Nowa generacja lewicy jawi się jako niezrozumiała, niespójna, skłócona i mało logiczna – pisze Przemysław Staciwa.

Nawet proste i słuszne sprawy, jak legalne przerywanie ciąży do 12 tygodnia, wikła i miesza z ideologią uprzywilejowania i wykluczenia, tworzy podziały na bogate i biedniejsze Polki, buduje ekskluzywny cis-heteronormatywno-menstruacyjno-binarno-klasistowski, zideologizowany, sztuczny język zrozumiały dla ułamka społeczeństwa, jawnie neguje kult pracowitości, sprawczości, nie trzyma ciągów logicznych wypowiedzi oraz konsekwencji pojęć, wyraża coraz bardziej entuzjastycznie i otwarcie sentyment do ciemnych czasów PRL, potrafi jak żadna inna grupa społeczna kłócić się, dzielić i tworzyć wyimaginowane problemy, podziały klasowe oraz wrogów. U progu tej lewicowej rewolucji w Polsce stoją politycy Partii Razem.

Stara Lewica, nowa lewica

Zawsze szanowałem ludzi lewicy. Moje pierwsze wspomnienie polityczne to rok 1995 i słynna debata Kwaśniewski-Wałęsa. Miałem wtedy 8 lat. Pamiętam, że oglądaliśmy ją z całą rodziną. Poszczególne kalki i wypowiedzi typu „ja panu mogę nogę podać, nie rękę” pamiętam do dziś.

Polityka mnie zafascynowała i od tego czasu zacząłem ją śledzić, wypytywać dziadka, wcześniej związanego z jedynie słuszną partią (dziadek nikomu krzywdy nie zrobił), a politycznie bardzo dobrze zorientowanego. Interesowały mnie analizy i scenariusze polityczne, które serwował, co zachęcało do myślenia. Świętej pamięci dziadek miał lewicową wrażliwość, w domu pojawiało się „Nie”.

Reklama

Dostrzegam zasługi lewicy.

Aleksandra Kwaśniewskiego uważam za zdecydowanie najlepszego polskiego prezydenta. Cenię polityków, którzy wprowadzali nas do UE i NATO. Leszek Miller, Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Belka – to byli premierzy mający klasę i intelekt. Poza nimi plejada inteligentnych polityków świetnie władających polszczyzną – Marek Borowski, Tadeusz Iwiński, Joanna Senyszyn, nieżyjący już Jaruga-Nowacka, Szymanek-Deresz, Jerzy Szmajdziński i wielu innych.

Była to silna generacja polityków posiadająca inteligencję, polityczną zwinność, kompromisowość, umiarkowanie i zdolności koncyliacyjne. Kolejna generacja (Olejniczak, Napieralski) była słabsza, ale z mniejszymi bądź większymi kłopotami dawała radę.

Problem dostrzegam z młodą generacją lewicy, konkretyzując, z politykami. Znam wielu społeczników, zielonych aktywistów, publicystów i komentatorów z sercem po lewej stronie, których lubię i szanuję. Młodzi politycy to inna para kaloszy.

Ta nowa generacja lewicy, która wraz z nimi przyszła, jawi się jako niezrozumiała, niespójna, skłócona i mało logiczna. Nawet proste i słuszne sprawy, jak legalne przerywanie ciąży do 12 tygodnia, wikła i miesza z ideologią uprzywilejowania i wykluczenia, tworzy podziały na bogate Polki i biedniejsze, buduje ekskluzywny cis-heteronormatywno-menstruacyjno-binarno-klasistowski, zideologizowany, sztuczny język zrozumiały dla ułamka społeczeństwa, jawnie neguje kult pracowitości, sprawczości, nie trzyma ciągów logicznych wypowiedzi oraz konsekwencji pojęć, wyraża coraz bardziej entuzjastycznie i otwarcie sentyment do ciemnych czasów PRL, potrafi jak żadna inna grupa społeczna kłócić się, dzielić i tworzyć wyimaginowane problemy, podziały klasowe oraz wrogów. U progu tej lewicowej rewolucji w Polsce stoją politycy Partii Razem.

Narodziny Razem

Pamiętam dobrze rok 2015 i postawnego, zwalistego rudego pana w wymiętolonej koszuli bez krawata, który powiedział kilka niecodziennych zdań podczas debaty wyborczej, a

złakniona nowością (jak rok temu Waldemarem Witkowskim) medialna próżnia zawyła z rozkoszy.

Kto to jest ten Zandberg? Co on mówi? Lider świeżego wówczas ugrupowania pojawił się na łamach wielu gazet i portali, pompowały go do pewnego stopnia rozgłośnie radiowe i wszelkie inne nośniki informacji. „Adrian Zandberg zwycięzcą debaty? Internet oszalał na punkcie polityka Razem” podała 20 października 2015 „Gazeta Wyborcza”, a dzień później Aleksandra Gieracka z Interii zatytułowała swój tekst „Triumf Adriana Zandberga. Ekspert ocenia debatę liderów”. To tylko dwa z wielu podobnych nagłówków.

Zandberg i jego Razem uderzało wówczas w starą lewicę jak w bęben, tak jak dziś wali w liberałów i demokratyczną spójność. Trochę medialnego szumu wystarczyło, by umiarkowana, idąca w koalicji lewica uważana przez razemitów za komunistyczną, a zarazem neoliberalną, poślizgnęła się na progu wyborczym. Od tego czasu mamy to, co mamy. (Oczywiście tu problem jest bardziej złożony i nie można na Razem zrzucić win PiS-u).

