Przyszedł PiS i regionalne odrębności i tożsamości zdusił, narzucając ujednolicający model „katolickiego państwa narodu polskiego” – pisze Janusz A. Majcherek. Tradycjonalizm – katolicyzm – PiS to na razie triada osłabiająca regionalizmy. Być może bez jej rozerwania nie powrócą one do niedawnego jeszcze znaczenia i wigoru.

Jednym z tych elementów systemu społeczno-politycznego, budowanego po 1989 roku, które pod rządami PiS uległy dewastacji, jest regionalizm. Dwa spośród trzech najsilniej wyróżniających się kulturowo regionów Polski, czyli Podhale i Kaszuby, stały się bastionami partii forsującej unifikacyjny i centralistyczny model państwa narodowego. Kolejny, czyli Śląsk, został opanowany przez PiS podstępem, ale w wyniku wyraźnego osłabienia tamtejszych ruchów regionalistycznych i obecnie śląskie odrębności są zawzięcie likwidowane, a

dyrektorka Muzeum Śląskiego została wyrzucona z pracy przez pisowskiego funkcjonariusza stojącego na czele regionalnej władzy.

Czy postulaty samorządowców, aby środki unijne były transferowane bezpośrednio do regionów, z pominięciem instytucji centralnych, są w stanie odwrócić regres regionalizmów? A może przejęcie regionalnych mediów przez spółkę skarbu państwa spowoduje ich podporządkowanie centralnemu ośrodkowi dyspozycji politycznej i płynącym stamtąd przekazom, niwelującym trwale lokalne specyfiki?

Regionalną emancypację w PRL, zglajszachtowanej przez panującą ideologię „jedności moralno-politycznej narodu”, zainicjowała „Solidarność”, przyjmując nietypową dla nominalnego związku zawodowego terytorialną strukturę organizacyjną. Emancypacja regionalna stała się w ten sposób częścią wszechstronnej emancypacji społecznej, politycznej i kulturowej, przez ten wielki ruch powziętej. Jak to ujął niedawno na łamach „Polityki” prof. Obracht-Prondzyński, w wywiadzie poświęconym odradzaniu się swoistości i tożsamości kaszubskiej, „upodmiotowienie etniczne, prawo, by być w pełni tym, kim się jest, zazębia się z upodmiotowieniem obywatelskim – i nie można rozłączyć tych dążeń”.

Reklama

To za przyczyną „Solidarności” do społecznego obiegu powróciły takie nazwy, jak Małopolska, Wielkopolska, Podlasie…

W PRL – przypomnijmy – nazwy ówczesnych jednostek terytorialnych i obszarów administracyjnych urobiono od nazw stołecznych lub największych miast: województwo katowickie (okresowo stalinogrodzkie), białostockie, krakowskie, gdańskie… Albo po prostu: „w Katowickiem”, „w Rzeszowskiem”, „w Olsztyńskiem”… Nazwy „Śląsk” czy „Mazowsze” kojarzyły się z zespołami pieśni i tańca, propagującymi cepeliową wersję folkloru jako sztuki ludowej, zgodnie z polityką kulturalną ludowego państwa. W tym samym czasie na Śląsku tamtejsza „godka”, czyli lokalny etnolekt, była szykanowana i rugowana, a język niemiecki zakazany.

Emancypacja i tożsamość

W trakcie transformacji systemowej regionalizm stał się elementem autonomizacji nie tylko społeczno-kulturowej, ale i politycznej, wyrażanej w przywróceniu samorządności terytorialnej, pod tradycyjnymi nazwami regionów (choć w zmodyfikowanych ich granicach). Ale rewindykacje zmierzające do pełnego samostanowienia i poszanowania regionalnych odrębności nasilały się.

Kwestią nie tylko mody, ale też ambicji, stało się uwypuklanie lokalnych tradycji, oryginalnych wzorów kultury, odrębności obyczajowych. Na Śląsku, Kaszubach czy Podlasiu, ale także ziemiach poniemieckich, co było ryzykowne, bo podważało rzekomą odwieczną polskość tych obszarów. Eksponowano – niekiedy znacznie naciągając – niepowtarzalną, wielokulturową specyfikę Dolnego Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur… Rozkwitły festiwale czterech (a niechby tylko trzech) kultur, stowarzyszenia miłośników ziemi i tradycji… (tu wpisać według uznania), fundacje pogranicza kulturowego, dni kultury… (tu nazwa regionu lub mniejszości etnicznej) itp.

Szerzył się swoisty kult „małych ojczyzn”.

Powstały popularne, ale i naukowe pisma odwołujące się do regionalnej specyfiki i propagujące ją („Borussia”, „Przegląd Wielkopolski”, „Świętokrzyskie”, „Małopolska” – to ostatnie z charakterystycznym podtytułem: „regiony – regionalizmy – małe ojczyzny”, „Tygodnik Podhalański”, trójmiejsko-pomorskie „30 Dni” itd.). Ukazało się wiele publikacji i opracowań książkowych czy albumowych poświęconych regionalnej i lokalnej specyfice kulturowej. Jej niektóre przejawy stały się wręcz przedmiotem publicznie manifestowanej dumy, a rozmaite artefakty – w formie na ogół reprodukowanej – trafiły do masowego, choć lokalnego obiegu.

