swoje zdanie na ten temat. Sądzę, że stoimy po tej samej stronie mocy…

Nasza niemiecka nazwa ma oczywiście korzenie polskie, jak powiedziałaś. Julian Tuwim jest poetą, o którym ja się uczyłem na lekcjach polskiego, jest jednym z najwybitniejszych naszych poetów ostatnich 100, jeśli nie 200 lat.

Jesteście zespołem punkrockowym…
Raczej zespołem niepokornym. Nie lubię takich podziałów na zespoły rockowe, bluesowe, punkowe itd. Dziś te podziały się zacierają. Podział na punk-hipis kojarzy mi się z komuną, kiedy to młodzi ludzie zostali posortowani przez ówczesną propagandę. Mi się to źle kojarzy, dlatego mówię, że jesteśmy zespołem niepokornym. Takie kapele często są na przekór różnym schematom myślowym, stereotypom, a już na pewno działają wbrew koniunkturze.

Zresztą w 1990 roku wydaliśmy pierwszą płytę i nazwaliśmy ją “Bez pokory”.

To dobry czas dla zespołów punkowych, niepokornych, wbrew koniunkturze?
Jest takie powiedzenie, że najlepsza liryka powstaje w cierpieniach, w okolicznościach tragedii, dramatów i negatywnych emocji, które są wokół. Jest w tym dużo prawdy. Pytasz, czy jest dobry klimat dla tworzenia walczących tekstów. Odpowiem, że oczywiście tak. Dzisiejszym czasom artyści tacy jak Farben Lehre z pewnością zawdzięczają jedną rzecz… Ja nigdy nie napisałem tylu dobrych tekstów co ostatnio, w tak krótkim czasie.

Punk rock to nie rurki z kremem, więc to nigdy nie była muzyka, która opisywała piękno przyrody. W całej historii punk rocka widać, że to zawsze była muzyka buntu i sprzeciwu. Obecnie znowu pojawiło się pole do działania, bo podstawowa wartość, która jest dla nas bezwzględnie bezcenna i nie podlega dyskusji – wolność, oraz wszystko, co się z tym hasłem wiąże, są realnie zagrożone. Trzeba ponownie się o to upominać i ponownie o to walczyć.

Pomyślałbyś, że po 30 latach na scenie znowu będziesz pisać takie teksty?
Pamiętam, jak w 1989 roku pomyślałem sobie, że trzeba pisać inne piosenki i podążać w jasną, a nie mroczną stronę. Zaczęliśmy iść w inne treści i formę przekazu, szukaliśmy pozytywnych emocji. Teraz – jak wspomniałem – znowu trzeba się upominać o najważniejsze wartości, jak wolność.

Widać, że fortuna kołem się toczy, a życie wciąż potrafi zaskakiwać. Ubolewam bardzo, że Farben Lehre istnieje już ponad 30 lat, ja też mam parę dekad na karku i zawsze narzekałem na to, że urodziłem się w komunizmie, ale nie mam zamiaru w nim umierać.  To mnie niewątpliwie wku****. Tym bardziej, że nie chcę z tego kraju wyjeżdżać, bo kocham to miejsce

Oprócz pisania tekstów, jak walczysz o wolność? Chodzisz na marsze?
Mnie nie interesują sztandary, tylko wartości. W walce o wolność jestem gotowy nawet z diabłem stanąć w jednym szeregu. Są pewne sprawy, które stawiam ponad podziałami. Byłem raz na Marszu Wolności, bo to jest dla mnie ważne hasło.

W 1989 roku odzyskaliśmy nie tylko niezależność i niepodległość, o czym zresztą dziś chętnie się mówi, ale odzyskaliśmy też wolność, o czym dziś już mniej chętnie się wspomina. A to dlatego, że ponownie na horyzoncie pojawili się ludzie, którzy tą wolność chcą nam mocno ograniczyć.

W kategoriach niepodległości nie ma zagrożenia, ale w temacie wolności widzę i to bardzo duże. Żeby ją ograniczyć, stłamsić i kontrolować. Kontrolowana wolność to oksymoron, czyli takowa nie istnieje. Wolności nie można kontrolować. Po prostu.

Dokładnie za miesiąc, 1 września, ukaże się wasza nowa płyta. Czy ona jest poświęcona właśnie wolności?
Płyta będzie się nazywała “Stacja Wolność”, zatem tytuł zobowiązuje. Teksty w większości obracają się wokół zagadnienia wolności. Mówimy o tym, jak to znowu znalazła się grupa ludzi, która chce nam mówić, jak mamy żyć. Ta płyta to przemyślenia kogoś, kto obserwuje życie. Moja żona powiedziała ostatnio, że to jest płyta obrazowo opisująca rzeczywistość, a nie zaangażowana politycznie.

Nie jesteśmy obojętni. Gdy się coś złego dzieje, to trzeba reagować, a nie siedzieć z założonymi rękoma w bezpiecznym kącie.

W myśl: “gdy ktoś upada, to trzeba mu pomóc”.

Jesteście po raz kolejny na Woodstocku. Macie jeszcze tremę?
Mimo że istniejemy już tyle lat na scenie, to z tremą nigdy nie wiadomo, bo ona przychodzi nieoczekiwanie, jak katar. Może się zdarzyć, że nas trafi, bo gramy akustycznie, unplugged. To przestrzenie muzyczne, które wciąż są dla nas nowe i nieodkryte. Jeżeli będzie kilka tysięcy ludzi, to może się zdarzyć, że zjawi się nieproszony gość w postaci tremy. Następnego dnia już będzie łatwiej, bo gramy tradycyjny koncert elektryczny. Wtedy tremy nie przewiduję, mimo że będziemy grać kilka premierowych numerów.

Będziecie przeklinać na scenie? Może się okazać, że jakiś internauta poczuje się urażony.
W kilku naszych piosenkach pojawiają się mocniejsze słowa, niekiedy wulgarne, ale żaden ksiądz czy polityk nie spowoduje, żebym zmienił tekst na bardziej grzeczny. Poprawności politycznej nikomu nie udało się mnie nauczyć i nie sądzę, żeby miało się to zmienić, tym bardziej teraz, kiedy jestem po pięćdziesiątce.


Zdjęcie główne: Wojciech Wojda, Fot. Robert Drózd, licencja Creative Commons

Reklama