Nie można stawiać znaku równości między terrorystą i uchodźcą. To powinno być naturalne i logiczne. Natomiast tezy, że nie powinniśmy wpuszczać uchodźców i się zamykać, są na rękę terrorystom. Możemy nie wpuszczać obcych, ale wtedy rezygnujemy z tego, co jest domeną naszej cywilizacji: otwartość i wielokulturowość. A terrorystom zależy na tym, aby naszą cywilizację destabilizować i dyskredytować. Każdy, kto mówi, że nie możemy wpuszczać uchodźców, daje argumenty do ręki terrorystom – mówi w rozmowie z wiadomo.co dr Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas

KAMILA TERPIAŁ: Ostatnio coraz częściej powtarza się ten sam schemat: rozpędzony samochód wjeżdża w tłum w centrum dużego miasta. Dlaczego terroryści właśnie tak działają?
KRZYSZTOF LIEDEL:
Składają się na to dwa elementy. Pierwszy jest taki, że komórki Państwa Islamskiego i Al Kaidy, działające na terenie Europy, nie mają zdolności operacyjnej do tego, aby przeprowadzić duży i spektakularny atak na wzór tych z 2005 czy 2006 roku. Drugi wynika z taktyki, jaką przyjęli terroryści. Okazuje się, że w dość prymitywny sposób, wypożyczając czy kradnąc samochód, można staranować ludzi i wywołać określony efekt psychologiczny. To wszystko nie wymaga specjalnych nakładów finansowych, mechanizmów planowania i przygotowania.

Coś, co wydawałoby się prymitywne, okazuje się naprawdę skuteczne.

Trudniej jest znaleźć sprawców?
O tym decyduje to, przez kogo atak został przygotowany. Czy przez pojedynczą osobę, która w zaciszu własnego domu, zradykalizowana za pomocą Internetu, wpadła na pomysł, aby dokonać ataku terrorystycznego. Czy dokonała go jakaś większa lub mniejsza komórka, dobrze zorganizowana. “Samotne wilki” są dużo trudniejsze w ściganiu. Jeżeli mamy do czynienia z grupą, to ona musi się ze sobą kontaktować, można podsłuchać rozmowę, wykorzystać informatora czy agenta. Dodatkowo to, że mamy do czynienia z prymitywną taktyką, która nie wymaga etapu planowania, też utrudnia sferę ustalania sprawcy i udowadniania mu winy.

W Hiszpanii mieliśmy do czynienia z zamachami w trzech miejscach. To były skoordynowane działania?

Reklama

Być może należy to wiązać, ale aby to stwierdzić, musimy jeszcze poczekać. Na pewno nie były to działania skoordynowane. One musiałyby być bowiem skoordynowane co do czasu i miejsca. A tutaj mamy do czynienia z sekwencją zdarzeń, przy której – w mojej ocenie – te z Barcelony były katalizatorem. Kolejny atak miał miejsce 120 km od Barcelony, odbył się kilka godzin po tym pierwszym, do tego wybuch butli w mieszkaniu, to wszystko wskazuje raczej na sekwencję zdarzeń. To, co się wydarzyło, nie zostało w taki sposób zaplanowane przez terrorystów, bo to nie miałoby większego sensu.

Niewykluczone, że te osoby miały ze sobą kontakt, w jakiś sposób współpracowały, na przykład na forach internetowych. Tam często takie “samotne wilki” się ze sobą kontaktują.

Ważne jest to, że od razu po zamachach przyznało się do nich tzw. Państwo Islamskie?
To jest ważne, ale dla Państwa Islamskiego. Trzeba pamiętać, że terroryzm bazuje przede wszystkim na efekcie psychologicznym, na sianiu strachu i na elemencie propagandowym. Dlatego nawet jeżeli Państwo Islamskie nie miało związku z tymi zamachami, to bardzo szybko legitymizuje te wydarzenia po to, aby urastać do rangi potężnej organizacji, która ma wszędzie wpływy. Z kolei osoby, które dokonały zamachów, nawet jeżeli nie miałyby kontaktu z Państwem Islamskim, to poprzez legitymizację stają się członkami wielkiej organizacji terrorystycznej. To jest obopólna korzyść stron, często wykorzystywana. Ale to nie jest żaden dowód na to, że mamy do czynienia ze zorganizowaną formą działania.

