Na co poszły gigantyczne pieniądze wydane na komisje smoleńską? – pytają posłowie PO i piszą w tej sprawie interpelację. – Komisja Antoniego Macierewicza traktowana jest nie jako narzędzie dojścia do prawdy, traktowana jest jak “dojna krowa”, czyli źródło finansowania tych panów, którzy razem z Antonim Macierewiczem przyszli do MON. Bilans prac to zero konkretów i miliony wydane na tę podkomisję – mówił w Sejmie Cezary Tomczyk z PO.

Dojna komisja

W ósmą rocznicę katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2018 roku badająca ją podkomisja przy MON nie opublikuje żadnego raportu – ujawnił jeden z prawicowych portali. Zamiast raportu zespół ekspertów ma zaprezentować film.

– To pokazuje, jaki chaos panuje w rządzie. Wczoraj nagle dowiadujemy się, mimo obietnic Antoniego Macierewicza, że nie będzie raportu, nawet tego technicznego, na rocznicę katastrofy. Później Macierewicz dementuje te informacje, chociaż robi to w tak niejasny sposób, że wygląda jakby nie dementował. Dziś minister Gowin mówi, że raport będzie, jak będzie wrak w Polsce. Wnioski są jasne: raportu nie będzie, Macierewicz znowu kłamał – mówi Marcin Kierwiński z PO.

Reklama

– Widać, że po raz kolejny dowiemy się, że po dwóch latach działania komisji nie wiemy, na co poszły gigantyczne pieniądze, nie wiadomo, co ta komisja robiła. Wiadomo tylko, że pseudoeksperci Macierewicza dobrze się czują i dalej chcą pobierać kolejne premie – mówi poseł PO.

Miliony dla Macierewicza

W 2016 r. budżet komisji Macierewicza wyniósł 4 mln zł, rok później, w 2017 r., komisja dostała już 6 mln zł.

Zdaniem posłów opozycji, to i tak nie wszystkie koszty związane z działaniem podkomisji smoleńskiej. – Do wszystkich kosztów opozycja niestety nie ma dostępu, na wiele pytań MON nie odpowiada, mamy wrażenie, że niektóre koszty są ukrywane – mówił Kierwiński. – Komisja Antoniego Macierewicza traktowana jest nie jako narzędzie dojścia do prawdy, traktowana jest jak “dojna krowa”, źródło finansowania tych panów, którzy razem z Antonim Macierewiczem przyszli do MON. Bilans prac to zero konkretów i miliony wydane na tę podkomisję – mówi Cezary Tomczyk z PO.

Niekończąca się opowieść

Posłowie Platformy dodają, że łatwiej raport pisać niż napisać. – Gdyby raport powstał, o co wielokrotnie apelowaliśmy, i zostałby zaprezentowany publicznie, to zostałby też poddany dyskusji naukowej przez ludzi, którzy się naprawdę na tym znają, a nie tylko im się wydaje. Wówczas ten raport byłby końcem kłamstwa Macierewicza i pokazaniem kompromitacji PiS-u i byłego szefa MON – dodaje Marcin Kierwiński.

Opozycja podaje też w wątpliwość aktualną pozycję Antoniego Macierewicza, który przewodniczy komisji, będąc jednocześnie posłem.

Za co premie?

To nie jedyne kłopoty PiS-u z rozliczeniem się z państwowych pieniędzy. Po ujawnieniu przez posła PO Krzysztofa Brejzę informacji, że rząd wydał 1,5 mln zł na nagrody dla członków rządu, teraz polityk dopytuje, za co ministrowie zostali tak sowicie nagradzani. – Wystąpiłem dziś w trybie pilnym z wnioskiem do pana premiera Morawieckiego, ponieważ pomimo upływu terminu pan premier nie odpowiada na pytanie, jakie było uzasadnienie nagród, nie chce też ujawnić informacji, czy w 2018 również wypłacano nagrody – mówi.

Interpelację w tej sprawie Krzysztof Brejza złożył 14 lutego. Wówczas uzyskał tylko częściowe odpowiedzi. Dziś poseł PO skierował do KPRM pismo z wnioskiem o uzasadnienie braku tych informacji. “10-dniowa zwłoka w odpowiedzi na interwencję jest naruszeniem nie tylko ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, ale także przepisów KPA. Jest to także wyraz lekceważenia obywateli” – pisze do premiera Krzysztof Brejza.

W razie braku odpowiedzi sprawa trafi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Urząd ma na to siedem dni.

Biedny jak Bielan

Od momentu ujawnienia gigantycznych premii rządzący zaliczają wpadkę za wpadką. Jako pierwszy wypowiedział się w sprawie premii wicepremier Jarosław Gowin, który wypalił: “Kiedy byłem ministrem sprawiedliwości, nie starczało mi czasem do pierwszego”. Jarosław Gowin zarabiał wtedy około 17,5 tys. zł, a więc kilkukrotnie więcej niż wynosiło przeciętne wynagrodzenie.

Dziś podobną wypowiedzią zabłysnął wicemarszałek Senatu Adam Bielan, który stwierdził, że zarabia około 10 tys. na rękę. Starcza mu, ale tylko dlatego, że żona też pracuje. – Gdyby nie zarabiała, to przy dwójce dzieci byłoby gorzej w Warszawie, gdzie koszty życia są większe – dodał Bielan.


Zdjęcie główne: Antoni Macierewicz, Fot. Flickr/NATO North Atlantic Treaty Organization, licencja Creative Commons

Reklama