Przede wszystkim chodzi o alternatywę dla PiS-owskiej wizji Polski; Polski wielkiej, bo goni obcych: muzułmanów, Żydów, “zboków”, bo stawia się szwabom i ruskim i bo daje “wała” Brukseli. To jest najpowszechniejszy przekaz PiS-u, program w wersji disco polo. A pod nim, jako wzmocnienie, ta “heroina ekonomiczna”. Opozycja musi stworzyć coś podobnie powszechnego, innym językiem, inne w treści. To jest możliwe – mówi nam Waldemar Kuczyński, ekonomista, publicysta, polityk, w latach 1990-1991 minister przekształceń własnościowych, główny doradca ekonomiczny rządu Jerzego Buzka, opozycjonista z czasów PRL. Rozmawiamy o nadchodzących wyborach i możliwych scenariuszach dla Polski. – Opozycja może wygrać, pozyskując nowych wyborców. Na oskubanie PiS-owskiego legionu nie ma co liczyć – podkreśla

JUSTYNA KOĆ: Jak ocenia pan polską scenę polityczną na 3 miesiące przed wyborami? Czy opozycja ma szanse zatrzymać autorytarne zapędy Zjednoczonej Prawicy?

WALDEMAR KUCZYŃSKI: Po pierwsze, jest mało czasu do wyborów i na wiele rzeczy, które powinno się zrobić, nie ma czasu. Po drugie, opozycja, nadal podzielona, stoi naprzeciw zjednoczonego przeciwnika. Po trzecie, niezależnie od tego, jak zjednoczona byłaby opozycja, ma ona wyjątkowo ciężką sytuację. Społeczeństwu zaaplikowano potężny zastrzyk “ekonomicznej heroiny”, mówię tu o prezentach z zakresu polityki społecznej, także o obniżce wieku emerytalnego. Do tego doszło sprzyjające PiS-owi przejście od kryzysu w  gospodarce europejskiej do wysokiej koniunktury. To stawia opozycję przed niezwykle ciężkim zadaniem. Z doświadczeń historii wiadomo, że

kluczowe, jeśli chodzi o nastroje polityczne we wszystkich krajach, a wyborcze w krajach demokratycznych, są sprawy “noża i widelca”, czy jest praca i pieniądze na utrzymanie rodzin, bo społeczeństwo składa się głównie z rodzin.

Opozycja może walczyć z tą “ekonomiczną heroiną”?
Parę uwag o fundamentach opozycji. Jej zróżnicowanie nie wynika z kłótliwości. Kłótliwość, ambicje to naskórek, skutek, a nie przyczyna. Ona wynika z charakteru nie-PiS-owskiej części społeczeństwa. Polacy są narodem pogranicza wschodnio-zachodniego. Tak jak Rosjanie, Ukraińcy czy Białorusini mamy wśród nas mentalność Wschodu i Zachodu, “wschodniaków” i “zachodniaków”. Jesteśmy trochę rosyjscy, białoruscy, trochę niemieccy i europejscy. “Zachodniacy” są bardziej nastawieni na jednostkę, na indywidualizm we wspólnej Ojczyźnie, w Patrii, “wschodniacy” bardziej na wspólnotę, naród, nację, przywództwo. Uważam Jarosława Kaczyńskiego za polityka groźnego dla Polski, opętanego wolą dominacji i paranoidalnymi wizjami świata. Ale to niestety polityk bardzo utalentowany. Po wielu nieudanych próbach, dzięki niezwykłej sile woli i uporowi, zjednoczył tę wspólnotową, narodową część społeczeństwa.

Reklama

To, co się u nas dzieje, wojna polsko-polska, przypomina wojnę między polskim narodem a polskim społeczeństwem.

PiS-owska część jest zjednoczona w oparciu o więź narodową, i tę grupę łatwo ze zbiorowości zmienić w legion; marszowy lub bojowy, wedle woli przywódcy. To, że elektorat PiS nie reaguje na afery i wpadki tej partii, jest tego dowodem. Po drugiej stronie mamy społeczeństwo. Mniej wrażliwe na sztandary, defilady czołgów, kult szlachetnych klęsk itd. Ta część to różne grupy, środowiska i z tego zróżnicowania wyrastają różne partie po stronie obecnej opozycji. Tutaj nie uda się osiągnąć podobnej, co w PiS, zwartości. To zawsze będzie pospolite ruszenie, myślące nie tylko nad tym, jak pokonać wroga, ale też, że “idą żniwa”.

Po stronie opozycji jest wiele partii, ale jeden moloch. Reszta wobec niego to liliputy.

