Premier zapowiedział brak biurokracji plus możliwość otrzymania znacznego wsparcia. To dobrze, tylko że premier jest znany z tego, że czasem mówi rzeczy, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Premier zapewnił też, że uruchomienie linii pomocy zajmie 2-3 tygodnie. My w BCC przygotowaliśmy opinię, gdzie zwracamy uwagę, że ta pomoc jest spóźniona i nawet gdyby była rzeczywiście sprawnie zrealizowana za 2-3 tygodnie, jest spóźniona około miesiąca. W międzyczasie setki tysięcy przedsiębiorstw zbankrutuje i będziemy mieli duże spadki zatrudnienia i aktywności. To pierwszy i duży grzech tego rządu – mówi nam główny ekonomista BCC, były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka. – Premier nie wspomniał o innych środkach finansowania, niż poprzez obligacje gwarantowane przez skarb państwa. Wiadomo, że w budżecie na rok bieżący mamy wiele nadzwyczajnych dochodów, których nie będzie w 2021 roku. W marcu została wypłacona 13. emerytura kosztem 11 mld zł, zapowiedziana jest 14. emerytura. Rząd powinien się z tego wycofać, tak samo jak natychmiast powinien się wycofać z oferty gwałtownego wzrostu płacy minimalnej. Rząd i premier mówi językiem polityki, czyli dwa plus dwa równa się dowolna liczba. To zupełnie inny język, niż język ekspertów i ekonomistów – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Premier Morawiecki przekonywał, że tzw. Tarcza 2.0 może uratować nawet 2-5 mln miejsc pracy. Zgadza się pan z tym?

STANISŁAW GOMUŁKA: Oceniam tę tarczę przez koszt dla finansów publicznych. Przedsiębiorstwa, które zakwalifikują się, czyli te, w których spadek aktywności to min. 25 proc., i nie zwolnią nikogo, mogą liczyć na pomoc – pożyczki im udzielone będą traktowane jak podarunek. Oczywiście

jest też pewna grupa przedsiębiorstw, które zobowiążą się, że nie zmniejszą zatrudnienia, ale nie uda im się to, co więcej – same upadną. Środki im przyznane również nie będą zwrócone.

Przypuszczam zatem, że koszty w ramach tej specjalnej tarczy finansowej to ok. 60-80 mld zł. To oczywiście znacząca pomoc ze strony państwa. W dodatku jest skierowana wyraźnie do przedsiębiorstw, które zamierzają walczyć o utrzymanie zatrudnienia. Trzeba przyznać, że na tym z grubsza przedsiębiorcom zależało, tym bardziej, że jest nadzieja, że środki z budżetu otrzymają stosunkowo szybko, w oparciu o zapotrzebowanie wysłane nawet mailem, bez specjalnego sprawdzenia tego uzasadnienia. To jest coś nowego – ten brak biurokracji plus możliwość otrzymania znacznego wsparcia. Ta możliwość pojawia się także w obszarze dużych i bardzo dużych przedsiębiorstw. To dobrze.

Reklama

To będzie rzeczywiście szybka pomoc, wystarczy wysłać maila, bez zbędnej biurokracji? Trudno w to uwierzyć.
W tej chwili nie bardzo mogę to ocenić. Pan premier powiedział, że tak będzie, ale premier jest znany z tego, że czasem mówi rzeczy, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Jak będzie w tym przypadku – nie wiemy. Premier zapewnił też, że uruchomienie linii pomocy zajmie 2-3 tygodnie. My w BCC przygotowaliśmy opinię, gdzie zwracamy uwagę, że

ta pomoc jest spóźniona i nawet gdyby była rzeczywiście sprawnie zrealizowana za 2-3 tygodnie, jest spóźniona około miesiąca.

W międzyczasie setki tysięcy przedsiębiorstw zbankrutuje i będziemy mieli duże spadki zatrudnienia i aktywności. To pierwszy i duży grzech tego rządu.

https://www.bcc.org.pl/opinie_ekspertow/tarcza-finansowa-komentarz-glownego-ekonomisty-bcc/

Skoro jest pierwszy, to musi być i drugi. Jaki?
Drugim grzechem jest to, że premier nie wspomniał o innych środkach finansowania, niż poprzez obligacje gwarantowane przez skarb państwa. Wiadomo, że w budżecie na rok bieżący mamy wiele nadzwyczajnych dochodów, których nie będzie w 2021 roku. W marcu została wypłacona 13. emerytura kosztem 11 mld zł, zapowiedziana jest 14. emerytura. Rząd powinien się z tego wycofać, tak samo jak natychmiast powinien się wycofać z oferty gwałtownego wzrostu płacy minimalnej, która uderza w setki tysięcy małych przedsiębiorstw, stosunkowo technologicznie niezaawansowanych, które zatrudniają ludzi z niskimi kwalifikacjami. Taki wzrost płacy minimalnej jest bardzo groźny dla tych przedsiębiorstw i zwiększa znacząco prawdopodobieństwo ich bankructwa.

