Przyszłość polskiej polityki i wynik wyborów zależy od cen tego, co ogrzewa nasze kaloryfery, od cen paliw i od mitycznych bazarków, gdzie politycy czasami bywają. Im bardziej wahający się wyborcy będą od tego oddalani, tym opozycji trudniej będzie uderzać w jeden z filarów poparcia dla PiS – mówi nam prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego

Czy pandemia może odegrać jeszcze jakąś rolę w polityce?

Rafał Chwedoruk

PROF. UW RAFAŁ CHWEDORUK: Rola, jaką odegrała pandemia w polskiej polityce, jest pośrednia i zaskakująca. Do tej pory pytania, które głównie zadali sobie komentarzy w kwestii pandemii, dotyczyły tego, czy uda się utrzymać elementarną sprawność państwa.

Dziś sondaże pokazują, że w kraju wszyscy pozostali mniej więcej na tych samych miejscach, na których byli przed pandemią.

Natomiast pandemia wywarła wielki wpływ na politykę amerykańską. Trudno było sobie wyobrazić, by Donald Trump przegrał wybory, gdyby nie doszło do pandemii. Po jej wybuchu Demokraci zdecydowali się postawić na mocno zrośniętego z establishmentem Joe Bidena, zamiast bardziej rewolucyjnego Sandersa. Zmiana administracji w USA ma znaczący wpływ na politykę europejską, także polską – gdzie dobre relacje z administracją republikańską były ważnym elementem polityki PiS.

Reklama

Nie najlepsze relacje Polski z KE, z Berlinem i Paryżem kompensowane były właśnie relacjami z USA. Teraz uległo to zachwianiu. Administracja Bidena wpłynęła na politykę polską w tym sensie, że samo jej pojawienie się osłabiło możliwość oddziaływania PiS-u w przestrzeni międzynarodowej. W tej chwili naciski są przytłumione, chociażby z powodu olbrzymiej presji USA na Rosję, i tak to będzie trwało co najmniej do jesiennych wyborów do Kongresu i lokalnych, co zresztą pokaże, w jakiej kondycji są Demokraci i Biden.

W Polsce w kwestii pandemii raczej nic nowego się nie zdarzy, doszło do oswojenia wyborców z realiami pandemii.

PiS znajduje się dziś pod podwójną presją, z jednej strony wielu wyborców oczekuje determinacji i sprawstwa, prymatu bezpieczeństwa, z drugiej strony partia ta obawia się niektórych twardych metod walki z pandemią w obawie przed zachowaniami innego segmentu elektoratu, w ogóle nieufnego wobec instytucji publicznych. Opozycja natomiast próbuje tą wewnętrzną sprzeczność wykorzystać, ale sama także nie jest w prostej sytuacji, bo nie we wszystkich elektoratach opozycyjnych poglądy na restrykcje są jednoznaczne. Zatem jeżeli naukowcy nie odkryją jakiegoś nowego wirusa czy wariantu, to wygląda na to, że pandemia nie odegra już większej roli, przynajmniej bezpośrednio. Najważniejsze stają się banalne, przyziemne problemy poziomu życia.

Czyli kwestie inflacji, drożyzny i Nowego Ładu. Czy to może odegrać rolę?
Myślę, że to dobra kolejność. Sądzę, że nazwy Polski Ład nie będziemy pamiętali za jakiś czas, ponieważ to skomplikowany zbiór ustaw, które różnie będą oddziaływać na różne grupy wyborców. Akty niezadowolenia, z którymi mamy do czynienia w tej chwili, dotyczą głównie tych grup społecznych, wśród których PiS jest niedoreprezentowane – prywatny biznes, niektóre grupy budżetówki.

Najważniejszy będzie wpływ nowych rozwiązań na życie grup wahających się lub głosujących na PiS.

I nie chodzi tu nawet o inflację jako taką, bo wzrostowi zazwyczaj towarzyszy jakaś inflacja, tylko o wiele różnych czynników. Powiedziałbym pół żartem, choć to tak naprawdę poważna diagnoza, że PiS skoncentrowało polską politykę zagraniczną głównie na NS2 i blokowaniu tej inwestycji, co zresztą nie budziło dyskusji w kraju, a tymczasem wyzwaniem stają się ceny energii i jej nośników. Z wielu przyczyn te ceny są wysokie w skali globalnej, wymienić można choćby gry spekulantów giełdowych czy rozwój Azji po pandemii.

