Jesteśmy zmuszeni zawiesić działalność Poradni Telefonicznej dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem – można przeczytać na stronie Niebieskiej Linii. Od początku roku telefon stracił finansowanie. O sprawie rozmawiamy z Renatą Durdą, kierowniczką Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie “Niebieska Linia”, które od ponad 20 lat realizuje zadania w szeroko pojętym zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie i edukacji w tym obszarze.

Renata Durda

Justyna Koć: Na stronie Niebieskiej Linii możemy przeczytać komunikat, że “w związku z brakiem dofinansowania od 1 stycznia 2017 r. jesteśmy zmuszeni zawiesić działalność Poradni Telefonicznej dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem prowadzonej pod numerem 22 668-70-00 oraz Poradni Mailowej”. Czy to  znaczy, że Niebieska Linia znika?
Renata Durda: Na wstępie chcę uspokoić, że całkowicie Niebieska Linia nie zniknie. Od stycznia tego roku dzięki finansowaniu Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych funkcjonuje całodobowa poradnia telefoniczna dla ofiar przemocy w rodzinie pod bezpłatnym numerem 800-120-002. Uspokójmy wszystkich, którzy obawiają się, że tej pomocy nie będzie.

Ale jest pewne “ale”, nie wszystko działa jak w zeszłych latach.
Poza poradnią dla ofiar przemocy działała też od 8 lat Poradnia Telefoniczna dla Osób Pokrzywdzonych  Przestępstwem, która udzielała wsparcia ok. 4 tys. osób rocznie (nr 22 668-70-00) oraz Poradnia Mailowa, z której w 2016 roku skorzystało 2 tys. osób. W ramach tych poradni prawnicy i psychologowie udzielali porad w szerszym zakresie niż tylko przemoc w rodzinie. Dzwoniły do nas osoby, które były ofiarami napadów, kradzieży, rozbojów, napadów seksualnych, nie tylko w środowisku rodzinnym.

Ta poradnia była finansowana w ramach Funduszu Pomocy Pokrzywdzonych Przestępstwem i Pomocy Postpenitencjarnej, który jest w gestii ministra sprawiedliwości. Niestety, warunki konkursu na 2017 rok zostały tak skonstruowane, że ministerstwo jako wymóg formalny wprowadziło zapis, że porady specjalistów prawników i psychologów nie mogą być udzielane drogą telefoniczną ani żadną inną tzw. zdalną typu skype czy mail.

Tym sposobem nasza poradnia została bez finansowania. Staramy się oczywiście pozyskać środki od innych sponsorów. Nie wydarzyła się katastrofa, ale jest to bardzo niepokojące. Te 6 tysięcy osób, które skorzystały w zeszłym roku z poradni dla osób pokrzywdzonych przestępstwem, teraz miałyby utrudniony dostęp do takiej pomocy.

Reklama

Jaką rolę spełniał ten telefon? Czy można w ogóle telefonicznie udzielić pomocy?
Oczywiście. To pytanie pozwala powiedzieć, kto z tej pomocy korzysta. Po pierwsze osoby, które mają utrudniony dostęp do miejsc pomocy bezpośredniej, czyli np. mieszkają w małych miejscowościach. Lub utrudnione możliwości przemieszczania się: osoby chore, starsze, z niepełnosprawnościami, ale też mamy małych dzieci. Każde województwo ma taki ośrodek pomocy, czasem nawet 2, ale zrozumiałe jest, że może być problematyczne przejechanie przez pół województwa z małym dzieckiem. Z naszej poradni mogły korzystać też osoby głuche, ponieważ współpracowaliśmy z Polskim Związkiem Głuchych, ich tłumaczami. I korzystały też osoby, które z powodów społecznych, najczęściej był to wstyd związany z tym, co je spotkało, albo z obawy przed zemstą ze strony sprawcy, nie chciały ujawniać swojej tożsamości przy bezpośrednim kontakcie. Często były to osoby, które jeszcze nie były gotowe na opowiedzenie o tym, co je spotkało twarzą w twarz z obcym człowiekiem.

Z jakimi problemami dzwonili?
Wiele osób dzwoniących to osoby doświadczające przemocy domowej, czyli przestępstwa znęcania się w rodzinie, mówiąc językiem Kodeksu karnego, ale także osoby, które były ofiarami pobić także przez nieznanych sprawców, które zostały oszukane, były ofiarami rozbojów, napadów, oszustw, niszczenia mienia… Spora część zgłaszających się to ofiary przestępstw o charakterze seksualnym, bo system pomocy w Polsce bardzo słabo uwzględnia specyficzne potrzeby takich osób. One często pomocy psychologicznej nie mają gdzie szukać, a taka pomoc jest im szczególnie potrzebna.

