Ogłoszone przed paroma dniami jedynki i wyłaniający się powoli kształt list Koalicji Obywatelskiej na jesienne wybory – wszystko to precyzyjnie pokazuje strategię Grzegorza Schetyny. Wobec niemożności zbudowania koalicji wszystkich opozycyjnych partii szef PO postanowił zbudować koalicję wszystkich dojrzałych polityków i polityczek rozumiejących, że w jesiennych wyborach zetrą się ze sobą dwa obozy, walczące o wyraźnie różne od siebie, przeciwstawne wizje Polski, polskiego państwa, polskiego społeczeństwa, naszej pozycji geopolitycznej między liberalnym i demokratycznym Zachodem i antyliberalnym, rezygnującym z kolejnych demokratycznych instytucji i procedur Wschodem – pisze Cezary Michalski

Idea koalicji wszystkich opozycyjnych partii skończyła się po faktycznym „spenetrowaniu” (kupieniu, zastraszeniu, rozbiciu) PSL-u przez PiS. Ten proces zaczął się już w 2015 roku, kiedy setkom terenowych działaczy PSL zatrudnionych w instytucjach zależnych od państwa (agencje, banki, terenowa administracja) nowi PiS-owscy panowie postawili bardzo proste ultimatum: albo ty, twoi krewni, powinowaci, znajomi i polityczni klienci przechodzicie pod naszą kontrolę, albo zostajecie wyrzuceni z pracy, odcięci od pieniędzy, spauperyzowani i zmarginalizowani.

Część Ludowców już wówczas przyjęła ofertę PiS-u, czego konsekwencją był fatalny wynik PSL w wyborach samorządowych 2018 roku.

Wielu lokalnych działaczy, a nieraz całe terenowe struktury, pracowało już tamtej kampanii dla Kaczyńskiego, a nie dla własnej partii.

Partie dały ciała

Po utracie przez Ludowców kolejnych pozycji, stanowisk, pieniędzy w kluczowych dla PSL województwach Ściany Wschodniej proces „penetrowania” tej partii przez PiS przyspieszył. Rolę „penetrujących” odegrali skutecznie Waldemar Pawlak i Marek Sawicki, którym Kaczyński też dał prosty wybór: albo ciąganie ich po prokuraturach, a może nawet aresztach wydobywczych za faktyczne lub niepopełnione winy (np. umowy gospodarcze z Rosją podpisywane przez Waldemara Pawlaka), albo pełna nietykalność i pozostawienie im wygodnych synekur pod całkowitą już kontrolą PiS.

Reklama

Koordynatorem ostatniej fazy „penetrowania” PSL-u był Artur Balazs, dawny działasz SKL, a ostatnio już tylko „polityczny biznesmen”, który wcześniej podobnie pracował dla Jarosława Kaczyńskiego przy przejmowaniu masy upadłościowej po Samoobronie.

Władysław Kosiniak-Kamysz nie był entuzjastą tego faktycznego pójścia PSL-u pod kuratelę Kaczyńskiego, ale okazał się zbyt słaby, aby postawić się swoim starszym kolegom i obronić suwerenność Ludowców. A dziś sam mówi językiem podsuflowanym mu przez Kaczyńskiego, Balazsa, Pawlaka… – nazywając Platformę Obywatelską „lewicą”, jakby to miało uratować go przed wiejskimi proboszczami z „Kościoła Tadeusza Rydzyka”, którzy i tak wydali już na PSL wyrok śmierci.

Kiedy zatem upadła koncepcja koalicji wszystkich opozycyjnych partii, Schetyna postanowił stworzyć koalicję wszystkich polityków i polityczek rozumiejących, że w jesiennych wyborach walka będzie toczyć się naprawdę o wszystko,

„symetryzm” jest kłamstwem, a żadnej trzeciej siły nie będzie – może być tylko rozproszenie i utrata głosów.

Robert Biedroń ostatecznie ogłosił, że nie zaryzykuje wygodnego mandatu europosła w Brukseli i nie poprowadzi list lewicy w wyborach do polskiego Sejmu. Wymyślił przy tym bardzo słabe alibi, że czeka na wybory prezydenckie w Polsce. W rzeczywistości czeka na rozstrzygnięcie, czy po jesiennych wyborach do Polski w ogóle będzie warto wracać, ale to nie jest zachowanie dojrzałego politycznego lidera.

Włodzimierza Czarzastego porzucili praktycznie wszyscy sensowni politycy Sojuszu – od liberalnej Katarzyny Piekarskiej, po konserwatywnego Tadeusza Ferenca, poprzez Napieralskiego, Wenderlicha, nie mówiąc już o wielu innych nazwiskach młodszych i bardziej lokalnie rozpoznawalnych działaczy SLD.

Gesty Schetyny

Najciekawsze na listach KO są tzw. suwerenne gesty Grzegorza Schetyny. Ludzie, którzy zostali przez niego pozyskani, ale dostali więcej, niż można było oczekiwać, a jak mówią niektórzy (np. w Platformie Obywatelskiej) – więcej, niż byli warci.

Pierwszym z takich gestów jest jedynka w Kielcach dla Bartłomieja Sienkiewicza.

