Telewizja Polska w tym roku postanowiła udawać, że Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie było. Za to był pucz.

Maciej Orłoś, do niedawna gwiazdor TVP, wyraził nawet żal z powodu tego pominięcia. I ma rację o tyle, że to milczenie na temat wielkiej akcji pomocy chorym dzieciom jest oczywistym świństwem, a co do zasady świństw być nie powinno. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: PiS tym głośnym milczeniem odsłoniło się, pokazało, że jest inne niż Polacy.

Przeciętny Polak jest z Wielką Orkiestrą, a PiS jest gdzie indziej.

Wielka Orkiestra od lat cieszy się zaufaniem ponad 80 proc. Polaków, co oznacza, że nawet część elektoratu PiS docenia WOŚP i kojarzy jej akcję jako szerzenie dobra. Wystąpienie przeciwko akcji pomocy chorym dzieciom jest jaskrawym naruszeniem zasad etycznych, które podziela zdecydowana większość społeczeństwa. I dowodem niezrozumiałego zacietrzewienia. Przeciętny Polak jest z Wielką Orkiestrą, a PiS jest gdzie indziej.

Zresztą głośne milczenie na temat Orkiestry nie mogło się udać. Przez cały tydzień poprzedzający wydarzenie wszystkie inne media informowały, że pisowska telewizja i władze różnych szczebli starają się utrudnić Owsiakowi zbiórkę pieniędzy na dzieci. Trudno o gorszy wizerunek. Być może prezes Kurski zdawał sobie z tego sprawę, skoro od rana reklamował pokaz filmu pt. “Pucz” w godzinach najwyższej oglądalności. To pewnie miał być pisowski skok do przodu, próba wyprowadzenia ataku.

PiS tam, gdzie stało ZOMO

Okazało się jednak, że dzieło “Pucz” to nie atak, lecz dość rozpaczliwa, bo nieumiejętna i robiona na kolanie próba przywrócenia racji moralnej Prawu i Sprawiedliwości. Racji moralnej, która od początku PiS stanowiła główny powód istnienia i była wypisana na sztandarze tej partii, występującej rzekomo w imieniu szerokich rzesz społecznych przeciwko salonowi, układowi i elitom. A która 16 grudnia nagle odkleiła się od PiS-u i na oczach całej Polski przeskoczyła przez policyjne barierki na stronę opozycji. W nocy z 16 na 17 grudnia PiS zabarykadowało się w marmurowym pałacu władzy, a zgromadzony wokół Suweren wołał do niego: “Wychodź, szczurze!”.

Reklama

Racja moralna odkleiła się od PiS-u i na oczach całej Polski przeskoczyła przez policyjne barierki na stronę opozycji.

Jakby jeszcze było PiS-owi mało strat wizerunkowych tej nocy, to Kaczyński, Ziobro i inni oficjele wsiedli w swoje wypasione limuzyny z szoferami i pod ochroną policjantów, a przed obiektywami telewizyjnych kamer, próbowali się przedrzeć przez tłum rozwścieczonych Polaków. Od tej pory już się nie dało udawać, że bogaci demonstranci przyszli bronić swoich przywilejów przed reprezentantami uciśnionych. Trzeba było wymyślić inne wytłumaczenie protestów i po kilku dniach dezorientacji w wywiadzie dla tygodnika “W Sieci” Jarosław Kaczyński je podał: był pucz. I wezwał: “Przede wszystkim trzeba to Polakom spokojnie i konsekwentnie pokazywać”.

No, to pokazali.

Tytuł “Pucz” nie pasuje do filmu, bo w treści nie było niczego, co by udowadniało, że demonstracja i blokowanie mównicy zmierzały do przejęcia władzy, w dodatku drogą zbrojną. Program reklamowany jako film dokumentalny to – jak się okazało – zmontowane fragmenty filmów kręconych telefonami komórkowymi posłów opozycji i telewizyjnych relacji wydarzeń. Komuś w TVP być może wydawało się, że zdjęcia te są wystarczająco wymowne, aby samo ich pokazanie przekonało widzów, że pucz był, a spontanicznego protestu nie było. Chyba że po prostu TVP nie miała jakiegokolwiek pomysłu na zrealizowanie polecenia Kaczyńskiego, a jakoś trzeba je było zrealizować, więc zostało to odfajkowane na odczepne, aby tylko Prezes był zadowolony, że robota zrobiona.

