Dajemy się łapać na bardzo proste chwyty. I zaczynamy wizerunkowo nasz kraj przegrywać. Jak przegramy, to następnych 27 lat będzie za mało, żeby to odbudować, bo jest bardzo prawdopodobne, że drugi raz nam się nie zaufa – mówi wiadomo.co ekspert ds. wizerunku politycznego Mirosław Oczkoś

Katarzyna Pilarska: Jak pan ocenia rząd PiS po roku, patrząc od wizerunkowej strony? Są garsonki i garnitury, są też sztuczne ruchy rękami…
Mirosław Oczkoś:
Przez cały ten rok rząd zajmował się głównie PR-em, czyli tym, co zarzucał poprzednikom. Czymże bowiem jest rozdawanie 500 zł, jak nie PR-em w czystej postaci? Albo zapowiedzenie – a zauważymy, ile trwało to zapowiadanie – planu, który Morawiecki teraz w końcu próbuje jakoś naświetlić? Ręce opadają. Kiedyś zażartowałem, że rzecznicy powinni się dostosowywać do swoich pracodawców – w tym przypadku rzecznik do rządu. A tu się okazuje, że rząd się dostosował do rzecznika. Rzecznik jest konferansjerem i cała ta sytuacja wygląda konferansjersko. I to nie jest dobra prognoza. Myślę, że większość ludzi z rządu uwierzyła w to, że da się przenieść zachowania z kampanii wyborczej, czyli dużo obiecywania różnych rzecz, na rządzenie. A kiedy już dochodzimy do ściany i trzeba coś zrobić, to się podejmuje chaotyczne reformy, takie jak chociażby reforma edukacji – do tej pory nikt nie wie, po co to jest robione, nikt nie wie, jak to będzie robione, a co najgorsze – nikt nie wie, co z tego na końcu wyniknie. To jest straszny kłopot. A kiedy nawet ludzie w ministerstwie nie wiedzą, po co, i wydaje się, że nie wie tego pani minister, to wygląda to na działanie ad hoc.

Jedni sobie z tym graniem PR-em radzą lepiej, inni gorzej?
Tak, można powiedzieć, że rząd jest PR-owo nierówny. Niektórzy są bardzo aktywni, chociażby minister Macierewicz, który jeśli nie znajdzie wybuchu, zamachu i czegoś jeszcze, to się znajdzie za chwilę pod ścianą. Cała ta akcja zakrojona na szeroką skalę, której koszt finansowy jest ogromny, a jeszcze większy jest koszt emocjonalny – mówimy bowiem o zarządzaniu emocjami w skali narodu – może się źle skończyć i dla ministra, i dla kraju, niestety. Dosłownie “wyrąbać” sobie autonomię próbuje też minister Ziobro i także PR-owo działa jak najwięcej. Za to zaskakująco słabo radzi sobie z wizerunkiem minister Gowin, którego jakby w ogóle nie było. Pani premier np. znalazła się w tej sytuacji doskonale i jest tak zwaną niemilczącą halucynacją – w “Mistrzu i Małgorzacie” była milcząca halucynacja, a tu jest niemilcząca; coś mówi i udaje, że niby zarządza. Nawet jej trochę współczuję, ale oczywiście wiedziała, na co się godzi – wynajęła się do zagrania roli premiera, no to gra. Z jakim skutkiem – proszę spojrzeć na sondaże: ludzie mówią, że jest po Tusku najlepszym premierem. Ale przypominam, że Kazimierz Marcinkiewicz też w czasie, kiedy był premierem, miał największe notowania. A to świadczy tylko o tym, że jesteśmy mocno niewyedukowani, uważamy, że jak kogoś często pokazują w telewizji i ma szyld “premier”, to może to być ktokolwiek.  Kto jeszcze… O! Minister Waszczykowski – można go pokazywać jako wzór, jak nie być dyplomatą: “Proszę bardzo, jeśli chcesz być złym dyplomatą, to masz tak postępować”. Trochę wieje grozą, mówiąc szczerze. Minister Błaszczak jest natomiast wizerunkowo chłopcem w długich spodenkach. Pohukiwania, wypowiadane sądy rodem z gimnazjum: jak to będzie, co to będzie – przechwałki w stylu samochwała w kącie stała. To naprawdę nie działa dobrze. Pytanie jest natomiast takie: czego potrzebują ludzie? Okazuje się bowiem, że 500 plus, 4000 minus i inne takie na razie w sondażach załatwiają sprawę – wciąż jest to partia, która według sondaży wygrałaby wybory. To znaczy, że te 27 lat to jest o 27 lat za mało, jeśli chodzi o edukację. Dajemy się wciąż nabierać na bardzo proste chwyty. Możemy się tylko pocieszać, że nie my jedyni, choć to marne pocieszenie – bo duża część białych Amerykanów też dała się nabrać na Donalda Trumpa. Ale żyjemy tu i teraz. W pogotowiu są górnicy, nauczyciele, pielęgniarki itd. I to się niestety, jak mówią ekonomiści, nie ma prawa w budżecie spiąć. Nie da się rządzić samym PR-em, chociaż żyjemy w czasach, w których dostęp do informacji jest tak szybki, że ten, kto się przebija, to ten, który mówi głośniej. Była taka piosenka “Byle głośno, byle głupio, na chama, ludzie to kupią”. Ale ludzie kupują do pewnego momentu. Naród można oszukać raz, jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz, ale potem już nigdy więcej.

