To chyba pierwszy taki przypadek w historii, że nie ma debaty, ale oczywiście Andrzejowi Dudzie jest to bardzo na rękę, bo nie miałby nic ciekawego do powiedzenia, gdyby pytania nie były tak ustawione, jak w przypadku ostatniej debaty w TVP – mówi nam dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Pytamy o strategie sztabów i działania samych kandydatów, a także skąd mogą czerpać jeszcze wyborców. Pytamy też, co czeka nas przez te ostatnie dni kampanii. – W ostatniej fazie, w której jesteśmy, kampania weszła na tory walki na śmierć i życie i naprawdę wiadomo, o co toczy się gra, jaka jest stawka, zatem sztaby i kandydaci nie pozwalają sobie na najmniejsze chwile słabości i próbują wykorzystać każdą okazję, aby uderzyć w przeciwnika – podkreśla nasza rozmówczyni

JUSTYNA KOĆ: Co chwila pojawiają się nowe sondaże, ale żaden nie daje zwycięstwa żadnemu z kandydatów. Kto pani zdaniem lepiej radzi sobie z kampanią?

RENATA MIEŃKOWSKA-NORKIENE: Rafał Trzaskowski zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską i mógł mieć przez to słabszy start, ponieważ kandydatka KO od początku wnosiła o bojkot wyborów majowych. Gdy wszedł do gry Rafał Trzaskowski, wciąż istniały wątpliwości natury konstytucyjnej co do wyborów w czerwcu. Zresztą nie było wiadomo wtedy dokładnie, kiedy wybory się odbędą. Na pewno

wszedł on z pewną świeżością i nadzieją po stronie opozycji, że jest chociaż cień szansy na zwycięstwo.

Pierwszy krok ku możliwemu ziszczeniu się tej nadziei, czyli zebranie w krótkim czasie miliona 600 tys. podpisów, na pewno dał głęboki oddech Trzaskowskiemu i jego wyborcom. Warto zaznaczyć, że prawie tak samo dobrze wywiązał się z zadania niepopełniania kardynalnych błędów. Nie używa słów, fraz, które mogłyby być memogenne, które mogłaby wykorzystać partia rządząca. Zaliczył jedną wpadkę z głosowaniem w sprawie wieku emerytalnego.

Reklama

Co było skwapliwie przez wiele dni wykorzystywane.
Trudno się temu dziwić. Oczywiście próbowano też mu wyciągać przynależność do PO i udział w rządzie czy kwestii warszawskie, ale bez większego skutku. Trzaskowski bardzo konsekwentnie trzyma się obranej strategii koncyliacyjnej, jednoczenia, mówienia o wspólnocie i odcinania się jednak od swojej partii, także od Tuska, który mu zresztą w tym pomaga. Na pewno

nie można przykleić go do sztandarów partii.

Jak to wygląda po stronie prezydenta Andrzeja Dudy?
Tu mamy praktycznie sklejenie z formacją, z której się wywodzi, ponieważ siłą rzeczy nie byłby wiarygodny, gdyby mówił o odrębności czy niezależności. Oczywiście w jego otoczeniu próbowano przebić się z komunikatem, że II kadencja to ta, w której on może się uniezależnić, ale to się nie udało. Oceniam to zresztą jako kompletnie niewiarygodne, ponieważ nad Andrzejem Dudą wisi odpowiedzialność konstytucyjna i Trybunał Stanu. Nie zrobi nic wbrew swoje formacji, chociażby dlatego, że – gdy przegra – kolejna siła polityczna może go postawić przed TS. Jarosław Kaczyński jest pamiętliwy i może zagłosować za odpowiedzialnością Dudy w tej kwestii. Dlatego obecny prezydent nie ma innego wyjścia jak tylko dalej być notariuszem swojej partii. Sam kandydat wybrał opcję przekonywania, że tylko on gwarantuje dobrą współpracę z rządem i skuteczne rządzenie.

Co do skuteczności i konsekwencji to widać, że Rafał Trzaskowski dokonał ogromnego skoku, ponieważ jemu poparcie rośnie, a Andrzejowi Dudzie spada. To może sugerować, że lepiej radzi sobie Rafał Trzaskowski.