Regionalna przynależność zaczęła funkcjonować jako znaczący element tożsamości wielu mieszkańców, w tym także napływowych. Donald Tusk podkreślał swoje kaszubskie pochodzenie, Jerzy Buzek śląskie, Włodzimierz Cimoszewicz związki z Podlasiem, posłowie z Podhala przychodzili na uroczyste posiedzenia Sejmu czy Zgromadzenia Narodowego w strojach regionalnych.

Patriotyzm lokalny stał się wręcz modny.

Narodowe, nie regionalne

Aż przyszedł PiS i owe regionalne odrębności i tożsamości zdusił, narzucając ujednolicający model „katolickiego państwa narodu polskiego”. Patriotyzm lokalny zaczął być eliminowany przez urzędowo forsowany patriotyzm narodowy. Nie wszystkie jednak procesy deregionalizacyjne dokonywały się pod przymusem czy presją.

Przypomnijmy: w ostatnim, przeprowadzonym 10 lat temu (wkrótce kolejny) spisie powszechnym dwie najliczniej zdeklarowane mniejszości narodowe to Ślązacy (prawie 850 tys.) i Kaszubi  (ponad 230 tys.). Ci drudzy uzyskali dla swojego etnolektu status równy z językami oficjalnych mniejszości narodowych i etnicznych (urzędowy w lokalnej administracji, wykładowy w szkołach).

Ale Kaszuby to dziś jeden z bastionów rządzącej partii, do regionalnych odrębności czy specyfik odnoszącej się z daleko posuniętą rezerwą (określając to najłagodniej; pamiętne są słowa Jarosława Kaczyńskiego o śląskich regionalistach jako „ukrytej opcji niemieckiej”).

W powiecie kartuskim PiS zdobył w wyborach sejmowych ponad 45 proc. głosów (w gminie Sierakowice ponad 60 proc.), w kościerskim ponad 46 proc. (w większości gmin ponad 50 proc.), w bytowskim ponad 43 proc. (w gminie Lipnica ponad 60 proc., w wielu innych ponad 50 proc.), itd.

Podobnie, a nawet jeszcze bardziej, jest na Podhalu – regionie bodaj najbardziej wyróżniającym się kulturową odrębnością we współczesnej Polsce. Kandydaci PiS biją u górali rekordy poparcia. W powiecie nowotarskim partia rządząca otrzymała ponad 66 proc., w tatrzańskim ponad 56 proc., w niektórych gminach ponad 70, a nawet 80 proc. Pikanterii i smaczku temu dodaje fakt, że etnicznie wielu górali nie ma nawet pochodzenia słowiańskiego, lecz „obce”, wołoskie, a etnogeneza ich większości jest mieszana, w tym wschodniosłowiańska, rusińska. Chyba jednak uwierzyli XIX-wiecznym ceperskim „odkrywcom” Podhala, którzy snuli fantazje o prapolskości zagubionego w górach ludu. W każdym razie głosują gremialnie na partię polsko-narodową.

Zimowy lockdown sparaliżował góralski biznes turystyczny, wywołując na Podhalu niejakie „poruseństwo”. Ale gdy ruszą na powrót wyciągi narciarskie, hotele , gospody i stoiska z oscypkami, miłość górali do PiS może wrócić.

W każdym razie nie osłabi jej raczej antyaborcyjna krucjata rządzącej partii (choć działa podhalański oddział Strajku Kobiet).

Śląsk został opanowany przez PiS podstępem (słynna wolta radnego Kałuży w śląskim sejmiku), lecz tamtejsze ruchy regionalne słabły już od pewnego czasu, podobnie jak mniejszość niemiecka, niegdyś współrządząca regionem i współstanowiąca o jego specyfice. Ale choć w wyborach sejmowych PiS w śląskich okręgach dostał przeważnie mniej głosów niż w skali ogólnopolskiej, to jednak najwięcej ze wszystkich komitetów (w Rudzie Śląskiej ponad 44 proc., w Mysłowicach ponad 43, w okręgu bieruńsko-lędzińskim zaś prawie 57 proc.)

Kurpie – jeden z najmniejszych, ale oryginalniejszych kulturowo regionów, to kolejny matecznik PiS. W tamtejszych gminach (Kadzidło, Myszyniec, Łyse) głosowało na nią ponad lub prawie 70 proc. mieszkańców.

Może najbardziej zróżnicowany kulturowo polski region, czyli Podlasie, to nie tylko zagłębie PiS, ale też ultranacjonalistów spod znaku ONR i haseł „Polska dla Polaków”.

