Przeraża mnie, że ktoś mógłby pomyśleć, że to my. My wszyscy. My, Polacy. Że to my chcemy zmian prawa na takie, które odbiera kobietom godność, broni gwałcicieli i nie mieści się w głowie. Że to my chcemy robienia z katastrofy pod Smoleńskiem najważniejszego wydarzenia w historii Polski. Że to my wciąż szukamy winnych i oskarżamy cały świat. Że chodzimy na miesięcznice i nienawidzimy Rosjan. Że to my chcemy także kolejnego zamieszania w edukacji, my chcemy mediów sprzed epoki, ziejących propagandą, my wreszcie chcemy silnej ręki. No i wstania z kolan też chcemy, bardzo.

Ale to nie my! Nie my wszyscy. Gdzie to powiedzieć, żeby nikt nie miał wątpliwości?

Owszem, chcielibyśmy rozsądnej polityki prorodzinnej, godziwych warunków pracy czy wyższych emerytur, ale to akurat się nie dzieje. My także chcielibyśmy zrealizowania obietnic: rozmawiania, słuchania, czy też niewyrzucania do kosza projektów obywatelskich. Ale to się nie dzieje! Marsze gromadzące dziesiątki tysięcy ludzi nie prowokują naszych rządzących do rozmowy – bo przecież z TYMI ludźmi nie warto rozmawiać. Projekt “Ratujmy kobiety” wylądował w koszu w takim tempie, że można to było przeoczyć – bo TEN projekt akurat nie był po ich myśli. Apele polskich elit, by nie niszczyć konstytucji i Trybunału, są nie tylko niewysłuchane, ale można odnieść wrażenie, że nawet nieusłyszane. No bo kto właściwie powiedział, że TO akurat są elity?

Obiecywano nam rozwój kraju. Zaczynam zazdrościć rządzącym, że nie znają języków na tyle, by zobaczyć, co myśli o tym rozwoju świat. Ale mam ochotę krzyczeć, gdy ktoś z zagranicznych znajomych pyta: “Co tam się u was dzieje?”. Nie takiego zainteresowania naszym krajem chcemy! Nie chcę wciąż tłumaczyć się za nasz rząd, tłumaczyć, że to nie my wszyscy popieramy to, co robi. Ale tłumaczę, bo inaczej – skąd będą wiedzieli?

Reklama

Mam wielu znajomych z zagranicy w Polsce. Oczywiście, oni żyją tutaj, rozumieją z tego więcej. Ale złapałam się na tym, że zaczęłam się o nich martwić. I chcę krzyczeć, że to nie my – wszyscy – nienawidzimy innych, że to nie my boimy się obcych, nie my nie chcemy pomagać uchodźcom, nie my chcemy wyrzucić stąd każdego, kto nie jest Polakiem (i to prawdziwym ma być, nie byle jakim!). Że to nie my pobijemy Niemca, obrazimy czarnoskórego i wygwiżdżemy koncert ukraińskiego zespołu. To nie my…

Potem myślę sobie – dobrze, może to moi znajomi tacy nie są. Ale przecież to duży kraj, wiele miast, miasteczek, ludzi, którzy chcą obiecanych przez partię rządzącą zmian. Te zmiany są dla nich ważniejsze od moich emocji, to jasne. Szukam więc tych, którym jest lepiej. Tych, którzy cieszą się, że rząd spełnia złożone w exposé obietnice. Poniżej krótki test, oparty wprost na obietnicach złożonych przez premier Szydło. Będę wdzięczna za przesyłanie odpowiedzi.

Szanowni przedsiębiorcy: czy firmę prowadzi się łatwiej, a koszty spadły?
Szanowni bezrobotni: czy macie pracę?
Szanowni pracujący: czy zarabiacie więcej?
Szanowni najbiedniejsi: czy zwiększono kwotę wolną od podatku?
Szanowne bezdzietne: czy postanowiłyście mieć potomstwo?
Szanowna “polska rodzino”, że zacytuję exposé: czy jest ci lżej?
Szanowni rodzice: czy miejsce w żłobkach i przedszkolach znalazło się bez problemu?
Szanowni nauczyciele: czy czujecie, że będziecie mogli uczyć lepiej?
Szanowni emeryci: czy podniesiono wam emerytury?
Szanowni obywatele: czy czujecie się pytani o zdanie w każdej ważnej dla was sprawie?

A na koniec jeszcze pomyślałam o Unii. Unia zła, wiadomo. Ale pieniądze z Unii dobre, to jasne. Kiedyś miał być milion mieszkań, teraz bilion na rozwój. Granice otwarte są fajne, ale uchodźców nie chcemy. Wtrącać się w nasze sprawy to źle, ale dać pieniądze – dobrze. To nam się od Unii należy, ot. I tak mi ręce opadły na tę retorykę, że już resztkami sił, ale chcę jeszcze raz krzyknąć: to nie my, nie my tak myślimy! To nie ja.


Zdjęcie główne: Katarzyna Pilarska

Reklama

Comments are closed.