W związku z galopującą dwucyfrową inflacją do budżetu państwa płynie kilkadziesiąt mld złotych więcej z samego podatku VAT i uważamy, że ten podatek inflacyjny nałożony na Polaków bez żadnej dyskusji, bez żadnej ustawy i debaty, rząd ma obowiązek oddać. Niech zrobi to w formie wzrostu wynagrodzenia o 20 proc. w sferze budżetowej – mówi nam Izabela Leszczyna, wiceprzewodnicząca PO, była wiceminister finansów. I dodaje: – To, że jest potworna drożyzna, przykrywają Smoleńskiem, pokazując drastyczne zdjęcia, które mają po raz kolejny wstrząsnąć Polakami, wcześniej dramatycznie wysokie ceny zrzucali na UE, a teraz na Putina. Ale pamiętajmy – drożyzna zaczęła się przed pandemią, a PiS to jest rząd oszustów i tyle

Donald Tusk zapowiedział „pakiet ratunkowy” dla rodzin. Jak bardzo jest on potrzebny i czy nas na to stać?

IZABELA LESZCZYNA: W naszej ocenie jest niezbędny, ponieważ cała sfera budżetowa od dwóch lat traci na inflacji. Realne płace nie tylko nie rosną, ale wręcz spadają. Budżetówka to osoby, które niosły na swych barkach główny ciężar lat pandemii. To nie tylko ochrona zdrowia, ale pracownicy opieki społecznej, służby mundurowe, a dzisiaj administracja jest kluczowa w obliczu napływu uchodźców, bo przecież to ta grupa nadaje numery PESEL, wypłaca środki na utrzymanie, a nauczyciele muszą ponadto najlepiej jak to możliwe wprowadzić do systemu edukacji ukraińskie dzieci.

Należy przyznać im wszystkim podwyżkę 20 proc., która zrekompensowałaby inflację, bo drenaż służby publicznej, edukacji, ochrony zdrowia jest groźny dla społeczeństwa i państwa.

Druga ustawa o wsparciu kredytobiorców też jest niezbędna, bo często są to młodzi ludzie, którzy widząc, że kredyty są bardzo tanie, posłuchali prezesa Glapińskiego i zdecydowali się na kredyt, na który teraz ich nie stać. Szef NBP przez wiele miesięcy opowiadał banialuki o tym, że stopy proc. będą bardzo długo niskie, że wręcz grozi nam deflacja, minister Patkowski i główny ekonomista MF opowiadali o świecie taniego pieniądza i o tym, że warto, a nawet trzeba pożyczać, aby inwestować. Ludzie słyszeli takie opowieści prezesa NBP i rządu, no i zaciągali kredyty, a później w ciągu niespełna pół roku okazało się, że rata kredytu wzrosła o 1000 zł.

Reklama

Państwo nie może tak się zachowywać i odwracać od ludzi, których nakłoniło do określonych zachowań i decyzji. Prezes Glapiński obniżył przecież stopy do zera w sposób nieuzasadniony, bo my na początku 2020 roku mieliśmy inflację prawie dwukrotnie wyższą niż cel inflacyjny. Obniżanie wtedy stóp już było działaniem proinflacyjnym. Drugi jego błąd polegał na tym, że gdy niemal wszyscy eksperci i ekonomiści mówili, że inflacja jest coraz wyższa i trzeba podnieść stopy, to on utrzymywał je na zerowym poziomie przez długie miesiące, bo chciał stymulować gospodarkę i jej wzrost. Trzeba przyznać, że

NBP może wspierać gospodarkę i rząd w działaniach rozwojowych, ale pod jednym warunkiem: gdy to nie kłóci się z podstawowym celem NBP, czyli utrzymaniem stabilności cen. W każdym innym razie to łamanie konstytucji.

Dodatkowo banki mają nadpłynność i bardzo wysokie zyski, więc mogą wesprzeć swoich kredytobiorców, aby nie mieć później kłopotów z niespłacanymi kredytami.

