Teraz jest czas rewolucji i publika żąda krwi. Jeśli zabraknie złych pedagogów pod pręgierz, nie szkodzi, dobierze się z tych dobrych. Liczy się odwet – pisze Mirosław Oczkoś

Międzynarodowy Dzień Teatru A.D. 2021 w Polsce będzie szczególny. Bardzo szczególny. Dawno takiego nie było. I nie chodzi o pandemię

Subiektywna analiza sytuacji. Wszelkie prawdopodobieństwo do osób i zdarzeń może być przypadkowe.

Analiza nie ma na celu kogokolwiek obrażać czy pouczać. A takie wartości jak prawda, szacunek, przyjaźń, miłość, profesjonalizm są oczywistym fundamentem istnienia każdej społeczności akademickiej. Nie ma i nie może być przyzwolenia na mobbing, molestowanie, poniżanie i łamanie ludzi i charakterów.

Reklama

Jeśli w niektórych przypadkach tak było, to „tak dalej być nie będzie”, mam nadzieję.

Prologos

Absolwentka słynnej łódzkiej Filmówki oskarżyła w imieniu własnym oraz koleżanek i kolegów wykładowców szkoły o mobbing i molestowanie. Po ujawnieniu w mediach społecznościowych nazwiska byłego rektora i reżysera, który miał upokarzać ową absolwentkę w trakcie pracy nad spektaklem dyplomowym, do akcji ruszają następni poszkodowani.

Podział jest czytelny, jedni ujawniają nazwiska pedagogów dręczycieli, inni wypowiadają się bardziej ogólnie, jakie piekło przeszli. Pierwsze oświadczenie wydaje obecna rektor szkoły filmowej. Zapewnia w nim, że zajmie się sprawą dogłębnie i szybko, tym bardziej, że w Internecie pojawiają się inne nazwiska wykładowców wydziału aktorskiego, który zaczyna jawić się w mediach jako oddział psychiatryczny składający się głownie z degeneratów, dewiantów i wybitnie nieutalentowanych jednostek aspołecznych, których jedynym celem jest złamanie jak największej liczby studentów, zaspokojenie wyuzdanych fantazji oraz odreagowanie własnych kompleksów.

W tak zwanym międzyczasie do narracji o strasznych praktykach w szkołach artystycznych dołączają absolwenci pozostałych uczelni. Kraków, Wrocław, Warszawa, bo Łódź już błyszczy od początku. W telewizji w programie wieczornym występuje rektor szkoły krakowskiej i wykładowczyni szkoły łódzkiej, obie w zasadzie potwierdzają, że stan moralny w szkołach pozostawia wiele do życzenia, delikatnie mówiąc. Następnego dnia od rana w przestrzeni publicznej możemy wyczytać lub wysłuchać coraz większej ilości oskarżeń pod adresem coraz to nowych osób.

Kryteria są dwa: co i kiedy mi to zrobili, i tu padają czyny i nazwiska; i druga wersja: co i kiedy mi to zrobili, ale bez nazwisk. Pojawiaj się też relacje bardziej znanych nazwisk aktorskich dręczonych w czasie studiów, aniżeli autorka premiery. Choć i ona trafia (jeszcze nie na okładkę) do poczytnego tygodnika jako ta, która się odważyła.

Ciśnienie zaczyna rosnąć po ukazaniu się w mediach, głownie społecznościowych, nieśmiałych prób obrony, nie tyle samych sytuacji występujących w szkołach, co poszczególnych osób i „sposobu” nauczania w pozostałych przypadkach, czyli „ci OK, też uczą”, „a Tą to znam od dawna i nie wierzę, że mogła tak postąpić”.

Te głosy dosłownie rozwścieczają znaną aktorkę i publicystkę, która jednoznacznie opowiada się za narracją absolwentki Filmówki. Ba! Sama dorzuca kilka pikantnych szczegółów z własnych doświadczeń bycia w zawodzie, choć po nazwisku wymienia tylko byłego rektora Filmówki i ocenia raczej warsztat i cechy osobowości, a nie jakieś „drastyczne” dokonania. Uruchamia się też dziennikarz znany z opowiadania w radio książek, które przeczytał, oraz wywiadów z pisarzami, więc „robiący” w kulturze. W swoim wywiadzie miażdży zgłaszających jakiekolwiek wątpliwości i zastrzeżenia co do jednostronnej narracji. Jednocześnie odrzuca możliwości wystąpienia innych barw niż czerń i biel. W tym przypadku raczej czerń i jeszcze większa czerń.

W kolejnych dniach uwidacznia się chęć zlinczowania en bloc wszystkich żyjących wykładowców szkół teatralnych i filmowych, najlepiej jutro. Pojawiają się coraz to bardziej znane nazwiska dręczycieli, coraz większy zakres czasu i miejsca zbrodni oraz, co szczególne, wyczuwa się rosnącą satysfakcję z możliwości robienia tego właśnie.

Nie bez znaczenia jest też na razie wątek poboczny, niewybrzmiewający jeszcze –

zdegenerowane elity.

Nie dość, że się wywyższają, „wymandrzają” i zabierają szczepionki obywatelom, którzy wprawdzie ich nie chcą, ale im się należą (mowa o szczepionkach, nie elitach), to na dodatek postanowili wykończyć najzdolniejszych, a z pozostałych zrobić bezmózgich robotów bez duszy.

Oczywiście możemy być pewni, że zdegenerowane elity powrócą w stosownym momencie i z odpowiednią siłą. Takich prezentów nie można nie wykorzystać.

Ta sztuka jest w trakcie tworzenia. Czy będzie to dramat, czy tragifarsa, jeszcze nie wiadomo. Czas i zapotrzebowanie pokaże.

Na komedię się raczej nie zanosi. I o happy end będzie ciężko.

Prawda jest taka, że wszystkie role zostały już rozdane.

I jest jak w sztuce czy filmie. Są role główne, drugoplanowe, dużo epizodów i cała masa statystów.

Nie ma doprecyzowanego scenariusza, no ale to raczej nic nowego. Dialogi są trochę drętwe, ale akcja i tak się potoczy, albo z planem, albo bez planu, jak u pewnego, przemocowego reżysera, który przytroczył kamerę do grzbietu świni i wpuścił ją na plan między aktorów, dobrze się przy tym bawiąc.

Jeśli świat artystyczny nie chce świni z kamerą na grzbiecie, to trzeba przepracować wiele spraw. Od metod nauczania po jakość wykładowców, ale także, co nie mniej ważne, na uświadomieniu kolejnym pokoleniom marzącym o karierze gwiazd filmu i teatru, że ich wyobrażenie o tym, że karierę może zrobić każdy, bez jakiejkolwiek pracy własnej, oparte na obserwacji „karier gwiazd” seriali, może być błędne.

No ale to na inny czas. Teraz jest czas rewolucji i publika żąda krwi. Jeśli zabraknie złych pedagogów pod pręgierz, nie szkodzi, dobierze się z tych dobrych. Liczy się odwet.

Mirosław Oczkoś


Zdjęcie główne: Fot. Pixabay

Reklama