Film pokazał młodych, pełnych entuzjazmu posłów PO i chowających się przed nimi po kątach, uciekających w panice posłów PiS.

Ale chyba jednak Prezes zadowolony nie będzie. Nie mogła się udać próba wmówienia Polakom, że nie widzieli tego, co widzieli, w dodatku dokonana za pomocą ponownego pokazywania im właśnie tego, co widzieli. Idiotyczny z założenia był chociażby pomysł, że jak się widzom pokaże Mateusza Kijowskiego wzywającego demonstrantów do rozejścia się, to uwierzą oni, że podburzał demonstrantów do puczu. Albo że jak pokaże się popularną aktorkę Krystynę Jandę z entuzjazmem wypowiadającą się o zaskoczeniu, z jakim ona i teatralna publiczność przyjęli wiadomość o zbieraniu się demonstrantów przed Sejmem, to widzowie nabiorą do tych wydarzeń wstrętu i przekonania, że były one z góry ukartowane.

Film pokazał młodych, pełnych entuzjazmu posłów PO i chowających się przed nimi po kątach, uciekających w panice posłów PiS.

Tyle roboty na nic

Skutek tego filmu był zapewne odwrotny niż zamierzony i raczej nie w wyniku braków warsztatowych. On po prostu był robiony nie z myślą o milionach widzów, tylko z myślą o partyjnych kolegach i o podlizaniu się chlebodawcy. Film spodobał się najbardziej zatwardziałym zwolennikom PiS – na Twitterze dosłownie zachwycili się nim Michał Rachoń z TVP Info i dr Kamil Zaradkiewicz – analityk prawny często występujący w TVP w obronie działań PiS wobec Trybunału Konstytucyjnego.

PiS co najmniej od roku 2015 wie, że tajemnica jego sukcesu tkwi w udawaniu, iż nie jest PiS-em.

Jeżeli wykwit partyjnej propagandy trafia wyłącznie do samych reprezentantów partii, to oznacza to nieumiejętność wydobycia się poza zaklęty krąg twardego elektoratu PiS. Czyli tych wyborców, którzy z nabożną czcią wsłuchują się we wszystkie słowa Prezesa, wierząc mu nawet w najbardziej oczywiste kłamstwa.
Mamy tu do czynienia z zamkniętym kołem: partia sama wytwarza propagandę i sama w nią wierzy, zapominając, że poza nią też istnieje świat.

Pisowscy publicyści zwykli na taki zarzut odpowiadać “to utwardzanie własnego elektoratu”. Ale takie próby racjonalizowania nieracjonalnych posunięć tylko oddalają od prawdy. PiS co najmniej od roku 2015 wie, że tajemnica jego sukcesu tkwi w udawaniu, iż nie jest PiS-em. Przecież odniósł wyborcze zwycięstwo w 2015 roku nie dzięki twardemu elektoratowi, lecz dzięki poszerzeniu go o niezdecydowanych, którzy zagłosowali na PiS nie dlatego, że na czele tej partii stoi Kaczyński i karmi swoich wyznawców psychotyczną propagandą, lecz dlatego, że na trzy miesiące przed wyborami partia schowała prezesa i udawała, że nie ma z nim nic wspólnego. PiS to wie, ale robi odwrotnie.

Kaczyński wolał dla własnego komfortu psychicznego stworzyć wokół siebie taki klimat, że kompetentni już dawno się ewakuowali, a pozostali wyłącznie konformiści.

Taka jest logika rozwoju każdej władzy autorytarnej. Gdyby wokół Kaczyńskiego byli ludzie kompetentni, a atmosfera otoczenia pozwalała na zgłaszanie uwag krytycznych, to ktoś by mu powiedział, że występowanie przeciwko WOŚP i kręcenie propagandowych gniotów jest niekorzystne dla partii. Ale Kaczyński wolał dla własnego komfortu psychicznego stworzyć wokół siebie taki klimat, że kompetentni już dawno się ewakuowali, a pozostali wyłącznie konformiści powtarzający publicznie, że “Prezes nigdy się nie myli,” że “każda rozmowa z nim to intelektualna uczta” i – tak jak prezes TVP Jacek Kurski – “ci wszyscy, którzy mówią, że ktoś chce podnieść rękę na Jarosława Kaczyńskiego, muszą wiedzieć, że Jacek Kurski mu tę rękę obetnie”.

A taka polityka wcześniej czy później musi partię wepchnąć na równię pochyłą.


pap-malyZdjęcie główne: PAP/Radek Pietruszka

Reklama