Od tego sezonu Lotto zastąpił PKO Bank Polski, który został sponsorem tytularnym rozgrywek, jednak trudno się spodziewać, by wszystko było teraz pewne jak w banku. W końcu tutaj każdy może wygrać z każdym, a wyniki rywalizujących drużyn są przypadkowe i niemal niemożliwe do odgadnięcia tak, jak podczas losowań totka – pisze Paweł Jędrusik z redakcji sportowej wiadomo.co

„Jestem chory na wszystko, kochana, i nie wiem, co mnie tu czeka”, śpiewał w swojej, akurat dość depresyjnej, piosence Krzysztof „Grabaż” Grabowski. Gdyby w miejsce „wszystkiego” wstawić „Ekstraklasa”, wers idealnie oddałby nastroje kibiców, którym międzysezonowa przerwa dłuży się jak ostatni tydzień w pracy przed rozpoczęciem wyczekiwanego urlopu. Jesteśmy chorzy na Ekstraklasę i jest to choroba przewlekła, często powodująca ból oczu, głowy, niejednokrotnie nerwicę i doprowadzająca do frustracji. Ale kiedy tylko dostajemy antidotum, choćby w postaci wakacji – zaczyna nam tego brakować. Czy to już uzależnienie, czy jeszcze nieznany w środowisku medycznym „syndrom Ekstraklasy”?

Minęło ledwie kilka tygodni od zakończenia poprzedniego sezonu, a kto z nas, przynajmniej
jeden raz nie pomyślał sobie: ale bym sobie obejrzał taki mecz Arka-Korona? Albo Wisła Płock-Śląsk! Wiadomo, że każdy kibic czeka na mecze swojej drużyny, ale – pomijając wszelkie klubowe sympatie – po prostu ma się ochotę na Ekstraklasę, z całym jej anturażem. Z „meczami walki”, kiksami, ale i pięknymi bramkami, z niespodziewanymi rozstrzygnięciami, emocjonującymi konferencjami wkurzonych trenerów i pomeczowymi wypowiedziami piłkarzy, którzy będą „wyciągać wnioski” po porażkach.

„…i nie wiem, co mnie tu czeka”. No właśnie. Kiedy sponsorem tytularnym polskiej ligi było
Lotto, kibice żartowali, że trudno o lepszą nazwę rozgrywek. W końcu tutaj każdy może
wygrać z każdym, a wyniki rywalizujących drużyn są przypadkowe i niemal niemożliwe do
odgadnięcia tak, jak podczas losowań totka. Od tego sezonu Lotto zastąpił PKO Bank Polski,
ale trudno się spodziewać, by wszystko było teraz pewne jak w banku.

Reklama

Bo nim rozpoczął się sezon ligowy, Legia zdążyła udowodnić, że niczego nie można być pewnym i bezbramkowo zremisowała z wicemistrzem Gibraltaru w eliminacjach do Ligi Europy. Z kolei Mistrz Polski, Piast Gliwice, choć odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów, to grał jak równy z równy z równym z faworyzowanym (nie bez przyczyny) BATE Borysów. Jak ma się to do Ekstraklasy? Właśnie nijak. Za chwilę Legia może wystartować jak na faworyta przystało, a Piast męczyć się z ligowymi słabeuszami, jak na mistrza… nie przystało. Ot, polska liga. Trudno coś przewidzieć, trudno coś zakładać. Może poza tym, że właścicielom klubów jak zawsze zabraknie cierpliwości w stosunku do trenerów. Taka choroba.

Obserwuj autora na Twitterze: @P_Jedrusik


Zdjęcie główne: Radość Piasta Gliwice po zdobyciu wicemistrzostwa polski w sezonie 2015/2016, Fot. Mateuszbobola, licencja Creative Commons

Reklama