Wiele zależy od tego, które stronnictwo w rządzie weźmie górę. Jeżeli wygra pragmatyzm, że jednak gospodarce, samorządom, ludziom potrzebne są pieniądze, to być może będzie scenariusz w stylu 27:1, czyli „moralnie jesteśmy zwycięzcami, ale dla dobra ludzi zgadzamy się”. Jeżeli weźmie górę drugie stronnictwo, które chce iść na ostro, mówi o suwerenności, opowiada jakieś niestworzone rzeczy, jeżeli chodzi o to, co wynika z tego rozporządzenia – o aborcji, LGBT, kupowaniu dzieci na bazarze, zatem raczej nie zależy mu na pieniądzach, to będzie weto – mówi nam Jan Olbrycht, eurodeputowany PO, współsprawozdawca wieloletniego budżetu Unii. I dodaje: – Przyznam, że nie wyobrażam sobie, aby naprawdę do tego doszło, bo straty finansowe dla wszystkich będą ogromne.

JUSTYNA KOĆ: Od 1 stycznia zacznie obowiązywać mechanizm praworządności, który zostanie powiązany z budżetem i z Funduszem Odbudowy. Polska i Węgry już zapowiedziały, że nie zgodzą się na powiązanie i zapowiadają weto. Czy to ostry finisz negocjacyjny, czy realne zagrożenie?

JAN OLBRYCHT: Na początku powiedzmy, co dokładnie obecnie się dzieje, bo mamy trzy elementy w pakiecie i każdy idzie według innej procedury. Komitet stały przedstawicieli ambasadorów (COREPER) ma przygotować głosowania na Radzie Ministrów, zatem zbiera informacje, jakie zostały zawarte porozumienia i przekazuje je do Rady do głosowań.

To tu zostały oficjalnie przedstawione informacje o sprzeciwie Polski i Węgier.

Jeżeli chodzi o wieloletni budżet, to mamy „procedurę zgody”, czyli Rada przesyła do PE propozycję budżetu, gdy ten ją zaakceptuje, to jeszcze musi to zrobić Rada w głosowaniu jednomyślnym. Oczywiście zanim to się stanie Parlament z Radą wypracowują porozumienie.

Reklama

Druga kwestia to Fundusz Odbudowy, który wymaga tego, żeby Rada rozpoczęła procedurę ratyfikacji poprzez podjęcie decyzji o podniesieniu dochodów własnych – tu decyzja musi być jednomyślna.

Po trzecie praworządność, która ma zupełnie inną procedurę – współdecyzji, zatem najpierw Komisja zaproponowała swoje rozwiązanie, potem PE miał pierwsze czytanie i negocjował z Radą ostateczny kształt porozumienia. Na końcu Rada głosuje większością kwalifikowaną, odsyła do PE, jeżeli on to przyjmuje, to jest koniec procedury i mechanizm wchodzi w życie. W poniedziałek COREPER miał wypracować te wszystkie stanowiska, żeby mogła ruszyć procedura legislacyjna.

Unijne mechanizmy są bardzo skomplikowane, zatem o co chodzi z wetem, którym grożą Polska i Węgry?
Ponieważ zaczęto od sprawy dotyczącej rządów prawa, do którego głosowania potrzebna jest kwalifikowana większość, prezydencja niemiecka sprawdzała, czy może przyjąć porozumienie i przekazać je do głosowania do Rady. Tu nastąpił protest Polski i Węgier, co oznacza, że jeżeli przekaże się sprawę do Rady, to kwalifikowana większość i tak to przegłosuje, zatem zmiany przejdą.

Dziwię się trochę, że już teraz w tej kwestii Polska i Węgry zapowiedziały, że będą przeciw, bo wiadomo, że to nie zablokuje głosowania.

Z informacji prasowych wynika, że Polska i Węgry uważają te trzy sprawy za jeden pakiet, zatem jeżeli w jednym głosowaniu wymagana jest kwalifikowana większość, a w drugim jednomyślność, to nie można tak tego rozdzielać.

A można?
Prawnie można, zobaczymy, jak to się potoczy politycznie, bo wynika z tego, że jeżeli kwestia praworządności byłaby głosowania kwalifikowaną większością, to Polska i Węgry zablokują później budżet. Przy Funduszu Odbudowy, gdzie również potrzeba jednomyślnej decyzji do uruchomienia, Polska i Węgry również zapowiedziały, że będą przeciw. Zobaczymy teraz, co w najbliższych dniach zrobi prezydencja niemiecka.