Jeżeli spojrzymy z perspektywy tego, co się dzieje, czyli pandemii koronawirusa i kryzysu ekonomicznego, to można by odnieść wrażenie, że w Polsce nic takiego nie ma miejsca. Prezydent nie mówi o pandemii, tylko straszy LGBT i broni „prawdziwej rodziny”. To skuteczna taktyka?
Prezydent i jego formacja tradycyjnie wyciągnęli to, co niestety działa na Polaków, czyli kwestie LGBT i kwestie, które budzą emocje. To zazwyczaj odbywa się poprzez znalezienie jakiejś grupy, w którą można uderzyć, którą można straszyć i która podzieli Polaków. Sądzę, że sztab Andrzeja Dudy wykorzystywał to z kilku powodów. Po pierwsze, ponieważ zadziałało to w wyborach do PE, po drugie, bo Polacy są najbardziej homofobicznym społeczeństwem w Europie, po trzecie, ponieważ wiele samorządów ogłosiło się  „strefami wolnymi od LGBT”, zatem nie tylko horyzontalnie, ale i wertykalnie ten temat jest rozgrywany przez różne szczeble władzy.

Dziś mamy jednak sytuację trochę inną, niż w 2019 roku, ze względu na pandemię i zagrożenia, jakie niesie, łącznie z kryzysem gospodarczym, stąd sądzę, że to może się okazać kontrproduktywne.

To też stara się pokazywać Rafał Trzaskowski swoją retoryką, że Polacy mają w tej chwili ważniejsze sprawy na głowie.

Oczywiście ta retoryka też się zmieniła chwilę temu, kiedy pojawiła się kwestia pedofilii i prezydenckiego ułaskawienia. To niestety jest sprawa niezwiązana z gospodarką i epidemią, jest raczej prymitywnej natury i dotyczy elementarnego strachu o dzieci, a tym razem to sztab Rafała Trzaskowskiego to wykorzystuje.

Ta sprawa zapoczątkowała z kolei powrót do antyniemieckiej retoryki i opowieści, że to „Niemcy chcą nam wybrać prezydenta”, oczywiście chodzi o okładkę jednego z tabloidów, który zresztą wielokrotnie pisał pochlebnie o tym rządzie.
To, co się zadziało w tej kwestii, otworzyło puszkę Pandory z ulubionym sportem Polaków, czyli antyniemieckością. Pojawiło się mnóstwo kłamstw w tej kwestii, a Adam Bielan chyba dostał gorączki i popadł w absolutną desperację, sądząc po tym, co robi, jak się pozycjonuje i jak bardzo stawia na ostrzu noża wiele kwestii.

Wydaje mi się, że w sprawach światopoglądowych Andrzej Duda dostał trochę rykoszetem, ale skoro sam tak mocno grał na tych strunach, to nic dziwnego, że w pewnym momencie sztabowcy Trzaskowskiego użyli tego samego.

W ostatniej fazie, w której jesteśmy, kampania weszła na tory walki na śmierć i życie i naprawdę wiadomo, o co toczy się gra, jaka jest stawka, zatem sztaby i kandydaci nie pozwalają sobie na najmniejsze chwile słabości i próbują wykorzystać każdą okazję, aby uderzyć w przeciwnika.

Czy taka kampania ma sens, bo z kompetencjami prezydenta ma to niewiele wspólnego.
Oczywiście Trzaskowski, ponieważ jest trochę zakładnikiem tej swojej koncyliacyjności, nie może pozwolić sobie aż na tyle ataków, co Andrzej Duda. Zdecydowanie bardziej trzyma się tej „prezydenckości”, czyli poczucia wspólnoty, jednoczenia, zasypywania podziałów itd. Moim zdaniem, jeżeli weźmiemy pod uwagę 4 podstawowe obszary kompetencji prezydenta, czyli stanie na straży konstytucji, dbanie o wspólnotę Polaków, reprezentowanie Polski na zewnątrz i kwestie bezpieczeństwa i obronności, to Rafał Trzaskowski rzeczywiście prezentuje się jako kandydat, który dużo bardziej wpisuje się w zakres tych kompetencji.

Andrzej Duda opowiada o rzeczach, które są z kompetencjami prezydenta niespecjalnie związane, w zasadzie tylko wizyta w USA – i to pomijając jej okropny, instrumentalny kontekst – była związana z kompetencjami prezydenta, chociaż oczywiście nie miało to nic wspólnego z realną, skuteczną dyplomacją.

Jeżeli weźmiemy to wszystko pod uwagę, to Rafał Trzaskowski w istocie jest zakładnikiem tego, że trzyma się kompetencji prezydenta, wspólnotowości i jednoczenia. Z tego też powodu Rafał Trzaskowski nie może tak mocno uderzać jak Duda.

Czy taka ostra gra opłaci się prezydentowi?
To zobaczymy 12 lipca, chociaż moim zdaniem to może być kontrproduktywne. Stawianie na ostrzu noża kwestii światopoglądowych – co robi Andrzej Duda – może nie przynieść zamierzonego skutku, ponieważ po pierwsze Polacy nie chcą się tym zajmować, a po drugie te kwestie eksploatował w kampanii już Krzysztof Bosak, a jego wyborcy nie chcą poprzeć jednoznacznie Dudy ze względu na różnice gospodarcze.

