To standardy, które na pewno nie przystoją w państwie demokratycznym opartym na prawie. Ściganie jakiegokolwiek sędziego za działalność orzeczniczą jest prostym odwetem na kimś, kto ośmielił się wyrokować inaczej, niż życzy sobie decydent polityczny. Ponadto chodzi o efekt mrożący i pokazanie innym sędziom, że za orzeczenia mogą być pociągnięci do odpowiedzialności. I jeden, i drugi efekt może stosować władza w państwie totalitarnym, ale nigdy w państwie demokratycznym. Sędzia po to ma immunitet i zagwarantowaną konstytucyjnie niezawisłość, aby orzekać zgodnie z literą prawa i własnym sumieniem – mówi nam prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista. I dodaje: – Jeżeli nie ma niezależności sądów, to obywatel zawsze przegra w sporze z państwem

JUSTYNA KOĆ: Nieuznawana przez Sąd Najwyższy i TSUE Izba Dyscyplinarna nie zgodziła się na doprowadzenie sędziego Igora Tulei siłą na przesłuchanie w prokuraturze. Przypomnijmy, że sędzia Igor Tuleya ma ponosić odpowiedzialność za upublicznienie postanowienia w sprawie obrad w Sali Kolumnowej. To właśnie wówczas doszło do naruszenia konstytucji, ustawy o wykonywaniu mandatu i Regulaminu Sejmu. W jakim świetle stawia to sprawę sędziego Tulei?

PROF. MAREK CHMAJ: Sędzia, zgodnie z konstytucją, jest niezawisły, a sąd niezależny. Niezawisły sędzia weryfikował kwestie obrad Sali Kolumnowej i podzielił te wątpliwości, które miało środowisko konstytucjonalistów. Przeniesienie obrad uniemożliwiło części posłom wzięcie udziału w posiedzeniu i głosowaniach, a ponadto naruszono art. 61 konstytucji, bo zabrakło transmisji. Wracając do sprawy sędziego Tulei, to sędzia sprawując swój mandat upublicznił postanowienie wydane podczas czynności orzeczniczych. Tuleya miał takie prawo, a

ściganie sędziego za działalność orzeczniczą przypomina najgorsze czasy minione, do których byśmy nie chcieli wracać.

To polityczna sprawa; sędzia zadziałał wbrew władzy, ale zgodnie z literą prawa, a władza go za to ściga. To standardy białoruskie?
Białoruskie, tureckie. To standardy, które na pewno nie przystoją w państwie demokratycznym opartym na prawie. Ściganie jakiegokolwiek sędziego za działalność orzeczniczą jest prostym odwetem na kimś, kto ośmielił się wyrokować inaczej, niż życzy sobie decydent polityczny. Ponadto chodzi o efekt mrożący i pokazanie innym sędziom, że za orzeczenia mogą być pociągnięci do odpowiedzialności. I jeden, i drugi efekt może stosować władza w państwie totalitarnym, ale nigdy w państwie demokratycznym. Sędzia po to ma immunitet i zagwarantowaną konstytucyjnie niezawisłość, aby orzekać zgodnie z literą prawa i własnym sumieniem.

Reklama

Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że członek Izby Dyscyplinarnej, który jednoosobowo podejmuje decyzje w sprawie Igora Tulei, to były prokurator Roch, który zasłynął tym, że pozwolił CBA przesłuchiwać kobietę na porodówce, za co potem Polska płaciła ogromne odszkodowania, bo nad sprawą pochylił się Europejski Trybunał Praw Człowieka.
To pokazuje, że tzw. dobra zmiana w wymiarze sprawiedliwości niesie za sobą przejmowanie kolejnych organów przez osoby powiązane z politykami i obsadzanie nominatami stanowisk w wymiarze sprawiedliwości nie służy niezależności sądów. Jeżeli nie ma niezależności sądów, to obywatel zawsze przegra w sporze z państwem.

Czy takie zachowanie, którego dopuścił się prok. Roch, nie powinno go dyskwalifikować z zawodów prawnych?
Oczywiście, że tego typu działalność prokuratora musi być oceniana przez innych, ale niezależnych prokuratorów i wtedy będzie wiadomo, czy doszło do deliktu dyscyplinarnego, czy nie. Odszkodowanie, które zapłaciliśmy za działania pana Rocha, wskazuje jednak, że naruszono prawo. Tutaj

mamy do czynienia z pewnym poczuciem bezkarności, bo prokuratura została podporządkowana ministrowi sprawiedliwości, a ten nie dość, że obsadził niemal wszystkie stanowiska funkcyjne swoimi ludźmi, to jeszcze bardzo często steruje postępowaniami np. za pośrednictwem Prokuratury Krajowej.

Jak to wpłynie na postrzeganie Polski w kwestii praworządności i powiązania funduszy unijnych z tą kwestią?
Procedury UE w tej kwestii zostały albo już uruchomione, albo niedługo będą, i powiązanie wypłaty środków z przestrzeganiem przez dane państwo prawa i praworządności podważone być nie może. Na tym rozwiązaniu z całą pewnością stracimy my, być może także Węgry. Stracimy nie dlatego, że obywatele RP źle postępują, tylko dlatego, że Sejm oraz niektóre organy władzy wykonawczej naruszają podstawowe standardy praworządności, które są absolutnie niezbędne w państwie demokratycznym.