Pan Glapiński ma dostać w nagrodę od PiS-u drugą kadencję na fotelu NBP, właśnie komisja zaopiniowała pozytywnie jego kandydaturę.
Niestety tak, choć ciągle mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo w komisji wygrał tylko jednym głosem, więc może znajdzie się w Sejmie jakiś biblijny sprawiedliwy, który uzna, że nie można zagłosować na człowieka, co na komisji finansów stwierdził, że on nie po to mówił, że stopy będą bardzo długo niskie, żeby ludzie zaciągali na tej podstawie kredyty. Glapiński śmieje się tym ludziom w twarz. Manipuluje też, że przecież w zeszłym roku chcieliśmy, aby podnosił stopy, a jak teraz to robi, to nam się nie podoba. To cyniczne zachowanie, bo rozumie przecież, na czym polega polityka monetarna i wie, że gdyby NBP zaczął podnosić stopy rok temu, kiedy o to apelowaliśmy, to dziś nie trzeba byłoby podnosić ich tak bardzo.

To wróćmy do pytania, czy budżet stać na realizację pomysłów PO.
Nie stać nas na to, aby zdolni, uczciwi i przyzwoici ludzie odpłynęli ze sfery publicznej do prywatnej. Po drugie, w związku z galopującą dwucyfrową inflacją do budżetu państwa płynie kilkadziesiąt mld złotych więcej z samego podatku VAT i uważamy, że ten podatek inflacyjny nałożony na Polaków bez żadnej dyskusji, bez żadnej ustawy i debaty, rząd ma obowiązek oddać. Niech zrobi to w formie wzrostu wynagrodzenia o 20 proc. w sferze budżetowej.

Ale czy to nie będzie znowu działanie proinflacyjne?
Dlatego w tym pakiecie, o którym mówił w środę premier Tusk, jest także trzecia nasza propozycja, mówiąca o obligacjach, które mają za zadanie ochronić oszczędności Polaków. Rzeczywiście

z jednej strony chcemy dać ludziom więcej pieniędzy, zatem więcej ich wydadzą, ale z drugiej strony ściągniemy je z rynku. Proponujemy, aby ci, którzy mają oszczędności, zainwestowali je właśnie w obligacje.

To jest pomysł, aby każdy mógł kupić obligacje o nominalnej wartości do 50 tys. zł. W ten sposób ludzie uratują oszczędności, a jednocześnie nie wydadzą tych pieniędzy na rynku. To działanie antyinflacyjne.

Premier Morawiecki poucza wszystkich, jak to bardzo są hamulcowymi sankcji na Rosję. Przede wszystkim to dotyczy Francji i Niemiec, a tymczasem Sejm odrzucił poprawkę Senatu dotyczącą embarga na gaz LPG. Dlaczego?
To jest obrzydliwe. Morawiecki łaje kanclerza Niemiec, prezydenta Francji i wzywa ich na Facebooku, co też wydaje się mało poważne, do podejmowania odważnych decyzji, a jednocześnie sam nie wprowadził jeszcze w zasadzie żadnej sankcji. Węgiel jak do Polski wjeżdżał, tak wjeżdża, chociaż dwie największe spółki prywatne, które ten węgiel sprowadzają, to spółki córki rosyjskich koncernów, czyli należą do oligarchów, bo tam nie ma przecież innego biznesu.

W tym przypadku można było od pierwszego dnia wojny wykorzystać przepisy z ustawy o przeciwdziałaniu finansowaniu terroryzmu. Rząd nie zrobił tego, a co więcej, PKP Cargo wozi to wszystko poniżej kosztów, zatem spółka Skarbu Państwa uczestniczy w tym procederze. Co więcej, PiS nie zrobił nic, aby odblokować OZE, zatem nadal są fatalne warunki dla tych, którzy założyli sobie fotowoltaikę i muszą sprzedawać energię tanio, a kupować drogo. Nadal jest ustawa 10h, która właściwie wyeliminowała energię wiatrową na lądzie. To jak mamy się uniezależniać od rosyjskich węglowodorów?

