Jarosław Kaczyński na wojnie rosyjsko-ukraińskiej żeruje bez jakichkolwiek ograniczeń czy wyrzutów sumienia. Dla niego ta wojna to skarb. Nabrał absolutnej pewności, że dostarczy mu ona pieniędzy i legitymizacji, które pozwolą jego partii wygrać kolejne wybory. Podczas gdy szczęk oręża skutecznie zagłuszy dalsze niszczenie przez niego sądów, deptanie praworządności i prawa, codzienne kłamstwo jego propagandy – pisze Cezary Michalski

Wojna niszczy wszystko, jest przeciwieństwem jakichkolwiek wartości. Do wojny trzeba być przygotowanym, a czasem trzeba ją nawet prowadzić. Jednak prawicowi publicyści i liderzy opinii publicznej, którzy (parę lat temu, kiedy Jarosław Sellin w towarzystwie prokuratorów Ziobry i agentów Kamińskiego wyrzucał Pawła Machcewicza ze stworzonego przez niego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku) pisali „analizy” mające wykazać, że „muzeum niesie głównie przesłanie o wyjątkowym nieszczęściu, jakim jest wojna (…) podczas gdy właściwe upamiętnienie II Wojny Światowej powinno zwracać uwagę na to, że wojna kształtuje ludzie charaktery i służy promocji heroicznych cnót” –

ci ludzie byli, są i prawdopodobnie na zawsze pozostaną głupcami.

W tradycji nowoczesnego Zachodu ani wojna, ani ludzie, którzy zarabiają na wojnie, nie są zbyt cenieni. Nawet „Stach” Wokulski (bohater „Lalki” Prusa), który przecież dorobił się na wojnie (rosyjsko-tureckiej z 1877 roku, i to po rosyjskiej stronie), starał się później zrobić wszystko, aby obmyć z krwi ruble, które przywiózł z tej wojny, poprzez zainwestowanie ich w budowanie cywilizacji w Polsce. Jak fatalistycznie rozstrzygnął to jednak w swej powieści Prus, Wokulskiemu zbudować w Polsce cywilizacji za wojenne ruble jednak się nie udało.

Jarosław Kaczyński zdecydowanie nie ma w sobie nic z Wokulskiego. Na wojnie rosyjsko-ukraińskiej żeruje zatem bez jakichkolwiek ograniczeń czy wyrzutów sumienia. Dla niego ta wojna za skarb. Wojnę z Białorusią musiał sobie przed paroma miesiącami w dużej mierze wymyślić

Reklama

(dla Jacka Kurskiego, Morawieckiego, Dworczyka… różnica pomiędzy wojną PR-ową i wojną realną nie istnieje w ogóle).

Wojna w Ukrainie jest jednak wojną prawdziwą. Kaczyński nabrał więc absolutnej pewności, że dostarczy mu ona pieniędzy i legitymizacji, które pozwolą jego partii wygrać kolejne wybory. Podczas gdy szczęk oręża skutecznie zagłuszy dalsze niszczenie przez niego sądów, deptanie praworządności i prawa, codzienne kłamstwo jego propagandy.

Rzymskie mądrości i ich polskie zastosowanie

Wszyscy zapewne pamiętamy starą rzymska maksymę głoszącą, że „Inter arma silent Musae”. Czyli że poezja, muzyka, sztuki wizualne… „milkną” wśród szczęku oręża, a w każdym razie są skutecznie przez szczęk oręża zagłuszane (wojskowe marsze i propaganda, choćby wersyfikowana, nie są rodzajami sztuki, do których inspirowania przyznawałyby się Muzy przywołane w zacytowanej tu rzymskiej maksymie).

Mniej ludzi pamięta natomiast równie ważne, a może nawet ważniejsze spostrzeżenie Cycerona, że Inter Arma Silent Leges (ew. Silent enim lēgēs inter arma), czyli że wojna zabija szacunek dla prawa. Dla dopełnienia tego mrocznego wojennego pejzażu można jeszcze przywołać sentencję głoszącą, że

„pierwszą ofiarą wojny pada prawda”.

Wypowiedział ją Amerykanin Hiram Johnson, jednak najpełniej i najbardziej przytłaczająco rozwinął George Orwell w swojej dystopijnej powieści „1984”.