Sienkiewicz jest jednym z najbardziej, a może nawet najbardziej „złotoustym” spośród polskich polityków. Zdolność artykulacji, wypowiadania się w obronie sprawy, o którą się walczy, w obronie własnej, ale także w obronie polityków czy obozu, z którym się aktualnie współpracuje – to ogromna wartość w czasach polityki wizerunkowej, zmediatyzowanej, domagającej się wyrazistej narracji i barwnych narratorów. Jednak medialny i narracyjny talent Sienkiewicza został bardzo mocno zweryfikowany przez aferę podsłuchową. I w rzeczywistości jedynka dla niego w Kielcach nie jest wcale gestem Schetyny skierowanym do byłego szefa MSW, ale jest gestem adresowanym bezpośrednio do Donalda Tuska, którego Sienkiewicz pozostaje jednym z ostatnich i najcenniejszych aktywów w polskiej polityce.

Bartłomiej Sienkiewicz jako jedynka na listach Grzegorza Schetyny oznacza ważną deklarację, że Donald Tusk nie będzie w najbliższym czasie realizował żadnego politycznego „planu B”, który mógłby opozycję rozsadzać i osłabiać.

Przy takiej poprawce Bartłomiej Sienkiewicz wart jest swej jedynki na listach KO. A tak już poza wszystkim wielką frajdą dla kibiców polskiej polityki będzie pojedynek dwóch jedynek w Kielcach: złotoustego, ale jednak zdolnego do politycznej twardości Bartłomieja Sienkiewicza z histerycznym brutalem Zbigniewem Ziobrą, który lubi odgrywać rolę „szeryfa” albo „Giulianiego” (republikańskiego burmistrza Nowego Jorku), ale wszyscy pamiętają jego drżący głosik i popłakanie się w rękaw podczas słynnej manifestacji „Solidarności” w Warszawie, kiedy próbował odebrać Kaczyńskiemu serca „pisowskiego ludu”, ale to Kaczyński zmiażdżył go i upokorzył.

Suwerennym gestem Grzegorza Schetyny jest także jedynka w Krakowie dla konserwatysty Pawła Kowala.

Wydaje się, że skoro ten były polityk PiS – który od dłuższego już czasu, podobnie jak inny konserwatysta i były polityk PiS Kazimierz Michał Ujazdowski, powtarza publicznie, że Kaczyński nie jest żadnym konserwatystą, ale rewolucyjnym nihilistą niszczącym konstytucję, państwo i prawo – zdecydował się wrócić do gry po stronie obozu, z którym kiedyś walczył, to z pokorą zadowoliłby się innym miejscem „biorącym”. Jednak ten gest Grzegorza Schetyny ma prawdopodobnie pokazać rozpiętość i równowagę pomiędzy centrolewicowym skrzydłem Koalicji Obywatelskiej wyznaczanym przez Barbarę Nowacką jako jedynką w Gdyni czy ludzi z SLD i Zielonych widocznych we wszystkich regionach, a właśnie Kowalem w Krakowie czy Ujazdowskim na listach KO do Senatu.

Problem tylko w tym, aby cenę zapłaconą „skrzydłom” zaakceptowało faktyczne centrum Koalicji – czyli politycy i polityczki Platformy Obywatelskiej oraz ich wyborcy.

Schetyna musi ich do tego przekonać, aby jego efektowna polityka transferów nie zaowocowała demobilizacją ludzi, którzy zawsze byli wierni liberalnemu centrum w Polsce i zawsze głosowali na PO.

Dojrzali czy cyniczni?

Innym problemem jest to, że wielu ludzi niezadowolonych z wyłaniającego się kształtu list Koalicji Obywatelskiej (a szczególnie z pozycji własnej lub własnych sojuszników na tych listach) znów negocjowało z Grzegorzem Schetyną za pośrednictwem mediów. Podobnie jak w czasie układania list do Parlamentu Europejskiego. Nawet w tych przypadkach, kiedy takie negocjacje zakończyły się ostatecznie sukcesem (dostali lepsze miejsca i przestali gderać), w pamięci wyborców szerokiego politycznego centrum w Polsce pozostanie wątpliwość.

Czy niektórzy nasi reprezentanci są faktycznie politycznie dojrzali, czy po prostu cyniczni? Czy zachowują się odpowiedzialnie, czy po prostu chcą mieć gwarancję własnego, osobistego przetrwania w polskiej polityce? No bo skoro z jednej strony krzyczą po mediach i na manifestacjach, że w Polsce kończy się demokracja, a kraj przesuwa się w stronę Białorusi, a z drugiej strony dodają, że będą walczyć o demokrację, ale tylko na jedynce, bo już nie na dwójce, albo tylko na trzecim, ale już nie na siódmym miejscu listy wyborczej…

to może uważają to wszystko tylko za teatr, a nie za prawdziwą, ostateczną bitwę?

Skoro jednak naprawdę budzimy się w polityce dwubiegunowej, a wszystko, co najcenniejsze i politycznie najdojrzalsze po stronie demokratycznej Polski, rzeczywiście znalazło się na listach Koalicji Obywatelskiej, to warto zapanować nad emocjami i najbardziej nawet zrozumiałym poczuciem osobistego interesu czy urażonej dumy.

W wojnie cywilizacji, którą Polakom narzucił Jarosław Kaczyński, liberalna cywilizacja musi pokazać nieco wyższe standardy, niż cywilizacja sarmacka. Inaczej pozostanie nam już tylko teatr. Teatr bawi, teatr denerwuje, ale nikomu nie chce się w obronie aktorów ginąć, a czasem nawet na nich głosować.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika “Newsweek”


Zdjęcie główne: Fot. Flickr/PO

Reklama