Mamy bardzo dużo wydatków sztywnych i nowych wydatków związanych z kampanią wyborczą prowadzoną przez ostatni rok i nie ma wycofywania się czy dystansowania od wyborczych obietnic, mimo że sytuacja zmieniła się diametralnie. Teraz mamy nową sytuację w finansach publicznych.

Budżet bez deficytu zamieni się w dziurę budżetową?
Mamy perspektywę silnego spadku PKB. Według analityków City Research spadek PKB w II kwartale tego roku wyniesie w Polsce około 8 proc., a w III kwartale ok. 4 proc., w skali całego roku to byłoby trochę ponad 3 proc. w sytuacji, kiedy budżet został zbudowany w oparciu o założenie wzrostu 3,7 proc., gdzie będzie spadek 3,2. W przypadku tak głębokiego spadku należy oczekiwać spadku wpływów budżetowych. Zatem mamy z jednej strony silny wzrost wydatków finansowanych długiem przez obligacje, a z drugiej spadek dochodów.

Premier również nie wspomniał, co mnie trochę zaskoczyło, o tym, że UE daje możliwość Polsce wykorzystania środków unijnych, dotąd zarezerwowanych na inne cele, na wykorzystanie do walki z recesją. To są duże sumy – prawdopodobnie nawet 30 mld zł. Niewspominanie o tym, a także niemówienie, jak rząd zmierza wykorzystać te pieniądze, jest bardzo dziwne i świadczy o tym, że

ten rząd ma ciągle jakieś zasadnicze fundamentalne wątpliwości, czy Polska powinna być członkiem UE.

Czy rząd ma plan na wzrost bezrobocia?
Przynajmniej po raz pierwszy ten rząd mówi wprost, że jest problem, mówi o dużych spadkach aktywności i wzroście bezrobocia. Skoro rząd mówi o ograniczeniu go o 2-4 mln, to oznacza, że bez tych działań bezrobocie może być na poziomie nawet 5 mln na koniec roku. Rząd wreszcie dostrzega, że mamy do czynienia z ryzykiem bardzo dużego kryzysu gospodarczego. Kolejne tarcze i pakiety pomocowe świadczą o tym, że rząd bardzo powoli zaczyna dostrzegać problem i to powoduje opóźnienia. W krajach zachodnich reakcja była niemal natychmiastowa, gdzie też przecież przewiduje się duże spadki PKB – w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, w USA spadki mogą być nawet większe, niż w Polsce.

Nierozliczenie się z tej politycznie motywowanej działalności w ostatnim roku, która bardzo skomplikowała sytuację finansów publicznych, może prowadzić do tego, że deficyt sektora finansów publicznych w tym roku, a także w przyszłym znacznie przekroczy 200 mld złotych, według moich szacunków możemy przekroczyć ostrożnościowy próg 55 proc. PKB, jeśli chodzi o dług publiczny, a

w przyszłym roku możemy nawet przekroczyć konstytucyjny próg 60 proc.

Co wtedy?
Trudno powiedzieć. Obecny rząd jest ekspertem od nieprzestrzegania konstytucji. 55 proc. to próg przewidywany przez ustawę o finansach publicznych, zatem rząd ma większość, aby to zmienić. Gdyby ten próg obowiązywał, to będzie to oznaczać konieczność drastycznych cięć obniżających wydatki sztywne już w roku przyszłym. Podejrzewam zatem, że w razie konieczności ten próg zostanie zmieniony. Rząd będzie się tylko starał nie przekraczać konstytucyjnego progu 60 proc. Poza tym dla tego rządu perspektywa roku, dwóch jest bardzo odległa. Oni myślą o sytuacji w ciągu najbliższych 2-3 kwartałów, a tak naprawdę o wyborach prezydenckich. To jest ten cel polityczny kluczowy, a kwesta zatrudnienia czy aktywności gospodarczej jest na drugim planie.

Niestety, są ciągle zaprogramowani na cel polityczny, czyli utrzymanie się przy władzy.

Premier zapowiedział, że po świętach spróbują odmrażania gospodarki. Jak pan to ocenia?
Po świętach to może być w lipcu lub wrześniu. Pan Morawiecki nie mówi, jak długo po świętach. Można to interpretować, być może błędnie, że to nastąpi wkrótce po świętach, chociaż zaraz po świętach ma być szczyt epidemii, więc wątpię, aby to wówczas nastąpiło. Podejrzewam, że to całe mówienie jest po to, aby uzasadnić konieczność czy możliwość wyborów w połowie maja, a premier nie ma problemów z ewentualnym sprecyzowaniem. Za miesiąc stwierdzi, że sytuacja jest dalej poważna i obostrzenia zostaną utrzymane. Rząd i premier mówi językiem polityki, czyli dwa plus dwa równa się dowolna liczba. To zupełnie inny język niż język ekspertów i ekonomistów.


Zdjęcie główne: Stanisław Gomułka, Fot. ARWC

Reklama