PiS posługuje się moralnością Kalego. Jeżeli ktoś jest PiS-owcem, to wszystko jest w porządku, nieważne, co robił w przeszłości w życiu. Przynależność do PiS wymazuje dawne grzechy, mętne zachowania – mówi wiadomo.co prof. Andrzej Friszke, historyk. I dodaje: Po stronie opozycji są ludzie z wielkimi kartami więzienia i ogromnej aktywności opozycyjnej: Michnik, Frasyniuk, Rulewski, Borusewicz, Wujec, Janas i wielu innych, sam Wałęsa. A kogo oni mają? Postacie zwykle bez znaczenia i bez jakichkolwiek dokonań.

Prof. Andrzej Friszke, Fot. Wikimedia Commons

Kamila Terpiał: “Fakt” ujawnił, że Leonard Krasulski od lat ukrywał, że służył w Ludowym Wojsku Polskim. I to w 1. Warszawskim Pułku Czołgów z Elbląga. A to właśnie ta jednostka pacyfikowała stoczniowców na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Poseł twierdził, że w tamtym czasie był w wojsku, ale odmówił wykonania rozkazu i został w koszarach. Czy tłumaczenia posła Leonarda Krasulskiego są dla pana wiarygodne?
Andrzej Friszke: Nie znam dokładnie życiorysu pana Krasulskiego. Wiadomo tylko, że po 13 grudnia miał proces za próbę zorganizowania w Elblągu strajku i dostał wyrok, o tym, co robił po 89, nie chcę się wypowiadać. Teraz się dowiadujemy, że w młodości służył w jednostce wojskowej, która uczestniczyła w tłumieniu zajść w grudniu 70 roku i że rzekomo w tym nie uczestniczył. Nie da się oczywiście nic powiedzieć na ten temat bez zajrzenia do papierów wojskowych. Sytuacja, żeby żołnierz odmówił wykonania poleceń w trakcie takich poważnych wydarzeń jak grudzień 70 roku, musiałaby mieć daleko idące konsekwencje – degradacji, wyrzucenia z wojska, postępowań dyscyplinarnych. Wydaje mi się, że to, co na temat słyszymy o rzekomym oporze, jest mało wiarygodne.

Obawiam się, że koledzy pana Krasulskiego postanowili mu dorobić kawałek dobrego życiorysu. To wszystko wygląda bardzo mało poważnie.

Mało tego, w “Kronice Solidarności. Tom II” wydanej przez IPN jest wymieniony jako „uczestnik demonstracji i wieców w Stoczni Gdańskiej im. Lenina i Trójmieście” w dniach 14-22 grudnia 1970 roku.
Gdyby jako żołnierz brał udział w protestach grudniowych, to byśmy o tym na pewno słyszeli. Trudno mi to komentować, musiałbym zobaczyć to wydawnictwo, ale obawiam się, że koledzy pana Krasulskiego postanowili mu dorobić kawałek dobrego życiorysu. To wszystko wygląda bardzo mało poważnie.

A poważnie wygląda ignorowanie tematu przez posłów PiS? Według nich, nie ma w tym zachowaniu posła Krasulskiego, ani we wcześniejszych tłumaczeniach posła Piotrowicza nic złego. Ale to nie przeszkadza im atakować wszystkich innych za jakiekolwiek działania w PRL.
PiS posługuje się moralnością Kalego. Jeżeli ktoś jest PiS-owcem, to wszystko jest w porządku, nieważne, co robił w przeszłości w życiu. Przynależność do PiS wymazuje dawne grzechy, mętne zachowania i to jest właśnie ta ich bardzo dziwna moralność. Ona wynika też w dużym stopniu z tego, że w PiS nie ma znaczących postaci dawnej “Solidarności” i opozycji; poza Macierewiczem i jego najbliższymi współpracownikami. Te osoby, które pani wymieniła, były nieobecne w przestrzeni publicznej opozycji, “Solidarności” i ruchów obywatelskich do roku 89. Wskoczyli do odjeżdżającego pociągu. Po 89 Jarosław Kaczyński i jego współpracownicy ich zebrali i teraz jest kłopot, bo zazwyczaj nie mogą się legitymować żadną konkretną aktywnością, zwłaszcza pozytywną.

