Te wybory prezydenckie nie przykuły tyle uwagi co wybory w Stanach Zjednoczonych. Ale ich wynik jest gorszą wiadomością dla Polski niż wygrana Donalda Trumpa. W niedzielę w wyborach prezydenckich w Mołdawii i Bułgarii zwyciężyli kandydaci, którzy otwarcie sympatyzują z putinowską Rosją i zamierzają układać z nią dobrosąsiedzkie stosunki. – To Russia with love – komentuje to tuba rosyjskiej propagandy Russia Today.

W Bułgarii w drugiej turze zwyciężył kandydat opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP), generał lotnictwa w stanie spoczynku Rumen Radew. Po przeliczeniu wyników z 99,3 proc. lokali wyborczych okazało się, że Radew uzyskał 59,35 proc. głosów.

Radew, który jest nową twarzą na bułgarskiej scenie politycznej, obejmie urząd na 5-letnią kadencję 22 stycznia. W wyborach zebrał głosy zwolenników nie tylko lewicy, lecz również nacjonalistów, bułgarskich Turków i nawet części centroprawicy. Eksperci oceniają, że stało się to w wyniku zmęczenia Bułgarów dominowaniem centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii).

Zdaniem Radewa, Bułgaria musi utrzymywać partnerskie relacje z Rosją. – To, że jesteśmy w UE i NATO, nie powinno automatycznie oznaczać rusofobii. Powinniśmy utrzymywać z Rosją normalne stosunki – mówił. Wybrany prezydent również opowiadał się za zniesieniem sankcji gospodarczych wobec Rosji ze względu na szkody, które wyrządzają bułgarskiej gospodarce.

Reklama

Niejasne jest także stanowisko Radewa w sprawie aneksji Krymu przez Rosję. Półwysep, jego zdaniem, “de jure jest ukraiński, de facto jest rosyjski po przeprowadzonym referendum”.

Opowiadał się również za zamknięciem granicy przed uchodźcami z Bliskiego Wschodu.

Pierwszą wizytę zagraniczną Radew tradycyjnie złoży w Brukseli. Na pytanie o kontakty z Putinem lub Trumpem, Radew odpowiedział: “Wszyscy światowi liderzy chcą się spotkać z prezydentami Stanów Zjednoczonych i Rosji, lecz nie wszystkim się udaje. Liczę, że z czasem spotkam się z każdym z nich”.

W Mołdawii, gdzie w niedzielę również odbyła się druga tura wyborów prezydenckich, zwyciężył zwolennik prorosyjskiego kursu kraju, lider Partii Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM) Igor Dodon. Uzyskał pięcioprocentową przewagę nad zwolenniczką zbliżenia z UE Maią Sandu. Po raz pierwszy od 1997 r. prezydent został wyłoniony w wyborach bezpośrednich, wcześniej głowę państwa wybierał parlament. Pokazuje to zatem nastroje społeczeństwa.

Dodon zapowiedział wcześniej, że jeśli wygra wybory, w pierwszą podróż zagraniczną uda się do Moskwy. Kampanię wyborczą oparł na krytyce korupcji za czasów dotychczasowych rządów deklarujących proeuropejski kierunek. Zwolennicy Dodona od miesięcy domagają się rozwiązania parlamentu i rozpisania przedterminowych wyborów.

W kampanii wyborczej obiecywał uchylenie umowy stowarzyszeniowej z UE, jednak ostatnio podjął próbę wycofania się z tego pomysłu. Zresztą decyzję w tej sprawie i tak podejmuje parlament, ponieważ rola prezydenta w Mołdawii jest mocno ograniczona.

Oprócz tego Dodon mówił o możliwym dołączeniu kraju do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, w skład której wschodzi Rosja, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan i Armenia.

Jeżeli chodzi o nierozwiązaną kwestię prorosyjskiego Naddniestrza, które 25 lat temu ogłosiło secesję, Dodon przedstawił pomysł przetworzenia Mołdawii w państwo federalne, w skład którego mógłby wejść ten region, na terenie którego stacjonuje rosyjskie wojsko. Opowiadał się również za pozostaniem armii na tym terytorium.

Eksperci oficjalnych rosyjskich mediów zgodnie twierdzą, że taki wynik wyborów w Mołdawii i Bułgarii jest skutkiem drogi, którą te państwa obrały w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci, a która miała poprowadzić je w kierunku Zachodu, jednocześnie oddalając od Rosji. – W wyniku takiej polityki duża część społeczeństwa okazała się rozczarowana osiągniętym na ten moment rezultatem – uważa również publicystka gazety “Wzglad” Irina Alksnis.

Wyniku wyborów pokazują – społeczeństwo w tych krajach jest pęknięte na pół. Różni je wizja przyszłości kraju i jego priorytetów w polityce międzynarodowej. Narasta zmęczenie przejściowym etapem politycznym w przypadku Mołdawii. Bułgaria zaś stawia na narodowe interesy gospodarcze.

To zła wiadomość dla Polski. Znajduje się w otoczeniu państw, w których w wyborach zwyciężają siły prorosyjskie. Jest to niedobra wiadomość także dla projektu Międzymorza, który powrócił do polskiej polityki zagranicznej po zwycięstwie PiS w wyborach do parlamentu. Zjednać te państwa na fali przeciwdziałania Rosji się nie uda, a porozumienia, budowane na fali wspólnego podejścia do kwestii migracyjnych, są raczej krótkotrwałe. Polska znajduje się w niewygodnej sytuacji. Z jednej strony próbuję uwolnić się od wpływu Brukseli i zbudować mocną pozycję w regionie. Ale z drugiej strony za jakiś czas może znaleźć się w sytuacji wyboru pomiędzy Zachodem, do którego swoją przynależność jednak odczuwa, a Wschodem, do którego szybko się zbliża, odwracając się od UE.

Władza ustawodawcza w Mołdawii i Bułgarii na razie jest w rękach proeuropejskich polityków. Jednak następne wybory mogą zachwiać również tę równowagę.


pap-maly-2  Zdjęcie główne: PAP/EPA/DUMITRU DORU

Reklama