Niezależnie od koncepcji, nasze służby to dzisiaj mniej niż zero. Gen. Pytel mówił, że przed dojściem PiS do władzy służby szkoliły polityków co do bezpiecznego użytkowania komunikacji elektronicznej. A ministerstwo obrony dysponowało bezpiecznym systemem łączności niejawnej. Ale w 2015 r. ministrem obrony został Antoni Macierewicz i system został… zlikwidowany. Zatem mamy kolejny dowód na to, że Macierewicz działa jak zdrajca – mówi nam Tomasz Piątek, dziennikarz, autor książek o tajemnicach Macierewicza i Morawieckiego, odnosząc się do sprawy przejęcia maili z prywatnej skrzynki ministra Dworczyka. Rozmawiamy o przyczynach i powodach, pytamy o służby, które powinny zapobiegać takim sytuacjom, pytamy, kto za tym stoi. Rozmawiamy też o przyszłości PiS. – Uważamy Ukraińców za bardziej zacofanych cywilizacyjnie. Tymczasem dwukrotnie obalili prokremlowską władzę, jeszcze gorszą niż PiS-owska. Powinniśmy się od nich uczyć. Oni stali miesiącami na Majdanie, choć w życiu codziennym nie było im łatwo. Gdyby 50 tys. ludzi rotacyjnie postało przez dwa, trzy tygodnie pod Sejmem, to zobaczylibyśmy, jak posłowie PiS uciekają do Gowina, do Kukiza, do PSL… Nagle odkryliby ze zdumieniem, że Jarosław Kaczyński to straszny despota. To są tchórze. Chcemy z nimi wygrać? Wystarczy, że nie będziemy większymi tchórzami od nich – uważa nasz rozmówca.

JUSTYNA KOĆ: Kto przejął zawartość skrzynki ministra Dworczyka i dlaczego ujawnia pewne treści właśnie teraz?

Tomasz Piątek

TOMASZ PIĄTEK: Przejął to za dużo powiedziane. Zakładam, że minister Dworczyk może cały czas korzystać ze swojej skrzynki. Ktoś się po prostu na skrzynkę dostał. Co ciekawe, serwis pocztowy Wirtualnej Polski twierdzi, że to nawet nie było włamanie. Ktoś, kto dostał się na skrzynkę Dworczyka, znał login i hasło. Dlaczego do publikacji dochodzi teraz? Bo ten, kto uzyskał dostęp do maili, najpierw je badał, czytał, analizował ich treść – i uznał, że dopiero obecnie ma dość amunicji, aby codziennie nas ekscytować nowymi wiadomościami.

Póki co udaje mu się to znakomicie, bo rzeczywiście pomysł, aby użyć WOT przeciwko protestującym kobietom, to pomysł rodem ze stanu wojennego. Rząd przyjął strategię tłumaczenia, że trop prowadzi do Rosji. Jak pan uważa?
Cały ten rząd jest jednym wielkim rosyjskim tropem. Proszę zauważyć: Dworczyk odradza wysyłanie wojska przeciwko kobietom na ulicach. Ale dlaczego to robi? Argumentuje, że to nie jest dobry pomysł, bo kojarzy się z Białorusią i reżimem PRL. To, co go interesuje, to dobry wizerunek rządu i to, aby nie kojarzono go z komunistyczną lub łukaszenkowską tyranią.

Reklama

Najwyraźniej ma świadomość, że ten rząd jest kojarzony ze wschodnimi tyraniami, że ludzie widzą podobieństwa.

Jeśli chodzi o tożsamość sprawcy lub sprawców wycieku, to oczywiście jej nie znamy. Anna Mierzyńska przeprowadziła błyskotliwą i pogłębioną analizę, z której wynika, że chodzi o pojedynczego hakera, który lubi robić zamęt wokół siebie, ma osobowość niesfornego rozrabiaki – albo z kimś, kto chce za takiego uchodzić i dlatego się tak zachowuje. Niesforny rozrabiaka lub ktoś (jeden człowiek względnie grupa ludzi) podszywający się pod takiego rozrabiakę. Ale gdyby faktycznie był to taki rozrabiaka – czy to wykluczałoby udział służb specjalnych? Też nie.