Ludzie z rządu sprawiają takie wrażenie, jakby ta władza ich po prostu zaczadziła. Jesteśmy szczęśliwi, bo możemy zrobić wszystko, w dzień, rano, w nocy, w południe. Ale to jest niebezpieczne.

Mówimy o show po roku, a przecież takie show zrobiono też zaraz na początku – mam na myśli słynny audyt.
Który wypadł bladziej niż ściana za nami. Pomału kończą się pieniądze, czyli kończy się chleb, zaczynają się igrzyska: Amber Gold, trwają ekshumacje, aborcja, in vitro, za rogiem czai się przesłuchiwanie Tuska i Bieńkowskiej za jakieś rzeczy z podsłuchów itd. Czyli jest wyraźnie za mało pomysłów na to, jak rozhuśtać gospodarkę – już 3 proc. jesteśmy w plecy, rozwój został wstrzymany – natomiast trwa zaklinanie rzeczywistości: zrobimy to, zrobimy tamto. Ale to do niczego nie prowadzi. Partia rządząca, bo nie tylko rząd, zachowuje się trochę jak Smok Wawelski, który połyka wszystko, co ma na swojej drodze i albo się tak naje, że pęknie sam, albo ktoś faktycznie podłoży mu tę owcę z siarką. W pewnym momencie okazuje się, że nie warto być samorządzącym, bo nie ma żadnych ograniczeń. Ludzie z rządu sprawiają takie wrażenie, jakby ta władza ich po prostu zaczadziła. Jesteśmy szczęśliwi, bo możemy zrobić wszystko, w dzień, rano, w nocy, w południe. Ale to jest niebezpieczne.

Reklama

Dlaczego?
Dlatego, że jak przestajemy mieć nad tym kontrolę, wydaje nam się, że jesteśmy niezwyciężeni, nieustraszeni, niepokonani, Superman i Batman w jednym, to się okazuje, że nagle dostajemy czymś w głowę. Natomiast problem jest taki, że przy tym tracimy my jako społeczeństwo.

