“Jakoś się to ułoży”, dlatego że nauczycielom i dyrektorom, samorządom bardzo zależy na tym, żeby to zaczęło działać i robią wszystko, żeby tak się stało. Szkoły pracowały w sierpniu, wszyscy stają na rzęsach. Tylko pytanie jest takie, czy to wszystko ma sens – mówi nam Elżbieta Kielak z ruchu Rodzice przeciwko Reformie Edukacji. Dziś już wiedzą, że nie udało im się powstrzymać reformy edukacji, mimo to nie składają broni. – Otwieramy nowy rozdział naszego działania tą poniedziałkową manifestacją przed MEN. Zakasujemy rękawy i działamy – dodaje nasza rozmówczyni.

JUSTYNA KOĆ: Mimo protestów, zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum reforma właśnie definitywnie ruszyła. Czujecie, że ponieśliście porażkę?
ELŻBIETA KIELAK:
Trudno mi mówić za te 910 tys. osób, które się podpisało pod wnioskiem o referendum, ale z mojej perspektywy, i perspektywy osób działających ze mną w inicjatywie Rodzice przeciwko Reformie Edukacji, czujemy się rozgoryczeni. Zewsząd słyszę, że wszystko zostało policzone, przygotowane, a tak organoleptycznie widzę, że nie, i wiem, że nie zostało przygotowane dobrze.

Nikt się z nami nie spotkał, nikt nie chciał z nami rozmawiać, nie dopuszczono naszej przedstawicielki w Sejmie do prezentowania wniosku, więc nikt nie usłyszał tego, co mamy do powiedzenia.

Wielokrotnie też składałyśmy różne pisma i prośby o spotkanie i do pani minister Zalewskiej, i premier Szydło, i nigdy do takiego spotkania nie doszło. Moim zdaniem, duża grupa osób została zlekceważona, zresztą nie tylko rodziców, przecież wiele środowisk ma uwagi do wprowadzanych zmian.

Ma pani na myśli naukowców, którzy mają zarzuty do podstawy programowej?
Tak, ale i samych nauczycieli. Tu nie chodzi tylko o pieniądze i etaty, ale i o jakość nauczania, i żaden z tych głosów nie został wysłuchany, naprawdę.

Reklama

Pani premier mówiła podczas rozpoczęcia roku szkolnego w jednej ze szkól, że były szerokie konsultacje społeczne, wszelkie głosy zostały wysłuchane.
Były konsultacje społeczne pod nazwą “konsultacje nt. dobrej szkoły”, i byli eksperci “dobrych zmian”, były zaproszone różne środowiska. Ponad 2 tys. ekspertów było zaproszonych. Ja pracuję w organizacjach pozarządowych zajmujących się edukacją i nawet miałyśmy przedstawicielkę, która dostała się do tego grona ekspertów “dobrych zmian”, do grona osób konsultujących reformę, i dzięki temu wiem, jak te konsultacje wyglądały od wewnątrz.

Tam nie było żadnych konsultacji.

Powstała jakaś strona internetowa, natomiast nie było tam żadnej ogólnopolskiej ankiety dla rodziców, dla nauczycieli, nikt znający się na przeprowadzaniu takich badań nie analizował tego. Nie było debaty społecznej dotyczącej edukacji. Żeby przeprowadzić taką debatę, trzeba mieć więcej czasu niż 2 miesiące. A de facto to wszystko działo się w 2-3 miesiące.

Ale reforma weszła w życie, może nie będzie tak źle?
Wie pani, polskiej kulturze bardzo bliska jest improwizacja. Jestem z wykształcenia psycholożką międzykulturową, zajmuję się m.in. takimi właśnie sprawami, jak różnice kulturowe, także stereotypowe. Jeśli chodzi o kulturę polską, to bardzo często się ją opisuje właśnie jako kulturę improwizacji, i myślę, że także w tym przypadku tak będzie. “Jakoś się to ułoży”, dlatego że nauczycielom i nauczycielkom, dyrektorom i dyrektorkom, samorządom bardzo zależy na tym, żeby to zaczęło działać i robią wszystko, żeby tak się stało. Szkoły pracowały w sierpniu, wszyscy stają na rzęsach, żeby to jakoś działało. Tylko pytanie jest takie, czy to wszystko ma sens.

Często powołujemy się na fiński system edukacji, który jest wspaniały, tylko tam reforma przygotowywana jest 10 lat, albo i dłużej.

To nie jest tak, że my jako rodzice nie chcemy zmian w edukacji, bo zdajemy sobie sprawę, że te zmiany są potrzebne i reforma też jest potrzebna. Tylko nie taka reforma i na pewno nie wprowadzana w taki sposób: nieprzeliczona, nie w takim tempie, niekonsultowana. Wszystko na odwrót do słów pani minister. Organizacyjnie jakoś to będzie, tylko jest to eksperyment na dzieciach. To młodzież będzie musiała się mierzyć z tym bałaganem, młodzież, która jest w takim wieku, w którym potrzebuje spokoju i wychowawczej opieki – to ona znajdzie się w tej niewiadomej. Zresztą już w zeszłym roku byli w tej niewiadomej, nie wiedzieli, czy pójdą do gimnazjum, czy jednak zostaną w podstawówce. Nie wiadomo, co z podstawą programową, niektóre podręczniki już są, innych nie ma. Wiemy, po różnych analizach środowisk naukowych, że tu też nie jest dobrze.

