Teraz PiS ogłosił się zwycięzcą i będzie powtarzał, że dostał mandat od suwerena na kontynuowanie swojej autorytarnej polityki. Z tej perspektywy sytuacja jest wyraźnie gorsza niż przed wyborami – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. Rozmawiamy o skutkach niedzielnych wyborów, pytamy, co powinien zrobić Rafał Trzaskowski i czy druga prezydentura Andrzej Dudy będzie inna. Pytamy też, czy kryzys gospodarczy wzmocni, czy osłabi władzę. – Można przypuszczać, że im bardziej kryzys będzie nam się dawał we znaki, tym bardziej PiS będzie szukał kozłów ofiarnych i wrogów, których będzie można obwiniać za tę gorszą sytuację. Powiedziałbym, że PiS-owi będzie trudniej, ale następne wybory są dopiero za 3,5 roku i do tego czasu możemy się raczej spodziewać, że kryzys gospodarczy wywoła odruch przykręcania śruby – mówi nasz rozmówca

JUSTYNA KOĆ: Dwa dni po wyborach. Jesteśmy w nowej czy starej rzeczywistości, czy coś się zmieniło?

Jacek Kucharczyk

JACEK KUCHARCZYK: Zmieniło się to, że nadzieja na nowy układ sił w polskiej polityce się nie spełniła. Ta nadzieja od początku nie była zbyt wielka, bo były obawy, że nawet zwycięska kampania Rafała Trzaskowskiego może popchnąć PiS do nadzwyczajnych działań w stylu anulowania wyborów.

Teraz PiS ogłosił się zwycięzcą i będzie powtarzał, że dostał mandat od suwerena na kontynuowanie swojej autorytarnej polityki. Z tej perspektywy sytuacja jest wyraźnie gorsza niż przed wyborami.

Reklama

Z drugiej strony opozycja miała okazję się policzyć i teraz widać, że to nie jest garstka malkontentów czy elity, które nie lubią ludu, jak to często opisują PiS-owskie media. To jest połowa polskich aktywnych obywateli. Przy tej wielkiej frekwencji połowa głosów na przedstawiciela opozycji to jednak ogromna siła. Sądzę, że trzeba będzie to często powtarzać, bo

propaganda PiS-u będzie utwierdzała swoją narrację o „woli suwerena”. Wybory pokazały, że suweren jest „za, a nawet przeciw” rządom partii Kaczyńskiego

Trzeci wniosek jest niestety taki, że im dalej w las, tym trudniej będzie opozycji wygrywać wybory. Już te wybory były wolne, ale nie uczciwe – free but not fair – i to też trzeba głośno powtarzać. Przy tak niewielkim marginesie zwycięstwa liczba nadużyć i utrudnianie całym grupom obywateli głosowania, które PiS zastosował, sprawiły, że legitymacja Andrzeja Dudy do dalszego sprawowania urzędu prezydenta jest bardzo słaba. To opozycja też musi cały czas powtarzać i przeciwstawiać się PiS-owskiej propagandzie, jak to prezydent dostał mandat z ludu. Prawda jest taka, że

gdyby nie TVPiS i bezprecedensowe wykorzystanie zasobów administracyjnych i inne manipulacje, ten wynik byłby zapewne inny.

O czym zatem świadczy ten wynik Andrzeja Dudy, czyli zwycięstwo zaledwie jednym procentem mimo tak wielkiego zaangażowania rządu i środków publicznych?
Na pewno to pokazuje, że duża część społeczeństwa jest odporna na metody PiS-u i zdeterminowana, aby zmienić kierunek, w jakim zmierza Polska pod rządami PiS. To jest pocieszające. Z drugiej strony to też pokazuje, że te brudne metody jednak okazały się skuteczne i przyniosły zwycięstwo nominatowi Kaczyńskiego. Nieważne, że niewielkie. Opozycja może się pocieszać, że mimo to połowa obywateli zagłosowała przeciwko temu układowi rządzącemu, ale PiS może triumfować, że grając kompletnie nie fair, osiągnął to, co zamierzał, i nadal kontroluje urząd prezydenta Rzeczpospolitej.

To niestety straszny prognostyk na przyszłość. Boję się, że wiele osób w PiS-ie wyciągnie wniosek, że tzw. jazda po bandzie i łamanie reguł po prostu popłaca. Skutki pewnie wszyscy niedługo odczujemy.

Jakie to mogą być skutki?
PiS jest rozsierdzony tym, co media ujawniły na temat Dudy w czasie tej kampanii i łaknie odwetu. Można się obawiać, że nastąpi czas rozprawy z niezależnymi mediami i samorządami jako bastionami obrony przed rządami monopartii. Tu też jest ważny wniosek dla opozycji, zarówno tej obywatelskiej, jak i politycznej, że trzeba się skupić wokół obrony niezależności samorządów i mediów. Do tej listy dodałbym organizacje obywatelskie, które też mogą stać się celem systematycznych ataków i zmian prawnych mających ograniczyć ich swobodę.

Frekwencja 68 proc. to święto demokracji, jak niektórzy mówią, czy dowód na ogromną polaryzację i konflikt społeczny o fundamentalne wartości?
Oczywiście chodzi o to drugie. To polaryzacja popchnęła tyle osób do urn wyborczych. To na pewno nie jest triumf demokracji, bo jak mówiłem wcześniej, przebieg tych wyborów i reguły gry, które narzucił PiS wołają o pomstę do nieba.

