W naszym zawodzie nie jest problemem spakowanie walizek i wyjazd na Zachód. To jest najprostsze rozwiązanie. Ale my chcemy coś zmienić, bo chcemy zostać w kraju i tu pomagać ludziom. Tyle że rzeczywistość musi się zmienić. Powinniśmy leczyć pacjentów według najnowszych standardów i w dobrych warunkach. Pracując 40-tą godzinę z rzędu, mamy świadomość, co się może stać, pacjent takiej świadomości nie ma. Dla nas to jest dodatkowe obciążenie – mówi nam Daniel Łuszczewski z Porozumienia Rezydentów OZZL, lekarz stażysta z Warszawy.

KAMILA TERPIAŁ: Czujecie się oszukani przez rządzących?
DANIEL ŁUSZCZEWSKI:
Liczyliśmy na lepszą wolę do porozumienia. Dzień przed spotkaniem z panią premier, podczas rozmowy z marszałkiem Senatu, prezentowane było zupełnie inne stanowisko niż to, co później mówiła Beata Szydło. Poza tym umówieni byliśmy na spotkanie z panią premier, a jak dotarliśmy na miejsce, okazało się, że to jest spotkanie całej Rady Dialogu Społecznego. Nie byliśmy na to ani umówieni, ani przygotowani. Pani premier zaproponowała powołanie kolejnego zespołu. Tyle że takie zespoły już działały i nic z tego nie wynikało. Rok temu pracę zakończył zespół dotyczący kształcenia podyplomowego, a jego rekomendacje leżą głęboko na dnie szuflady. Dlatego zachodzi prawdopodobieństwo, że taki sam los czekałby ustalenia nowego zespołu.

W czwartek wieczorem delegacja pojechała na spotkanie z premier Beatą Szydło, ale spotkania nie było. Wciąż w mocy jest warunek pani premier: zakończenie protestu.
To jest warunek, który pokazuje, że

pani premier nie do końca zrozumiała, skąd wziął się pomysł protestu głodowego.

O konieczności wzrostu nakładów na ochronę zdrowia mówimy od dwóch lat. Pisaliśmy listy, petycje, apele, zorganizowaliśmy dwie manifestacje, rozmawialiśmy z parlamentarzystami, spotykaliśmy się na różnych płaszczyznach, byliśmy nawet u prezydenta Andrzeja Dudy. Tłumaczymy i tłumaczyliśmy, jakie realne skutki może mieć niedofinansowanie ochrony zdrowia. Za mało jest lekarzy i pielęgniarek, tworzą się coraz większe kolejki, w których pacjenci umierają, na niektóre operacje czeka się ok. dwóch lat, specjaliści wyjeżdżają. W końcu stwierdziliśmy, że musimy skończyć z tą spiralą i powiedzieliśmy: dość. Protest głosowy rozpoczęliśmy dlatego, że poprzednie metody nie przyniosły żadnego efektu.

Reklama

Znów wznowiliście protest głosowy. Co dalej?
Nasze postulaty są jasne od samego początku.

Z ministrem zdrowia spotykaliśmy się nie raz i w naszym odczuciu wyczerpaliśmy już możliwości dialogu. On nie dysponuje środkami finansowymi, bo te przyznaje cały rząd.

Minister tłumaczy, że nakłady na ochronę zdrowia rosną i jest plan stopniowych podwyżek dla rezydentów.
Konstanty Radziwiłł dobrze wie, i mówił to wiele razy publicznie, że polska ochrona zdrowia jest niedofinansowana. My też to wiemy. To są zaniedbania kilkunastoletnie. Żadna partia nie traktowała tego jak inwestycję, tylko jak worek bez dna. Medycyna jest coraz bardziej nowoczesna, technologie coraz droższe, dlatego to, co wcześniej wystarczało na utrzymanie jakiegoś poziomu, teraz już nie wystarcza i się cofamy. Te pieniądze, które daje rząd, to jest tylko kropla w morzu potrzeb. Według różnych szacunków, zadłużenie polskiej ochrony zdrowia wynosi od 20 do 40 mld zł. My postulujemy, aby na ten cel przeznaczane było 6,8 proc. PKB.

