Jeśli się nie zmobilizujemy, jeśli nie pójdziemy na wybory, bo przygniecie nas PiS-owska depresja, musimy się liczyć z utrzymaniem przez PiS samodzielnej większości. Dlatego naprawdę liczy się każdy głos. W najgorszym razie po to, aby walczyć o jaśniejsze odcienie szarości i mroku. W najlepszym razie po to, by zwyciężyć – pisze Cezary Michalski. “Jako totalny polityczny nihilista Kaczyński proponował już konstytucję prezydencką, kiedy walczył o prezydenturę, i konstytucję kanclerską, kiedy starał się o pozycję premiera. Jemu formalny ustrój Rzeczypospolitej jest naprawdę kompletnie obojętny, byleby w tym ustroju rządził on sam, z drobną pomocą legionu wykreowanych przez siebie kreatur” – podkreśla także


Sondaże są kiepskie, choć nie do końca wiadomo, co naprawdę sondują. W wyborach samorządowych i europejskich faktyczny wynik Koalicji (Obywatelskiej, Europejskiej) był wyższy, niż sondażowe prognozy większości zwykłych ośrodków badania opinii. A już na pewno znacznie wyższy, niż sondaże CBOS, które na wielu frontach pełni dzisiaj rolę propagandowej przybudówki władzy.

Te kiepskie sondaże są konsekwencją paru następujących po sobie wydarzeń. Po zupełnie niezłym i dobrze rokującym wyniku Koalicji Obywatelskiej w wyborach samorządowych (wszędzie tam, gdzie PSL, SLD i lokalni samorządowcy popierali tych samych kandydatów, co KO, opozycja wygrywała z PiS-em; wszędzie tam, gdzie PSL, SLD i samorządowcy poszli osobno, wygrywało PiS, nawet jeśli nie zebrało głosów większości) w wyborach do Parlamentu Europejskiego pojawił się Robert Biedroń.

Biedroń odegrał rolę totalnego psuja i destruktora. Nie pozyskał żadnego nowego elektoratu, nie dotarł do elektoratu socjalnego czy wyborców z prowincji (w całej najnowszej politycznej historii III RP tylko Janusz Palikot zmobilizował w 2011 roku naprawdę nowy nieprawicowy elektorat).

Biedroń kanibalizował jedynie młodszych wielkomiejskich wyborców KO z wyborów samorządowych. 6,6 procenta oddane na Wiosnę pozwoliło jej szefowi przenieść się do Brukseli, jednak w Polsce przesądziło o nieco wyraźniejszym zwycięstwie PiS-u nad Koalicją Europejską. To nieco wyraźniejsze zwycięstwo zamiast remisu albo „remisu ze wskazaniem” stało się tak potrzebnym Kaczyńskiemu argumentem do wyciągnięcia z koalicji PSL-u. Po odejściu ludowców Schetyna zdołał zebrać wszystkich politycznych reprezentantów dawnego, szerokiego elektoratu PO z czasów, kiedy Platforma rządziła i wygrywała wybory.

Jednak w koalicji nie znalazło się SLD, przez co lewicowi populiści i antyliberałowie w rodzaju Adriana Zandberga, nawalający III RP z lewej strony z taką samą determinacją, z jaką z prawej nawalali w nią PiS-owcy i narodowcy, zamiast w spokoju obumrzeć dostali w prezencie lewar starego SLD-owskiego aparatu, który może ich wprowadzić do Sejmu. W ten sposób

Reklama

zarówno na listach lewicy, jak też na listach PSL/Kukiz znaleźli się obok siebie kandydaci, którzy chcą bronić liberalnej demokracji przed PiS-em, jak też tacy, którzy będą liberalną demokrację razem z PiS-em faktycznie dobijać.

Odcienie bieli i odcienie czerni

Po tych wszystkich smuteczkach i smutkach warto powiedzieć jedno. W tych wyborach naprawdę jest o co walczyć i naprawdę liczy się każdy głos. Wydłużająca się lista afer obozu władzy z pierwszej kadencji rządów PiS zakończyła się mocnym akordem, jakim było namaszczenie przez Kaczyńskiego na szefa NIK człowieka, któremu pieniądze za wynajem nieruchomości w Krakowie płacą tamtejsi znani gangsterzy-sutenerzy.

Wcześniej była afera SKOK-ów, afera “te pieniądze po prostu im się należały”, afera KNF, afera Srebrnej, afera Kuchcińskiego i wiele innych afer, których wspólnym mianownikiem jest traktowania polskiego państwa jako osobistego folwarku Kaczyńskiego i partyjnego folwarku PiS. Standardy kadrowe i standardy rządzenia, które zanurkowały w czasie pierwszej kadencji rządów PiS, w przypadku drugiej kadencji mogą przebić dno.

