Początek sezonu 2019/20 to swoista nagroda dla władz klubów, w których nie przeprowadzono nerwowych ruchów, gdy nie było wyników. To też – jak co sezon – trudny czas dla naszych pucharowiczów, ale na to chyba nie ma rady – pisze Paweł Jędrusik z redakcji sportowej wiadomo.co

Pogoń i Śląsk z kompletem punktów

Jak to często bywa na początku sezonu – na czoło tabeli wysuwają się drużyny, które przed rozpoczęciem sezonu nie były wymieniane w gronie faworytów. Tak jest i tym razem, choć akurat w przypadku tych zespołów nie musimy mieć do czynienia z przypadkiem. Z czego to wynika?

Przede wszystkim z cierpliwości klubowych władz, a co za tym idzie – z ciągłości pracy trenerów. Szkoleniowiec Pogoni największy kryzys przetrwał na początku ubiegłego sezonu, gdy Pogoń przegrywała mecz za meczem i wydawało się, że będzie miała problem z utrzymaniem się w lidze. Prezes szczecinian, Jarosław Mroczek, wytrzymał jednak napięcie. Zespół Runjaicia “zaskoczył”, do końca sezonu grał niezłą, przyjemną dla oka piłkę i dziś ta praca jest kontynuowana. Efekty widać gołym okiem, a przekonały się o nich pokonane przez Pogoń: Legia i Arka.

Podobna sytuacja miała miejsce w ekipie z Wrocławia. Zatrudniony na początku 2019 roku Vietezlav Lavicka przetrwał na stanowisku, mimo że w końcówce ubiegłego sezonu Śląsk uratował się przed spadkiem dopiero na ostatniej prostej. Czech dostał możliwość przebudowy drużyny i początek sezonu wskazuje na to, że w klubie podjęto dobrą decyzję. Wygrana z Wisłą w Krakowie na trudnym terenie i pokonanie mistrza Polski – Piasta – w 2. kolejce muszą być dobrym prognostykiem przed kolejnymi zmaganiami.

Reklama

Pucharowicze się męczą

Raz jeszcze przekonaliśmy się, że granie co trzy dni nie jest dla nas. Piłkarze mogą opowiadać, że wolą grać co trzy dni, niż trenować przez cały tydzień w oczekiwaniu na mecz, jednak rzeczywistość jest inna. Bez względu na to czy wychodzi podstawowa jedenastka czy szansę otrzymują rezerwowi. I niestety, potwierdza to szkoleniowiec Legii, który po wyszarpanym w ostatnich sekundach zwycięstwie z Koroną tłumaczył: – Na początku drugiej połowy widać było, że drużyna walczy ze sobą. Nie dość, że mamy wysoką częstotliwość naszych meczów, to mamy pecha ze względu na to, że graliśmy w taką pogodę – to dużo kosztuje. Biorąc pod uwagę, że większość graczy, który grali w niedzielę z Koroną, nie grała w czwartek, jest to dość dziwne tłumaczenie.

Punkty straciły też Lechia (z wymienioną jedenastką w porównaniu do czwartku), o której meczu z Wisłą można powiedzieć, tylko tyle, że się odbył. Po dwóch meczach zawodnicy mają więc tylko dwa punkty, ale jak wiadomo – teraz liczy się tylko mecz z Broendby. Pytanie co będzie dalej, jeśli Lechia awansuje do kolejnych rund? Poświęcić ligę, by mieć siłę w Europie?

Ostatni z pucharowiczów, Piast, kolejny raz w tym sezonie oddał punkty rywalowi. Piłkarze Waldemara Fornalika prowadzili 1:0 ze Śląskiem i spokojnie mogli podwyższyć prowadzenie. Skończyło się 1:2 i kolejny raz mistrzowie Polski schodzili do szatni w złych nastrojach. Gliwiczanie mają po dwóch meczach tylko punkt, w czwartek grają rewanż z Rigą FK. Można więc śmiało zakładać, że za tydzień w lidze nie będą faworytem.

Radość beniaminków

Piłkarze ŁKS-u Łódź i Rakowa Częstochowa nie kazali długo czekać swoim kibicom na pierwsze wybuchy radości. Oba zespoły wygrały swoje spotkania, a zadanie nie było proste. Po pierwsze dlatego, że drużyny Kazimierza Moskala i Marka Papszuna grały na wyjazdach. Po drugie – rywalami beniaminów były Cracovia i Jagiellonia, a więc zespoły które walczą o czołowe miejsca. Wygląda na to, że pierwszy stres związany z graniem w najwyższej klasie rozgrywkowej już minął, a zderzenie z Ekstraklasą wcale nie musi być bolesne. ŁKS ma już cztery “oczka”, Raków o jedno mniej i patrząc na oba zespoły – może być tylko lepiej. Poczekajmy jeszcze kilka kolejek, ale nowe twarze w Ekstraklasie mogą sporo namieszać.


Zdjęcie główne: Fot. Piotr Drabik, licencja Creative Commons

Reklama