Grzechy Dobrej Zmiany zostały już odmienione przez wszystkie przypadki, mapa politycznej strategii i medialnej taktyki została narysowana, analiza planów pozwoliła postawić diagnozę. Stało się to na długo przed wyborami, choć byli i nadal są tacy, dla których to tylko histeryczne strachy na Lachy. Rzeczywistość jednak potwierdziła obawy przeciwników, bezstronnym przyniosła niepewność, zadowoliła akolitów.

Wiemy już, że Jarosław Kaczyński posługuje się językiem konfrontacji i obraża;

wiemy, że Trybunał Konstytucyjny zostanie rozmontowany, by nie kontrolować władzy i otworzyć drzwi do grzebania w ordynacji wyborczej;

wiemy, że populistyczne programy socjalne typu 500 Plus oraz zapowiadane obniżenie wieku emerytalnego nadwerężą budżet i wpędzą Polskę w kłopoty ekonomiczne;

wiemy, że katastrofa smoleńska będzie brutalnie rozgrywana politycznie arlekinadami bzdur o zamachu;

Reklama

wiemy, że ministerstwo obrony jest w nieodpowiedzialnych rękach;

wiemy, że pozycja Polski na świecie będzie coraz słabsza, a kurs wschodni jest obrany;

wiemy, że religijni fundamentaliści będą parli do zmiany prawa aborcyjnego;

wiemy, że reforma edukacji nie jest przemyślana i przyniesie szkody;

wiemy, że rasizm i nacjonalizm czują się ośmielone;

wiemy, że media narodowe to tuby propagandowe zwalczające opozycję;

wiemy, że jest niespotykany dotąd w historii wolnej Polski skok na stołki;

wiemy wreszcie, że jest to jazda brawurowa, a paliwem parowozu Dobrej Zmiany jest ideologia, pycha i manipulacja;

wiemy, że prokuratura podlega bezpośrednio ośrodkowi politycznemu;

wiemy, że sędziowie poddawani będą coraz silniejszej presji, a ich etos rozmontowywany przez aparat władzy i propagandy.

Wiemy, wiemy, wiemy. I co z tego?

W klasycznej psychoanalizie, tej freudowskiej, histeria to wehikuł historii: szuka dziury w całym, kwestionuje symbolicznego Innego, patetyzuje, krzyczy, gdy się sprzeciwia, interpretuje, nie daje wytchnienia, porzuca, gdy myli namiętność z miłością. Przekładając to na język polityczny: histeria bliższa jest prawdzie niż każdy dobrze zorganizowany system. Czepia się tego, co woła o nazwę własną. Taki jest los prawdziwej opozycji, która nie tylko musi identyfikować przeciwnika, wskazywać mu miejsce, ale nade wszystko znaleźć sposób, by sprawnie i przekonująco zdominować debatę publiczną opanowaną przez władzę niemal absolutną, pozbawioną kontroli zdewastowanych instytucji.

Znów jesteśmy “my” i znów są “oni”. Po stronie “my” toczy się dyskusja i wojna polityczna o skuteczność i dominację, po stronie “oni” rywalizacja jest dość sprytnie ukrywana za woalem ideologii i mitologii, które spajają twardy elektorat.

Polityczna działalność Prawa i Sprawiedliwości przyniosła kilka histerycznych huraganów, pośród których poczesne miejsce zajmują pierwsze manifestacje Komitetu Obrony Demokracji i czarne strajki kobiet. Pęknięta Polska stała się faktem namacalnym. Znów jesteśmy “my” i znów są “oni”. Po stronie “my” toczy się dyskusja i wojna polityczna o skuteczność i dominację, po stronie “oni” rywalizacja jest dość sprytnie ukrywana za woalem ideologii i mitologii, które spajają twardy elektorat. “Ich” wyborcy rozkoszują się jeszcze rewanżem, zachłystują pełnią władzy, ujawniają uśpione popędy i namiętności, w tym bezkarne chamstwo. Dość przypomnieć “komunistów i złodziei”, “pełniących obowiązki Polaka”, “gorszy sort”, “wichrzycieli”. “Nasi” wyborcy oswajają szok, rośnie w nich tłumiony inteligenckim hamletyzowaniem gniew. Czekają na nowe.

Owo “nowe” jest wyzwaniem dla opozycji. Jak od histerycznej racji w nazywaniu po imieniu spraw, od buntu, złości i ulicznych zrywów przejść do zbudowania narracji atrakcyjnej dla wyborców?

Pośród liczących się po stronie opozycji nurtów przyszłość popularności KOD-u jest zagadką, choć niewątpliwie ta organizacja pobudza falujący bunt; uliczne zrywy są jednak coraz mniej spektakularne, a tożsamość woła o nową konstrukcję. Nowoczesna, mimo że w walce o niezależność Trybunału Konstytucyjnego pokazała się jako merytoryczny gracz, jest dziś osłabiona finansowo i agresywnie atakuje Platformę Obywatelską, co zraża tych wyborców, którym marzy się jedność. Partia Grzegorza Schetyny zaś – dotknięta wyborczą porażką, sprawą reprywatyzacji podgrzewaną przez sojusz reszty opozycji z PiS-em, a także poszukiwaniem wewnętrznej spoistości – postawiła na ucieczkę do przodu i ofensywę.

Dla opozycji wybór jest prosty. Może tkwić w tym histerycznym i stanowczo słusznym oburzeniu na oczywiste grzechy Dobrej Zmiany i udawać, że to wystarczy. Albo może wyznaczyć horyzont.

Ten szlak, choć najtrudniejszy, może być skuteczny. Powołanie komisji do odkłamywania głoszonych przez Antoniego Macierewicza i jego podkomisję smoleńskich bzdur, zaproszenie do jej prac zwalczanego przez PiS znakomitego specjalisty Macieja Laska, stworzenie gabinetu cieni, który może skutecznie punktować błędy rządu, wreszcie współpraca z opluwanym przez Dobrą Zmianę byłym prezydentem Lechem Wałęsą, który dla elektoratu PO pozostaje ikoną walki o wolność, a dla krytykującej go za działalność po 1989 roku rozproszonej lewicy nadal jest tym, który zasiadł do rozmów przy Okrągłym Stole – to wszystko jest próbą wyjścia poza histerię w stronę historii Polski po PiS-ie. Nawiasem mówiąc, marsz w obronie dobrego imienia Wałęsy należał do najbardziej spektakularnych.

Grzechy Dobrej Zmiany zostały już odmienione przez wszystkie przypadki, mapa politycznej strategii i medialnej taktyki została narysowana, analiza planów pozwoliła postawić diagnozę. Freud wiedział, że diagnoza to nie wszystko. Dla opozycji wybór jest prosty. Może tkwić w tym histerycznym i stanowczo słusznym oburzeniu na oczywiste grzechy Dobrej Zmiany i udawać, że to wystarczy. Albo może wyznaczyć horyzont. Dawniej tym horyzontem było wejście Polski do NATO. Potem do Unii Europejskiej. Dziś kluczem jest pokazanie, że czarny sen Dobrej Zmiany kiedyś się skończy. Ale przede wszystkim, że po przebudzeniu nie zostanie nam tylko: wiemy, wiemy, wiemy.


Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński. Źródło: Wikimedia Commons, autor M. A. Cholewicz, licencja Creative Commons

Zapisz

Zapisz

Reklama

Comments are closed.