Służby i prokuratura dostały w sprawie afery podsłuchowej paraliżu. Dlaczego? Chociażby dlatego, że do tej pory światło dzienne ujrzała tylko jedna taśma z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego, a podobno jest ich więcej i z relacji kelnerów wynika, że są bardzo dla niego niekorzystne – mówi nam Paweł Wojtunik, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Centralnego Biura Śledczego. – W CBA obowiązują teraz standardy kumoterskie, kolesiowskie, nepotystyczno-polityczne. Panuje tam moralny rozkład, a o skali nieprawidłowości dowiemy się dopiero, jak służby zostaną przejęte przez profesjonalistów, właściwie ocenione i zreformowane – dodaje.

KAMILA TERPIAŁ: Jak się pan czuje w państwie rządzonym przez PiS?

PAWEŁ WOJTUNIK: Źle się czuję, zresztą nie tylko ja, ale także moja rodzina, współpracownicy i znajomi. Dlatego też podjąłem decyzję o kandydowaniu w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Moje wkurzenie i złość na PiS nie oznacza frustracji i rezygnacji, wręcz przeciwnie, mobilizuje mnie do działania. Jestem propaństwowcem i nie godzę się na niszczenie państwa i jego demokratycznych podwalin ani na kompromitowanie Polski na arenie międzynarodowej.

Zarzekał się pan kiedyś, że nie zostanie politykiem. Zmienił pan zdanie?
Pamiętam oczywiście swoje negatywne opinie na temat polityków i polityki – miałem i mam do tego prawo. Dzisiaj słowo polityk kojarzy się pejoratywnie, z manipulanctwem, cwaniactwem, kumoterstwem i lizusostwem, a nie z kimś pełniącym służbę publiczną. Mówię to w szczególności w odniesieniu do partii rządzącej. Nie czuję się politykiem i nie zamierzam nim być. Po szczycie hipokryzji, obłudy, manipulacji i kłamstw przyszedł czas na fachowców i ekspertów w swoich dziedzinach. Pomimo 47 lat jestem już osobą doświadczoną. Całe życie służyłem państwu polskiemu.

Odszedłem w 2015 roku, składając rezygnację z własnej woli, ale przymuszony okolicznościami. Obecna władza może chcieć mi zaszkodzić, ale nie może zabronić startu w wyborach. Traktuję to także jak element służby publicznej, a nie kariery politycznej. Nie czuję się politykiem, nie jestem członkiem żadnej partii i nigdy nie byłem. Jestem po prostu urzędnikiem, policjantem i to się nie zmieni.

Nie wyklucza pan w przyszłości powrotu do czynnej służby?
Jest takie słynne powiedzenie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nie po to startuję teraz w wyborach, aby później wracać do policji czy CBA. Znam się na bezpieczeństwie, tym małym i dużym, lokalnym i międzynarodowym – to jest mój konik i tym będę chciał się przede wszystkim w europarlamencie zajmować. Przypomnę, że byłem przez ostatnie trzy lata ekspertem UE, doradcą antykorupcyjnym w Mołdawii, teraz jestem też konsultantem OBWE do spraw antykorupcji, znam dwa języki obce. Nie chcę się przechwalać, ale uważam się za fachowca w dziedzinie bezpieczeństwa i chcę to wykorzystać.

Reklama

Przedstawiciele Koalicji Europejskiej zaproponowali panu start czy to była pana inicjatywa?
Nie ubiegałem się o kandydowanie, to był pomysł Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych, którą od dawna wspieram. Taki pomysł wsparli liderzy kolacji, z premierem Tomaszem Siemoniakiem na czele, a ja stwierdziłem, że to jest warte rozważenia. Postawiłem sobie pytanie: czy chcę siedzieć w domu i krytykować, frustrować się, przeklinać, czy jednak coś zrobić i coś zmienić? Ale nie negocjowałem, nie zabiegałem i nie stawiałem warunków. Poza tym

zdaję sobie sprawę, że cała grupa mundurowych nie ma swojego rzecznika, a jest bardzo poszkodowana. W ostatnim czasie szczególnie przez ustawę represyjną, która dotyczy ponad 50 tysięcy osób i przyniosła nawet ofiary śmiertelne. Ta sprawa jest dla mnie bardzo ważna.

Mówimy oczywiście o tzw. ustawie dezubekizacyjnej.
Tak się ją nazywa, chociaż to słowo jest niefortunne. Jest po prostu ustawą represyjną, dlatego że powoduje realne represje wobec ludzi, którzy w większości przypadków przyczynili się do tego, że Polska jest bezpiecznym krajem. W tej grupie jest zdecydowanie więcej bohaterów, niż osób, którym przypisuje się łatkę ubeka, osobiście żadnego tam nie spotkałem.

