Na pewno twardy elektorat PiS-u powie, że rząd poradził sobie i rozwiązał problem. Jednak ja nie patrzyłabym tu tylko na słupki poparcia. Może się okazać, że ta sytuacja zmobilizuje tę część, która do tej pory na wybory nie chodziła albo się wahała – mówi nam o możliwych skutkach strajku nauczycieli dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z UW. I dodaje: – Dziś w parlamencie nie ma żadnego poszanowania zasad, które powinny obowiązywać w stosunku do opozycji. Parlament powinien być miejscem sporu politycznego, miejscem wymiany opinii, poglądów, jeżeli to zostaje ograniczone, to gdzie indziej ma mieć miejsce?

JUSTYNA KOĆ: Starzy opozycjoniści mówią, że trudno jest rozpocząć strajk, ale jeszcze trudniej z niego wyjść, aby nie stracić twarzy. Nauczycielom to się udało?

ANNA MATERSKA-SOSNOWSKA: Trzeba było to zrobić, dlatego że rząd zrobił wszystko, aby nauczycieli upokorzyć, a nie zrobił niczego, aby powstrzymać, a wręcz podsycał falę hejtu, nie wykonał żadnego gestu w stosunku do nauczycieli, nie było żadnego wystąpienia w ich obronie. Nieprawdą jest to, że dzieci stały się zakładnikiem nauczycieli. Zgadzam się z opinią Marka Borowskiego, że rząd wiedział, że nauczyciele mają daleko posuniętą odpowiedzialność za swoją pracę i swoich podopiecznych i tak naprawdę dzieci stały się zakładnikami rządu. Nauczyciele w związku z tym byli na przegranej pozycji. Wcześniej czy później, ale ten strajk w tej formie musiał się zakończyć.

Zobaczymy, jak nauczyciele wykorzystają teraz ten kapitał, który udało im się zgromadzić.

Nie zgadzam się z opiniami, że strajk nie był dobrze przygotowany, bo mówimy o setkach tysięcy strajkujących w całej Polsce, również w małych szkołach na prowincjach. To nie był strajk dużych miast, gdzie jest to łatwiejsze, ale również bardzo małych społeczności, a warto pamiętać, że każdego dnia trzeba było podpisać listę strajkową i wymagało to od nauczycieli bardzo dużo odwagi i determinacji. Zasługują na pewno za to na szacunek.

Jakie to zawieszenie strajku przez nauczycieli będzie rodzić konsekwencje? Rząd na razie triumfuje, ale czy to nie jest pyrrusowe zwycięstwo?
Absolutnie się z panią zgadzam. Po pierwsze, pamiętajmy, że to tylko chwilowe zawieszenie broni, bo nauczyciele wrócą do strajku we wrześniu. Po drugie, moim zdaniem to jest właśnie pyrrusowe zwycięstwo, bo konsekwencje będą tu nie tylko polityczne. Dla rządu te konsekwencje zobaczymy już we wrześniu, ale to ma też olbrzymie konsekwencje dla nas, dla społeczeństwa. Za te błędy już płacimy, a cena będzie jeszcze większa w przyszłości. To jest bardzo niebezpieczne.

Reklama

Dużo mówiono o psuciu całego systemu edukacji w kontekście ustawy maturalnej, która została przeprowadzona w ekspresowym tempie…
Nie nazywajmy tego ustawą.

To jest jakiś polityczny akt wykonany bez poszanowania jakichkolwiek reguł, bez poszanowania jakichkolwiek zasad. Władza pokazała, że może wszystko i to się kiedyś zemści.

To nie tylko kwestia psucia edukacji, ale to gwałt na żywym organizmie, jakim jest prawo, i podważenie wszelkich zasad, na jakich jest oparty nie tylko proces tworzenia prawa, ale pewnej umowy, która obowiązuje w państwie.

Spór z nauczycielami na nowo rozgorzeje we wrześniu, na miesiąc przed wyborami krajowymi. To zaszkodzi partii rządzącej?
Bez względu na to, jaka będzie forma tego zawieszonego strajku dalej i jak to się potoczy, oczywiście, że będzie miało poważne konsekwencje. Pamiętajmy, że PiS upokorzył nauczycieli, ale nie tylko ich, również ich rodziny, część uczniów, maturzystów wchodzących na rynek wyborczy, rodziców. Poza tym

nauczyciele są kolejną grupą inteligencji, która zostaje przez rząd wyśmiana, zlekceważona, i którą władza poniewiera.

