Biorąc pod uwagę cały „dorobek polityczny” Kaczyńskiego i jego ludzi przez ostatnie sześć lat, każde ich dzisiejsze zapewnienie, że wspierają Ukrainę, każdy ich obleśny selfik z unijnym politykiem albo amerykańskim generałem – wszystko to jest łgarstwem. Oni nawet dzisiaj, kiedy los Polski jest w grze, nie zaprzestali niszczenia niezależnych od władzy sędziów, nie przerwali budowania w naszym kraju Łukaszenkowskiego modelu sądownictwa – pisze Cezary Michalski

Bezsilność wobec kłamstwa

Najpotworniejszym rodzajem bezsilności jest bezsilność wobec kłamstwa.

Kiedy Putin mówi o konieczności „denazyfikacji Ukrainy”, wiemy, że po to, aby zakończyła się wojna w Ukrainie, trzeba by najpierw zdenazyfikować Kreml. Ale co z tego, że my wiemy, kiedy w te kłamstwa w Rosji wierzy wystarczająca ilość ludzi, żeby były to kłamstwa skuteczne, kłamstwa pozwalające Putinowi rządzić, kłamstwa niosące śmierć.

Ponieważ jestem Polakiem, równie bezsilną wściekłość budzi we mnie kłamstwo Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy, Krzysztofa Szczerskiego (były minister Dudy odpowiedzialny za jego politykę zagraniczną, dziś PiS-owski ambasador przy ONZ), Jakuba Kumocha (były PiS-owski ambasador w Szwajcarii i Turcji, dziś minister Dudy odpowiedzialny za jego politykę zagraniczną).

Reklama

Wszyscy ci ludzie, którzy przez sześć lat przy każdej okazji atakowali Unię i Zachód, realnie pomagali Putinowi osłabiać i demontować Unię i Zachód, dziś pozują jako patrioci Zachodu przeciwstawiający się Rosji, broniący Ukrainy. I to nieporównanie „twardziej” od „miękkiej Unii”.

To kłamstwo nie jest tylko polską specjalnością. Tak samo zachowuje się dzisiaj Borys Johnson i cała jego hołotka (dziś w randze ministrów obrony czy spraw zagranicznych). Ludzie, którzy wyrośli na brexicie i dzięki brexitowi przejęli władzę w Wielkiej Brytanii (po drodze zdradzając liderów swojej własnej partii). Wyrośli i zdobyli władzę dzięki brexitowi finansowanemu i wspieranemu nie tylko przez oligarchów anglosaskich (tych najbardziej toksycznych, tęskniących za Wielką Brytanią jako największym na świecie rajem podatkowym), ale także przez oligarchów Putina i przez Putinowskie trolle (to nie „liberalny fake news”, ale analizy przekazywane przez MI-5, czyli brytyjski kontrwywiad, brytyjskim parlamentarzystom i brytyjskim mediom).

Dla Putina brexit był zemstą za Majdan. Pierwszym bolesnym uderzeniem w Unię. Mającym pokazać Ukraińcom, że nie mają dokąd uciec spod jego opieki.

Dla dzisiejszych ministrów Johnsona, którzy wcześniej grzali tylne ławy w brytyjskim parlamencie, jako trochę dziwacy, trochę pijaczkowie, trochę lobbyści lokalnych i zagranicznych oligarchów, brexit był darem z niebios. Dał im władzę nad własną partią i nad Wielką Brytanią.

Z całego tego towarzystwa tylko sam Borys Johnson był przed brexitem politykiem znaczącym. Jeszcze jako burmistrz Londynu uczynił stolicę Wielkiej Brytanii „Londongradem”. Szczycił się tym, że ściągnął tam najgorszych (ale najbogatszych) Putinowskich oligarchów. Dał im wpływ na angielską politykę, na angielskie media, na angielską gospodarkę. To głównie dzięki Johnsonowi oligarchowie Putina stali się regularnymi sponsorami Partii Konserwatywnej.

Właściwie tylko przyjaciel ich wszystkich, Donald Trump, jest dzisiaj „uczciwy”. Może dlatego, że jest zbyt głupi na hipokryzję, a może dlatego, że właśnie jest mądry, tak jak mądre są drapieżniki. I pojął już wielką skuteczność – w czasach populizmu – nagiej brutalności i jawnego kłamstwa.

W każdym razie z całego tego towarzystwa jedynie Trump zachwycał się brutalnością Putina wcześniej i zachwyca się teraz.

Kiedy Joe Biden, w odpowiedzi na koncentrację rosyjskich wojsk wokół Ukrainy, wysłał dodatkowych amerykańskich żołnierzy na wschodnią granicę NATO (także do Polski), Donald Trump stwierdził, że nie należy tego robić, bo amerykańscy żołnierze są potrzebni na granicy z Meksykiem, do walki z imigrantami. Kiedy prezydent Rosji uznał „niepodległość” własnych marionetek w Ługańsku i Doniecku, żeby mieć pretekst do rozpoczęcia wojny, Trump zachwycał się, że „Putin jest genialny!”.

Co najmniej połowa Partii Republikańskiej (i większość jej elektoratu), idzie za Trumpem w tym podziwie dla Putina, bo ci ludzie idą już za Trumpem we wszystkim. W ten sposób najbardziej zawsze wyczulona na rosyjskie zagrożenie amerykańska prawica została przez Putina spenetrowana i częściowo przejęta.