Nawet jeśli mamy do czynienia z osobą, która chce robić zamęt wokół siebie i zyskać sławę, to taka osoba również może być inspirowana przez służby. To służby mogły się włamać na skrzynkę Dworczyka, a następnie podsyłać materiały internetowemu figlarzowi, który chce ściągnąć na siebie uwagę, zdobyć atencję.

Służby jakie?
Mam na myśli przede wszystkim służby zewnętrzne, gdyż polskie służby praktycznie nie istnieją – są w rozsypce, zostały zdegradowane do roli policji politycznej PiS. A awantura, która wybuchła po publikacji, jest ryzykowna dla tej partii. Nie sądzę, aby służby, które są dziś całkowicie PiS-owskie, zgotowały coś takiego własnemu ministrowi. Zatem

pojawia się pytanie, co to za służby i po co to robią.

Skoro nie Rosjanie, to może Amerykanie?
A jaki motyw mógłby kierować Amerykanami, gdyby podjęli się takiej akcji?

Bo nie ma już Trumpa i nowa administracja wolałaby, aby rządziły w Warszawie przyjazne jej siły demokratyczne, w związku z sytuacją na Ukrainie, Białorusi i rozgrywce z Rosją. W końcu Polska to wschodnia flanka NATO.
W tej hipotezie jest logika. Ale wiele przemawia przeciwko niej. Gdyby była prawdziwa, oznaczałoby, że amerykańskie służby w tym przypadku bardzo się zakamuflowały. Albowiem to nie jest działanie w ich stylu, nie kojarzy się z nimi. Zachodnie służby nie są święte, nie zawsze traktują sojuszników delikatnie. Amerykanie i Duńczycy szpiegowali Angelę Merkel – jednak nie zafundowali Niemcom serialu polegającego na regularnym publikowaniu jej e-maili albo rozmów.

A przede wszystkim wypada przypuścić, że służby USA mocniej zainteresują się Polską za jakieś dwa lata. Wtedy będą rozwiązywać pomniejsze problemy na flankach NATO. Teraz muszą zająć się problemami głównymi, czyli Chinami i Rosją.

Szefem CIA został były ambasador William Burns, który spędził w Rosji wiele lat i zna ją doskonale. To „gołąb taktyczny, jastrząb strategiczny”. Zwolennik miękkich metod, ale stosowanych konsekwentnie i dogłębnie. Przypuszczam, że nie będzie przystawiać Putinowi pistoletu do głowy, ale mu nie odpuści. Najprawdopodobniej CIA będzie teraz korumpować Rosjan. Będzie rozmontowywać reżim Putina od środka za pomocą marchewki. To jest ogromne zadanie. Zatem

nie wykluczam, ale wątpię, żeby to Amerykanie stali za aferą Dworczyka.

Jeżeli zrobili to Rosjanie, to rodzi się pytanie, po co.
Minister Dworczyk pozwala sobie na antyukraińskie wybryki. Przypomnę jego napaść na ukraińskich polityków, uczonych i duchownych w 2016 r. Ukraińska strona wystosowała wówczas apel do obu naszych narodów o wzajemne wybaczenie win. Wtedy minister Dworczyk zaatakował ten apel. Stwierdził, że to niedopuszczalna symetria, gdy się stawia na równi krzywdy ukraińskie i polskie…