Pani jest mamą 2 dzieci, jak wygląda reforma u nich w szkole?
Mam dwoje dzieci, młodsze w 2 klasie, starsze w 4 klasie. U nas w szkole sytuacja jest o tyle prostsza, że my byliśmy zespołem szkół, wobec tego nie ma problemu z takimi sprawami, jak pracownia fizyczna czy chemiczna. Trochę naturalnie ta 6 klasa stała się 7 i jakoś to będzie działać. Natomiast

w związku z reformą mamy w zespole szkół trzylatki, które nie zmieściły się w przedszkolu. Sześciolatki nie poszły do szkół, tylko do zerówek, i pozostały w przedszkolach, bo nie muszą już iść do szkoły.

Jak rodzice mogli wybrać przedszkole albo szkołę, to wybrali przedszkole, bo w szkole wiadomo było, że od września będzie chaos, ja też pewnie tak bym zrobiła. Wobec tego mamy oprócz 15-latków, również 3-latki. Tych maluchów już nikt nie ratuje, jak ratowane były 6-latki parę lat temu, nikt nie zastanowił się nad dziećmi z 7 klasy, co z nimi. Te środowiska, które były tak bardzo aktywne przy obniżaniu wieku szkolnego, teraz już nie są tak aktywne i siedzą cicho. W szkole moich dzieci także cały czas trwa remont.

Macie uwagi do podstawy programowej?
Oczywiście! Pierwszy przykład z brzegu: w 4 klasie wchodzi WDŻ, czyli wychowanie do życia w rodzinie. Rodzice się zastanawiają, czy posłać dzieci, czy nie. Ja

przeczytałam podstawę programową do tego przedmiotu i treści w niej zawarte są niezgodne z moim światopoglądem. A konstytucja mi gwarantuje, że mogę wychować dziecko zgodnie ze swoim światopoglądem.

Wprowadzając przedmiot z takim programem, zmusza się mnie, bym nie posyłała dziecka na te zajęcia. W efekcie – ponieważ moje dziecko nie chodzi również na religię – w czwartek będzie kończyło lekcję o 10.40. I co ja mam z nim zrobić? Do 16 ma siedzieć w świetlicy?

Jakie treści są najbardziej niepokojące?
Głównie skupienie się na treściach dotyczących rodziny. Ja rozumiem, że ten przedmiot nazywa się wychowanie do życia w rodzinie, ale mamy tam model jedynej słusznej rodziny zgodnej z modelem Kościoła katolickiego. Nie uczymy tam szacunku dla różnorodności.

Dzieci 10-, 11-letnie już powinny mieć podstawy edukacji seksualnej, to jest czas, kiedy zaczyna zmieniać się ciało i takie sprawy zaczynają ich interesować, a tego tam nie ma. Uczy się, że dziecko jest od momentu poczęcia, a to nie jest takie proste, nad tym dyskutują największe filozoficzne autorytety. To nie wszystko,

jest tam jeden model rodziny, każda inna jest nazywana dysfunkcyjną – a ile mamy samotnych rodziców, albo dzieci wychowywanych w parach jednopłciowych?

Przecież to się dzieje, takie dzieci też są i one też chodzą do szkoły.

W poniedziałek odbył się wielki protest przed Ministerstwem Edukacji Narodowej, to taki wasz łabędzi śpiew?
Nie, ja bym to nazwała inaczej. My chcieliśmy pokazać, że co prawda nasze referendum przepadło, nasze podpisy nie liczą się dla rządzących, mimo że to prawie milion osób, natomiast to nie jest koniec. Reforma weszła w życie, ale my będziemy ją monitorować. Chcemy też poprzez ten protest pokazać, że nie składamy broni, chociaż nie chciałabym takich wojennych metafor używać, ale jesteśmy i będziemy tego pilnować.

Przygotowujemy ankiety dla rodziców, które będziemy szeroko upowszechniać, chcemy wspierać rodziców i szkoły w tym, co się będzie działo.

Jako stowarzyszenie przygotowaliśmy też możliwość dla różnych zaangażowanych rodziców na to, jak można do szkoły w tej chwili wprowadzać te treści, które wypadły z podstawy programowej, czy zarządzeń ministra edukacji. Jak pracować z edukacją antydyskryminacyjną, jak pracować z edukacją globalną. To jest szansa dla rodziców na to, jak wpływać wychowawczo na to, co dzieje się w szkole. Te treści są, według mnie, bardzo potrzebne. Te materiały są u nas na stronie rodzicemajaglos.pl. Otwieramy nowy rozdział naszego działania tą poniedziałkową manifestacją przed MEN. Zakasujemy rękawy i działamy.

Czyli ciągle walczycie?
Wiele osób się mnie pyta, po co ci to, masz dużo pracy, zajmij się dziećmi, ale ja też w ten sposób pokazuję moim dzieciom, czym jest demokracja. Chcecie mieć wpływ na to, co dzieje się na waszej ulicy, w gminie, w kraju, w szkole, to trzeba wziąć się do pracy i coś robić. Może w końcu ktoś nas usłyszy.

Przecież ta reforma nie dotyczy tylko tych skumulowanych roczników, dotyczy nas wszystkich, jak się okazało, dotyczy też trzylatków, które zostały przeniesione do szkół. Ci dzisiejsi uczniowie w przyszłości będą posłami, burmistrzami, ktoś z nich będzie prezydentem, jeżeli my im damy niedobrą lekcję tego, jak została wprowadzana reforma, tego, co jest w podręcznikach, to my sami będziemy cierpieć za 10 lat jako społeczeństwo.


Zdjęcie główne: Elżbieta Kielak, Fot. Facebook

Reklama