Zjednoczenie musi się więc opierać o zasadę primus inter pares. Nic się nie uda, jeśli nie będzie oparte na Platformie Obywatelskiej.

Zdaje się, że partie opozycyjne tego tak nie widzą.
Widzą, ale z trudem uznają. To, że powstała Koalicja Europejska, było dużym osiągnięciem. Jeszcze przed majem komentatorzy piali z zachwytu nad Schetyną. Nagle okazało się, że ma charyzmę i umiejętność łączenia. Moim zdaniem wynik wyborów do PE jest dużym dorobkiem, nawet jeśli nie wygraną. To on jest nadzieją, że PiS można pokonać.

Przypomnijmy: 45 proc. PiS i 38 proc. KE. Taki wynik w październiku będzie jednak zdecydowanie porażką, bo PiS utworzy rząd.
Ten wynik da się poprawić, choć to będzie bardzo trudne. Opozycja powinna to mówić zamiast naiwnie zaklinać rzeczywistość, że wygramy i już. Primus inter pares musi dać więcej miejsca na listach reszcie, niż wynika to z siły pozostałych partii, które dołączą, oni z kolei muszą zrozumieć wagę sytuacji i nie domagać się nad miarę, bo to wywoła opory w Platformie i osłabi całą konstrukcję. Podobna reguła dotyczy tworzenia programu.

Trzeba też skończyć z mówieniem, jakim marnym politykiem jest Schetyna, bo to nieprawda. To dotyczy także sympatyzujących z opozycją komentatorów. Schetyna jest i zostanie przywódcą zjednoczonej opozycji!

Może wysunąć na czoło frontu walki kogoś innego, ale to musi być jego decyzja. Konflikt o lidera to klęska murowana. Pokutuje przeświadczenie, że aby odnosić sukcesy, na czele partii musi być paw z barwnymi piórami. To nieprawda. Największy polityk dzisiejszej Europy, Angela Merkel, to nie paw, lecz spokojna mama o dobrym, choć niezbyt urodziwym obliczu.

To co powinna zrobić opozycja?
Wyciągnąć wnioski z wyborów europejskich, zebrać informacje, jakie istnieją, nt. swoich wyborców: co to za ludzie, gdzie mieszkają, jaki mają wiek, zawód. Opozycja może wygrać pozyskując nowych wyborców z tych kręgów społeczeństwa. Na oskubanie PiS-owskiego legionu nie ma co liczyć. Powinni zrobić serię badań swoich wyborców, dowiedzieć się, dlaczego na nich głosowali, co ich do tego skłoniło i co należy ich zdaniem zrobić, aby więcej osób tego pokroju wyrwać z bierności. Na tym skonstruować główny przekaz. W stosunku do ludzi stojących w legionie PiS-u należy być grzecznym, nie obrażać, szanować.

Coraz częściej odnosi się wrażenie, że sama opozycja straciła wiarę, że z PiS-em może wygrać. Czy to nie jest samospełniające się proroctwo? Będąc mentalnie przegranym nie można odnieść sukcesu.
To by bardzo osłabiło szansę na wygraną. Nie wiem, czy tak jest, ale czasem mam wrażenie, że po stronie PiS-u są ludzie, którym się chce chcieć, a po stronie opozycji ludzie, którym chce się mieć. Tamci mają zły ogień, ci dobry chłód. Opozycja musi, oprócz połączenia, stworzyć program.

Ich wcale tak wiele nie dzieli, jeśli odłożyć na bok radykalizm ze sfery obyczajowej czy w stosunku do Kościoła. Radykalizm w tych sprawach to nie temat na te wybory.

Zmiany i tu muszą następować i następują. Ale próby przyspieszeń, jak pokazały wybory europejskiej, dają skutki odwrotne. W ogromnej części reszty – kształt państwa, rola Polski w Unii, polityka zagraniczna, gospodarka, służba zdrowia, oświata, ekologia – nie widzę, by wspólny, kompromisowy program był niemożliwy. Ale przede wszystkim chodzi o alternatywę dla PiS-owskiej wizji Polski; Polski wielkiej, bo goni obcych: muzułmanów, Żydów, “zboków”, bo stawia się szwabom i ruskim i bo daje “wała” Brukseli. To jest ich najpowszechniejszy przekaz, program w wersji disco polo. A pod nim, jako wzmocnienie, ta “heroina ekonomiczna”. Opozycja musi stworzyć coś podobnie powszechnego, innym językiem, inne w treści. To jest możliwe. Też chcemy Wielkiej Polski, jesteśmy patriotami nie gorszymi niż Wy, chcemy Polski, która będzie ważnym elementem wspólnoty europejskiej. Chcemy być w niej najgłębiej, kierować jej władzami i agendami, decydować o jej losie i rozwoju. Bo ta wspólnota po raz pierwszy od 500 lat stwarza dla nas, dla Polski perspektywę pokoju, wolności i dobrobytu, w naszym polskim siedlisku, urządzonym na nasz obraz i podobieństwo, ale w wielkim europejskim osiedlu. Po raz pierwszy, bo jakieś 500 lat temu zaczęło kurczyć się pole dla niepodległej Polski, aż znikło. Odzyskiwaliśmy niepodległość, gdy oba lub jeden z zębów obcęgów rosyjsko-niemieckich pękał. Unia połówkę tych obcęgów zmieniła w naszego wspólnika.