Tradycja – Kościół – PiS

Jak wytłumaczyć ten widoczny regres regionalizmów i opanowanie odrębnych, oryginalnych i swoistych kulturowo obszarów kraju przez siewców ideologii nacjonalistycznej, a co najmniej jednolitonarodowej?

Bliższa analiza tych procesów sugeruje wiodącą rolę katolicyzmu. Śląsk, Kaszuby, Podhale czy Kurpie to obszary o wysokim i bardzo wysokim odsetku praktykujących katolików. Mapa parafii oznaczonych według poziomu uczestnictwa mieszkańców w nabożeństwach kościelnych wyraźnie wyróżnia obszary diecezji pelplińskiej, opolskiej, gliwickiej, południa małopolskiej, białostockiej. Na Podlasiu odróżniają się natomiast gminy i okręgi wyborcze z ludnością prawosławną – tam PiS nie ma powodzenia, choć profil społeczny mieszkańców (wieś, wiek, wykształcenie) sugerowałby co innego.

W gminie o najwyższym odsetku ludności prawosławnej, czyli Czyże, Koalicja Obywatelska wygrała znacząco (33 proc. wobec 24 dla PiS, które przegrało także z PSL). Podobnie w dawnym Księstwie Cieszyńskim, gdzie są skupiska protestantów. W Wiśle, rodzinnej miejscowości Jerzego Pilcha i Adama Małysza, dwóch spośród trzech (obok Jerzego Buzka) najbardziej znanych polskich luteran, KO otrzymała ponad 55 proc., a PiS tylko 18.

Tak silny wpływ katolicyzmu i ostentacyjnej religijności wśród górali, Kaszubów czy Ślązaków może dziwić w czasie postępującej laicyzacji Polski i Polaków.

Utożsamianie się z narodem, który się laicyzuje, powinno by skutkować podobną tendencją. Ale, po pierwsze, religijność wchodzi obecnie w Polsce w etap defensywny, staje się właśnie formą obrony przed napierającą i postępującą sekularyzacją (w wydaniu PiS obroną przez atak) i tym samym tworzy bastiony (szańce) wiary, której zinstytucjonalizowanymi sprzymierzeńcami mianują się i jawią politycy rządzącego obozu prawicy narodowo-katolickiej.

A po drugie, katolicyzm wyraża się w specyficznych, regionalnych formach folklorystycznych, więc „lokalsi” mają poczucie, że zachowują swoją tradycję i odrębność, nawet popierając obóz polityczny niechętny – oględnie mówiąc – regionalnym odrębnościom. W ten sposób tradycja – niegdyś filar lokalnej i regionalnej tożsamości – stała się paradoksalnie sprzymierzeńcem antyregionalistycznego PiS. Na Podhalu niektórzy nawet szczycą się, że tamtejszy samorząd w obronie lokalnej tradycji odrzucił konwencję antyprzemocową – to ma być przejaw ich góralskiej hardości.

Popieranie partii zwalczającej regionalne odrębności przez mieszkańców najbardziej kulturowo odrębnych regionów da się wyjaśnić tym samym mechanizmem, który wielu latynoskich wyborców w USA skłaniał do popierania Trumpa, wielokrotne okazującego wrogie nastawienie do latynoskich imigrantów.

Był jednak zdeklarowanym obrońcą tradycyjnych wartości, które dla wielu Latynosów mają istotne znaczenie.

Na jak długo?

Postępująca w Polsce laicyzacja – jak większość procesów modernizacyjnych – najsilniej zaznacza się w miastach i to tych największych. Paradoksalnie, to w nich – Gdańsku, Wrocławiu, Katowicach, ale także Łodzi czy Lublinie – kultywuje się obecnie specyfikę lokalną, łącząc ją z wielokulturowością oraz niechęcią do nacjonalistyczno-unifikacyjnej władzy. To stolice województw najwytrwalej walczą o zachowanie jak najwięcej z regionalnej samodzielności i odrębności.

Przywiązanie mieszkańców najbardziej specyficznych kulturowo regionów do partii antyregionalnej i szermującej hasłami nacjonalistycznymi nie musi być trwałe.

Na razie ten związek opiera się na tradycjonalizmie obyczajowym i mentalnym, którego newralgicznym elementem jest ludowy katolicyzm, w jego lokalnych formach. Antygenderyzm, antyfeminizm, niechęć do LGBT („u nas na Podhalu takich osób nie ma” – obwieścił jeden ze znanych góralskich muzyków), lęk przed obyczajowym „nowinkarstwem” płynącym z Zachodu spajają Kaszubów czy górali z Kościołem i tym samym z rządzącą partią, silnie z nim złączoną.

Tradycjonalizm – katolicyzm – PiS to na razie triada osłabiająca regionalizmy. Być może bez jej rozerwania nie powrócą one do niedawnego jeszcze znaczenia i wigoru.

Janusz A. Majcherek
Autor jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki na Kasprowym Wierchu, Fot. Flickr/KPRM/Adam Guz

Reklama