Paradoks polega na tym, że w interesie PiS-u walczącego z NS2 jest paradoksalnie to, aby NS2 został jak najszybciej uruchomiony, co może natychmiast spowodować zasadniczy spadek cen gazu. To ironia historii pokazująca, że czasem warto spojrzeć z innej niż krótkoterminowa perspektywy. Polska w dużym stopniu jest uzależniona od gospodarki niemieckiej i wszelkie jej perturbacje uderzą w Polskę, co obniżyłoby notowania rządu. Zatem szybkie uruchomienie NS2 i spokój w relacjach Ukrainy z Rosją, do czego rząd niemiecki, a zwłaszcza SPD, stara się doprowadzić, paradoksalnie jest w interesie bardzo odległego politycznie od Niemiec rządu PiS. To też pokazuje, że

polski rząd ma małe pole do manewru i może oddziaływać tylko krótkoterminowo poprzez np. akcyzę. Długoterminowo niewiele PiS będzie mógł zrobić, może tylko czekać na wydarzenia.

O ironio, Viktor Orbán, na którego prawica chętnie się powołuje, podpisał umowę jesienią na 15 lat z Gazpromem i póki co jest faworytem w kwietniowych wyborach.

W Polsce to by nie przeszło.
To prawda.

Generalnie można powiedzieć, że jesteśmy już po przełomowym momencie, bo takowy dokonał się jesienią 2020 roku, kiedy po raz pierwszy na stałe PiS spadł w sondażach. Gdyby wybory odbywały się teraz, to PiS byłby faworytem do ich wygrania, ale już nie do uzyskania większości mandatów. Jakikolwiek, nawet najmniejszy, ale trwały, dalszy spadek PiS z obecnego poziomu o 2-3 proc., chociażby poprzez zniechęcenie części wyborców, spowodowałby, że opozycja mogłaby zacząć dzielić między sobą rządowe fotele.

To perspektywa najbliższych miesięcy?
Cała polska polityka będzie rozgrywała się wokół tego, czy niewielka grupa mniej zdeterminowanych potencjalnych wyborców PiS-u jednak wytrwa. Jeżeli nie, to wewnątrz Zjednoczonej Prawicy wymusi to zmiany, a PiS będzie się orientował na konsolidację wewnętrzną. Wówczas

obrzeża Zjednoczonej Prawicy zaczną się wahać, co będzie oznaczać zmiany sytuacji na sali sejmowej, która stanie się jeszcze bardziej nieprzewidywalna.

Premier Morawiecki wziął udział w spotkaniu z prorosyjskimi liderami partii europejskich, które chcą osłabienia UE. Czy w  obliczu groźby rosyjskiej agresji na Ukrainę to dobry pomysł?
Analizy wojskowych ekspertów i wypowiedzi światowych decydentów, a nie tylko tych polityków, którzy są propagandowymi przekaźnikami komunikatów, wskazują, że perspektywa wojny nie jest najbardziej realną. Z całą pewnością niektóre radykalne środowiska wewnątrz Ukrainy, jak i spoza niej będą namawiać do tego, aby eskalować w Donbasie, by Rosja musiała się bezpośrednio militarnie zaangażować, co uderzałoby politycznie i w Moskwę, i w Pekin.

Pamiętajmy też, że obserwujemy wielką polityczną grę, która pokazuje potęgę informacyjną USA, chcących wywrzeć gigantyczną presję na Rosję, zwłaszcza że to demokraci byli zaangażowani w Majdan na Ukrainie.

Myślę, że gdyby Władimir Putin znalazł się na chwilę w Polsce i posłuchał, co się u nas mówi na temat Rosji, to za chwilę nieuchronnie by na kogoś napadł, nieustannie słysząc, że jest wszechmocnym przywódcą potężnego, bogatego państwa, a cała polityka polska składa się z rosyjskich agentów, bo ten zarzut stał się codziennością polskiego dyskursu. Słabnący potencjał demograficzny Rosji, jej niewielki udział w światowym PKB, drenaż przez oligarchów, ograniczone możliwości ekonomiczne i militarne nie czynią scenariusza wielkiej, długotrwałej wojny i przejęcia przez Rosję na własny garnuszek 10 milionów ukraińskich emerytów bardzo realnym.

Dla Ukrainy i Polski problemem jest samo napięcie, które wpływa na rynki surowców, podważa też zaufanie do całego regionu.