Właśnie, co z naszym wizerunkiem, Polaków i Polski, za granicą? Wygląda na to, że niszczony jest bardzo skutecznie.
Myślę, że jest już całkiem zepsuty. Bardzo wielu naszych rodaków kompletnie się nie interesuje zagranicą, Jarosław Kaczyński zaproponował model znany jako “Niech na całym świecie wojna, byle nasza wieś spokojna” i ludzie się tym specjalnie nie interesują. Natomiast ja mam dużo kontaktów zagranicznych w różnych miejscach, mam szwagra Francuza, który co drugi dzień mnie pyta: “O co chodzi? Co się u was dzieje?!”. Dla ludzi z Zachodu, właśnie z Francji czy Belgii, gdzie też mam rodzinę, jest to kompletnie niezrozumiałe. Polska była dla nich wzorem różnych dobrych zachowań, kojarzyła im się z otwartymi głowami, zdolnymi młodymi ludźmi, a tu nagle jakaś ksenofobia, uprzedzenia i lęki rodem z XVIII wieku czy czasem nawet Średniowiecza. I robią to ludzie, którzy teoretycznie znają języki, np. minister Waszczykowski, czy bywali gdzieś za granicą. Nie wymagam dużo od Jarosława Kaczyńskiego, który świat zna z książek, może z filmów i po świecie nie jeździł. Ale są ludzie, którzy byli ze dwa razy za granicą, jedną czy drugą. I widzenie polityki, mówię oczywiście o wizerunku, że tylko my, my jesteśmy najważniejsi, jak my tupniemy nogą, to coś tam, to jest to sytuacja podobna do tego, jak mały Kazio wyobraża sobie świat – świat jest dla niego tak rozległy, że jest od tego pokoju do tamtej łazienki. A rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej i jesteśmy ogrywani na każdym polu. Na każdym. Nie zyskujemy nic. Już pomijam takie rzeczy wymierne, które się za chwilę okażą, jakieś offsety, Caracale – z czym można oczywiście dyskutować, natomiast tam, gdzie psuje się trwale wizerunek, tam dzieje się bardzo źle.

Trudno go odbudować, tak jak zaufanie?
Tak, wizerunek odbudowuje się bardzo długo. A myśmy 27 lat, wszyscy, większość Polaków, budowali wizerunek: swój, kraju, ludzi jako naprawdę interesujący, warty zainteresowania i wspomożenia. Teraz, w ciągu roku, zrobiliśmy tak, jak w dowcipie, w którym stoimy nad przepaścią i robimy poważny krok naprzód. Pytanie, czy tylko spadniemy na głowę, czy stanie się coś gorszego. Natomiast opowiadanie, że wstajemy z kolan, czy to show, które pokazano na rok rządów, to jest naprawdę żałosne. To przypomina najgorsze czasy, których nie pamiętamy ani pani, ani ja. Czasy, w których otwierano fabrykę, którą się za chwilę zamykało czy malowało trawę na zielono. A tak się na dłuższą metę nie da rządzić. Teraz jest zarządzanie emocją, czyli ekshumacje. Prawdopodobnie będą odpalane kolejne elementy, czyli np. Jarosław Gowin zostanie zmuszony, żeby coś zrobić. Minister Rafalska już swoje zrobiła, za chwilę już nie będzie co rozdawać. Wygląda to na kompletny chaos. A to, co jest wyjątkowo przerażające, i to jest w każdym kraju przerażające – ministrowie urzędujący, jak np. Beata Kępa, pouczają dziennikarzy, że pytania są niewygodne. Rany boskie! To już nas prowadzi na totalny wschód, Łukaszenka, Putin i bliźniak w polityce, czyli Orban, który już przecież zamknął jedną gazetę – świetny wzór!

Rządy PiS to taki chocholi taniec. W “Weselu” Wyspiańskiego też to rośnie pomału: koło się kręci, jeszcze wszyscy tańczą, są w miarę trzeźwi, nikt jeszcze nikogo nie uderzył, jeszcze mają czepce na głowie. Ale w którymś momencie zaczyna się kręcić w sposób niekontrolowany. I zostaniemy za chwilę z ostatnim akapitem “Miałeś, chamie, złoty róg”.