Łączy te partie także wiele, gdy chodzi o sprawy krajowe. Przede wszystkim odbudowanie państwa prawa, tak już zdewastowanego przez PiS, przywrócenie publicznego charakteru zawłaszczonym mediom, zdjęcie z samorządów nakładanych przez PiS pęt, likwidacja skutków “deformy” oświatowej, stworzenie polityki ekologicznej na miarę konieczności, zatrzymanie zapaści służby zdrowia. Jest tego wiele.

Szeroka koalicja jest tu kluczem?
Dużo to najczęściej znaczy dobrze, ale jest też powiedzenie: co za dużo, to niezdrowo. Mam wątpliwości, czy próby poszerzania koalicji o Wiosnę nie doprowadzą do straty czasu albo rozsypania się całej układanki.

Z Biedronia pozostał moim zdaniem tylko jego śmiech. Z Wiosny chyba niewiele więcej, jeśli on ma pozostać jej szefem.

Ponadto wybory europejskie pokazały, że nadmierna dawka mieszanki progresywizmu obyczajowego z antyklerykalizmem to świetne paliwo dla prawicowego i klerykalnego kontrataku. W tych wyborach po raz pierwszy mobilizacja części PiS-owskiej była rewelacyjna, większa niż strony przeciwnej, i to ona przyniosła wygraną PiS. Moim zdaniem to był wynik nie tyle filmu Sekielskiego i “Kleru”, co reakcji na niego, która przybrała postać antykościelnej krucjaty, wobec czego lud Boży, szczególnie wschodu i południowego-wschodu, powstał w obronie wiary świętej, Kościoła i kapłanów. Kaczyński dobrze się wstrzelił, mówiąc, że ręka podniesiona na Kościół jest ręką podniesioną na Polskę.

Jak pan patrzy na Polskę 30 lat po odzyskaniu niepodległości?
Uważam, że przez pierwsze 25 lat szliśmy prawie wzorowo. To była wielka przemiana, burzliwa, z różnymi problemami, ale gigantyczny postęp kraju. Polska zrobiła ogromny skok, zbliżając się do Zachodu. A najszybciej ścigaliśmy Europę w ośmioleciu rządów PO-PSL, ponieważ całej Europie wiatr kryzysu wiał w twarz, nam też, ale wszyscy albo stanęli w miejscu, albo się cofali. Tylko jedna jedyna Polska, pod rządami PO-PSL, szła do przodu. Przez te 8 lat najszybciej goniliśmy Zachód. Dziś dalej doganiamy Europę, ale dużo wolniej, bo dziś wszystkim wiatr wieje w plecy i pomaga, także nam.

Nie rozumiem, jak Polacy mogli dokonać tego, co zrobili w roku 2015. Czasami się obawiam, że to może być jedna spośród czarnych dat w polskiej historii. Nie znamy przyszłych skutków, których rok 2015 może być źródłem.

Boję się, że zboczyliśmy z drogi wyprowadzającej nas ze strasznej naszej historii ostatnich stuleci i wpełzamy na stary szlak, że tracimy niepowtarzalną szansę, jaką dał nam rok 1989. Do tego, co się dzieje, pasuje moim zdaniem parafraza znanego powiedzenia dotyczącego czasów saskich: za PiS-u, jak za króla Sasa, państwo słabnie, a lud popuszcza pasa. Wiem, że na społeczeństwo nie można się obrażać, ale czasem nie mogę tego Polakom darować. Najbardziej tym, którzy nie poszli do wyborów. Bo to ich dotyczy to powiedzenie: nie bój się przyjaciół, bo mogą cie tylko zdradzić, nie bój się wrogów, mogą cię tylko zabić, bój się ludzi obojętnych, bo dzięki nim zdrada i zbrodnia istnieją na świecie. A także “dobre zmiany”, jak nasza dzisiejsza.


Zdjęcie główne: Waldemar Kuczyński, Fot. Waldemar Kuczyński, licencja Creative Commons

Reklama