Myślę, że największe zniszczenia na przestrzeni ostatnich lat dokonały się w tkance mentalnej społeczeństwa. Niszczenie norm, autorytetów, prawa, przyzwoitości pozostawia po sobie truciznę wpuszczoną w umysły i sumienia. Truciznę, którą niezwykle trudno jest później usunąć i bardzo długo to trwa – pisze Krzysztof Łoziński

Czytałem dość dawno opowiadanie, niestety nie pamiętam autora, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Bohater budzi się rano ze świadomością, że coś się stało – umarł Bóg. Ja nie jestem wierzący, nie o to chodzi. To pewna przenośnia. Umarł Bóg, czyli przestały obowiązywać normy. Normy wszystkie, moralne, prawne, prawa fizyki, logika, matematyka…

W pierwszej chwili nic nie widać, ale nagle samochody ruszają na czerwonym świetle, od budynków zaczynają odpadać gzymsy, rannym nikt nie udziela pomocy, każdy zegar pokazuje inną godzinę, gotuje się zimna woda… Świat się po prostu rozpada.

Dlaczego to wspominam? Dlatego, że powoli zaczynamy żyć w podobnej sytuacji. Dawno już opisano fakt, że przykład, jaki daje państwo, nieświadomie zaczyna być przez społeczeństwo przyjmowany jako wzorzec. To nie przypadek, że gdy państwo staje się brutalne, to i stosunki społeczne też takie się stają. Gdy państwo wprowadza karę śmierci i zaczyna ją stosować, najczęściej rośnie liczba zabójstw. Pozornie powinno być odwrotnie, ale nie jest. Państwo daje sygnał, że odebranie komuś życia jest rozwiązaniem, coś załatwia.

Jeżeli państwo poniewiera sędziów i nie wykonuje wyroków, to czemu ja mam je wykonywać? Jeżeli państwo poniewiera ludzi wykształconych i kulturalnych, to i każdy tak może. Mamy to, co już się dzieje. Obserwujemy to na Facebooku i na ulicy.

Reklama

Ludzie odnoszą się do siebie bez szacunku. I to do wszystkich. Nie liczy się żadna pozycja rozmówcy, jego wiek, wykształcenie, dokonania. Rozmowa jest w stylu: „te, rektor, co ty tam wiesz?”. Albo „te, papież, no weź się posuń”.

No jasne – wszyscy ludzie są równi. Tylko że normalnie są równi wobec prawa, a tu są równi dosłownie – każdy może każdemu naubliżać. Każdy może kwestionować czyjąś wiedzę, dorobek, uczciwość.

To bardzo źle rozumiana równość, równość rozumiana jako jednakowość. Urawniłowka sprowadzająca wszystkich na poziom zero. Na zero moralne, intelektualne, każde. Tylko zastanówmy się, czy nam z tym dobrze.

Obserwuję ten narastający rozpad norm z niepokojem, bo jest coraz gorzej. Uświadommy sobie, że to nie jest tylko u „onych”, u „naszych” też.

Lekceważenie norm prawnych i moralnych przez rządzących spływa na dół. Pojawia się pokusa, że może by tak… Norma mówi, że kadencja to okres, w którym nie można kogoś odwołać, ale… Ale może „znajdziemy sposoba”.

No bo przecież ta norma przeszkadza, no bo sytuacja jest wyjątkowa, no bo jest jeszcze ludowa sprawiedliwość. A przecież „sprawiedliwość jest ważniejsza, niż prawo”. Zaraz, zaraz, gdzieś to już słyszeliśmy… Adolf Hitler, „Main Kampf”, no ale przecież my w dobrej sprawie. Że co? Że on też uważał, że w dobrej sprawie? No ale on źle uważał, a my…

No tak, kraść nie wolno, ale jak nikt nie widzi… Prawda jest prawdą, ale jak się ją trochę nagnie, to co to szkodzi…?

Autorytet zastępuje się kultem. Jakiś tam Bartoszewski, jakiś tam Mazowiecki, jakaś tam Tokarczuk. A z drugiej strony bóstwo, Jarosław Zbawiciel, aż światłość od niego bije, a Stalin był „batiuszka”, „ojciec narodu”, „wielki uczony”. Kim Il Sun (Kim Ir Sen) to znaczy Kim „Być Słońcem”, Kim Dżong Il to znaczy Kim „Po prostu Słońce”.

Tu nie chodzi o tytuły. Chodzi o to, że wielcy mądrzy ludzie mogą być lekceważeni, poniewierani, wybuczani, postponowani. Wódz jest uwielbiany. Gdy zniszczono autorytet wiedzy, nauki, kultury, sztuki, norm moralnych, pojawia się nowy wzorzec, kult wodza. Świętego Graala zastąpił Święty Bałwan. Bałwan w znaczeniu bożka. Nasza nowa „krynica mądrości” może kraść, kłamać, ubliżać, bekać, wszystko może, a i tak jest święta.

Prawo jest szalenie ważne. To system operacyjny państwa. Ale elity, autorytety to druga część tego systemu. Elity i autorytety tworzą normy. Wyznaczają normy. Tworzą jakby regulamin naszych codziennych ruchów, wyborów, decyzji. Bez prawa i norm zaczyna być tak, jak w tym opowiadaniu, które wspomniałem na początku. Wszystko się rozpada.

Zobaczmy, gdzie jesteśmy. Co się dzieje w Internecie i na co dzień między nami. Wszystko można podważyć, każdego można obrazić, do nikogo nie można mieć zaufania. Wszystko można załatwić, jak się ma „chody”. Wszystko można przegłosować, gdy się zbierze odpowiednią „kupę”. Nie liczą się normy i przyzwoitość, tylko to, czy ma się odpowiednio dużą „kupę” swoich.

Kochani, zobaczmy, gdzie jesteśmy. Nie tylko niszczone jest państwo. My się zaczynamy rozpadać jako społeczeństwo. Przestajemy być wspólnotą połączoną normami, a zaczynamy być zbiorem walczących jednostek. Co najwyżej łączących się w odpowiednie „kupy” do załatwienia czegoś.

Pora otrzeźwieć.

Krzysztof Łoziński


Zdjęcie główne: James Ensor “Intrigue”, 1890, Fot. Flickr/Martin Beek, licencja Creative Commons

Reklama