Czyżby zdaniem Dworczyka śmierć Ukraińca to mniejsza strata niż śmierć Polaka? Autorów listu, ludzi niewinnych zbrodni, nazwał „sprawcami ludobójstwa”. Pozostawię to bez komentarza. Fundacja Dworczyka, o pięknej nazwie Wolność i Demokracja, lansowała kult tzw. żołnierzy wyklętych. Zatem ludzi, którzy mordowali Ukraińców i Białorusinów. Jeden z nich, Romuald Rajs „Bury”, został uznany przez IPN za winnego czynów ludobójczych. Kto w fundacji Michała Dworczyka promował kult „wyklętych”? Bliska współpracowniczka Dworczyka, Olga Semeniuk, która teraz jest wiceministrą rozwoju. Pani Semeniuk pisała w mediach społecznościowych, że UE powinna być rozwiązana. Publicznie wyrażała wsparcie dla antyeuropejskiej francuskiej polityczki, Marine Le Pen, jawnie finansowanej przez Kreml.

Michał Dworczyk uczestniczył też w szerzeniu wizji, według której Ukraina to państwo upadłe, które nie spełnia podstawowych funkcji. Ta wizja – to

jedno z głównych narzędzi Putina w polityce międzynarodowej.

A ze skrzynki e-mailowej Dworczyka dowiadujemy się, że jego zausznikiem jest płk Krzysztof Gaj. Płk Gaj donosił ministrowi Dworczykowi na dwóch kolegów oficerów, zdaniem pułkownika zbyt proamerykańskich. Na czym miała polegać ich wina? Otóż oficerowie chcieli kupić amerykański system obronny zamiast rozwijać „nasz narodowy”. Płk Gaj odwodził też Dworczyka od zakupu ukraińskich pocisków dla armii.

Kim jest płk Gaj? To człowiek, który na antyukraińskim portalu Kresy.pl w 2014 r. napisał, że popiera Putina i rozumie jego atak na Ukrainę, bo to „faszystowska pożoga”.

Gaj był też ekspertem prywatnego think tanku Narodowe Centrum Studiów Strategicznych. Kto kierował think tankiem? Menedżer Jacek Kotas, słynny „łącznik rosyjski Macierewicza” – były wiceminister obrony w rządzie PiS, a zarazem menedżer o powiązaniach z mafijnymi oligarchami Kremla.

Kolejną bardzo ciekawy przepływ e-maili widzimy między Dworczykiem, Morawieckim i niejakim Markiem Bućką. Dworczyk wysłał do Morawieckiego jeden z e-maili otrzymanych od Bućki. W tym e-mailu Marek Bućko wyśmiewa się z Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która jest współtwórczynią poselskiego zespołu ds. bezpieczeństwa państwa (zajmowała się m.in. Jackiem Kotasem i rosyjskimi powiązaniami Macierewicza). Wysyłając ten e-mail Morawieckiemu Dworczyk zdekonspirował pana Bućkę. Określił go bowiem jako dyplomatę na drugim etacie – a tak określa się funkcjonariuszy wywiadu.

Jeżeli Marek Bućko jest rzeczywiście funkcjonariuszem wywiadu RP, to mamy do czynienia z niewyobrażalnym skandalem.

Przede wszystkim dlatego, że Bućko to założyciel portalu Reporters.pl. Portal publikował agresywną kremlowską propagandę. Straszył rzekomym islamskim zagrożeniem. Straszył, że Ukraińcy chcą nam odebrać polskie ziemie. Straszył, że nic się nie obroni przed rosyjską bronią hipersoniczną. Publikował też newsy o „Murzynach gwałcących krokodyle”. Takiego człowieka Dworczyk zachwalał premierowi.

Sam premier Morawiecki w tej korespondencji też wypada niepokojąco, jeśli chodzi o geopolitykę. Sprzeciw wobec rosyjskiego gazociągu Nord Stream 2 to tylko ewentualność, którą Mateusz Morawiecki rozważa głównie ze względu na kwestie wizerunkowe. Natomiast premier wykazuje niezwykłe ożywienie, jeśli chodzi o sprzeciw wobec Ukrainy.