Reklama

W PiS nie ma znaczących postaci dawnej “Solidarności” i opozycji; poza Macierewiczem i jego najbliższymi współpracownikami.

A wręcz negatywną…
To są różne przypadki, Piotrowicz był częścią aparatu walki z “Solidarnością”, Krasulski w stanie wojennym był jednak na ławie oskarżonych. Jako jeden z nielicznych w obecnym PiS. A to ich bardzo denerwuje. Po stronie opozycji są ludzie z wielkimi kartami więzienia i ogromnej aktywności opozycyjnej: Michnik, Frasyniuk, Rulewski, Borusewicz, Wujec, Janas i wielu innych, sam Wałęsa. A kogo oni mają? Postacie zwykle bez znaczenia i bez jakichkolwiek dokonań.

Po ich stronie stanął Andrzej Gwiazda, co było słychać przede wszystkim 13 grudnia.
Andrzej Gwiazda ma oczywiście bogaty życiorys opozycyjny i nie można tego podważać. Ale od 1981 roku jest znany głównie jako przeciwnik Lecha Wałęsy. Jego życiową misją jest walka z Wałęsą. Jego sojusz z PiS-em to po prostu zbieżność interesów.

Narracja, którą PiS próbuje narzucić w przestrzeni politycznej, jest taka: my mamy całą rację, a nasi antagoniści mają zero racji. Co gorsza, są ludźmi gorszymi, nie są patriotami.

PiS cały czas będzie tak postępowało? Wychwalało i wybielało swoich, zmazywało, a atakowało tych po przeciwnej stronie politycznej barykady?
Przecież widzimy, co się dzieje… I ta narracja, którą PiS próbuje narzucić w przestrzeni politycznej, bo od tego zacznijmy, jest taka: my mamy całą rację, a nasi antagoniści mają zero racji. Co gorsza, są ludźmi gorszymi, nie są patriotami. Ta narracja jest cały czas powtarzana, a w związku z tym ona jest też rzutowana w przeszłość. Chodzi o to, żeby pokazać, że nasi przeciwnicy nie mają zasług, są moralnie wątpliwi. Trzeba zatem wymazywać ze świadomości społecznej ich autentyczne dokonania w walce z reżimem komunistycznym. Chodzi o to, aby powstało puste pole, na którym można szczepić nowe nazwiska, nowe postacie, wyobrażone zasługi. To jest manipulacja zupełnie niesłychana, niemająca żadnego precedensu w normalnych demokratycznych państwach.

To jest pisanie historii od nowa, nieprawdziwej historii.
To jest przerażające, potwornie niszczące świadomość obywatelską, poczucie prawdy i zasług poszczególnych ludzi, a także wiarygodność tego, co określamy jako historia. Jeżeli można ludziom dopisywać w życiorysach dowolne rzeczy niezgodne z faktami, to efekt będzie taki, że albo ktoś będzie bezkrytycznie wierzył w to, co mu mówi władza, albo nie mogąc sprawdzić, będzie uważał, że cała historia jest jednym wielkim kłamstwem. To jest potwornie niszczący mechanizm.

Sytuacja, kiedy jest człowiekiem zasłużonym sprzed 1989, a dzisiaj jest wrogiem PiS, powoduje dysonans poznawczy, bo rozbija im spójność narracji.

Dlaczego PiS-owi tak na tym zależy?
Przecież oni cały czas podkreślają, że są partią patriotyczną, antykomunistyczną, właściwie wyrastającą ze sprzeciwu wobec komunizmu. W związku z tym chcą pokazać udział swoich ludzi w tym antykomunistycznym działaniu. Tak przypasowują historię, aby pasowała do tej tezy, ale to jest prawie niemożliwe. Problem polega więc na czymś gorszym, tych ludzi, którzy autentycznie byli w tym ruchu, chcą zepchnąć z piedestału, a co najmniej “zamilczeć”. U nich musi się zgadzać założenie, że jak ktoś był antykomunistą i opozycjonistą kiedyś, to dzisiaj popiera PiS. A sytuacja, kiedy jest człowiekiem zasłużonym sprzed 1989, a dzisiaj jest wrogiem PiS, powoduje dysonans poznawczy, bo rozbija im spójność narracji. Dlatego decydują się na fałszowanie historii. To ma uwiarygadniać ich samych jako elitę patriotyczną narodu.