W takim działaniu nie chodzi, tak jak w przypadku zamachów w Hiszpanii z 2004 roku, o jakieś cele geopolityczne?
Konsekwencją tamtych zamachów było wycofanie się z koalicji wojsk hiszpańskich, miały też wpływ na wynik wyborów parlamentarnych. Ale

głównym celem terrorystów jest zawsze sianie strachu.

I udaje im się… Miejsce i czas zamachów nie jest oczywiście przypadkowy?
Jeżeli zgodzimy się, że najważniejszym celem jest efekt propagandowy, to miejsce i ten czas są bardzo korzystne. Miejsce bardzo popularne, rozpoznawalne na świecie, gdzie gromadzi się wiele osób. To pozwala na umiędzynarodowienie tego kryzysu. Wiadomo, że są tam obcokrajowcy, co powoduje, że wplątane w te wydarzenia będą także inne państwa, których obywatele zginęli albo zostali ranni. Takie czynniki są oczywiście brane pod uwagę przy doborze miejsca.

Zawsze w takich sytuacjach powraca pytanie: czy w naszym kraju wzrasta zagrożenie terrorystyczne?
My jesteśmy chyba cały czas mało atrakcyjni dla terrorystów. Oni swoje działania lokują raczej w takich krajach, jak Francja, Hiszpania, Wielka Brytania czy Niemcy. My dla nich nie stanowimy celu strategicznego. Natomiast to, co jest niepokojące i o czym warto mówić, to fakt, że

w procesie radykalizacji terroryści coraz częściej wykorzystują osoby zaburzone psychicznie. Osoby, które chorują na depresję, mają nerwice czy lęki są bardziej podatne na indoktrynację i manipulację.

To z kolei jest czynnik, który powoduje, że żaden kraj nie jest wolny od takiego zjawiska i takich mechanizmów. Nie jest wykluczone, że ktoś pod wpływem radykalizacji w Internecie zdecyduje się także u nas przeprowadzić taki prymitywny zamach.

Internet sprzyja terrorystom. Jak radzą sobie z nim służby specjalne?
Służby robią wszystko, aby Internet był nadzorowany. Ale trzeba pamiętać o tym, czym jest Internet – z założenia ma być wolny, ogólnodostępny, ma być swoboda wymiany informacji. Nie chcemy przecież z tego rezygnować. Służby mają swoje techniki i narzędzia. Ale biorąc pod uwagę skalę problemu, są też techniki bardzo trudne do inwigilowania, na przykład kodowanie informacji w obrazie czy treści. To jest forma rywalizacji i nie jest łatwo.

Dla służb jednym z głównych problemów jest to, że terroryści są w stanie wymieniać się informacjami i wykorzystywać Internet do manipulacji, radykalizacji i indoktrynacji.

Po takich wydarzeniach pojawiają się komentarze, że to jest kolejny dowód na to, że nie należy do Europy wpuszczać uchodźców. Propagandowo stawiają znak równości między terrorystą i uchodźcą. Czy jedno z drugim ma cokolwiek wspólnego?
Nie można stawiać znaku równości między terrorystą i uchodźcą. To powinno być naturalne i logiczne. Natomiast tezy, że nie powinniśmy wpuszczać uchodźców i się zamykać, są na rękę terrorystom. Możemy nie wpuszczać obcych, ale wtedy rezygnujemy z tego, co jest domeną naszej cywilizacji: otwartość i wielokulturowość. A terrorystom zależy na tym, aby naszą cywilizację destabilizować i dyskredytować. Każdy, kto mówi, że nie możemy wpuszczać uchodźców, daje argumenty do ręki terrorystom. Wtedy mogą powiedzieć, że to, co robią, jest skuteczne. Jeżeli my nie wpuścimy uchodźców, to oni poczują się dyskryminowani i mogą obrócić się w stronę terrorystów. Wtedy to jest ich sukces i nasza porażka.


Zdjęcie główne: Fot. Pixabay

Reklama