Przyznam, że od 5 lat wręcz niechętnie myślę o tej dacie, bo wiem, że znowu będę musiał oglądać człowieka, który jest prezydentem Rzeczpospolitej, który będzie mówił piękne i wzniosłe słowa rażąco sprzeczne z praktyką jego działania. Pewnie znowu usłyszymy o jedności, oddaniu ojczyźnie, patriotyzmie, a widzimy, jak to na co dzień wygląda – łamanie konstytucji – mówi nam prof. Tomasz Nałęcz, historyk i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. – Niejedną taką dyktaturę potrafię opisać i wiem jedno – to się prędzej czy później zawali, a im dłużej to będzie trwało, tym większy będzie upadek i większa nicość. Dzisiaj bez większego niebezpieczeństwa pomyłki można powiedzieć, że Andrzej Duda zapisuje się nie złotymi zgłoskami czy nawet pastelowymi kolorami, tylko ciemną barwą – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Zamiast na wyjazdach majówkowych wiele osób siedzi w domach, zastanawiamy się, co z wyborami, mamy poważny kryzys polityczny i szalejącą pandemię, a w tle święto Konstytucji 3 maja. Mrożek by lepiej nie wymyślił…

TOMASZ NAŁĘCZ: Jedno zastrzeżenie – nie wybory absorbują moje myśli, tylko zaraza, pandemia. Jestem w grupie ryzyka, bo skończyłem 70 lat, moja żona jest jeszcze w gorszej sytuacji, bo jest poważnie chora i dla niej zarażenie koronawirusem praktycznie oznacza wyrok. Nie w głowie nam głosowanie, a sam pomysł, że ktoś może nas dodatkowo narazić na niebezpieczeństwo, bo nie chce skorzystać z konstytucyjnego rozwiązania przesunięcia wyborów, jest trudny do zaakceptowania.

Należę do 560 osób, które uchwalały konstytucję, podniosłem za konstytucją rękę ponad 20 lat temu. Właśnie na takie sytuacje sformułowaliśmy przepis dotyczący klęski żywiołowej, bo trudno sobie wyobrazić gorsze zagrożenie w skali całego kraju.

Powódź czy pożar terytorium całego kraju nie obejmie, a epidemia tak. Dotknęła też Polaków za granicą, jeżeli mówimy o obywatelach dysponujących prawem głosu. I jeśli myślę o wyborach, to z oburzeniem, że Kaczyński i jego ludzie, nie zważając na cenę, chcą narazić rodaków na poważne niebezpieczeństwo. Ma pani rację, że trudno się cieszyć tymi świątecznymi dniami i 3 maja. Przyznam, że od 5 lat wręcz niechętnie myślę o tej dacie, bo wiem, że znowu będę musiał oglądać człowieka, który jest prezydentem Rzeczpospolitej, który będzie mówił piękne i wzniosłe słowa rażąco sprzeczne z praktyką jego działania. Pewnie znowu usłyszymy o jedności, oddaniu ojczyźnie, patriotyzmie, a widzimy, jak to na co dzień wygląda – łamanie konstytucji. U mnie na wsi mówiło się na takie sytuacje, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni.

Reklama

Konstytucję należy świętować raz w roku 3 maja, ale przestrzegać 365 dni. Inaczej to tak, jakby w patologicznym domu stosować przemoc, a potem od bitego małżonka i dzieci wymagać uśmiechania się przy świątecznym stole, kiedy w pozostałe dni dostają łomot.

Jak ocenia pan zachowanie prezydenta Dudy, który prowadzi kampanię, miał wirtualną konwencję, gdzie składał kolejne obietnice? Czy wśród doradców prezydenta nie ma nikogo, kto zauważałby, że to co najmniej nie na miejscu?
Z prezydentami jest tak, że oni zawsze dobierają sobie doradców na swój obraz i podobieństwo. Myślę, że tak się wszyscy dobrze w swoim gronie czują. Przyznam, że dziś po raz pierwszy wyłączyłem z niesmakiem telewizor, widząc zdjęcia z tzw. eventu prezydenta. Ja bywam w przychodniach, szpitalach, aptekach, ludzie chorują, umierają i naprawdę o wyborach nikt nie myśli, bo wielu boi się o życie. Koronawirus dla wielu jest głównym zagrożeniem. Przecież mnożą się informacje o tym, że kogoś nie przyjęto do szpitala, bo obawiano się zarażenia.

W takim kontekście robić event wyborczy to tak, jakby ktoś chciał mnie na pogrzebie skłonić do tańczenia.