Takie decyzje, jak 500 plus, czy teraz obniżenie wieku emerytalnego, działają na korzyść rządu? U części społeczeństwa zyskują w oczach, ale u innych tracą.
Akcja zawsze rodzi reakcję. Jeżeli wydajemy 500 plus, to to 500 plus trzeba będzie komuś zabrać i już brakuje w różnych miejscach. Jeśli nie będą dodrukowywać pieniędzy, to znaczy, że będą musieli podnieść podatki. I ta grupa, której zostaną podniesione podatki, zacznie się nad tym zastanawiać. Ponieważ już wiadomo, że można coś załatwić krzykiem i np. górnicy przed protestem się nie cofną, to rząd skupuje hałdy węgla. Ale to jest pudełko w pudełku, bo robią tak: my wam dajemy pieniądze, wy nam dajecie węgiel, ale węgiel i tak jest nasz – to jest przedziwne. Natomiast obniżenie wieku emerytalnego może się jednak okazać strzałem w kolano. Coraz więcej ludzi zaczyna świadomie kombinować: “Szkoda ten ZUS w ogóle płacić”. A jeszcze zostali zrażeni rolnicy, bo odrzucono wszystkie poprawki dotyczące wieku emerytalnego tej grupy zawodowej. I jak to się ma do wystąpień sprzed kilku dni, PiS-u jako spadkobiercy Witosa, Mikołajczyka i chyba samego Piasta Kołodzieja? Ponury żart. Jeśli wieś ma jakąkolwiek tego świadomość, to może się skończyć kolejnym krzykiem i wizytą z widłami w Warszawie. Rządy PiS to taki chocholi taniec. Zacząłem na poważnie zastanawiać się, czy to nie jest “Wesele” Wyspiańskiego. W “Weselu” też to rośnie pomału: koło się kręci, jeszcze wszyscy tańczą, są w miarę trzeźwi, nikt jeszcze nikogo nie uderzył, jeszcze mają czepce na głowie. Ale w którymś momencie zaczyna się kręcić w sposób niekontrolowany. I zostaniemy za chwilę z ostatnim akapitem “Miałeś, chamie, złoty róg”.

Zmieniły się potrzeby ludzi? Już nie liczy się moralność, tylko to, co chcą usłyszeć? Prof. Łuków mówił w rozmowie z wiadomo.co, że ludzie przestali się wstydzić. Tu chyba cały problem.
Przestaliśmy się wstydzić, dlatego że przykład idzie z góry. Skoro można bezczelnie powiedzieć do kamery, nie tylko w Polsce, popatrzmy na Trumpa, że cytryna jest niebieska np. – ktoś mówi “Nie no, żółta”, a on “Jaka żółta, jest niebieska!”, to zaczyna funkcjonować postprawda. Raz, że nie ma żadnego zażenowania, ale dwa, że nie ma żadnej kary! Proszę zauważyć – ludzie tych kłamiących nie karzą, oni sobie dalej w przestrzeni publicznej funkcjonują. Jeszcze za czasów zegarków Nowaka ludzie byli oburzeni, a teraz Misiewicz tu, Misiewicz tam, odszkodowania takie i śmakie, tu córka, tu syn, tu zięć – wszystko do kwadratu, i nagle nie ma tego oporu społecznego! A w każdym razie jest bardzo mizerny. Z drugiej strony jak postawimy kogoś naprzeciwko rządu, po drugiej stronie, to nie ma wyrazistego przeciwnika, kogoś, kto mógłby tę owcę z siarką podłożyć.

Jeszcze za czasów zegarków Nowaka ludzie byli oburzeni, a teraz Misiewicz tu, Misiewicz tam, odszkodowania takie i śmakie, tu córka, tu syn, tu zięć – i nic.