Ale po co Rosjanie mieliby dekonspirować czy działać przeciwko własnym ludziom?
Istnieje kilka koncepcji. Anna Mierzyńska nie wyklucza hipotezy, według której autor przecieku to polski informatyk. W tym, co on pisze, pojawił się jeden czy dwa rusycyzmy. Ale kalki z języka rosyjskiego mogą być wtrącane dla zmylenia. Nasz bohater świetnie radzi sobie z polszczyzną, z żargonem polskich internautów. Wie nawet, które emotikony są popularne w polskim Internecie. Branża informatyczna przeżywa wzburzenie ze względu na obciążenia, zrzucone na nią przez tzw. Polski Ład premiera Morawieckiego.

Być może jakiś wściekły informatyk albo zespół wściekłych informatyków postanowił pokazać Polkom i Polakom, jakie putinki nami rządzą.

Istnieje też druga koncepcja, która zrodziła się wśród osób zajmujących się polityką zagraniczną. Według niej hakerem jest Białorusin-demokrata, który od wielu lat żyje w Polsce i chce uwolnić białoruską emigrację polityczną w Polsce od nacisków ministra Dworczyka. Członkowie tej emigracji mówią, że minister Dworczyk jest niezwykle nachalny i próbuje stać się jedynym pośrednikiem między nimi a rządem. Ale gdy spytać o to, czy autorem wycieku może być ich rodak, to mówią o tej koncepcji niechętnie.

W piątek „Wyborcza” napisała, że autorem wycieku jest osoba z otoczenia Dworczyka, znająca jego login i hasło. Pojawiły się przypuszczenia, że chodzi o kogoś, kto chce się zemścić na Dworczyku lub odegrać rolę sygnalisty. Informator „Wyborczej” przypuszcza, że ten sygnalista pragnie przekonać członków pisowskiego rządu do korzystania z rządowych skrzynek pocztowych… Hipoteza sygnalisty jest ciekawa. Ale nie wygląda na to, żeby chciał on wychowywać PiS. Raczej pragnie mu zaszkodzić, biorąc pod uwagę treść ujawnionych materiałów.

Czwartą hipotezę wysunął generał Pytel, były szef służby kontrwywiadu wojskowego. Jego koncepcja wiąże się z tym, że Kreml nie zawsze jest lojalny wobec swoich marionetek. Posługuje się nimi, ale kiedy to jest dla niego korzystne, może jedną lub kilka marionetek zniszczyć.

Co wynika ze słów generała Pytla? To, że ujawniając korespondencję Gaja z Dworczykiem Rosjanie pokazują Amerykanom, że Polska już nie jest faktycznym sojusznikiem USA.

Spójrzmy: oficer jest zwolennikiem zacieśniania więzi z Ameryką, to idą na niego donosy do samej Kancelarii Premiera… Co to znaczy? To, że jesteśmy bardziej nieprzyjacielem niż przyjacielem USA. To, że Amerykanie na Polskę nie mają co liczyć i powinni są sobie odpuścić. Z punktu widzenia Rosjan dobrze jest mieć takich ludzi jak Dworczyk i Gaj w Polsce. Ale jeszcze lepiej jest nas skompromitować wobec głównego sojusznika i sprawić, że Amerykanie machną ręką na Polskę.

Którakolwiek koncepcja jest właściwa, oznacza to, że polskie służby działają na poziomie zero lub nawet gorzej. Już chyba najlepiej w tym kontekście, żeby prawdziwa była czwarta koncepcja. Bo jeżeli doprowadzić do takiego kryzysu może grupa wkurzonych internautów albo rozczarowany Białorusin, to aż włos się jeży na głowie.
Niezależnie od koncepcji, nasze służby to dzisiaj mniej niż zero. Gen. Pytel mówił, że przed dojściem PiS do władzy służby szkoliły polityków co do bezpiecznego użytkowania komunikacji elektronicznej. A ministerstwo obrony dysponowało bezpiecznym systemem łączności niejawnej. Ale w 2015 r. ministrem obrony został Antoni Macierewicz i system został… zlikwidowany. Zatem mamy kolejny dowód na to, że Macierewicz działa jak zdrajca.

