Polska odwołuje delegację na szczyt Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu. To reakcja na słowa p.o. ministra spraw zagranicznych o tym, że “Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”. – Każda ze stron rozgrywa swoją politykę wewnętrzną. Rząd polski nie może pokazać swoim wyborcom, że pomimo mocnych słów, które padły z ust izraelskiego dyplomaty, nic się nie stało – mówi w rozmowie z wiadomo.co Ryszard Schnepf, były wiceminister spraw zagranicznych i ambasador w USA. Ostrzega przed “kolejną polityczną wojną” i konsekwencjami, jakie może przynieść taka polityka. Rozmawiamy też o Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. – Przejęcie tej instytucji nie będzie takie proste – przyznaje.

Szczyt Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu odwołany

Przed południem na Twitterze premier Mateusz Morawiecki poinformował o odwołaniu wizyty polskiej delegacji na szczyt V4 w Izraelu.

To odpowiedź na słowa p.o. ministra spraw zagranicznych Israela Katza.

Co powiedział? “Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd, mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami i – tak jak powiedział Icchak Szamir (były premier Izraela – red.), któremu Polacy zamordowali ojca, »Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki«. I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych” – w ten sposób Israel Katz odniósł się do słów przypisanych przez media izraelskie szefowi izraelskiego rządu Benjaminowi Netanjahu.

Reklama

Szefowie rządów Grupy Wyszehradzkiej, czyli – poza Polską – Czechy, Słowacja i Węgry, w geście solidarności odwołali szczyt w Jerozolimie. Odbędą się tylko rozmowy bilateralne z przedstawicielami tamtejszego rządu.

Ryszard Schnepf dla wiadomo.co: Chodzi przede wszystkim o politykę wewnętrzną

KAMILA TERPIAŁ: Bojkot szczytu Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu to dobra decyzja?

RYSZARD SCHNEPF: Polskie władze zostały postawione w sytuacji bez wyjścia i muszą jakoś zareagować. Nie wiem w ogóle, dlaczego spotkanie Grupy Wyszehradzkiej zostało zaplanowane właśnie w Izraelu w okresie bardzo ostrej kampanii wyborczej, która się tam toczy.

To jest polityczny błąd i wpisywanie się w wewnętrzną politykę Izraela. Ostatecznie się nie odbędzie, zastąpione zostało spotkaniami dwustronnymi.

Taka reakcja nie jest zaostrzaniem i tak napiętych relacji Polski z Izraelem?
Każda ze stron rozgrywa swoją politykę wewnętrzną. Rząd polski nie może pokazać swoim wyborcom, że pomimo mocnych słów, które padły z ust izraelskiego dyplomaty, udaje, że nic się nie stało. To byłoby bardzo trudne do wytłumaczenia. Ale mamy do czynienia z szeregiem błędów, które mają swój początek znacznie wcześniej.

Ma pan na myśli konferencję bliskowschodnią, która odbyła się w minionym tygodniu w Warszawie?
Tak. Trzeba postawić sobie pytanie, czy służby dyplomatyczne działają właściwie. Czy premier słucha jakichkolwiek rad? Można było wielu sytuacji uniknąć, na przykład zaprosić na to spotkanie delegację irańską czy palestyńską. Dopuściliśmy do tego, że premier Izraela Benjamin Netanjahu wygłosił wyborcze exposé, które było adresowane przede wszystkim do wyborców w jego kraju. Postawił wszystko na jedną kartę.

Chciał także wzmocnić antyirańską postawę, bo na tym można politycznie “zarobić”. Tym bardziej, że w kraju decyduje się nie tylko jego los polityczny, ale w grę wchodzą także oskarżenia o przestępstwa korupcyjne.