W prawicowych mediach został pan nazwany “obrońcą ubeków”.
To jest kwestia etykiety, jaką przykleja się kolejnym grupom zawodowym i ich stygmatyzowania. Mogę na przykład być także obrońcą belfrów. To jest element pisowskiej propagandy. Mam odwagę bronić tych ludzi i się z tego nie wycofam. Nie znam w tej grupie ani jednej osoby, która została skazana za przestępstwo. Znam za to dziesiątki ludzi, którym odbiera się nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim godność i szacunek społeczny. To jest niesprawiedliwe i niegodziwe.

O jakich ofiarach śmiertelnych pan mówi?
Przez federację prowadzona jest precyzyjna statystyka, w której opisanych jest już aż 56 przypadków. To są samobójstwa, zawały i wylewy jednoznacznie związane z wprowadzeniem tej ustawy. Następowały na przykład po otrzymaniu decyzji, w wyniku korespondencji albo braku środków do życia i depresji, w jaką te osoby popadały.

Odpowiedzialność zbiorowa, jaka została zastosowana w tym przypadku, jest domeną ustrojów totalitarnych i ostatnio miała miejsce w Polsce w latach 50. Przepisy prawa dopuszczają odebranie emerytury i pozbawienie praw publicznych, ale tylko w wyniku skazania za przestępstwo związane ze służbą. Za chwilę podobna ustawa może dotyczyć na przykład funkcjonariuszy CBŚ czy dziennikarzy, zależy na kogo wskażą rządzący.

Dlaczego władza tak bardzo pana nie lubi?
Nie lubi mnie na pewno kilka osób, które sprawują władzę, a powodów jest wiele. W CBA byłem następcą Mariusza Kamińskiego, więc zapewne jest to syndrom kolejnego ojca ukochanego dziecka, którego trzeba zniszczyć. Poza tym ścigałem nieprawidłowości z czasów pierwszych rządów PiS, między innymi składałem zeznania i udostępniałem prokuraturze dokumenty związane z aferą gruntową, zeznawałem przeciwko ministrowi Zbigniewowi Ziobrze w komisji odpowiedzialności konstytucyjnej. Mimo wszystko miałem nadzieję, że nie dojdzie nigdy do osobistej zemsty i wendety, bo wykonywałem tylko swoje obowiązki. Ale okazało się, że służby specjalne i prokuratura są teraz używane do osobistych porachunków. Nie lubię określenia zemsta polityczna, ale tak się właśnie dzieje.

Te osoby zbierają na pana haki?
Wystarczy obejrzeć program “Czarno na białym” w TVN 24 czy posłuchać tego, co mówią inni funkcjonariusze, którzy przy wszystkich możliwych procedurach są o mnie wypytywani. Nie mam żadnych fobii i urojeń.

Dlatego zdecydował się pan złożyć zawiadomienie do prokuratury?
Nie mogę dłużej tolerować rażącego łamania prawa i realizowania komunistycznej zasady “dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie”. Dziennikarze TVN24 przedstawili dowody na to, że szef CBA Ernest Bejda wydawał polecenia szukania na mnie haków, łącznie z pokazywaniem zdjęć w agencjach towarzyskich, co zresztą obróciło się ostatecznie przeciwko władzy.

Nie chodzi niestety tylko o to, ale także o odwet na mojej żonie czy przesłuchiwanie dzieci. Dostaję także informacje od moich kolegów, którzy są jeszcze w służbie, że pod moim domem stoją samochody obserwacyjne i nasłuchowe. To wszystko są działania wykraczające daleko poza wszelkie standardy prawne i etyczne.

Wierzy pan w to, że obecna prokuratura zdecyduje się ścigać szefa CBA?
Nie, bo nie jest w stanie w sposób bezstronny zająć się żadną sprawą. W dotyczących ludzi niechętnych PiS-owi i członków opozycji wykonuje polityczne polecenia, a w dotyczących ludzi władzy jest wykastrowana z jakiejkolwiek możliwości działania. Prokuratura jest upolityczniona i ręcznie sterowana, co gwarantują zmienione przepisy. Dlatego zawiadomienia o przestępstwach władzy przypominają pisanie skarg na działalność komendanta milicji do sekretarza partii. Jesteśmy jednak legalistami i nie możemy udawać, że nie mam o czym mówić.

Ma pan już postawione dwa zarzuty karne…
Za które podobno grozi mi kara do 12 lat więzienia.

Boi się pan odsiadki? Czy PiS tak daleko się nie posunie?
Otrzymałem ostatnio wezwanie do prokuratury w Krakowie na przyszły tydzień. Mam nadzieję, że jednak prokuratura zrozumie, że jestem kandydatem do PE, prowadzę kampanię wyborczą i zmieni termin tej wizyty.

A może właśnie dlatego nie zmieni?
Będę wtedy pierwszym kandydatem nękanym przez prokuraturę.