Dodatkowo, gdy wczoraj mieliśmy szansę powiedzieć, że przynajmniej gazu LPG nie będziemy sprowadzać z Rosji, bo można go sprowadzać z innych kierunków, to

wyszedł premier Sasin i powiedział, że musimy importować ten gaz z Rosji.

Notabene pojawiły się już informacje medialne, że rodziny polityków PiS-u i prawdopodobnie asystent Kaczyńskiego pracują w spółkach, które zarabiają na LPG.

UE odebrała nam część funduszy ze względu na kary, których nie zapłaciliśmy, tymczasem mam wrażenie, że mówi się więcej o ostatnim raporcie Macierewicza, niż o tym, pomijam już, że gdyby coś takiego wydarzyło się 10 lat temu, to byłoby trzęsienie ziemi i upadłby rząd. PiS może więcej?
Oczywiście, i tak było od samego początku. To wydaje się nieprawdopodobne, ale ilość ich niekompetencji, niegodziwości, przekraczania prawa czy wręcz działalności przestępczej jest tak duża, że ludzie się chyba do tego przyzwyczaili. Znaczna część mediów także przyzwyczaiła się do tego, że PiS to władza niekompetentna, arogancka, niedemokratyczna, a wręcz skorumpowana.

Co więcej, w pierwszych latach rządów PiS staraliśmy się na to wszystko reagować, ale okazało się, że ta partia jest jakby zaimpregnowana na merytoryczną krytykę i racjonalne argumenty. Normalna demokratyczna władza wyjaśnia niejasności pojawiające się wokół niej, rozmawia ze społeczeństwem. Gdy pojawił się zarzut, że minister zdrowia dopuścił się przestępstwa, ponieważ kupił respiratory od handlarza bronią, respiratory, których Polska nigdy nie otrzymała, albo zakupiono maseczki bez atestu, albo że pani marszałek interweniowała w sprawie szwalni swojej znajomej – wówczas ci politycy powinni co najmniej wydać jakieś oświadczenie, coś wyjaśnić. Tymczasem

w PiS-owskim świecie wychodzi pan Terlecki i mówi, że opozycja jest głupia i totalna i nie ma o czym z nią rozmawiać, a pani Witek wyłącza mikrofon i pod płaszczykiem pandemii zwija polski parlamentaryzm!

Nie ma dialogu, bo rzeczywiście obie strony nadają na innych poziomach, nie ma punktu stycznego. Oni udają, że nie słyszą tego, co my mówimy, odpowiadają na niezadane pytania i opowiadają o świecie pochodzącym z alternatywnej, nieistniejącej rzeczywistości.

Jest tak też dlatego, że PiS ma bardzo dużo do ukrycia, jak choćby właśnie to, że płacimy kary za Izbę Dyscyplinarną, czy za to, że przez wiele lat rząd zaniedbał sprawę kopalni Turów i był arogancki i nieprofesjonalny w rozmowach z Czechami. Płacimy tak naprawdę kary za niekompetencję Sasinów i innych Soboniów, bo oni w tym brali udział, i oczywiście za premiera Morawieckiego.

Pamiętam słowa sędziego Hermelińskiego, byłego szefa PKW i sędziego TK, który – gdy przeczytał nowelę kodeksu wyborczego napisaną przez posłów Horałę, Kanthaka i chyba Kaletę – to powiedział, że miał wrażenie, że napisał tę ustawę mały Kazio. I ja

mam wrażenie, jakby Polską rządził, prowadził politykę zagraniczną, wewnętrzną, ekonomiczną, fiskalną, monetarną jakiś mały Kazio.

My już nawet nie wiemy, co którą aferą przykrywają. To, że jest potworna drożyzna, przykrywają Smoleńskiem, pokazując drastyczne zdjęcia, które mają po raz kolejny wstrząsnąć Polakami, wcześniej dramatycznie wysokie ceny zrzucali na UE, a teraz na Putina. Ale pamiętajmy – drożyzna zaczęła się przed pandemią, a PiS to jest rząd oszustów i tyle.

(JK)


Zdjęcie główne: Izabela Leszczyna, Fot. ARWC

Reklama