Czczenie 4 czerwca 1992 zamiast 1989 uważam za absurd, za wielki błąd. Rok 1989 jest kumulacją wydarzeń w Polsce, ale i początkiem zmian w Europie. To szkoda dla Polski, że nie uznaje się sukcesu wyborów 1989 roku, tylko buduje kompletnie sztuczny mit 1992 roku – mówi nam Henryk Wujec, legenda opozycji demokratycznej i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pytamy też o rolę Jarosława Kaczyńskiego podczas przełomu.

Justyna Koć: Dlaczego “dobra zmiana” nie zauważyła rocznicy pierwszych wolnych wyborów 4 czerwca 1989 roku?
Henryk Wujec:
Pewnie zauważa, tylko bardzo chce podkreślić, że dla niej ważniejsza jest rocznica obalenia rządu Jana Olszewskiego. Władzy wolno obchodzić rocznicę, jaką chce, to zachowanie akurat nie przekracza demokratycznych zasad. Jest sprzeczne na pewno z poczuciem historycznej wagi i wdzięczności, jaki władza powinna mieć do ustrojowych przemian po 4 czerwca 1989. Przecież rządu PiS i “dobrej zmiany” by nie było w ogóle, gdyby rządził komunizm. A to, że nie ma komunizmu, to właśnie zasługa m.in. wyborów w 1989 roku, 4 czerwca. Każdy, kto w tamtym czasie brał udział w przygotowywaniu kampanii “Solidarności” i w głosowaniu, w radości, jaka wtedy była po ogłoszeniu wyników głosowania – to pamięta. Właśnie dzięki tym wyborom możemy teraz tworzyć swoje własne państwo, jak widać, z różnym skutkiem.

Każda władza chciałaby zaznaczyć, że to ona wywalczyła, to ona jest siłą sprawczą tej wolności. Trudno przychodzi tej władzy uznanie, że to nie ona.

W ogóle to święto nie ma charakteru państwowego, chociaż powinno mieć. Myślę jednak, że ważniejsze jest to, że to święto zostało utworzone w wyniku decyzji obywatelskiej, organizacji pozarządowych w 2009 roku. Wtedy powstało porozumienie wielu organizacji pozarządowych: Inicjatywa “Razem 89”, żeby w różnych miejscach w Polsce zaznaczyć święto wolności, święto 4 czerwca; że coś ważnego się wtedy stało, że żyjemy w wolnej Polsce i nic tej wolności nie zagraża. Mamy w Polsce wolność od 28 lat, a jeżeli chodzi o demokrację, to tę buduje się stopniowo i teraz mamy jeden z gorszych momentów, ale miejmy nadzieję, że sobie z tym też poradzimy.

Na szczęście te organizacje pozarządowe razem z samorządami nadal organizują jakąś formę celebracji. Co roku świętujemy w Warszawie Święto Wolności pod Niespodzianką. U mnie na podwórku co roku organizujemy własne święto 4 czerwca.

Reklama

To chyba nie powinno tak wyglądać, że ludzie sami oddolnie się organizują. W ostatnią rocznicę np. KOD organizował obchody, a prezydent Duda udał się z wizytą gospodarską do Nowego Miasta nad Pilicą.
Czcimy 11 listopada jako pierwsze Święto Niepodległości, odzyskaliśmy wówczas niepodległość po 123 latach niewoli. Mało kto wie, że to święto też miało przeciwników. Narodowa demokracja nie chciała uznać tej daty, to było święto formacji piłsudczykowskiej. Teraz po latach komunizmu odzyskaliśmy wolność, może nie w tak spektakularny sposób, bo pokojowy, i może to jest przyczyną. Proszę zwrócić uwagę, że tej wolności teraz nic nie zagraża. Może ten sposób pokojowy jest mniej spektakularny, mniej emocjonalny. Może też dlatego, że każda władza chciałaby zaznaczyć, że to ona zrobiła, ale tak się nie da, bo historii nie da się sfałszować.

Polska była inicjatorem tych przemian. Szkoda, że teraz ta władza próbuje to wymazać. To szkoda dla Polski, że nie uznaje się sukcesu wyborów 1989 roku, tylko buduje kompletnie sztuczny mit 1992 roku.

Każda władza chciałaby zaznaczyć, że to ona wywalczyła, to ona jest siłą sprawczą tej wolności. Trudno przychodzi tej władzy uznanie, że to nie ona.

