Prof. Jerzy Bralczyk był gościem Festiwalu Przyszłości Bomba Megabitowa. Językoznawca w swoim wykładzie odniósł się do nowego przedmiotu szkolnego, jakim jest historia i teraźniejszość.

HiT, czyli wielki kit

Historia i teraźniejszość od 1 września weszła do planu lekcji uczniów szkół ponadpodstawowych. Nowy przedmiot od tygodni wzbudzał i wciąż wzbudza wielkie kontrowersje. Najgorętsza dyskusja toczy się oczywiście wokół podręcznika autorstwa Wojciecha Roszkowskiego, który w swoim psuedonaukowym eseju pytał m.in. kto będzie kochał “wyprodukowane w ten sposób dzieci”, mając na myśli dzieci poczęte metodą in vitro.

Dość niespodziewanie przy okazji wykładu na Festiwalu Przyszłości Bomba Megabitowa nowy przedmiot i podręcznik do niego skomentował profesor Jerzy Bralczyk. Prelekcja znakomitego językoznawcy dotyczyła… indoktrynacji.

– Teraz, zarówno wtedy, kiedy mówimy o zideologizowaniu współczesnością, a w kontraście jest na przykład lektura podręcznika “historia i teraźniejszość”. Nawiasem mówiąc, to jest bardzo dobre połączenie – historia i teraźniejszość – zaczął niewinnie profesor Bralczyk.

Jerzy Bralczyk o indoktrynacji

W dalszej części wypowiedzi językoznawca zwrócił uwagę na słowa “przeszłość i przyszłość” w innych krajach. Przytoczył ich brzmienie po angielsku, rosyjsku czy niemiecku. – Czy Państwo wiedzą, że język polski jest bodajże jedynym, w którym przeszłość i przyszłość brzmią niemal tak samo? – zapytał zgromadzoną widownię.

Reklama

– Jak mówię niewyraźnie, to nie wiadomo, czy mówię o przeszłości czy o przyszłości. Po niemiecku jak mówię, to jest “Zukunft” i “Vergangenheit”, prawda? Po angielsku jest “past” i “future”. Jakie różne słowa! Nawet po rosyjsku jest “proshlom” i “budushcheye”. Zupełnie inne słowa – stwierdził Jerzy Bralczyk powoli zbliżając się do pointy.

– A u nas “przeszłość”, “przyszłość”… Czy ja wiem, co jest co? I dlatego też ta “historia i teraźniejszość” powinna się nazywać “przeszłość i przeszłość”. To wtedy nie wiadomo byłoby, o co chodzi – skwitował ironicznie, a na sali rozległy się oklaski. To się nazywa ironia. Ciekawe czy minister zrozumiał…

Źródło: o2.pl

Reklama