Zapowiedziano powstanie „instytutu” monitorującego praworządność w krajach praworządnych. Tworzyć go mają Kaczyński z Orbánem. To coś, jakby Zenek Martyniuk miał oceniać sztukę Marii Callas.

Ale jeden „instytut” już jest. Jest to Instytut Lecha Kaczyńskiego (zarejestrowany jako fundacja). Mieści się w domu, kostce z lat 60., należącej do Jarosława Kaczyńskiego. Dom ten nazywany jest willą, ale bardziej pasowałoby określenie kanciapa.

Instytut jest nadzwyczaj dziwny. Bez zgody Jarosława Kaczyńskiego i jego ochrony nie można tam nawet wejść, a i granica miedzy Instytutem a prywatnym mieszkaniem Kaczyńskiego jest nader umowna. Nazwa „instytut” sugeruje, że jest to placówka naukowa, ale od dawna nie widać żadnej tego „instytutu” działalności. Właściwie nic się tam nie dzieje.

Naukowości tej instytucji wyraźnie przeczy skład jej władz. Zarząd: Prezes – Barbara Krystyna Czabańska (żona Krzysztofa Czabańskiego) i Barbara Skrzypek (słynna „pani Basia”). Rada Fundacji: Jarosław Aleksander Kaczyński, Krzysztof Czabański i ksiądz Rafał Sawicz. Są to wszystko osoby niemające żadnych kwalifikacji naukowych.

Reklama

Jedyna rola tego „instytutu” to bycie właścicielem spółki Srebrna i spółki Srebrna Media. Wygląda na to, że ten „instytut” jest typowym „słupem”. Służy do ukrywania tego, że faktycznym właścicielem obu spółek jest Jarosław Kaczyński. Dzięki temu może on nie wykazywać w oświadczeniach majątkowych rzeczywistego olbrzymiego majątku.

I kto tu jest głupi? Jak to kto? Sławomir Nowak. Powinien założyć „instytut mierzenia czasu, jaki został do kolacji” i zapisać na ten „instytut” swój zegarek. I nie byłoby sprawy.
Proste? Proste.


Zdjęcie główne: Kadr ze spotu wyborczego Krzysztofa Czabańskiego, Fot. YouTube

Reklama