Weźmie pan udział w wyborach?
W usłudze pocztowej nie mam zamiaru brać udziału. Podnosiłem rękę za konstytucją i wiem, jakie według niej powinny być wybory. Mnie jako historykowi w głowie się nie mieści, jak można nazywać wyborami głosowanie, które organizuje rząd, a nie Państwowa Komisja Wyborcza. Nawet totalitarne dyktatury dbały bardziej o przyzwoitość. Nie miałem wątpliwości co do obiektywizmu komisji wyborczej w PRL – wiadomo, co powiedział Gomułka, czemu wierny jest dziś Kaczyński, że władzy raz zdobytej się nie oddaje – ale nawet w PRL nikomu nie wpadło do głowy, aby pozbawić komisję wyborczą organizacji wyborów i powierzyć to jednemu z ministrów.

To urąga jakiejkolwiek przyzwoitości i obywatelowi pozostaje tylko jedne zachowanie. Nie uwiarygadniać tego oszustwa współudziałem.

Zdaję sobie sprawę, że oszustowi będzie wygodniej dokonywać oszustwa w sytuacji bojkotu wyborów, tylko że mój udział nie zmieni tego. Oszustwo i tak się dokona, a ja nie chcę tego uwiarygadniać swoim uczestnictwem. Podzielam oświadczenie byłych prezydentów i premierów, które w swej wymowie jest bardzo spokojne i mądre, ale i jasne. W obliczu świństwa to, co możemy zrobić, to w nim nie uczestniczyć i nazywać rzeczy po imieniu. Nie sądziłem, że dożyję jeszcze takiego momentu i że będę musiał drugi raz wejść do tej samej rzeki.

Zwłaszcza takie osoby jak ja, które zmoczyły sobie nogi w tej rzece, bo należały do PZPR, powinny być szczególnie wrażliwe.

Skoro los, opatrzność, Polacy, „Solidarność” dali nam wolność, to nie powinniśmy tej wolności sponiewierać, firmując zachowania niedemokratyczne. Jak pani widzi, mój nastrój i myśli wcale nie są odświętne w tych pierwszych dniach maja, chociaż powinny. Przyznam, że nie sądziłem, że dożyję czasów, kiedy zobaczę tak wykonywany urząd prezydenta, i to jest bardzo przykre i smutne.

Co będzie, jak Andrzej Duda zostanie na następne 5 lat?
Zobaczymy, bo uważam, jak powiedział papież, że każdy ma swoje Westerplatte.

Ten maj to Westerplatte Jarosława Gowina. Bardzo krytycznie oceniałem jego zachowanie przez ostanie 5 lat, bo uczestniczył w demolowaniu ładu konstytucyjnego w Polsce, ale jak popatrzyłem na jego oświadczenie o odejściu z rządu i o warunkach, jakie stawiał, to przypomniały mi się właśnie słowa Jana Pawła II o Westerplatte.

To zachowanie Gowina traktuję serio, choć nie wiem, co zrobi. Może temu wielkiemu szalbierstwu powiedzieć nie, bo wydaje mi się, że trudno mu będzie się z tego wycofać. Sądzę, że w Porozumieniu jest wystarczająca liczba osób, która Gowina popiera i też postrzega to jako szalbierstwo. Na pewno PiS mocno próbuje przeciągnąć posłów Gowina i jego samego, grać na demobilizację opozycji. Na pewno pod dywanem na Nowogrodzkiej odbywają się niebywałe harce i tańce, żeby to głosowanie w sprawie stanowiska Senatu przekreślić.

Jeśli Andrzej Duda zostanie prezydentem, to będzie to oznaczało, że tkwimy dalej w tej ponurej sytuacji. Jako historyk wiem jedno – ten system będzie się zapętlał i coraz bardziej okoliczności ekonomiczne, społeczne, kryzys, wyzwania, jakie staną przed Polską, Europą, światem, będą sprawiały, że PiS straci podstawowe narzędzie władzy, czyli pozyskiwanie poparcia rozdawnictwem. To już się wydarzyło niejednej dyktaturze.

Populistyczno-nacjonalistycznej dyktaturze, którą jest coraz bardziej PiS, gdy straci ten argument rozdawnictwa, pozostanie tylko przymus. Ludzie się będą coraz bardziej buntowali, a nie mogąc spełnić ich oczekiwań, trzeba będzie ich uspokajać środkami przemocy.

Ta władza, jeśli zostanie, będzie po przemoc sięgała coraz częściej. Nie po to podporządkowują sobie wymiar sprawiedliwości, żeby z niego nie korzystać. Jarosław Kaczyński wprowadził już wszystkie narzędzia do stosowania przemocy i moim zdaniem dlatego Andrzej Duda jest potrzebny jako prezydent, bo bez prezydenta tak rządzić się nie da.

Niejedną taką dyktaturę potrafię opisać i wiem jedno – to się prędzej czy później zawali, a im dłużej to będzie trwało, tym większy będzie upadek i większa nicość. Dzisiaj bez większego niebezpieczeństwa pomyłki można powiedzieć, że Andrzej Duda zapisuje się nie złotymi zgłoskami czy nawet pastelowymi kolorami, tylko ciemną barwą.


Zdjęcie główne: Tomasz Nałęcz, Fot. Lukas Plewnia, licencja Creative Commons

Reklama