A gdzie w takim razie jest ABW, które wydaje m.in. certyfikaty dostępności do informacji niejawnej członkom rządu?
ABW zostało przez PiS upokorzone, właściwie zdemontowane. Zlikwidowano lub zredukowano jednostki terenowe. Podjęto wszelkie możliwe formalne i nieformalne działania, aby podporządkować ABW ministrowi Kamińskiemu i jego policji politycznej, jaką stało się CBA. Trzeba zaznaczyć, że ABW nie funkcjonowała najlepiej jeszcze w czasach PO. Świadczy o tym afera taśmowa z 2014 r. Jednak i tak służby działały wtedy o niebo lepiej w porównaniu z tym, co mamy dzisiaj.

Wieloletnia działalność ministra Dworczyka, poprzedzająca aferę mailową, pokazuje, że mamy do czynienia z działaczem antyukraińskim, który otacza się ludźmi o antyzachodnich poglądach i rosyjskich powiązaniach.

To ktoś, kto działa wbrew interesom Rzeczpospolitej Polskiej, gdyż w naszym interesie jest powstrzymywanie Rosji, wzmacnianie Ukrainy i bliska współpraca z zachodnimi sojusznikami. Minister Dworczyk nigdy nie powinien dostać prawa dostępu do tajnych informacji. Tak samo, jak nigdy nie powinien zostać ministrem.

Rzecznik rządu przewiduje, że teraz nastąpi wielki atak dezinformacyjny. Wiemy, że wyciekło 70 tys. materiałów…
Poproszę o wskazanie dezinformacji. Do tej pory – a jest piątek 18 czerwca, godzina 11 – nie usłyszeliśmy o sfałszowaniu jakiegokolwiek konkretnego materiału.

Jeżeli hipoteza nr 4 okazałaby się prawdziwa, to znaczy, że Rosjanie od miesięcy studiują tysiące wykradzionych materiałów. Polska i tak była dla nich już przejrzysta, ale teraz widzą ją niczym pod mikroskopem.

Kto może coś z tym zrobić? Tylko my, obywatele. W tym celu musimy zrozumieć, że jesteśmy na froncie. Musimy zrozumieć, że to jest wojna.

Jeżeli nadal będziemy zajmować się tylko naszymi prywatnymi sprawami, jeżeli zamkniemy oczy na to, że Polska właśnie jest nam kradziona – to za parę lat będziemy niewolnikami. I niestety zasłużymy na to.

Uważamy Ukraińców za bardziej zacofanych cywilizacyjnie. Tymczasem dwukrotnie obalili prokremlowską władzę, jeszcze gorszą niż PiS-owska. Powinniśmy się od nich uczyć. Oni stali miesiącami na Majdanie, choć w życiu codziennym nie było im łatwo. Ale pomagali sobie nawzajem. Robili to rotacyjnie. Sąsiedzi dzielili się obowiązkami: ja postoję na placu, a ty odbierzesz moje dzieci ze szkoły. Potem ty zrobisz mi zakupy, a ja postoję za ciebie…

Znamy przecież PiS-owców. Nie musielibyśmy stać miesiącami na mrozie, jak Ukraińcy. Gdyby 50 tys. ludzi rotacyjnie postało przez dwa, trzy tygodnie pod Sejmem, to zobaczylibyśmy, jak posłowie PiS uciekają do Gowina, do Kukiza, do PSL… Nagle odkryliby ze zdumieniem, że Jarosław Kaczyński to straszny despota. To są tchórze. Chcemy z nimi wygrać? Wystarczy, że nie będziemy większymi tchórzami od nich.

Więcej na temat afery Dworczyka w artykule Tomasza Piątka, który ukaże się w poniedziałkowym „Newsweeku”


Zdjęcie główne: Michał Dworczyk, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj; zdjęcie w tekście: Tomasz Piątek, Fot. Jakub Hałun, licencja Creative Commons

Reklama