Pozwolę się nie zgodzić z panem, bo to my sami wybraliśmy sobie ten rząd, i to dwukrotnie, zatem chciałoby się powiedzieć: sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało.
Owszem, wybraliśmy ten rząd, ale nie daliśmy mu legitymacji do łamania konstytucji, bądź tych wartości, które są zawarte w traktatach unijnych. Mówimy tu o wartościach takich jak praworządność, demokracja, niezależność sądów, niezawisłość sędziów. Te wartości musi respektować każda władza. My obywatele w części poparliśmy ten rząd, wybraliśmy posłów określonej proweniencji, ale nie daliśmy im uprawnień do łamania konstytucji i traktatów unijnych.

Premier Morawiecki domaga się zbadania zgodności z konstytucją trzech przepisów Traktatu i UE. Co będzie oznaczało orzeczenie, co zmieni i czy Polska nie będzie musiała wypełniać międzynarodowych zobowiązań, jeżeli TK Przyłębskiej orzeknie po myśli rządu?
Tu mamy do czynienia z ruchem, który ma charakter propagandowy. Premier pokazuje swojemu elektoratowi, że polska konstytucja, bardzo często zresztą przez ten obóz rządzący łamana, jest ważniejsza niż przepisy prawa unijnego, zaś jakiekolwiek ingerencje organów Unii w to, co się dzieje w Polsce, są niezgodne z polską konstytucją, w związku z tym nielegalne.

Tak naprawdę ten potencjalny wyrok TK nie będzie miał jednak żadnego znaczenia, bo nie zmieni traktatów unijnych ani kompetencji organów Unii. Jedynie może służyć niektórym organom RP do tego, aby nie stosować rozstrzygnięć organów UE, mam na myśli głównie wyroki TSUE. Tylko że tu mamy prostą sytuację;

jeżeli nie będziemy stosować się do wyroków TSUE, to nałożona zostanie na Polskę kara, pewnie kilkadziesiąt tysięcy euro dziennie.

Czyli to, co orzeknie TK Juli Przyłębskiej, nie będzie miało większego znaczenia, a Polskę i tak będą obowiązywały traktaty UE?
Oczywiście, co więcej, podporządkowaliśmy się także traktatowo  orzecznictwu TSUE, a Trybunał Sprawiedliwości ma odpowiednie mechanizmy, aby każde państwo członkowskie zmusić do respektowania jego wyroków.

Obecny Trybunał Konstytucyjny pozostawia wiele do życzenia, niektórzy mówią nawet, że jest nielegalny, a jednak jego decyzje wchodzą w życie i zmieniają rzeczywistość. Jak pan to wytłumaczy?
Po pierwsze, nie cały Trybunał jest nielegalny, tylko 3 sędziów tzw. dublerów. Zatem każde orzeczenie, które zapada z udziałem chociaż jednego z nich, jest nieistniejące. Niestety, nawet wtedy jest ono publikowane w dzienniku ustaw i niesie za sobą pewne skutki, mimo że nie powinny one istnieć. W ten sposób pogłębia się tylko chaos w systemie prawnym i pogłębia się brak zaufania do państwa i tworzonego przez niego prawa.

 Prezes Nawacki nie dopuszcza do orzekania sędziego Juszczyszyna, mimo że Sąd Rejonowy w Bydgoszczy przywrócił go do pracy. Kto ma rację w tym sporze?
Oczywiście rację ma sędzia Juszczyszyn, ponieważ ma orzeczenie niezależnego sądu, które przywraca go do orzekania. Po drugiej stronie sporu mamy funkcjonariusza nominowanego przez Zbigniewa Ziobrę na prezesa sądu bez opinii Zgromadzenia Ogólnego Sądu. Dodatkowo funkcjonariusza, który również dostał nominację do KRS i został wybrany do niej niezgodnie z prawem, i to w dwójnasób – raz, gdy zrobił to Sejm, drugi raz, gdy sędzia Nawacki nie miał wystarczającej liczby podpisów.

Mamy zatem tu spór nie tyle między dwoma sędziami, co między niezawisłym sędzią a takim, który przymiotu niezależności się zrzekł.

Czyli nie zgadza się pan z sędzią Nawackim, że doszło do sporu kompetencyjnego między ID a sądem w Bydgoszczy?
Sądzę, że żaden przyzwoity prawnik nie jest w stanie się zgodzić z sędzią Nawackim.

Jedna z naszych czytelniczek zwróciła się z pytaniem: jaki mamy ustrój polityczny w Polsce, skoro ugrupowanie (stowarzyszenie, a teraz już partia polityczna), które w danej kadencji nie brało udziału w wyborach, może mieć w sejmie koło poselskie i wpływać na stanowienie prawa? Czy to znaczy, że każdy, kto rzuci kasą i sprawną retoryką, może przejąć władzę polityczną w kraju?
Pamiętajmy, że mandat parlamentarzysty jest wolny. Poseł czy senator jest reprezentantem nie tylko swoich wyborców, ale całego narodu, nie obowiązują go żadne instrukcje i nie może być odwołany ze składu Sejmu czy Senatu. My jako elektorat nie mamy żadnego wpływu na zmianę barw partyjnych po wyborach i na zmianę klubu. Parlamentarzysta powinien kierować się dobrem ogółu w swojej działalności, co wynika zresztą z przyrzeczenia parlamentarnego.


Zdjęcie główne: Marek Chmaj, Fot. chmaj.pl

Reklama