PiS nie lubi “wykształciuchów”?
To już padło dawno temu z ust byłego dziś członka PiS-u, ale coś w tym jest. Przypominam, że była już mowa o wymianie elit, tylko że można wymienić elity partyjne, elity w urzędzie, ale elit nauczycielskich tak szybko się nie wymieni, poza tym na kogo? Można wymienić dyrektora w stadninie koni i widzimy, z jakimi konsekwencjami. Zresztą PiS nie ma kompletnie pomysłu na oświatę, skoro premier podczas zapowiadanego szumnie okrągłego stołu wygłasza teksty w stylu “nie ma co dolewać benzyny do cieknącego baku”.

Po prawie czterech latach rządzenia i reformie, która przeorała system edukacji, premier mówi, że trzeba się zastanowić nad naprawą systemu. To brzmi jak jakaś hucpa.

Premier idzie dalej i nagle z kamienną miną ogłasza, że przecież reforma Zalewskiej była “pierwszym etapem większej reformy”. To robienie z ludzi “balona” na niespotykana skalę, ale PiS-owi wiele uchodziło na sucho. Czy teraz też tak będzie?
Póki co sondaże nie pokazują spadku poparcia. Na pewno twardy elektorat PiS-u powie, że rząd poradził sobie i rozwiązał problem. Jednak nie patrzyłabym tu tylko na słupki poparcia. Może się okazać, że ta sytuacja zmobilizuje tę część, która do tej pory na wybory nie chodziła albo się wahała. Pamiętajmy też, że to są efekty odłożone. Sytuacja ze strajkiem nie odbije się na sondażach dzisiaj, jutro czy za tydzień.

To się odbije z czasem, bo to kolejny kamyk, który dewastuje państwo. Dopiero suma tych kamyków może pokazać nam efekt przy urnie.

Utrzymanie minister Zalewskiej i obronienie jej przed wotum nieufności przy takim kryzysie w edukacji jest głupotą polityczną, bezczelnością, a może z punktu widzenia marketingu politycznego PiS nie mógł zrobić inaczej?
Obowiązkiem opozycji jest stawianie wotum nieufności, dlatego że to jedna z niewielu, jeżeli nie jedyna dziś szansa na debatę. Co do minister Zalewskiej, to i tak została odsunięta. Zresztą wicepremier Szydło mówiła wprost, że to cały rząd wziął odpowiedzialność za sprawę z nauczycielami. Gdyby minister Zalewska została teraz odsunięta, to byłoby to przyznanie się do porażki, przyznanie, że opozycja ma rację, krytykując. Rząd nie mógł sobie na to pozwolić. Stąd ta ogromna mobilizacja w ławach Zjednoczonej Prawicy i jednocześnie pora – głosowanie odbyło się o 1.30 w nocy!

Nasi posłowie nie są tak strasznie zapracowani, aby nie mogli uczestniczyć w debacie o normalnych godzinach. Cel tak późnej pory był jeden, osłabienie przekazu, aby jak najmniej osób ją zobaczyło.

Ewentualne informacje z debaty ukazały się w piątek przed długim weekendem majowym, kiedy ludzie myślą o wyjazdach i grillach. Z punktu widzenia marketingu politycznego to zostało bardzo dobrze rozegrane.

“Mam dużo cierpliwości i wyrozumiałości dla pani, szczególnie dla takich blondynek jak pani” – mówi podczas obrad Sejmu wicemarszałek Beata Mazurek. Poziom sprzed budki z piwem?
Te słowa pokazują brak kultury osobistej, brak pewnych hamulców wśród polityków. Przecież to nie tylko pani Mazurek, to też panowie Karczewski, Suski, Terlecki i całe mnóstwo osób. Jeżeli nie będziemy przestrzegać pewnych zasad i norm, również dobrego wychowania, to co nam zostanie?

Jeżeli ktoś aspiruje do elity, np. elity politycznej, to obowiązują go inne standardy i normy, bez wątpienia wyższe.

Przypomnę, że poseł Szczerba został ukarany za słowa “panie marszałku kochany”. W konsekwencji nałożono na niego 5 tys. zł kary. Dziś w parlamencie nie ma żadnego poszanowania zasad, które powinny obowiązywać w stosunku do opozycji. Parlament powinien być miejscem sporu politycznego, miejscem wymiany opinii, poglądów, jeżeli to zostaje ograniczone, to gdzie indziej ma mieć miejsce?


Zdjęcie główne: Anna Materska-Sosnowska, Fot. ARWC

Reklama