Jak sobie radzą pana zdaniem KOD i opozycja?
Nie radzą sobie. Dzieją się jakieś małe ruchy, choć doceniam np. komisję do odkłamywania smoleńskich kłamstw – sześć lat za późno, ale dobrze jest. Natomiast KOD, który się wewnętrznie kłóci, to jest zupełny absurd. I świadczy tylko o tym, że to się rozpadnie. Czyli choroba, która dotyka Polaków zawsze, teraz dotyka KOD-u. KOD dobrze zaczął, ale pomysł, żeby teraz wyrzucić z niego Kijowskiego, to naprawdę jakby wyrzucili Wałęsę z Solidarności w latach 80. – z zachowaniem proporcji oczywiście. To tak nie działa! Jak ludziom się wydaje, że obojętnie kto będzie liderem, to tak nie jest. Nawet partia Razem zrozumiała, że nie da się rządzić komitetem, że musi być jakaś twarz, która chodzi po mediach, jest rozpoznawalna. Nowoczesna chyba też straciła pomysł, co dalej, bo punktowanie – i dziewczyny są w tym świetne – jest ważne, ale Ryszard Petru zastanawia się chyba teraz, o co w tej polityce chodzi. Polityka jest gałęzią show-biznesu, ale nie da się tym chyba zarządzać dokładnie tak jak przedsiębiorstwem. Ludzie nie są policzalni jak słupki, możemy iść w prawo czy w lewo, jak stado jakichś zwierząt, ale w którymś momencie algorytm nie zadziała. Co zresztą wyszło też w Stanach. I jest jeszcze jedna rzecz, poza tym, co mówił prof. Łuków. Przestaliśmy się wstydzić, ale też nauczyliśmy się kłamać dla sondażowni. To jest niesamowite, dla mnie to odkrycie ostatniego roku. Ludzie kłamią ankieterom na całym świecie na skalę masową. W związku z tym wszystkie przewidywania sondażowe różnych wyników, czy to Brexitu, naszych wyborów, wyborów w Stanach – kompletnie się nie sprawdzają, a wręcz można ryzykować twierdzenie, że jak w badaniu wychodzi, że PiS ma 38 proc., to znaczy, że prawdopodobnie ma 18. Na ich miejscu wcale bym się nie cieszył, bo może się teraz okazać, że wstyd się przyznać, że się głosowało źle albo ludzie się po prostu boją. To jest zresztą coś, co mi teraz bardzo przeszkadza – ludzie stosują autocenzurę i sami narzucają sobie ograniczenia.

Po wyborach w Stanach zaczęłam się zastanawiać, czy wizerunek naprawdę jest ważny. Bo jak to w takim razie możliwe, że wygrał Trump, ze swoją grzywką, ale przede wszystkim złą opinią, z tymi rzeczami, które na jego temat wiemy: że jest chamem, że molestował kobiety?
To też jest wizerunek – Trump nie wygrał przecież dlatego, że miał świetne pomysły gospodarcze i ekonomiczne, tylko dlatego, że miał kilka wizerunkowych przekazów: zbuduję mur, wyrzucę imigrantów itd. Ale faktem jest, że prawdopodobnie wszystkie książki o wizerunku i marketingu politycznym, które jeszcze dwa tygodnie temu obowiązywały, teraz są właściwie do wyrzucenia. Poza jakimiś prawidłowościami ludzkimi, emocjami itd. te książki nie mają żadnej wartości, bo nie spełniają się żadne z dotychczasowych zasad. Nawet jak różne rzeczy ponaciągamy, to i tak nie ma trwałości. Pisze się tam, że kandydat może być taki i taki, nigdy to i tamto. Słowo “nigdy” już nie istnieje. Takie proste rzeczy, jak w Stanach, gdzie już np. wygrał kandydat spoza świata polityki, a mówiło się, że to niemożliwe. Przerażające jest też to, że kobiety nie głosują na kobietę – choć to jeszcze mogę zrozumieć, ale że głosują na chama, prostaka i molestatora, a tak wyszło w badaniu, że tak głosowały, to już jest bardzo smutne. Trzeba by więc te książki napisać od nowa.

Ludzie kłamią ankieterom na całym świecie na skalę masową. W związku z tym wszystkie przewidywania sondażowe różnych wyników kompletnie się nie sprawdzają. Można ryzykować twierdzenie, że jak w badaniu wychodzi, że PiS ma 38 proc., to znaczy, że prawdopodobnie ma 18.