Podobnie jak polska prawica, która wcześniej, najbardziej ze wszystkich politycznych sił w Polsce, wierna była Zachodowi i zachodnim wartościom, po sześciu latach ciężkiej pracy Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy, Szczerskiego, Kumocha… Zachodem najbardziej się brzydzi.

Donald Trump to człowiek (słowo „polityk” z trudem przechodzi w tym kontekście przez gardło), którego Kaczyński, Morawiecki, Duda, Szczerski, Kumoch… wybrali sobie na strategicznego partnera. Nie na strategicznego partnera Polski, bo to, co robił Trump (rozwalanie NATO, paraliżowanie atlantyckiej współpracy, rozwalanie Unii, a szczególnie ostatni pomysł odchodzącego prezydenta, aby skokowo ograniczyć amerykańską obecność wojskową w Europie), było dla Polski śmiertelnie niebezpieczne.

Oni pokochali Trumpa z innego powodu. Widzieli w nim najskuteczniejsze wsparcie własnych interesów i własnej pozycji.

Kaczyński kochał Trumpa właśnie za to, że ten rozwala liberalny Zachód i Unię, bo osłabienie ich dyscyplinującej siły miało Kaczyńskiego uczynić wszechmocnym nad Wisłą.

A cała reszta – Duda, Morawiecki, Szczerski, Kumoch i tym podobni – kochała Trumpa właśnie za to, że stwarza wolne pole dla „wszechmocy” Kaczyńskiego w Polsce. Wszechmocny Kaczyński, nawet jeśli codziennie ich upokarzał, dawał im stanowiska, pieniądze, gwarantował karierę. Dudę zrobił prezydentem, Morawieckiego premierem, a Szczerskiemu i Kumochowi polityczne zwycięstwo Kaczyńskiego otwarło drogę do ministerialnych i ambasadorskich stanowisk, na które inaczej nie mieliby szans.

Do tego dochodzą inne jeszcze obrazki, które pamiętamy wszyscy – Morawieckiego czołgającego się przed Marine Le Pen i Kaczyńskiego wpadającego w ekstazę w towarzystwie Orbána. To była inwestycja w najpoważniejsze aktywa Putina w Europie. Marine Le Pen – chcąca wyprowadzić Francję z Unii i NATO, powtarzająca, że „Ukraina to rosyjska strefa wpływów”.

Orbán – marzący o tym, żeby Putin, po rozbiorze Ukrainy, rzucił mu ochłap zamieszkanej przez mniejszość węgierską Rusi Zakarpackiej, co dałoby mu władzę nad Dunajem na zawsze.

Biorąc pod uwagę wszystkie te wybory, cały ten „dorobek polityczny” Kaczyńskiego i jego ludzi przez ostatnie sześć lat, każde ich dzisiejsze zapewnienie, że wspierają Ukrainę, każdy ich obleśny selfik z unijnym politykiem albo amerykańskim generałem – wszystko to jest łgarstwem. Oni nawet dzisiaj, kiedy los Polski jest w grze, nie zaprzestali niszczenia niezależnych od władzy sędziów, nie przerwali budowania w naszym kraju Łukaszenkowskiego modelu sądownictwa (całkowicie zależnego od rządzących, gdzie ich kreatury wydają wyroki pisane dla nich w pałacach władzy) oraz Putinowskiej „suwerennej, nieliberalnej demokracji”.

Nie zaprzestali tego nawet w momencie dla Polski najgroźniejszym, kiedy unijne pieniądze są nam naprawdę potrzebne.

Kaczyński, Morawiecki, Duda, Szczerski, Kumoch… w swoim totalnym cynizmie są jednak przekonani, że właśnie w sytuacji wojny na Ukrainie Bruksela „pęknie”, da im pieniądze mimo tego, że nie przestaną budować w Polsce Łukaszenkowskiego modelu sądownictwa i Putinowskiej „suwerennej, nieliberalnej demokracji”. Oni są pewni, że Bruksela zatroszczy się o los Polski jako frontowego kraju bardziej, niż oni się troszczą. Ponieważ dla Kaczyńskiego, Dudy, Morawieckiego, Szczerskiego, Kumocha… Polska jest tylko zakładnikiem. Z władzy nad Polską mają zamiar wyciągnąć jak najwięcej – Kaczyński czystej władzy, bo na niczym innym mu nie zależy, a Duda, Morawiecki, Szczerski, Kumoch i pozostali… także innych fruktów.

Nie wszyscy Rosjanie wierzą w kłamstwa Putina. Tak jak nie wszyscy Polscy wierzą w kłamstwa Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy, Szczerskiego, Kumocha…

Kwestią są proporcje pomiędzy tymi, co wierzą, i tymi, co nie. Te proporcje w Rosji są gorsze, niż w Polsce. Ale w Polsce też nie są na tyle dobre, abyśmy mogli być pewni naszej własnej przyszłości.

Jeśli bowiem coś naprawdę ośmieliło Putina do podjęcia ryzyka ataku na Ukrainę, a może go skłonić do dalszego testowania Zachodu, jest to przekonanie, że już wcześniej udało mu się Zachód osłabić. Unia Europejska została poważnie zraniona przez brexit, całe jej wschodnie pogranicze zdestabilizowały rządy Orbána i Kaczyńskiego, a Donald Trump, który wciąż podminowuje politykę wewnętrzną Ameryki, może odzyskać wpływ na jej politykę globalną.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Mateusz Morawieckie podczas szczytu Rady Europejskiej w październiku 2021 roku, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons

Reklama