Temat, który eksploatuje Rafał Trzaskowski, choć sądzę, że nie powiedział jeszcze w tej kwestii ostatniego słowa, to potrzeba prezydenta, który nie będzie w tej samej opcji, co parlament i rząd, aby mógł patrzeć władzy na ręce i sprawować kontrolę. Dzięki wetu i inicjatywie ustawodawczej to może efektywnie robić prezydent z innej opcji, niż władza ustawodawcza.

Jakie pułapki czekają na Trzaskowskiego?
Sądzę, że to mogą być „fochy” – i to słowo przy takim poziomie emocjonalności jest bardzo na miejscu – Szymona Hołowni, a tak oceniam jego pierwszą reakcję. Chodzi o kwestię poparcia dla Trzaskowskiego w drugiej turze.

Niestety, postawa Hołowni i jego zwolenników, nieco podobna do tej deklarowanej przez niektórych wyborców Biedronia, którzy mają za złe Trzaskowskiemu, że ten próbował pozyskać część elektoratu Bosaka, mogą wyrządzić wiele złego.

Biorąc to wszystko pod uwagę, elektorat innych tzw. demokratycznych kandydatów z pierwszej tury może nie zagłosować w całości na Trzaskowskiego. Po drugie czynnikiem, który działa przeciwko kandydatowi opozycji, jest okres wakacji, chociaż mimo wszystko wróżę wysoką frekwencję.

Najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, co się stało z poziomem debaty w Polsce w ostatnim maratonie wyborczym 2019-2020. To jest katastrofa. Życzyłbym sobie, aby w ogóle nie mówiono o kwestiach, które dzielą, żeby nie było mowy nienawiści. To, co prezydent Duda zrobił ze społecznością LGBT, to jak ją zdehumanizował mówiąc, że to nie są ludzie, tylko ideologia, było skandaliczne. To typowa mowa nienawiści i nie powinna mieć miejsca.

Wszystko wskazuje na to, że nie będzie prawdziwej debaty przed II turą. Mieliśmy osobne wystąpienia kandydatów. Jak to wpłynie na wyborców, komu zaszkodzi?
To chyba pierwszy taki przypadek w historii, ale oczywiście Andrzejowi Dudzie jest to bardzo na rękę, bo nie miałby nic ciekawego do powiedzenia, gdyby pytania nie były tak ustawione, jak w przypadku ostatniej debaty w TVP.

Zresztą bardzo dobrze demaskował to Krzysztof Bosak, pokazując obłudę zarówno TVP, jak i prezydenta Dudy.

Ilu wyborców musi przyciągnąć Rafał Trzaskowski, aby pokonać Andrzeja Dudę?
Potrzebuje około 9 mln, aby mieć szansę, chociaż i tak to może być mało, ponieważ Andrzej Duda może mieć potencjał nawet na 9,5 mln. Sądzę, że finalnie zdecyduje pół mln obywateli i warto się zastanowić, kim oni są. To prawdopodobnie wyborcy Hołowni, którzy nie są pewni, czy pójdą do wyborów, to pewnie też wyborcy Bosaka, którzy nie zagłosują na Trzaskowskiego, ale nie ma pewności, czy zagłosują na Dudę. To też jest część zagranicy, a przypomnę, że głosujących za granicą Polaków będzie w tych wyborach aż pół miliona.

Rafał Trzaskowski może szukać jeszcze głosów wśród tych, którzy nie zamierzali głosować, ale chcą, aby było trochę „normalniej” i aby cała władza nie była w jednych rekach. Pytanie, czy uda ich się przekonać.

Sporym potencjałem jest też środowisko LGBT, ale Trzaskowski nie może go wykorzystać, bo mógłby zrazić do siebie umiarkowanie konserwatywno-centrowych wyborców, którzy są liczniejsi, niż społeczność LGBT (choć tych jest ok. 2 mln). Druga grupa to kobiety i mam wrażenie, że już zaczął to robić.

Może to nie jest game changer, ale sądzę że ma znaczenie to, co zrobiła Małgorzata Trzaskowska, która powiedziała wyraźnie, że będzie walczyć o dobrostan kobiet, gdy będzie Pierwszą Damą.

To może być istotne także z punktu widzenia kobiet na prowincji, dla których Małgorzata Trzaskowska jest normalną, fajną kobietą, która ma dwójkę dzieci, co prawda pracowała, ale tak naprawdę zajmuje się domem, a mimo to ma swoje zdanie i nie boi się go wypowiadać. Z tej perspektywy może ona przekonać kobiety, które nie zajmują się szczególnie polityką.


Zdjęcie główne: Renata Mieńkowska-Norkiene, Fot. Twitter/INPUW (Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego)

Reklama