Dlaczego Jarosław Kaczyński i PiS wolą czcić inny 4 czerwca, ten z 1992 roku, rocznicę upadku rządu Jana Olszewskiego?
Każda władza szuka swojego mitu założycielskiego. W polskiej tradycji, niestety, często mitem założycielskim była porażka, klęska: listopadowa, styczniowa, Powstania Warszawskiego. Tutaj też klęska rządu Jana Olszewskiego świetnie się w to wpisuje. Warto przypomnieć, że Jarosław Kaczyński nie był wielkim zwolennikiem tego rządu, zresztą brał potem udział w tworzeniu następnych rządów.

Czczenie 4 czerwca 1992 zamiast 1989 uważam za absurd, za wielki błąd. Rok 1989 jest kumulacją wydarzeń w Polsce, ale i początkiem zmian w Europie. To pokazał Lech Wałęsa w Berlinie, kiedy jako pierwszy popchnął klocek domina symbolizującego przemiany demokratyczne w Europie. Polska nigdy wcześniej nie była liderem przemian, a w 1989 roku była liderem przemian demokratycznych w całej Europie Środkowo-Wschodniej, i to nie tylko symbolicznym. Polscy opozycjoniści jeździli po Europie Środkowo-Wschodniej pomagać w przemianach. Ja osobiście z grupą ludzi z “Solidarności” byłem w Bułgarii, mój kolega Maciek Jankowski, szef “Solidarności” regionu Mazowsze pojechał aż do Mongolii, bo miał tam przyjaciół, studentów z UW, Adam Michnik był w Kijowie itd.

Wyciąganie i kłamliwe przedstawianie tamtych wydarzeń szkodzi przede wszystkim nam samym. To, co zrobił Jacek Kurski, mówię tu o filmie „Nocna Zmiana”, to niesłychanie małostkowe.

Zresztą polskie doświadczenia były inspiracją nie tylko w Europie. Powstanie Okrągłego Stołu w Południowej Afryce było również inspirowane wydarzeniami w Polsce. To było i jest niesłychanie ważne, że Polska była inicjatorem tych przemian. Szkoda, że teraz ta władza próbuje to wymazać. To szkoda dla Polski, że nie uznaje się sukcesu wyborów 1989 roku, tylko buduje kompletnie sztuczny mit 1992 roku.

Była pan w centrum tamtych wydarzeń. Jak pan wspomina 4 czerwca?
Ja byłem wtedy sekretarzem Komitetu Wyborczego “Solidarność”, takim szefem operacyjnym. Na czele “Solidarności” stał wtedy Lech Wałęsa. Była też cała grupa osób, które zawiadywały kampanią wyborczą, jak Jacek Kuroń, Bronisław Geremek, Andrzej Wielowieyski czy szefowie poszczególnych regionów. Dla nas 4 czerwca był takim sprawdzianem. Dopilnowaliśmy, aby w nowym prawie wyborczym było postanowienie, że komisje po zamknięciu lokali ogłaszają, jaki wynik jest u nich w lokalu. Pierwsze wyniki, jakie do nas przychodziły z ambasad z Korei, z Moskwy pokazywały wyraźnie, że wszędzie tam wygrywa “Solidarność”. Dla nas to był znak, że coś się dzieje fantastycznego, to było wielkie święto.

O ten dorobek każda władza powinna dbać i z tego czerpać zachętę dla promowania Polski, także dla własnego dobra. To świadczy o dojrzałości politycznej. Niestety, ta formacja tej dojrzałości nie ma.

Przykro panu tak po ludzku, że ta władza tak deprecjonuje 4 czerwca 1989?
Wie pani, to nie w tych kategoriach. Ja uważam, że to przede wszystkim źle dla Polski. Trzeba być człowiekiem dojrzałym, także politycznie. Wyciąganie i kłamliwe przedstawianie tamtych wydarzeń szkodzi przede wszystkim nam samym. To, co zrobił Jacek Kurski, mówię tu o filmie „Nocna Zmiana”, to niesłychanie małostkowe.

Ostatecznie w dłuższym okresie ta prawda wyjdzie na jaw, tylko szkoda, że sami niszczymy swój autorytet. Polska powinna być sławna w świecie z tej demokratycznej, pionierskiej drogi, tak samo jak sławne jest przemówienie obywatela Lecha Wałęsy w amerykańskim Kongresie. O ten dorobek każda władza powinna dbać i z tego czerpać zachętę dla promowania Polski, także dla własnego dobra. To świadczy o dojrzałości politycznej. Niestety, ta formacja tej dojrzałości nie ma.