Co ciekawe, we wstępie do pierwszego ukraińskiego wydania „1984” znalazło się wspomnienie Orwella, że przytłaczająca wizja propagandy wojennej pozwalającej manipulować emocjami elit i mas, pojawiła się w jego umyśle wcale nie za sprawą mediów nazistowskich czy stalinowskich, którymi pogardzał, ale nie miał z nimi bezpośredniego kontaktu. Autora „1984” zainspirowały wojenne komunikaty poczciwej BBC. Innymi słowy, w swojej absolutnej pisarskiej bezstronności, Orwell nie mógł znieść nawet tego, a może przede wszystkim tego, że wojna zabija prawdę także po „jego” stronie, czyni spustoszenie w umysłach „jego” towarzyszy broni.

Skoro jednak pierwszymi ofiarami wojny są praworządność i prawda (nie mówiąc już o jakiejkolwiek estetyce), rozumiemy, dlaczego Jarosław Kaczyński uznał wojnę za skarb. Praworządność i prawda to dwie rzeczy, których nienawidzi najbardziej.

Podczas gdy bezprawie i kłamstwo to jego najwięksi sprzymierzeńcy, którzy podobnie jak on od wojny rozkwitają (w cieniu wojny Kaczyński postanowił nawet podpompować kłamstwo o smoleńskim „zamachu”, które wraz z „kelnerskimi podsłuchami” dało mu władzę nad Polską).

Wraz z wybuchem wojny media Kaczyńskiego – z TVP Info na czele – weszły w tryb całkowicie goebbelsowski, wyciągając z kontekstu każde słowo, każdy gest, każdy obraz, na którym pojawia się Donald Tusk, żeby wbijać do głowy „PiS-owskiemu ludowi”, że Tusk to przyjaciel Putina, Tusk (wraz z Unią) wyposażył Putina finansowo, Tusk ułatwił Putinowi wkroczenie na Ukrainę i nieomalże oddał mu Polskę (przed tym ostatnim uchronił nasz kraj Jarosław Kaczyński).

Młodsi i starsi „symetryści”, którzy jak słynne trzy buddyjskie małpki zasłaniają sobie uszy, oczy i usta, żeby codziennej propagandy PiS-owskiej nie słyszeć, nie widzieć i o niej nie wspominać, zadowalają się zupełnie innym przekazem, jaki do TVN-u przynosi Andrzej Duda i jego ministrowie.

Pozwala to prowadzić wygodną dla PiS-u narrację głoszącą, że obóz władzy pod wpływem wojny zrozumiał swoje błędy i zmienił swój stosunek do NATO, Unii Europejskiej, a nawet do praworządności.

Duda kocha Unię Europejską od niedawna i mocno, co jednak nie przeszkadza mu w posyłaniu do polskich sądów kolejnych fal PiS-owskich „wnucząt aurory” (cyt. za Zbigniew Herbert), które w przyszłości będą wydawać wyroki niszczące opozycję, łamiące opór społeczny i pomagające PiS-owskim oligarchom przechwytywać publiczny majątek.

Projekty likwidacji Izby Dyscyplinarnej, które pomału nabierają konkretów, mają Izbie Dyscyplinarnej tylko zmienić nazwę, przemalować fasadę, a przy okazji dokonać takich zmian w polskich sądach (od Sądu Najwyższego po sądy powszechne), które przyspieszą czystkę niepokornych sędziów i poszerzą jej obszar. Zgodnie z tymi projektami w neo-KRS nadal będą zasiadać polityczni nominaci władzy, a niepokorni sędziowie nadal będą usuwani z zawodu. Trudno się dziwić, że na takim gruncie doszło do zawieszenia broni pomiędzy Kaczyńskim, Ziobrą i Dudą.

Proces budowania w Polsce putinowskich sądów nie będzie zatrzymany.

Kaczyński jednak uważa – i być może ma rację – że Unia Europejska, podobnie jak administracja Bidena, zadowolą się kosmetycznymi zmianami, właśnie zgodnie z ową smutną rzymską mądrością głoszącą, że w zgiełku wojny milknie prawo, a w cieniu wojny nikt nie zauważy podeptanej praworządności.