Jaki jest pana zdaniem najlepszy i najgorszy wizerunkowo punkt tego rządu? Coś im wyszło, coś wyjątkowo zaszkodziło?
Myślę, że wizerunkowo najgorsze, co się odbije bardzo na wizerunku tego rządu, to są jednak ekshumacje. Na razie to jest taki nerw ukryty i podskórny. Wiem, że PiS robiło wewnętrzne badanie, ponieważ był pomysł, żeby drugi pogrzeb pary prezydenckiej znów zrobić z pompą i z honorem – w badaniu wyszło, że Polacy by tego nie znieśli. Z tego się więc wycofują, ale i tak wszyscy patrzą na to nieufnie, przeciekają informacje takie jak ta, że zepsuli płytę w sarkofagu np., i na tym, w perspektywie, Prawo i Sprawiedliwość przejedzie się najbardziej. Polacy mają duży szacunek dla zmarłych i nie widzimy potrzeby, żeby wszystkich ekshumować, a tym bardziej tych, których rodziny proszą, żeby ich bliskich nie ruszać. To będzie, myślę, największa kotwica, taka emocjonalna. A wcześniejsza największa wpadka to Misiewicz – trochę już ograny, ale podskórnie to pamiętamy, te rodziny i znajomi na stanowiskach cały czas są. Zegarek Nowaka też nie odpalił od razu. Natomiast bardzo ciężko jest mi wskazać coś, co im wyszło, bo w zasadzie nic nie wychodzi. Rząd PiS przypisuje sobie, że świetnie np. zorganizował szczyt NATO. Pod kątem bezpieczeństwa pewnie tak, ale sam szczyt został przygotowany przez poprzednią ekipę. Tak jest zawsze, co jest dla poszczególnych rządów bolesne, że przychodzą po innych rządach i odcinają kupony. Ale na dłuższą metę to nie działa, zaraz ktoś powie: “Minął już rok, co wy robicie?”. I rząd PiS w odpowiedzi zaczyna opowiadać bajki. Przede wszystkim 500 plus, ale to, nawet jak znajdą się pieniądze, za chwilę przestanie działać, spowszednieje. A to, co mają do zaproponowania, to zarządzanie emocjami: będzie przesłuchiwany Tusk, jego syn, może coś wymyślą z tym wybuchem itd. I dalej nie ma pomysłu. Już nawet jak parę dni temu pani premier mówiła, że wierzy w plan Morawieckiego, to mówiła trochę jak: “To on. Jak to nie wyjdzie, to to nie ja, tylko ten w okularach”. I pewnie część rządu czeka, kiedy Morawiecki się na tym bananie wyłoży.

Docierają do mnie głosy, że strach padł na organizacje pożytku publicznego, które obawiają się, że zabrany im będzie 1 proc. z podatków, który można im było przekazywać. Oficjalnie jeszcze się o tym nie mówi, ale gdyby do tego doszło, to byłby to chyba kolejny strzał w kolano.
W pewnym momencie, jak się człowiek znajduje po drugiej stronie, czyli jest władzą, przestaje mieć mechanizmy samokontroli.  Po roku to trochę za wcześnie – każda władza się zapominała, trochę im odbijało, ale później, nie tak szybko. PiS-owi odbiło za wcześnie. I myślę, że Jarosław Kaczyński nad tym nie panuje, to jest mit, że on panuje. To, co się dzieje w regionach, województwach, to jest poza kontrolą. Czasem tylko, jak są jakieś kwestie bardzo spektakularne, to wtedy próbuje reagować. Ale panować nad wszystkim nie jest w stanie i to się rozlewa. W demokracjach zachodnich są mechanizmy blokujące. Nadzieja z Trumpem jest przecież taka, że wcale nie będzie tak, jak jemu się wydaje, bo jest jeszcze Kongres – wprawdzie republikański, ale wiemy, że nie jest tak całkiem popierany przez republikanów i mogą mu założyć jakąś kolczatkę, plus Senat – tam są mechanizmy. U nas nie ma żadnych mechanizmów obronnych, bo właśnie ostatni – Trybunał Konstytucyjny – jest już wdeptywany w ziemię. Zaczynamy wizerunkowo nasz kraj przegrywać. Jak przegramy, to następnych 27 lat będzie za mało, żeby to odbudować, bo jest bardzo prawdopodobne, że drugi raz nam się nie zaufa. Dano nam kredyt zaufania, jak z wejściem do NATO, kiedy Bill Clinton nas wepchnął kolanem, bo nie spełnialiśmy żadnych standardów, czy do Unii Europejskiej, co też było z różnych względów naciągane, i teraz ktoś powie “Po co, skoro chcą tylko brać pieniądze, a jeszcze nas nie lubią i nie szanują?”. Jak ktoś nas nie szanuje i ukradnie nam samochód, to przestajemy z nim utrzymywać kontakt. Jeszcze tego tak bardzo nie widać, ale tak będzie z Polską. A kłopot z wizerunkiem jest taki, że jak się ma posypać, to się posypie w jednym momencie. To nie idzie po kolei. Będzie jak na tym rysunku, gdzie siłacz podnosi sztangę, a przewraca się, gdy siądzie na niej motylek. Ktoś powie: “Przez taki drobiazg się posypało?”. Nie, ten drobiazg przeważy szalę, na której od dawna się zbiera.