Z jednej strony mówi o wstawaniu z kolan, a z drugiej strony, deprecjonując wybory z 1989 roku, pomniejsza rolę Polski w przemianach. A ich początkiem staje się upadek muru berlińskiego. To szkodzenie Polsce?
Sami niszczymy swój wizerunek. Niemcy nie są tacy głupi i oczywiście na rękę im jest taka narracja Polski, wtedy oni urastają na prowodyra zmian.

Pamiętajmy, że wtedy w Polsce stacjonowało 250 tys. żołnierzy radzieckich, drugie 250 tys. w NRD. Dla porównania, dziś 10-20 tys. żołnierzy rosyjskich trzyma w szachu całą Ukrainę. Nie byłoby żadnego upadku muru berlińskiego, gdyby nie przemiany w Polsce, które wszystko uruchomiły.

Tadeusz Mazowiecki jako premier miałby konsultować się z Jarkiem Kaczyńskim, a ten uzgadniać z Lechem Wałęsą. Oczywiście Mazowiecki nie był jak Beata Szydło i takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Mazowiecki powiedział, że parlament to będzie jedyne miejsce, gdzie on będzie przedstawiał swoje plany, i nie jest malowanym premierem. Jarek się bardzo wtedy obraził i to doprowadziło do konfliktu i podziału “Solidarności”.

Dzisiaj politycy już o tym nie pamiętają. Deprecjonują rolę wyborów, sami umniejszają pozycję Polski w ten sposób. Dla mnie to głupota polityczna. To nie jest na pewno żadne wstawanie z kolan, bo Polska jest, niestety, izolowana i stoi w kącie.

Jak ocenia pan rolę Jarosława Kaczyńskiego w wydarzeniach 1989 roku, mówię nie tylko o samych wyborach, ale i o obradach Okrągłego Stołu i rozmowach w Magdalence?
Jarka cechuje wielka ambicja polityczna, która już wtedy zaczynała się ujawniać. Sam byłem świadkiem zdarzenia, gdy Jarosław domagał się miejsca przy Okrągłym Stole. Rozmawiał na ten temat z Jackiem Kuroniem. Oczywiście miejsce przy stole było symboliczne, bo główne prace toczyły się w mniejszych zespołach. Jarek Kaczyński domagał się bardzo tego miejsca. Jacek Kuroń mówi na to, że miejsce przy stole jest dla osób, które brały udział w strajkach, ale pomyśli jeszcze. Jarek na to odpowiedział, że nie tylko dla siebie oczekuje miejsca, ale też dla swojego brata Lecha. Miał ogromne ambicje, ale też czasami dobre pomysły. Brał np. czynny udział w tworzeniu się rządu Mazowieckiego. Ciekawe, że już wtedy chciał być “nadpremierem”, dokładnie tak jak teraz. Tadeusz Mazowiecki jako premier miałby konsultować się z Jarkiem Kaczyńskim, a ten uzgadniać z Lechem Wałęsą. Oczywiście Mazowiecki nie był jak Beata Szydło i takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Mazowiecki powiedział, że parlament to będzie jedyne miejsce, gdzie on będzie przedstawiał swoje plany, i nie jest malowanym premierem. Jarek się bardzo wtedy obraził i to doprowadziło do konfliktu i podziału “Solidarności”. Nie uzyskał wtedy funkcji, jaka mu się marzyła. Mazowiecki zaproponował zresztą wtedy Jarkowi Kaczyńskiemu dwie funkcje: wojewody elbląskiego, bo to tam startował Kaczyński do Senatu, albo wiceprokuratora generalnego. To było dla Kaczyńskiego mało i się obraził. Potem doprowadził do sporu Mazowieckiego z Wałęsą. Jarek bardzo o to dbał, żeby ten konflikt trwał. Zresztą on ma taką technikę politycznego działania, żeby dzielić, a nie łączyć, i konfliktem sterować.

Ale moim zdaniem, w demokracji nie trzeba narzekać, tylko starać się wygrywać, sprzeciwiać się łamaniu prawa, jak “Solidarność” wtedy.


Zdjęcie główne: Henryk Wujec podczas konferencji “Nasi w Sejmie i Senacie – Obywatelski Klub Parlamentarny 25 lat później” w ramach projektu “Archiwa Przełomu 1989-1991”, 8 listopada 2014, Fot. Michał Józefaciuk/Kancelaria Senatu, licencja Creative Commons

Reklama