Aby dostać unijne pieniądze, Kaczyński użył także jako zakładników ukraińskich uchodźców. Dość bezczelnie zauważył w swoim najnowszym wywiadzie, że „nie ma zamiaru nikomu narzucać alokacji uchodźców, którzy trafili do Polski” (jest ich już grubo ponad dwa miliony, a liczba wciąż rośnie). Kaczyński wie, że wobec humanitarnej katastrofy tej skali Bruksela prawdopodobnie nie użyje mechanizmu warunkowości (pieniądze za praworządność). Ursula von der Leyen uda, że przemalowanie fasady Izby Dyscyplinarnej jest krokiem w dobrym kierunku, a Komisja zdecyduje o wypłacie Polsce pieniędzy, które w ogromnej części przechwyci PiS. Aby wygrać za nie kolejne wybory i zapewnić sobie władzę w Polsce na trzecią kadencję, po której już nawet pamięć o liberalnej demokracji czy praworządności w Polsce zacznie znikać.

Kaczyński wie, że deklarując, iż „nie chce nikomu narzucać alokacji uchodźców”, wspina się na Himalaje hipokryzji (miejsce, które odwiedza dość często i nawet już nie potrzebuje dodatkowego tlenu, żeby na tej wysokości swobodnie oddychać).

Po pierwsze bowiem miliony ukraińskich uchodźców są argumentem, z jakim Morawiecki jeździ teraz do Ursuli von der Leyen, żeby wydostać pieniądze. A po drugie Niemcy, Francja, Irlandia, Kanada, a nawet lubiąca trzymać się na uboczu Szwajcaria – przyjęły już setki tysięcy uchodźców z Polski, co jest dokładnym przeciwieństwem sytuacji z apogeum pierwszego kryzysu uchodźczego, kiedy Kaczyński nie zgodził się przyjąć do Polski żadnego uchodźcy z Syrii, nawet kilku symbolicznych grup kobiet z małymi dziećmi, o co prosił Caritas, a na ich przyjęcie przygotowane były miasta rządzone przez opozycję.

Kaczyński podchodzi jednak do kwestii uchodźców zgodnie z najbliższą sobie „moralnością Kalego”. On nie przyjął żadnego syryjskiego uchodźcy z innych krajów europejskich, ale to, że inne kraje europejskie przyjmują setki tysięcy uchodźców ukraińskich z Polski, uważa za naturalne.

W tym samym czasie władza dokonuje kolejnych zmian w Polskim Ładzie. Tym razem ludzie głosujący na PiS, a nawet część mieszczaństwa głosującego na PO, mają otrzymać pieniądze zabrane samorządom (bo to ich budżety oberwą najbardziej w wyniku obniżenia dochodów z PIT). W ten sposób mieszczaństwo ma się cieszyć groszowym zyskiem, tracąc jednocześnie dostęp do usług publicznych, których samorządy nie będą już w stanie sfinansować.

Winą za zwijanie się miejskich inwestycji, za gorszą jakość usług publicznych świadczonych przez samorządy, za biedę… zostaną oczywiście obciążeni samorządowcy (znów pewnie zobaczymy Jana Śpiewaka i Adriana Zandberga pikietujących warszawski Ratusz).

Szczególnie oberwą samorządowcy nienależący do PiS-u, gdyż samorządy już przez PiS przejęte, zgodnie z nową świecką tradycją Dworczyka, otrzymają rządowe subwencje, które pokryją przynajmniej część strat wynikających z najnowszych zmian w Polskim Ładzie.

Kaczyński jest jednak przekonany, że wszystkie te świństwa zostaną skutecznie zagłuszone przez szczęk oręża dobiegający zza naszej wschodniej granicy. A on, niczym rasowy polityczny szmalcownik, przechwyci pieniądze, które Unia i administracja Bidena dadzą na uchodźców, na ustabilizowanie polskiej gospodarki dotkniętej sankcjami, na broń dla państwa frontowego nowej zimnej (oby) wojny. Po czym z niewielką pomocą Morawieckiego i jego kreatywnych księgowych użyje tych pieniędzy do wygrania kolejnych wyborów.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki podczas spotkania z opozycją, Fot. Flickr/KPRM, licencja Creative Commons

Reklama