Cały czas wierzę, że w prokuraturze zapali się czerwone światło.

Zapytam jeszcze raz: czy boi się pan więzienia?
Nie dopuszczam do siebie nawet takiej myśli. Niczego złego nie zrobiłem, całe życie służyłem wiernie państwu polskiemu. Wierzę w sprawiedliwość, chociaż widzę realne zagrożenia. Jest na przykład ryzyko, że trafię na politycznego sędziego. Ale są jeszcze instytucje międzynarodowe. Będąc całkowicie niewinnym nie obawiam się więzienia, co nie znaczy, że władzy nie mogą przyjść do głowy głupie pomysły. Jeżeli można o 6 rano zatrzymać osobę, która dokleiła Matce Boskiej tęczową aureolę, to pewnie można wejść o świcie także do mnie. W razie czego jestem przygotowany, ale nie wychodzę z domu przed 6. Na razie cały czas jestem na wolności, co może świadczyć także o tym, że prokuratura boi się weryfikacji i nie ma żadnych dowodów.

Zatrzymanie Elżbiety Podleśnej było działaniem na pokaz?
To nie było zresztą pierwsze takie zatrzymanie. To są przykłady na krótkowzroczność, nieodpowiedzialność oraz rażące błędy policji i prokuratury. Mamy do czynienia albo z politycznym, albo z głupim stosowaniem prawa, nie ma innej możliwości. Najważniejszy powinien być obywatel i jego bezpieczeństwo, a w tym przypadku trudno znaleźć logiczne przesłanki do takiego działania.

Nie wiem, co za idiota wpadł na taki pomysł, bo nawet prokuratura się z tego wycofała i nakazała zwolnienie pani Podleśnej.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński broni takiego działania policji, a nawet się nim chwali.
Minister Brudziński stał się chyba rzecznikiem policji. Wystarczy prześledzić jego wpisy na Twitterze, w których jako pierwszy informuje o jej działaniach. Może jemu to politycznie służy, ale jest zabójcze dla policji. To jest kolejny dowód na upolitycznienie tej służby.

Wierzy pan w pełne wyjaśnienie afery podsłuchowej?
Nie w ciągu najbliższego czasu. Dziennikarze śledczy będą mieli jeszcze dużo pracy, a Marek Falenta nie wróci do kraju, aby odbyć karę pozbawienia wolności. Służby i prokuratura dostały w sprawie afery podsłuchowej paraliżu. Dlaczego? Chociażby dlatego, że do tej pory światło dzienne ujrzała tylko jedna taśma z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego, a podobno jest ich więcej i z relacji kelnerów wynika, że są bardzo dla niego niekorzystne.

Ta sprawa ma swoje drugie dno?
Myślę, że jest miksem różnych wątków, tak jak każda sprawa kryminalna. W tym przypadku nie bez znaczenia może być wpływ obcych państw, a także niezdrowe zainteresowanie ludzi związanych z PiS-em. Ale jasnej odpowiedzi na razie nie usłyszymy. Państwo polskie nie ma dzisiaj instytucji ani osób zdeterminowanych do tego, aby tę sprawę wyjaśnić.

Liczy pan jeszcze afery związane z funkcjonariuszami CBA?
Nie jestem w stanie ich zliczyć i myślę, że o wielu skandalach jeszcze nie wiemy. W CBA obowiązują teraz standardy kumoterskie, kolesiowskie, nepotystyczno-polityczne.

Rzecznik biura manipuluje informacjami, jak to miało miejsce w przypadku kontroli oświadczenia majątkowego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W tej chwili to upolityczniona służba, a agenci, którzy domagają się bezstronnego działania, są “wycinani”. Z tego, co wiem nieoficjalnie, w samym CBA jest bardzo dużo osób zniesmaczonych i sfrustrowanych.

Panuje tam moralny rozkład, a o skali nieprawidłowości dowiemy się dopiero, jak służby zostaną przejęte przez profesjonalistów, właściwie ocenione i zreformowane.

CBA trzeba zreformować czy zlikwidować?
Likwidacja to złe słowo, ale jestem za głęboką reformą całego sektora bezpieczeństwa, wszystkich służb specjalnych i części służb o charakterze policyjnym. Pozostaje coraz mniej argumentów przemawiających za zachowaniem tej służby w obecnej formule. Polska nie może jednak być pozbawiona instytucji o charakterze antykorupcyjnym. Należy rozważyć różne scenariusze działania, ale warunek jest jeden – musimy mieć instytucję pełniąca funkcje antykorupcyjne, która nie będzie narzędziem dla polityków, ale gwarantem dla obywateli, że instytucje państwa patrzą władzy na ręce. Kwestia nazwy i struktury to sprawa drugorzędna.


Zdjęcie główne: Paweł Wojtunik, Fot. Senat RP/Katarzyna Czerwińska, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.