Razem rozdaje karty na lewicy

Nigdy fenomenu pana Zandberga i jego ekipy nie rozumiałem, muszę jednak przyznać, że wśród młodych populistyczne idee w połączeniu z brakiem doświadczenia realnego socjalizmu działają na wyobraźnię jak na skacowanego dobre zimne piwo.

Emanacją powagi tego środowiska jest sejmowa mowa Adriana Zandberga przy okazji dyskusji o Funduszu Odbudowy, który porównywał głosowanie do „utraconego dla Polski planu Marshalla” (!), za który dostał od PiS-u oklaski, a klakierów TVP pochwały.

Do tego żałosny, inscenizowany rechot jego kolegów i koleżanek na sejmowych korytarzach, gdy komentowali sprawę rzekomego poparcia dla pana Wróblewskiego na RPO.

Ostatnio lider Razem nie daje o sobie zapomnieć. Lotem błyskawicy media obiegło zdjęcie Zandberga wraz z działaczami partii pod stacją Orlenu. Wszyscy uśmiechnięci pozują z hot-dogami w dłoniach. „Chwila przerwy na wegańskiego hotdoga i jedziemy dalej. Kolejny przystanek – Siedlce” – napisał urodzony w Danii polityk. Miało być zabawnie, ale nie wszystkim było do śmiechu.

Związkowiec i publicysta Piotr Szumlewicz napisał „Reklama Orlenu w czasie, gdy jego szef robi czystki w Polska Press i bezprawnie zwalnia ludzi z pracy? Coraz lepiej”. Klubowy kolega Zandberga, poseł Andrzej Rozenek, poszedł jeszcze dalej i skomentował „Parówka nie zastąpi mózgu. Nigdy. Wiemy to od czasów »eksperymentów« komisji smoleńskiej Macierewicza”. Posłanka Lewicy Katarzyna Kotula dodała, że reklama koncernu nieekologicznych paliw kopalnych to zawsze zły pomysł. Timing również nie zagrał na korzyść Zandberga. Kilka godzin po jego wpisie czwórka radnych z Łodzi opuściła klub Lewicy w ramach sprzeciwu wobec paktowania z Prawem i Sprawiedliwością. Tym samym rozpadł się Klub Lewicy w łódzkiej radzie miasta.

Z tego amalgamatu zdarzeń wyłania się obraz skrajnie zideologizowanego środowiska megalomańskich teoretyków bez praktyki i powagi, za to ze sznytem do budowania podziałów i generujących kłopoty.

Wspomniany wpis sprzed Orlenu wydaje się nieźle oddawać oblicze skrajnej lewicy – specyficzne poczucie humoru, brak klarowności przekazu, swoista złośliwość otwierająca pole do domysłów i podziałów.

Specyficzna forma „razemowania”

Wśród publicystów i dziennikarzy od jakiegoś czasu krążyły informacje, że deal Lewicy z PiS-em został wymuszony właśnie przez partię Marceliny Zawiszy, Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga. Razem miało deklarować, że jest w stanie choćby w ciemno żyrować PiS w sprawie Funduszu Odbudowy. Wynika to ze skrajnego zideologizowania, takiej samej naiwności impregnowanej na doświadczenia, braku refleksyjności na działania PiS-u wobec unijnych procedur, kompletnego braku strategicznego myślenia, za to inkwizytorskiej pewności co do własnych przekonań. Nazywam to specyficzną formą „razemowania”.

Włodzimierz Czarzasty, według doniesień redaktora Stankiewicza, wobec widma pokazania słabości klubu był zmuszony do niezgrabnych i szybkich fikołków, by zaprezentować jedność. Wyszło fatalnie. Szkoda tylko buntujących się przeciw decyzji struktur, wielu partyjnych dołów, wściekłych umiarkowanych polityków i samorządowców, rozczarowanych centrolewicowych wyborców. I oczywiście kruchej opozycyjnej spójności. Straty mogą być niepowetowane, czego jaskółką jest odejście łódzkich samorządowców.

Tam, gdzie Razem, tam pojawiają się kłopoty.

W Internecie po decyzji o porozumieniu się z PiS-em uaktywnili się wyborcy najmniejszego lewicowego koalicjanta, którzy stoją za nią murem. Pytanie, czy Lewica może teraz skończyć z ich bazowym poparciem. Nagłówki w stylu „PiS Lewica dwa bratanki” autorstwa peryferyjnego lewicowego publicysty Rafała Wosia, który bez wielkiego ukrywania wspiera obecną władzę, z pewnością Lewicy jako ogółowi nie służą.

Po ostatnich ruchach swojej partii prof. Maciej Rakowski, samorządowiec i konstytucjonalista, napisał „Lewica pomogła PiS-owi raz nie wchodząc do Sejmu i drugi raz wchodząc”. Kilkadziesiąt godzin później opuścił klub Lewicy.

Opozycja nie razem, tylko osobno. Lewica, wbrew deklaracjom liderów, chyba podobnie.

Przemysław Staciwa
Autor jest dziennikarzem, współpracuje z magazynem Liberte!, relacjonuje w TV TOYA


Zdjęcie główne: Adrian Zandberg, Fot. Flickr/Lewica Razem – Partia Razem/Paweł Wiszomirski (Lewica Razem), wolna licencja

Reklama