Wciąż jeszcze jest co zepsuć?
Jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które można zepsuć. Można zepsuć szkolnictwo wyższe, w sumie czekamy na ten moment, bo szkolnictwo niższe już jest niszczone. Jest do zniszczenia parę pól gospodarczych – ja się na tym nie znam, ale eksperci z SGH mówią, że to się nie ma prawa spiąć. Na ostateczne zniszczenie czeka sądownictwo. Za chwilę nie będziemy mieli kultury – jeszcze walczy, ale robią wszystko, żeby dobrych artystów nie było. I co jest straszne, zainfekowano Polaków jedną rzeczą, cała rzesza Polaków dostaje informację: “Państwo ci da”. I z tego się nie da wyleczyć, widzimy, że jeszcze się po komunizmie, socjalizmie nie wyleczyliśmy. Mówią więc “państwo ci da”, ale nie mówią, skąd weźmie państwo. O to mam największe pretensje, bo że zmieniają się rządy, to jest zdrowa sytuacja, ale wymieniamy coś, co funkcjonowało fatalnie, na coś, co nie funkcjonuje w ogóle. I w tej sytuacji ja wolę to, co funkcjonowało fatalnie. W nas to “Wesele” i te “Dziady” siedzą. Takie podejście, że lepiej cierpieć, umierać w cierpieniu i być poniżanym niż funkcjonować normalnie, zbudować coś i być zadowolonym z tego, że ma się dobre relacje ze światem.

Kłopot z wizerunkiem jest taki, że jak się ma posypać, to się posypie w jednym momencie. Będzie jak na tym rysunku, gdzie siłacz podnosi sztangę, a przewraca się, gdy siądzie na niej motylek. Ktoś powie: “Przez taki drobiazg się posypało?”. Nie, ten drobiazg przeważy szalę, na której od dawna się zbiera.

Co doradziłby pan tym, którzy mówią “To nie my!“, nie zgadzają się z tym, co się dzieje. Nie bać się, mówić to na głos?
Nie bać się, to jest podstawowa sprawa. Myślałem, że nie będę żył w czasach, gdy ktoś się sam cenzuruje albo gdy np. traci pracę, bo coś powiedział. Trzeba zastosować dokładnie taką samą broń, jaką stosował PiS – trzeba znaleźć najbliższego sąsiada, kolegę, znajomego i go przekonać, pokazać mu, że to nie działa tak jak wydaje mu się, gdy np. ogląda telewizję. To jest taka metoda marketingu kropelkowego, wizerunku budowanego od podstaw. Bo jak widać, to jeszcze nie jest czas wielkich marszy, trzeba pracować u podstaw.

Mirosław Oczkoś – ekspert ds. wizerunku i marketingu politycznego. Specjalista Public Relations w zakresie wystąpień publicznych, pracy z głosem, autoprezentacji i mowy ciała. Trener/konsultant m.in. polityków, menedżerów. Wykładowca w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku i Uniwersytecie Łódzkim.  Aktor, reżyser filmowy i telewizyjny.  Autor wielu książek o sztuce mówienia i wystąpień publicznych.


Zdjęcie główne: “Wesele”, obraz Włodzimierza Tetmajera. Źródło Wikimedia Commons.


Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Reklama

Comments are closed.