Wysoka frekwencja to skutek emocji, które PiS rozbudza w społeczeństwie i przy pomocy których od 5 lat rządzi tym społeczeństwem. To klasyczna metoda „dziel i rządź”, która powoduje mobilizację wyborców.

Jak do tej pory PiS potrafi kontrolować ten proces „asymetrycznej polaryzacji” na tyle skutecznie, że ta mobilizacja po stronie przeciwników nie jest w stanie mu zagrozić. W tych wyborach opozycja była już o włos od sukcesu i wydawało się, że PiS przestał kontrolować sytuację w czasie sporu dotyczącego wyborów 10 maja i później. Dziś możemy powiedzieć, że udało im się przynajmniej uniemożliwić wybory jesienne przez zignorowanie zapisów konstytucji o stanie nadzwyczajnym.

Czy gdyby w II turze znalazł się Kosiniak-Kamysz albo Hołownia, to mieliby szanse wygrać? Pojawiła się taka narracja…
Nie ma żadnych przesłanek, które by to potwierdzały. Trzaskowski był wyraźnym liderem opozycji w I turze i przez to miał największe szanse pokonać Dudę.

Bardziej uprawnione są pytania, co by było, gdyby przegrani z I tury, którzy też startowali z pozycji demokratycznych krytyków autorytarnej władzy, jasno i wyraźnie powiedzieli, że wybory prezydenckie to plebiscyt za lub przeciw demokracji lub kontynuacji rządów PiS-u i stanęli razem z Trzaskowskim w kampanii. To się nie stało i tutaj można zadawać uzasadnione pytania o konsekwencje tych zaniechań.

Co powinien zrobić Trzaskowski?
Powinien dalej budować swój obóz polityczny i – mówiąc brutalnie – starać się zmarginalizować swoich konkurentów na opozycji, na przykład przez transfery personalne z lewicy czy PSL. Powinien budować jasną narrację o budowaniu innej Polski – alternatywnej wobec modelu społeczeństwa zamkniętego i autorytarnego, jaki konsekwentnie wdraża PiS. Badania pokazują, że dziś to nie podziały na lewicę i prawicę czy liberałów i konserwatystów są dla społeczeństwa najważniejsze, tylko podział na PiS i anty-PiS, czyli na zwolenników Polski zamkniętej i otwartej. W oparciu o ten podział Trzaskowski powinien skupiać wokół siebie różne siły opozycji. Te wyniki wyborów dają mu mandat lidera po stronie opozycyjnej.

Nie chodzi tylko o partię, ale o szerszy ruch społeczny, którego celem będzie realizacja hasła „mamy dość”, czyli przywrócenie demokracji i rządów prawa po latach regresji i narastającego autorytaryzmu władzy.

Wierzy pan w to, że to będzie inna prezydentura? Andrzej Duda zaczął nagle mówić językiem pojednania.
Nie wierzę. Duda już 5 lat temu deklarował, że będzie prezydentem ponad podziałami i miał taką szansę, a potem robił coś zupełnie innego. W tej kampanii, inaczej niż w 2015 roku, stawiał na podziały, podsycanie niechęci do przeciwników politycznych, wręcz zachęcał do agresji wobec różnych grup społecznych. Te jego uśmiechy i deklaracje, że teraz będzie polityka miłości, prysną przy pierwszej próbie rzeczywistości, np. decyzji o podpisaniu PiS-owskiej legislacji, która wzbudzi społeczne protesty. To będzie prosty test na to, ile warte są te deklaracje o gotowości współpracy ze wszystkimi.

Czy kryzys gospodarczy osłabi PiS i doprowadzi do oddania władzy?
Zapewne kryzys gospodarczy utrudni PiS-owi dalsze sprawowanie władzy, ale dobra sytuacja gospodarcza i wynikająca z niej możliwość wydawania dużych pieniędzy na transfery społeczne, to tylko jeden z filarów tej władzy. Drugi to szczucie na opozycję i wszystkich przeciwników oraz łączenie agresywnego nacjonalizmu ze skrajnie reakcyjną wersją religijności katolickiej.

Można przypuszczać, że im bardziej kryzys będzie nam się dawał we znaki, tym bardziej PiS będzie szukał kozłów ofiarnych i wrogów, których będzie można obwiniać za tę gorszą sytuację.

Powiedziałbym, że PiS-owi będzie trudniej, ale następne wybory są dopiero za 3,5 roku i do tego czasu możemy się raczej spodziewać, że kryzys gospodarczy wywoła odruch przykręcania śruby.

Nadzieję upatruję w tym, że w tych wyborach przedziały pokoleniowe ujawniły się ze zdwojoną siłą. To osoby starsze, pokolenie 60+ umeblowało tak kraj dla swoich dzieci i wnuków i nie sadzę, aby te były z tego szczęśliwe. Młodsze pokolenia, które poparły Trzaskowskiego, będą miały coraz więcej do powiedzenia w kraju, a ci, którzy masowo zagłosowali na Dudę – coraz mniej. Być może te zmiany pokoleniowe, razem  z oddolnymi zmianami wartości społecznych, które jednak cały czas zachodzą, powinny być źródłem nadziei na przyszłość.


Zdjęcie główne: Andrzej Duda, Fot. Flickr/Sejm RP/Rafał Zambrzycki, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych

Reklama