Czyli nie potępia pan premiera…
PiS inaczej niż inni gracze w polskiej polityce nie odnalazł się w międzynarodowej przestrzeni, nie zdołał związać się z EPP, a casus Orbána pokazywał, że był to poważny atut. Dziś PiS znajduje się w pewnej próżni, stąd kontakty także z radykalną częścią prawicy europejskiej, co jest obarczone podwójnym ryzykiem. Nie zgodzę się, że problemem jest to, jakie mają podejście do Rosji, bo niemal każde państwo z Rosją rozmawia. Wystarczy spojrzeć na bilans handlowy Rosji z USA czy z Ukrainą w ostatnich miesiącach. Prawdziwi sojusznicy Rosji to raczej wiele kręgów biznesowych na Zachodzie zainteresowanych tanimi surowcami czy inwestycjami w ich wydobycie, aniżeli grupki politycznych radykałów.

Większym problemem z polskiej perspektywy jest to, że wśród części tej skrajnej prawicy funkcjonują osoby mające związki z faszyzującymi ugrupowaniami, które oczywiście zmieniają polityczny wizerunek, nie używają takiego języka i argumentów, co kiedyś, ale w niektórych wypadkach są to osoby, które chociażby ze względu na historię Polski nigdy nie powinny być tutaj podmiotowo traktowane. Na marginesie, dotyczy to również części ukraińskich polityków, co jest u nas skrzętnie przemilczane.

Drugą słabością tych kontaktów jest fakt, że często są to ugrupowania sezonowe. Widać to wyraźnie po włoskiej prawicy, gdzie co chwilę mamy kogoś nowego na topie. W Hiszpanii i Portugalii skrajna prawica pojawiła się teraz po raz pierwszy od lat 70., głównie za sprawą słabości tradycyjnych ugrupowań prawicy i kwestii migracji. Nie wiadomo zresztą, jak długo tak to zostanie w tych krajach uczulonych przecież historycznie na faszyzm. Są to wreszcie często partie, które łatwo zmieniają poglądy, widać to np. po Matteo Salvinim, który był regionalistycznym liberałem z Północy, potem został ogólnowłoskim konserwatywnym patriotą, a teraz jest w technokratycznym rządzie wielkiej koalicji z lewicą. Podsumowując,

to spotkanie jest dowodem słabości PiS-u jako partii w przestrzeni międzynarodowej i powinno być inspiracją do głębokich zmian.

Czy powstanie sejmowa komisja ds. Pegasusa, czy zostaniemy tylko przy senackiej i czy którakolwiek ma szanse odegrać polityczne znaczenie?
Czas komisji był w polskiej polityce czasem apokalipsy tylko na początku XXI wieku, kiedy SLD popełniło największy polityczny błąd w swoich dziejach i dopuściło do komisji, która szybko stała się sądem nad tą partią.

Była to jedyna do tej pory komisja, kiedy władza oddała w niej większość. Już nigdy potem nie popełniono takiego „błędu”.
To prawda, albo miała większość, albo w ogóle nie było komisji.

Gdyby taka komisja powstała, to przede wszystkim przekonywałaby już przekonanych. Oczywiście byłaby dla rządzących niewygodna, szczególnie w kontekście senatora Brejzy, z drugiej strony jednak dawałaby też atuty PiS-owi, bo np. uczynienie Romana Giertycha sztandarową postacią opozycji dla części wyborców byłoby bardzo trudne do przyjęcia.

Generalnie powstanie takiej komisji nie miałoby dla opozycji korzystnego wpływu ze względu na banalną przyczynę – otóż

gdyby powstała i przebiła się do opinii publicznej, to absorbowałaby opinię publiczną doniesieniami o podsłuchach sprzed roku, dwóch, ale i piętnastu lat.

Tymczasem przyszłość polskiej polityki i wynik wyborów zależy od cen tego, co ogrzewa nasze kaloryfery, od cen paliw i od mitycznych bazarków, gdzie politycy czasami bywają. Im bardziej wahający się wyborcy będą od tego oddalani, tym opozycji trudniej będzie uderzać w jeden z filarów poparcia dla PiS. Powstanie takiej komisji byłoby także obarczone wieloma kompromisami politycznymi, byłoby to zatem pyrrusowe zwycięstwo opozycji.

(INK)


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Rafał Chwedoruk, Fot. Uniwersytet Warszawski

Reklama