Nie wiecie czemu jest tak, jak jest? To posłuchajcie.

12 listopada zaczęła mnie boleć szyja. To był czwartek. Oczywiście olałem, uznałem za nerwoból, nie będę lekarzom zawracał głowy. Dla jasności, większość ludzi by tak zrobiła.

W piątek bez zmian, sobota, niedziela – boli.

We wtorek Agnieszka wymusiła na mnie zwrócenie się o teleporadę do lekarza rodzinnego. Bolał mnie już cały tył głowy, ale brałem paracetamol i po ptokach, niewielką gorączkę stłumiłem też.

Reklama

Tu muszę wyjaśnić nasze odmienne podejście do chorowania. Agnieszka bardzo lubi mnie leczyć na choroby, których nie mam, a ja bardzo nie lubię się leczyć na choroby, które mam. W sumie wychodzi pośrodku.

Kontakt z lekarzem uzyskałem w środę. Dostałem skierowanie na posiew w kierunku COVID. Teraz tak jest, że aby zrobić analizy, trzeba mieć najpierw wynik badania na COVID.

Posiew zrobiłem w czwartek rano, taki termin mi wyznaczono. Ból się pogłębiał i zmieniał lokalizację.

Wynik, negatywny, dostałem w piątek wieczorem. Wszystko już zamknięte. Zadzwoniłem do lekarza. Dostałem receptę na silny lek na wszelki wypadek, mam dalej brać ten lek, paracetamol i witaminę C. Na szczęście lek udało się wykupić.

Jest sobota, dzisiaj, 21 listopada, 9 dni od początku choroby. Jestem zapisany na wizytę u lekarza w poniedziałek. Nie mam rozpoznania, żadnych zrobionych badań. Boli. Gorączka pojawia się i znika.

W poniedziałek dostanę skierowanie na pobranie krwi itp.

Analizy mogę zrobić dopiero we wtorek. W poniedziałek nie pobierają. Wyniki będą najwcześniej w czwartek, albo piątek. Później znowu sobota i niedziela.

Teoretycznie diagnozę mogę mieć najwcześniej 27 listopada (i początek leczenia). 16 dni po pierwszych objawach.

Aby była jasność. Lekarze są OK. To nie oni tak zorganizowali służbę zdrowia, tylko państwo. Lekarze zrobili wszystko, co mogli. Leczą mnie tyle, ile mogą bez badań laboratoryjnych. Mój lekarz rodzinny jest w naszej gminie praktycznie sam. Pracuje na okrągło. Ma pod opieką 6,5 tysiąca potencjalnych pacjentów i DPS. To niezwykle ofiarny człowiek, ale może tyle, co może.

Łeb mnie napiernicza niczym Siwaka. Nikt nie wie, co mi jest, lekarze też. Dobrze, że to nie COVID, ale co? (dla jasności: ja nie jestem jakiś ciężko chory, pogotowia wzywać nie trzeba. Opisuję, by pokazać, jak to wszystko działa).

Przed COVID-em miałbym wizytę u lekarza tego samego dnia, wyniki analiz za dwa dni i w ciągu 3 dni miałbym diagnozę i leczenie.

Mój przypadek nie jest wyjątkiem. Tak teraz działa nieustanny sukces służby zdrowia. Z tym zderzamy się teraz wszyscy – pacjenci, lekarze, pielęgniarki, ratownicy, pracownicy Sanepidu. Mariusz Błaszczak powiedział: „Rząd umie rządzić”. Koniec cytatu.

Słucham konferencji Mateuszka Pinokia. Jemu się nieustannie „wypłaszcza”. Nie wiem tylko, co. Może ostatni fałd kory mózgowej?

Krzysztof Łoziński


Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons

Reklama