A to ma duży wpływ na to, jak są postrzegani przez zwolenników?
Myślę, że tak. Żyjemy niestety w takich czasach, że mało kto sprawdza, co kiedyś miało miejsce. Zatem zbudowanie dzisiaj mocnej narracji w mediach powoduje, że społeczeństwo tak sądzi, jak słyszy to z mediów, czy wyczyta na Facebooku. Nie za bardzo sięga się do książek, czy dogłębnie grzebie w Internecie, przeciętny odbiorca po prostu przechwytuje pewne informacje, skojarzenia, symbole z propagandy, którą uprawia PiS. Tak PiS kreuje pamięć historyczną. Są dwa pojęcia: prawda historyczna i pamięć historyczna – to są dwa różne pojęcia. Co innego zdarzyło się naprawdę, a co innego ludzie sądzą, że było. W pamięci historycznej funkcjonuje skrót, symbole, plakaty, obrazki. Oni na tym bazują, chodzi o wywołanie właściwych skojarzeń i emocjonalnych odniesień, i przypisanie sobie całej patriotycznej tradycji.

Całkowicie ignorują to, co wiemy o Wałęsie jako przywódcy “Solidarności”. W tym wypadku materiały IPN nie mają dla nich znaczenia, bo nie służą kampanii antywałęsowskiej. Podobnie postępują z wieloma wielkimi działaczami opozycji – Kuroniem, Geremkiem, Michnikiem, czy Mazowieckim lub Bartoszewskim. Milczą o nich lub obrzucają błotem.

Dokładnie tak to się robiło przecież w państwach autorytarnych.
W państwie demokratycznym czegoś takiego nie ma. Każda partia może pewne rzeczy wydobywać z przeszłości, inne niechętnie przypomina, ale nie ma takiej systematycznej kampanii. Trzeba się liczyć z kontrą wolnych mediów i stanowiskiem akademickich historyków, którzy ośmieszą kłamstwa. Nie robi się więc tego tak na chama, jak robią na przykład z Wałęsą, nie licząc się ani z dokumentami, ani z pamięcią uczestników. Całkowicie ignorują to, co wiemy o Wałęsie jako przywódcy “Solidarności”. W tym wypadku materiały IPN nie mają dla nich znaczenia, bo nie służą kampanii antywałęsowskiej. Podobnie postępują z wieloma wielkimi działaczami opozycji – Kuroniem, Geremkiem, Michnikiem, czy Mazowieckim lub Bartoszewskim. Milczą o nich lub obrzucają błotem, starając się, by w pamięci historycznej byli zapisani negatywnie. To jest działanie, które ma przykłady jedynie w systemach dyktatorskich. I tak to będzie trwało, zapewne do jakiegoś wielkiego kryzysu.

Obawiam się, że to, co oglądamy, prowadzi do bardzo poważnych konsekwencji.

Taki nas czeka?
Myślę, że tak.

Co może się stać?
Wymaga pani ode mnie, że będę Kasandrą w szczegółach przepowiadającą, co się może stać. Ale obawiam się, że to, co oglądamy, prowadzi do bardzo poważnych konsekwencji.

Wiele osób, na przykład prof. Marcin Król, mówi nawet o rozlewie krwi…
Nie wykluczam, obawiam się, że to jest realne. Bardzo się tego boję. Ale jak patrzę na nieustępliwość PiS i kompletne lekceważenie przeciwników, niechęć do kompromisu, do dialogu i poważnej rozmowy, to obawiam się, że tak się może zdarzyć.


Zdjęcie główne: Wikimedia Commons

Reklama

Comments are closed.