Jeszcze w maju minister Kowalczyk mówił, że to postanowione – nie będzie już PIT-ów i składek na ZUS i NFZ. Za to będzie jednolity podatek i jednakowa danina dla wszystkich. Dziś ministerstwo ogłosiło, że po przedyskutowaniu kwestii jednak takiego pomysłu nie wprowadzi. To dobrze, czy źle? Pytamy dr. Wojciecha Warskiego, ekonomistę i przedsiębiorcę z Business Centre Club

Katarzyna Pilarska: Wprowadzenie jednolitego podatku było jedną z obietnic wyborczych, dziś wiemy już, że go nie będzie. To dobra, czy zła wiadomość?
dr Wojciech Warski:
Nie można odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, jak ten jednolity podatek faktycznie miałby wyglądać. Ze strony władzy padały w tej sprawie totalnie sprzeczne informacje. Inną wersję przedstawiał pan minister Kowalczyk, którego wersja sprowadzała się do łupienia bogatych, żeby dawać biednym, i nic nie mówiła o tym, że będzie to jakoś ograniczone tak, żeby nie obłupić klasy średniej. To była wersja ewidentnie propagandowa, skierowana nie do ekspertów od finansów, tylko do elektoratu w ramach akcji propagandowej partii rządzącej. Była też druga wersja, którą prezentował były minister Paweł Wojciechowski, który de facto jest autorem tej koncepcji. On przyjął inne założenie, że owszem, będzie neutralność budżetowa, ale grupa osób “łupionych” będzie bardzo wąska, kosztem tego, że podatek zostanie podwyższony nieznacznie, ale jak najszerszej grupie osób. I to było zupełnie inne założenie niż to, które przedstawiał minister Kowalczyk, kiedy partia rządząca chciała de facto podwyższyć podatki. Są jeszcze poboczne kwestie związane z tym, że np. nie było wiadomo, jak będzie wyglądała dystrybucja tych składek NFZ-owskich, rentowych itd. To się wszystko sprowadza do tego, że trudno oceniać, czy to dobrze, czy źle, nie wiedząc, jakie to faktycznie miało być.

Mówiło się też o tym, że to najbardziej uderzyłoby w przedsiębiorców, co było sprzeczne z obietnicami rządu, że przedsiębiorcom będzie się ułatwiać, a nie utrudniać.
Tego dotyczyła nasza krytyka. Nie dopuszczaliśmy takiej sytuacji, żeby jedna część narodu uwłaszczała się na klasie średniej, którą stanowią w większości przedsiębiorcy. Bo była taka groźba, gdy minister Kowalczyk powiedział, że opodatkowanie przedsiębiorców (mówimy o grupie około 300-400 tysięcy osób, których dochody są powyżej I progu podatkowego) może zostać zwiększone prawie dwukrotnie. To byłoby właśnie to złupienie. I jeżeli jednolity podatek miałby obowiązywać w takiej wersji, to bardzo dobrze, że go nie ma.

Miałaby być danina zamiast PIT-ów i składek na NFZ i ZUS. Myśli pan, że rząd doszedł do wniosku, że nie opłaciłoby się to budżetowi?
Myślę, że rząd doszedł do wniosku, że opór społeczny i straty propagandowe, które wywołałoby to złupienie klasy średniej, które chciano przeprowadzić pod płaszczykiem jednolitego podatku, byłoby zbyt duże. Zwłaszcza w obecnej sytuacji politycznej, bo byłaby to kolejna awantura, porównywalna z tą, która już trwa. I dlatego się na taki ruch nie zdecydował. Natomiast wersja light, którą proponował były minister Wojciechowski, najwyraźniej PiS-owi nie odpowiadała, bo nic na tym nie zyskiwali. A przecież tak naprawdę cały czas, pod różnymi przykrywkami, szukamy pieniędzy do budżetu. Myślę, że ta decyzja była bardzo racjonalna: “My nie ulepszamy państwa, bo przecież nie chcieliśmy wprowadzić jednolitego podatku dla lepszej konstrukcji państwa, tylko dla dodatkowych wpływów do budżetu. To jest sprzeczne z założeniem neutralności podatkowej, więc tego nie robimy”.

Reklama

Mam też wrażenie, że jeśli dyskutuje się o czymś rok po tym, jak się to obiecało, i po roku stwierdza się, że to zły pomysł, to jest to dowód na to, że ktoś tego nie przemyślał.
No tak, bo nie mieli założeń. Tzn. konstruowano ten podatek przy jednym założeniu, a propagandowo sprzedawano przez kompletnie inne założenie. To znaczy, że ktoś nie wiedział, o czym mówi.

To znaczy ludziom mówiono, że będzie prościej i taniej, ale celem było znalezienie pieniędzy na 500 Plus?
Oficjalne założenie było takie, że będzie to neutralne podatkowo. Natomiast po drodze okazało się, że neutralność podatkowa jest tylko pustym hasłem, a chcieli uzyskać dodatkowe pieniądze. I w tym momencie sprawa przestała się domykać. Sami doszli do wniosku, że była wewnętrzna sprzeczność między propagandą a celami fiskalnymi.


Zdjęcie główne: autor yourschantz, źródło pixabay.com

Zapisz

Reklama