To Ministerstwo Sprawiedliwości zmieniło kryteria tak, że wyeliminowano z konkursu. Jak pani myśli dlaczego?
Ja myślę, że to przez nieuważność i z braku wiedzy na temat specyfiki pracy praktycznej przy realizacji takich projektów. Myślę, że osoby, które opracowywały kryteria na 2017 rok, patrzyły z perspektywy biurokratycznej, czyli jak łatwiej jest rozliczyć projekty. Rzeczywiście, jak przychodzi do nas osoba pokrzywdzona przestępstwem, to zostawia w dokumentach z projektu swoje dane osobowe, podpisuje się, poświadczając tym samym, że tę poradę otrzymała. Jeżeli ktoś do nas dzwoni, to siłą rzeczy nie podpisuje się, że tę pomoc otrzymał. To pewien rodzaj zaufania między sponsorem, który te pieniądze przydziela, a wykonawcą, że te porady, które trudno jest ewidencjonować podpisem odbiorcy, realnie się odbywają. Zresztą my od kilkunastu lat ewidencjonujemy pracę i poradni telefonicznych i mailowych zbierając dane socjodemograficzne. Dzięki temu mamy dobrą wiedzę na temat tego, kto korzysta i w jakich sprawach, więc gdyby tylko ktoś, kto ustalał wcześniej kryteria konkursu, zechciał się pochylić nad tymi potrzebami realizacji tych projektów, to pewnie tych zastrzeżeń co do niemożności udzielania porad zdalnie nie byłoby.

Ile lat funkcjonował telefon, który od stycznia tego roku nie działa?
Działał od 2008 roku. Na początku finansował go samorząd warszawski jako Warszawską Niebieską Linię, a od 2009 roku dzięki współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości poradnia rozszerzyła profil i zakres działań. Środki na dyżury prawników i psychologów pochodziły z Funduszu Pomocy dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem z MS.

I do tej pory nie było problemów z ewidencjonowaniem, czyli potwierdzaniem waszej pracy i osób dzwoniących?
Nigdy nie było żadnych wątpliwości. Były specjalne formularze, które towarzyszyły rozliczaniu i sprawozdawaniu tych zadań, które dotyczyły porad udzielanych drogą mailową i telefoniczną, które poświadczał specjalista udzielający porad i koordynator projektu. Tak było do tej pory, teraz zmienione warunki wykluczają tego rodzaju działalność. Oczywiście informacji przez telefon nadal będziemy udzielać, ale tej informacji udzielają osoby pierwszego kontaktu, czyli takie, które kwalifikują do udziału w programie. Porada specjalisty – prawnika, psychologa, terapeuty, psychiatry – będzie możliwa tylko poprzez bezpośredni kontakt w placówce.

Jakie były koszty telefonu?
Poradnia telefoniczna działała 6 godzin 7 dni w tygodniu. Był to koszt rzędu 80 tys. rocznie. Dla nas jako organizacji to gigantyczne koszty. Musimy teraz jakoś te pieniądze zdobyć. Szukamy sponsorów. Rozumiem, że w Funduszu, z którego pochodziły te pieniądze, który dysponuje kwotą kilkudziesięciu milionów złotych, to nie były duże koszty. Wykluczenie tego telefonu to raczej zwykła nieuwaga, a nie jakieś przemyślane działanie, nie sądzę, żeby to było jakoś intencjonalnie kierowane w naszą stronę, czy w stronę tego typu działań.

Ja nie jestem taką optymistką, rząd dużo mówi o tradycyjnym modelu rodziny i kobiety. Prawdopodobnie wycofa nasz kraj z konwencji antyprzemocowej. Mam wątpliwości, czy to zwykła nieuwaga. Może po prostu rządzącym nie po drodze z takimi inicjatywami?
Chciałabym wierzyć, że nie ma pani racji i że to nie jest szerszy problem. Pogotowie Niebieska Linia w Instytucie Psychologii Zdrowia istnieje od 1995 roku i właściwie nie pamiętam czasów stabilizacji finansowej dla działań na rzecz ofiar przemocy, bo to główna nasza działalność. Te osoby, które są ofiarami przemocy w rodzinie, nigdy nie były szczególnie brane pod uwagę, jeśli chodzi o finansowanie działań na ich rzecz. To nie tylko kwestia Niebieskiej Linii, to kwestia setek czy tysięcy małych punktów konsultacyjnych i grup wsparcia, które funkcjonują w gminach. To jest kwestia braku finansowania działań w ramach gminnych zespołów interdyscyplinarnych na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie, które koordynują procedurę “Niebieskie Karty” i robią to w ramach obowiązków służbowych bądź wolontariatu, kiedy zajmują się tym poza godzinami pracy. To bardzo zaniedbany obszar w polityce. Badania, które były prowadzone 10 lat temu na terenie UE, pokazały ogromne koszty ekonomiczne przemocy w rodzinie – to są koszty funkcjonowania policji, prokuratury, sądów, zakładów karnych, świadczeń medycznych, które otrzymują osoby pokrzywdzone, absencji w pracy i w szkole, bo wiadomo, że jak się straszne rzeczy dzieją w domu, to trudno następnego dnia iść do pracy czy szkoły. To wszystko razem daje ogromne koszty. Jednocześnie to badanie pokazało, że każde 1 euro zainwestowane w system przeciwdziałania przemocy w rodzinie przynosi 87 euro zysków, jeżeli chodzi o brak tych kosztów, o których mówiłyśmy wcześniej. To niesłychane opłacalne i aż dziwne, że nikt z naszych decydentów nie chce takiej inwestycji zrobić.

Może dlatego, że ta grupa społeczna nie potrafi się domagać? Wiadomo, że ofiary przemocy to nie górnicy, którzy wezmą kilofy i zablokują Sejm…
To prawda, chociaż mam poczucie, że coraz częściej aktywność kobiet w sferze publicznej pokazuje, że kobiety są orędowniczkami swoich koleżanek, innych kobiet, które takiego wsparcia potrzebują, ale tym samym też mężczyzn i dzieci, które mogą takiego wsparcia potrzebować.


Zdjęcie główne: Pixabay

Reklama