Konflikt między polskimi siatkarkami a selekcjonerem reprezentacji, Jackiem Nawrockim, to niespodziewany i przykry zwrot akcji. Świetne wyniki w minionym sezonie dawały nadzieję, że jesteśmy świadkami iście hollywoodzkiej fabuły filmu o odrodzeniu bohatera, którego wielkim finałem miały być styczniowe eliminacje do igrzysk olimpijskich. Tymczasem, po zaskakującej zmianie obrazu na psychologiczny dramat, trudno na ów finał czekać z entuzjazmem.

„Afera w reprezentacji: siatkarki żądają zwolnienia trenera. Co z igrzyskami?” – mniej więcej tak brzmiał tytuł powiadomienia, które jakiś tydzień temu przyszło z jednego ze sportowych portali na mój telefon. Niespecjalnie się nim przejąłem, uznałem, że to niezły clickbait i na pewno chodzi o reprezentację jakiegoś egzotycznego kraju. Nie tym razem. Ze zdziwieniem przeczytałem o piśmie wystosowanym przez grupę reprezentantek Polski do PZPS, w którym kadrowiczki żądały zmiany sztabu szkoleniowego. Ze strony zawodniczek padają dość poważne zarzuty: od faworyzowania Magdaleny Stysiak, przez fatalną komunikację, po bagatelizowanie problemów zdrowotnych siatkarek. PZPS zdecydowanie stanął w tym sporze po stronie trenera – ogłoszono, że kontrakt z Nawrockim został przedłużony do 2022 roku. Tymczasem zawodniczki twierdzą, że prezes Jacek Kasprzyk obiecał im powrót do rozmów po kwalifikacjach olimpijskich.

W sporcie najważniejsze są wyniki – gdy są dobre, przysłaniają najróżniejsze mankamenty i niesnaski. Nie wiem oczywiście, jak wcześniej wyglądała atmosfera w reprezentacji, ale dobra gra zespołu i półfinał EuroVolley budował wrażenie, że współpraca między trenerem a zawodniczkami układa się dobrze, a kilkuletnia praca Nawrockiego zaczyna przynosić efekty. Nie da się zaprzeczyć, że selekcjoner wyciągnął kadrę z dołka. Rok temu nawet by nie pomyślano o olimpijskim awansie, teraz przegrana w styczniowym turnieju będzie dla kibiców siatkówki sporym niedosytem.

Czy igrzyska da się jeszcze uratować? Sytuację mocno skomplikował wyciek sprawy do mediów. Niewykluczone, że – abstrahując od tego, kto ma rację w tym konflikcie – źle zareagował związek. Może należało wstrzymać się z oficjalnym ogłoszeniem przedłużenia współpracy z Nawrockim. Lepiej byłoby z tym poczekać, postarać się wyciszyć emocje i wrócić do rozmów po kwalifikacjach. W tym momencie sytuacja jest bowiem patowa – jak ta drużyna ma funkcjonować w tak złej atmosferze? Mówimy przecież nie o 2-3 „zbuntowanych” zawodniczkach – pismo podpisało ich 13. Czy przyjadą do holenderskiego Apeldoorn i dadzą z siebie wszystko dla nielubianego trenera, ze świadomością, że prawdopodobnie nie grają o swoje marzenia, a do Tokio pojedzie zupełnie inna, nowa kadra? Z kolei trudno uwierzyć, że wystawienie całkiem nowego zespołu pozwoli skutecznie walczyć o awans. Będzie to równoznaczne z budową nowej reprezentacji i rozpoczęcia od zera drogi, która – wydawało się – po kilku latach zakończyła się właśnie w tym sezonie.

Reklama

Zdjęcie główne: Polskie siatkarki, Fot. Flickr/Piotr Drabik, licencja Creative Commons

Reklama