Rząd proponuje 6 proc. PKB, ale dopiero w 2025 roku.
Czyli za 8 lat, a to, niestety, może być trochę za późno…

Ma pan wrażenie, że rozpoczęła się nagonka na lekarzy i rezydentów?
Narracja została sprytnie przekierunkowana na to, że domagamy się tylko podwyżek dla siebie. Tak jest najłatwiej.

W społeczeństwie jest obraz lekarza, który jeździ najlepszym samochodem i ma willę pod miastem. Jeżeli w ogóle tak jest, to dotyczy minimalnego procenta lekarzy i to starszych. Można zarobić więcej niż 2500 tys. zł, bo tyle dostaje się na rezydenturze, tylko to nie jest 40, a 100 godzin pracy tygodniowo.

W efekcie lekarz jest notorycznie zmęczony, niewyspany, biega z jednej pracy do drugiej i nawet jakby chciał, to nie jest w stanie pacjentowi poświęcić tyle uwagi i empatii, ile mu się należy. Poza tym w takiej sytuacji bardzo łatwo o błąd.

Myślał pan o emigracji?
Kiedyś myślałem, ale naprawdę chciałbym zostać w Polsce. W naszym zawodzie nie jest problemem spakowanie walizek i wyjazd na Zachód. To jest najprostsze rozwiązanie. Ale my chcemy coś zmienić, bo chcemy zostać w kraju i tu pomagać ludziom. Tyle że rzeczywistość musi się zmienić. Powinniśmy leczyć pacjentów według najnowszych standardów i w dobrych warunkach. Pracując 40-tą godzinę z rzędu, mamy świadomość, co się może stać, pacjent takiej świadomości nie ma. Dla nas to jest dodatkowe obciążenie.

Posłanka PiS-u krzyknęła dzisiaj podczas debaty “Niech jadą!”. Co się stanie jak jednak wyjedziecie?

Obecnie mamy 2,2 lekarza na tysiąc mieszkańców. Średnia w Europie to 3,5, a w większości krajów nawet więcej. Średni wiek lekarza czynnego zawodowo to 55-57 lat, a 30 proc. pracujących lekarzy jest już w wieku emerytalnym.

Za 10 lat ci najstarsi lekarze przestaną pracować, średnia się przesunie, bo młodzi ludzie wyjeżdżają, a średni wiek ukończenia specjalizacji to 37 lat – czyli będziemy mieć dziurę pokoleniową. Rezydent to nie jest uczniak, szkolniak, kursant, ale lekarz z pełnym prawem do wykonywania zawodu. Gdyby zabrakło rezydentów, których jest ponad 20 tys., to połowa karetek przestanie wyjeżdżać, połowa SOR-ów przestanie pracować i połowa oddziałów byłaby nieobsadzona w godzinach nocnych. 90 proc. lekarzy poniżej 40. roku życia, których widzi się w szpitalach, przychodniach czy w karetkach, to są rezydenci albo lekarze przed specjalizacją.

Wierzy pan jeszcze, że protest głodowy do czegoś konkretnego doprowadzi? Że uda się porozumieć z rządem?
Najbardziej mi przeszkadza, że zostaliśmy wciągnięci w polityczną grę. Ten protest się już bardzo upolitycznił, chociaż podkreślamy, że Porozumienie Rezydentów jest organizacją apolityczną. Myślę, że to raczej nie pomoże. Jesteśmy teraz utożsamiani z totalną opozycją i “finansowaniem z Niemiec”.

Władzy chodzi o słupki, a nie oszukujmy się, one nie polecą w dół przez to, że protestujemy.

Ale ja cały czas mam nadzieję, że pani premier jednak zmieni zdanie i się z nami spotka. Na najbliższym posiedzeniu komisji zdrowia, która odbędzie się w szpitalu, podobno ma być i Beata Szydło, i wicepremier, minister finansów Mateusz Morawiecki. Podobno.


Fot. Facebook/porozumienierezydentow

Reklama

Comments are closed.