Wiele emocji wzbudziły słowa Benjamina Netanjahu, który miał powiedzieć na spotkaniu z izraelskimi dziennikarzami, że “naród polski współpracował z nazistowskim reżimem w zabijaniu Żydów”. Niby zostały zdementowane, ale on za nie nie przeprosił, chociaż miał okazję. Zrobił to z premedytacją?
Nie chciał przeprosić, to jest oczywiste. Środowisko polityczne, które reprezentuje, oczekuje twardej postawy wobec kwestii historycznych i Benjamin Netanjahu wykonał to zadanie. Czy konferencja bliskowschodnia musiała się odbyć w tym terminie? Jakie siły sprawiły, że zorganizowano ją tak szybko od ogłoszenia przez dyplomację amerykańską? Trudno było się do tego przygotować, zabrakło podstawowej pracy dyplomatycznej. Widać było koszmarny, wręcz kompromitujący bałagan organizacyjny. Przecież

konferencja mogła się odbyć na przykład w drugiej połowie kwietnia, czyli po wyborach w Izraelu. Wtedy może moglibyśmy czerpać z tego jakiekolwiek korzyści.

Dlaczego tak się stało? Dlaczego polski rząd wystawił się na strzał?
Zadecydowała prawdopodobnie polityka wewnętrzna w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Prezydent Donald Trump też musi się mierzyć z wieloma trudnymi kwestiami, chociażby wprowadzeniem stanu wyjątkowego na granicy z Meksykiem. Dyplomacja amerykańska musi to odbić jakąś aktywnością polityczną i wskazaniem wrogów, aby zmobilizować własny elektorat. Do tego do końca zbliża się śledztwo prokuratora Roberta Muellera w sprawie kontaktów sztabu wyborczego prezydenta USA z Rosją. Ta sprawa jest dla Donalda Trumpa bardzo niebezpieczna.

Na posiedzeniu Sejmu w tym tygodniu ma zostać przyjęta uchwała w sprawie “odpowiedzialności za Holocaust”. Taki dokument jest potrzebny?
Zapowiada się kolejny etap walki z Izraelem i niewykluczone, że także ze Stanami Zjednoczonymi. Jeżeli uchwała, o której mówiła rzeczniczka PiS-u, będzie ostra i będzie zawierała jakiś rodzaj penalizacji, to wracamy do tego, co działo się podczas słynnej nowelizacji ustawy o IPN. Wtedy w zupełnie bezsensowny sposób rozpętała się polityczna wojna. Ale w tym wypadku też chodziło przede wszystkim o politykę wewnętrzną.

Takie działanie przynosi ogromną szkodę reputacji państwa polskiego i stosunkom także w innych obszarach.

Jak bardzo taka polityka, czyli rozgrywanie spraw międzynarodowych na użytek wewnętrzny, może być niebezpieczna?
To się zawsze źle kończy, nawet jeżeli przyznamy, że to dość powszechna praktyka. Ale powinno się odbywać niezwykle subtelnie, nie może zagrażać zrujnowaniem relacji z innym krajem, czy nawet kilkoma krajami. To powinna być pozytywna narracja, a nie wyszukiwanie wroga i tworzenie nowych pól konfliktu. Przeciwne działanie jest tragiczne. Skutki zorganizowanej w Warszawie konferencji bliskowschodniej są takie, że mamy konflikt z Izraelem, który będzie miał negatywny wpływ na relacje ze Stanami Zjednoczonymi.

Przy okazji zrujnowaliśmy nasze relacje z UE, występując jako rzecznik drugiej strony i nie podpierając w sposób praktyczny unijnego stanowiska w sprawie porozumienia z Iranem. To wszystko pogłębia politykę izolacji.

Rząd nie uczy się na własnych błędach? Przecież nowelizacja ustawy o IPN była błędem, z którego było trzeba się ostatecznie wycofać.
Wydawało się, że rząd zrozumiał istotę konfliktu. Wtedy starał się ten błąd naprawić. Nawet zorganizowanie konferencji bliskowschodniej w Warszawie było w jakimś sensie pokłosiem osłabienia relacji z Izraelem i USA. W tej sprawie występowaliśmy od początku jako petent, osłabiony, chory kraj, który oczekuje na szybką terapię. No i się doczekaliśmy.

To są właśnie skutki prowadzenia doraźnej polityki międzynarodowej, dyktowanej przede wszystkim wewnętrznymi problemami, gdzie najważniejsze jest nie to, żeby Polska miała sojuszników, ale to, w jaki sposób pogrążyć opozycję polityczną.