Wielu dziennikarzy twierdzi, że pojawił się pomysł, aby dołączyć do przepisu o praworządności deklarację interpretacyjną, czyli jak to będzie rozumiane. W drugim wariancie propozycja może wrócić do PE, gdzie zostanie renegocjowana, tylko na to Parlament się nie zgodzi, bo jak znam atmosferę w PE, to prędzej zaostrzy reguły. Dlatego sądzę, że ten scenariusz jest mało prawdopodobny.

Można jeszcze przeczekać do końca roku i zostaniemy bez budżetu.

Co to oznacza?
Traktatowo powinno się wówczas przenieść pułapy finansowe z ubiegłego roku na rok następny.

Czyli tzw. prowizorium?
Nie, to mechanizm traktatowy polegający na tym, że jeżeli perspektywa finansowa się kończy i zaczyna się nowa, a nie jest gotowe rozporządzenie, to wydłuża się ostatni rok, ale on nie może wejść w życie, jeżeli nie będą przygotowane inne rozporządzenia, które pozwalają wydać inne pieniądze. Muszą być przedłużone rozporządzenia dotyczące spójności, transportu, ochrony środowiska itd. To oznacza, że ten mechanizm szybko nie zadziała, bo nowe rozporządzenia trzeba wypracować między PE a Radą.

Dopiero gdy nie ma budżetu, nie ma rozporządzeń, to wprowadza się prowizorium budżetowe typowe dla budżetu rocznego.

To oznacza, że nie ma niczego nowego, ciągniemy tylko te projekty, które są w toku. Nie ma zatem żadnych inwestycji, żadnych pieniędzy na ratowanie biznesu w trakcie pandemii, nie ma żadnego funduszu sprawiedliwej transformacji, nie ma pieniędzy na fundusz zdrowotny itd.

Jak pan ocenia szanse, że tak właśnie się stanie, że będzie weto?
Jeżeli chodzi o Polskę, to wiele zależy od tego, które stronnictwo w rządzie weźmie górę. Jeżeli wygra pragmatyzm, że jednak gospodarce, samorządom, ludziom potrzebne są pieniądze, to być może będzie scenariusz w stylu 27:1, czyli „moralnie jesteśmy zwycięzcami, ale dla dobra ludzi zgadzamy się”. Jeżeli weźmie górę drugie stronnictwo, które chce iść na ostro, mówi o suwerenności, opowiada jakieś niestworzone rzeczy, jeżeli chodzi o to, co wynika z tego rozporządzenia – o aborcji, LGBT, kupowaniu dzieci na bazarze, zatem raczej nie zależy mu na pieniądzach. To zachowanie czysto polityczne, widać, że zależy im na utrzymaniu władzy i żeby Unia się nie wtrącała. Nie wiem, które stronnictwo będzie miało decydujący głos, wiem natomiast, czym to grozi.

Dwa biliony euro dla całej Unii staną pod znakiem zapytania, dla Polski to 120 mld przekazywanych pieniędzy i dodatkowo 32 mld kredytu.

Poza tym stawką jest też miejsce Polski w Unii. Jeżeli rzeczywiście zablokujemy, to nie tylko sobie, ale wszystkim, także tym państwom, które są w tragicznej sytuacji, jak wszystkie kraje Południa. Wyobrażam sobie, jaka będzie reakcja wobec Polski i Węgier, a trzeba pamiętać, że za chwilę to my będziemy mieli do załatwienia sprawy z tymi państwami i wówczas trudno się spodziewać przychylności z ich strony.

Przyznam, że nie wyobrażam sobie, aby naprawdę to tego doszło, bo straty finansowe dla wszystkich będą ogromne.

Były szef MSZ Witold Waszczykowski stwierdził ostatnio, że przeceniane są fundusze unijne i że bez nich świetnie udało nam się odbudować Polskę.
Zatem pan Waszczykowski jest przedstawicielem środowiska partii rządzącej, które nie chce pieniędzy, a władzy.

Rzecznik rządu oczekuje teraz na „konstruktywne propozycje”, często mówi się też o „niemieckim rozwiązaniu”. Czy w Brukseli słychać te głosy?
To nawet trudno komentować, bo to kompletne pomylenie. Prezydencja trwa 6 miesięcy, ja sam zajmuję się budżetem już 2 lata i przeżyłem różne prezydencje. Obecna niemiecka jest bardzo sprawna, ale każdy krok konsultuje z innymi. To nie jest tak, że negocjacje się toczą z Niemcami, to kompletna bzdura. Negocjacje się toczą z Radą reprezentowaną przez prezydencję niemiecką, która ma obowiązek to zorganizować i nieustająco konsultować się z innymi. Rozumiem, że to zabieg czysto retoryczny, bo to inaczej zupełnie brzmi.


Zdjęcie główne: Jan Olbrycht, Fot. Flickr/European Committee of the Regions, licencja Creative Commons

Reklama