W tej sytuacji jest o co walczyć, a scenariusze wyborcze sięgają od jasnej bieli po żałobną czerń, przechodząc przez wszystkie możliwe odcienie.

Rozpoczynając od zwycięstwa KO nad PiS-em (mało prawdopodobne w sondażach, zawsze możliwe w realu). Możliwa jest też przegrana KO z PiS-em, ale w takiej proporcji, która pozwoli KO utworzyć rząd z poparciem jakiejś grupy posłów. Kolejny stopniem zejścia w szarość, ale jeszcze nie w pełen mrok, jest strata przez Kaczyńskiego samodzielnej większości.

Oczywiście będzie wówczas mógł korumpować albo szantażować pojedynczych posłów (jak to kiedyś robił z posłami Samoobrony i LPR) z Konfederacji, jeśli ta wejdzie do Sejmu, albo z PSL/Kukiza, jeśli oni wejdą. Będzie też mógł liczyć na to, że ludzie o radykalnie antyliberalnych poglądach z Lewicy, w rodzaju Zandberga, będą wstrzymywać się w głosowaniach, które mogłyby uratować lub zniszczyć ostatnie instytucje liberalnej Polski.

Co ciekawe, Kaczyński – w przeciwieństwie do wielu oficjalnie wypowiadających się propagandystów PiS albo “symetrystów-oportunistów” z niepisowskich mediów – wie, że PiS może te wybory przegrać.

Dlatego były mu potrzebne różne bezpieczniki. Takie jak kuriozalna druga część posiedzenia starego Sejmu po nowych wyborach, gdzie PiS będzie mógł rzutem na taśmę przegłosować wszystko, co może uniemożliwić lub utrudnić odebranie mu realnej władzy. Widzieliśmy też nominowanie nowego szefa NIK, a wobec jego totalnej kompromitacji wykorzystanie bezkrólewia przynajmniej do przeprowadzenia czystki w kierownictwie Najwyższej Izby Kontroli.

Jest też nowa fala nominacji sędziowskich, które marionetki i hejterów Ziobry i Kaczyńskiego mają uczynić arbitrami w procesach (szczególnie tych odbywających się w sądach warszawskich), w których będzie się rozstrzygała obrona praw jednostek i mniejszości, wolność obrotu gospodarczego w Polsce czy niezależność dziennikarzy i mediów.

Oczywiście jeśli się nie zmobilizujemy, jeśli nie pójdziemy na wybory, bo przygniecie nas PiS-owska depresja, musimy się liczyć z utrzymaniem przez PiS samodzielnej większości.

Także jednak wówczas może to być zwykła większość i może to być większość pozwalająca odrzucić weto prezydenckie (co uczyni zwycięstwo lub przegraną Dudy w przyszłorocznych wyborach prezydenckich kwestią nieco mniej istotną). Wreszcie może to być w najgorszym razie, jeśli zmarnujemy i rozproszymy nasze głosy, większość konstytucyjna.

A jest to najgorszy scenariusz wcale nie dlatego, żeby Kaczyńskiemu spieszyło się do uchwalenia konstytucji. Będąc totalnym politycznym nihilistą woli on łamać konstytucję uchwaloną przez “wroga”, niż przestrzegać konstytucji uchwalonej przez siebie, za którą (i jej łamanie) musiałby wziąć odpowiedzialność. Jako totalny polityczny nihilista Kaczyński proponował już konstytucję prezydencką, kiedy walczył o prezydenturę, i konstytucję kanclerską, kiedy starał się o pozycję premiera.

Jemu formalny ustrój Rzeczypospolitej jest naprawdę kompletnie obojętny, byleby w tym ustroju rządził on sam, z drobną pomocą legionu wykreowanych przez siebie kreatur.

Jednak większość konstytucyjna dla PiS oznaczałaby legitymizację władzy, która Polskę konsekwentnie niszczy. Zaowocowałaby jeszcze większą brutalnością i pychą tej władzy.

Dlatego naprawdę liczy się każdy głos. W najgorszym razie po to, aby walczyć o jaśniejsze odcienie szarości i mroku. W najlepszym razie po to, by zwyciężyć.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika “Newsweek”


Zdjęcie główne: Marsz “Polska w Europie”, Warszawa, 18 maja 2019, Fot. Flickr/PO

Reklama