Ryszard Schnepf o Muzeum POLIN: To jest muzeum wolności, jego zniszczenie będzie szkodliwe

Minister kultury nie zgodził się na przedłużenie kontraktu dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, wbrew woli prezydenta Warszawy i Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny. Rozpisany został konkurs na to stanowisko. Zdziwiła pana taka decyzja?
Nie jestem zaskoczony. Ta decyzja była przewidywalna, ale jest niezwykle szkodliwa. Po pierwsze dlatego, że prof. Dariusz Stola jest bardzo dobrym dyrektorem, sprawnym menedżerem, a w jakimś sensie nawet wizjonerem. Muzeum nie tylko nabrało światowego wymiaru, ale stało się także gigantycznym projektem edukacyjnym, który w najbardziej pozytywnym sensie trafiał do społeczeństwa. Pomimo tego minister kultury podjął taką decyzję, bo miał jakieś swoje zastrzeżenia do dyrektora Stoli.

Czym podpadł dyrektor Muzeum POLIN?
Słyszałem, że jednym z zarzutów było to, że muzeum przyznało nagrodę dziennikarzowi “Gazety Wyborczej”.

Skala argumentów jest naprawdę dość żenująca.

Ja słyszałam, że mogło chodzić też o spór wokół wystawy poświęconej antysemickiej nagonce Marca 1968 roku. Pojawił się na niej uznany za antysemicki wpis Magdaleny Ogórek.
Ten wpis o “prawdziwym nazwisku” senatora Marka Borowskiego ilustrował przecież pewne zjawisko w braku kultury polskiego antysemityzmu, bo taki też istnieje. Zaskakuje mnie to, że kwestia Marca ’68 jest obca środowisku Prawa i Sprawiedliwości. Generacja, która pamięta tamte czasy wie, że ówczesne działania były niezwykle istotnym pobudzeniem myślenia o tym, że Polska może być inna i może odnosić się do humanistycznych wartości.

Takie działanie ministra kultury to próba przejęcia kolejnej placówki? Może się udać?
To na pewno nie będzie proste. Są środowiska, które cenią Muzeum POLIN zarówno w kraju, jak i za granicą. Warszawiacy też pokochali to muzeum, zobaczyli, że tam można uczyć się tolerancji i zrozumienia dla innych. Trudno nie ulegać wrażeniu, że metodologia zawłaszczania przestrzeni kulturalnej w Polsce jest w wielu przypadkach taka sama. Wprowadza się do kierownictwa placówki nowe osoby, odmawia się finansowania, tworzy warunki do tego, aby decydować o tym, co ma w niej być, a czego być nie powinno.

Muzeum POLIN jest jednym z muzeów wolności, podobnie jak Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku czy było Muzeum II Wojny Światowej. To byłaby wielka strata dla polskiej kultury.

Europejskie Centrum Solidarności, któremu minister kultury obciął dotację, udało się uratować. Polacy nie odpuszczą także w sprawie muzeum POLIN, jak będzie taka potrzeba?
Mam nadzieję, że postawa obywatelska i głosy z zagranicy będą wiele ważyły. Nie jestem zwolennikiem postawy umizgiwania się i oddawania za cokolwiek względnego spokoju, bo tu chodzi jednak o pryncypia. To muzeum nie jest muzeum Holocaustu, ale życia i pewnej wspólnoty, która przez tysiąc lat kształtowała się na ziemiach polskich. To jest unikalny pomnik pewnej historii, podanej poprzez bardzo piękną narrację, przemawiającą do wszystkich, o czym świadczą tłumy zwiedzające muzeum.

Życzyłbym sobie, aby dyrektor Dariusz Stola jeszcze długo kierował tą placówką.

Będzie brał udział w konkursie?
Myślę, że tak. Teraz musimy zawalczyć o to, aby komisja konkursowa była wyważona i aby reprezentowane były w niej wszystkie środowiska. To nie może być jednostronna komisja, w której z góry będzie wiadomo, kto zostanie wybrany. To jest podstawa demokratycznego i profesjonalnego doboru kadr.


Zdjęcia główne: Ryszard Schnepf, Fot. Flickr/U.S. Department of Agriculture, licencja Creative Commons; Donald Trump, Fot. Flickr/Gage Skidmore, licencja Creative Commons

Reklama