Zachowanie Jarosława Kaczyńskiego w dniach epidemii każe sformułować dość oczywiste pytanie. Czy prezes PiS jest politycznym psychopatą (gdyż jego zachowania, w tym kliniczny wręcz brak empatii wobec rządzonych przez niego obywateli, przekroczyły już granicę „politycznego pragmatyzmu” czy nawet cynizmu)? – pisze Cezary Michalski. Było takich w historii niemało, począwszy od czasów rzymskich, aż po wiek XX. Wielu z nich – właśnie dzięki psychozie, którą ich zwolennicy mylili z charyzmą – było bardzo skutecznych. Zarażali nią swoich wyznawców, budowali bańki, w których pogrążały się całe narody.

Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin, Zbigniew Ziobro, Ryszard Terlecki, Elżbieta Witek, Jacek Sasin… codziennie kłamią w żywe oczy, kiedy powtarzają, że konstytucja i obowiązujące prawo uniemożliwiają odroczenie prezydenckich wyborów (chyba że się konstytucję zmieni – dodaje „umiarkowany” Gowin).

Kiedy tak kłamią – wiedząc, że ich kłamstwo dotrze w sposób zupełnie niezakłócony, nieskontrowany do milionów widzów TVP SA i słuchaczy państwowego radia, podczas gdy przekaz opozycji, szczególnie PO, zostanie „zaszumiony” nawet w liberalnych mediach, po których grasują „razemki” i „symetryści” – mają bowiem przed oczami obowiązującą (fakt że nie ich, i to już od dawna) Konstytucję RP,

której artykuł 228. w punkcie 7. mówi, że „w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu”.

Mają też przed oczami obowiązującą „Ustawę o stanie klęski żywiołowej” (jest to jeden ze „stanów nadzwyczajnych”, do których odwołuje się konstytucja), gdzie zapisano, że jednym z warunków umożliwiających czy wręcz wymuszających wprowadzenie „stanu klęski żywiołowej” jest „masowe występowanie chorób zakaźnych ludzi”. A z tym właśnie mamy do czynienia, kiedy nawet Ministerstwo Zdrowia (którego urzędnicy robią wszystko, żeby zakłócić statystyki epidemii – nie gwarantując testów nawet najbardziej zagrożonej grupie, jaką są lekarze i pielęgniarki, usuwając ze statystyk epidemii część zgonów spowodowanych koronawirusem) podaje liczby pokazujące codzienny wzrost liczby ofiar epidemii.

Reklama

A jednak wszyscy ludzie obozu władzy świadomie kłamią, bo Jarosław Kaczyński postanowił przeprowadzić wybory prezydenckie „po trupach” (ten idiom zyskuje w dzisiejszej Polsce niebezpieczną dosłowność). Tyle tylko, że

każdy kłamie na swój własny sposób: Kaczyński z psychopatyczną bezwzględnością, Ziobro ze śliskim i cynicznym sprytem, a Gowin jak zwykle „elegancko”, pomagając Kaczyńskiemu szachować opozycję, „ale nie klaszcząc”.

Kiedy Kaczyński i Sasin zdecydowali o narażeniu życia milionów Polaków, a szczególnie kilkudziesięciu tysięcy członków komisji wyborczych i kilkudziesięciu tysięcy pracowników Poczty Polskiej, w tym samym czasie szkocki minister ds. konstytucji, spraw europejskich i polityki zagranicznej Michael Russell wyklucza zorganizowanie na terenie Szkocji komisji wyborczych na polskie wybory prezydenckie 10 maja, bo „stworzyłoby to niepotrzebne ryzyko dla zdrowia publicznego”.

Jak to się dzieje, że minister obcego rządu bardziej dba o polskich obywateli, niż Kaczyński, Duda, Morawiecki, Ziobro?

Jednocześnie każdego dnia docierają od coraz bardziej przerażonych lekarzy i pielęgniarek informacje o totalnym nieprzygotowaniu PiS-owskiego państwa do obecnego kryzysu. Informacje o braku testów dla najbardziej narażonych pracowników służby zdrowia, o braku środków ochrony osobistej, braku sprzętu, braku procedur, braku praktycznie wszystkiego. A dzięki mściwej złośliwości nowego szefa NIK dowiadujemy się nawet, że państwowa Agencja Rezerw Materiałowych pod władzą Prawa i Sprawiedliwości nie kupowała i nie gromadziła na wypadek epidemii lub innych klęsk żywiołowych lekarstw czy środków ochrony osobistej (których nie było w magazynach), ale masowo kupowała węgiel (który i tak zalegał już na hałdach), żeby poprawiać potiomkinowskie statystyki nierentownych kopalń i dostarczać pieniędzy na rosnący skokowo fundusz nagród i płac, który pozwalał kupować dla PiS-u górnicze głosy i posłuszeństwo górniczej „Solidarności”.

Władza psychopatyczna

Zachowanie Jarosława Kaczyńskiego w dniach epidemii każe sformułować dość oczywiste pytanie. Czy prezes PiS jest politycznym psychopatą (gdyż jego zachowania, w tym kliniczny wręcz brak empatii wobec rządzonych przez niego obywateli, przekroczyły już granicę „politycznego pragmatyzmu” czy nawet cynizmu)? Było takich w historii niemało, począwszy od czasów rzymskich, aż po wiek XX. Wielu z nich – właśnie dzięki psychozie, którą ich zwolennicy mylili z charyzmą – było bardzo skutecznych. Zarażali nią swoich wyznawców, budowali bańki, w których pogrążały się całe narody.

Za psychozą Kaczyńskiego postępują w równym szyku fanatyzm, oportunizm, chciwość, czasami zwyczajna głupota ludzi korzystających z udziału we władzy na różne możliwe sposoby.

A jako że ryba psuje się od głowy, więc nawet Pierwsza Dama chwali się zdjęciem, na którym za pośrednictwem Internetu (a więc sama w poczuciu absolutnego bezpieczeństwa, zachowując wymagany „social distance”) przemawia do zgromadzonych w jednej salce kilkudziesięciu uczniów jednej z polskich szkół. Jest to forma najbardziej cynicznej (bo posługującej się dziećmi i ryzykującej zdrowie oraz życie dzieci) kampanii wyborczej jej męża.

Pierwsza Dama jest na tyle niemądra, żeby ostentacyjnie chwalić się działaniem, które przynosi jej wstyd.

Ale co powiedzieć o dyrekcji szkoły, która – albo z fanatyzmu, albo z oportunizmu, albo ze zwyczajnego tchórzostwa – zaryzykowała zdrowie i życie swoich uczniów? W dodatku ostentacyjnie łamiąc obowiązujące prawo.

Wszystko, czego dotknie Jarosław Kaczyński, każdy człowiek, którego ze sobą zwiąże, obraca się w coś na podobieństwo Błaszczaka, Sasina czy Ziobry – fanatyków, cyników albo bardzo specyficznej mieszanki cynizmu i fanatyzmu w skleconej byle jak ramce hipokryzji.

Szef „Solidarności” pracowników Poczty Polskiej Bogumił Nowicki po raz kolejny nurza w błocie wizerunek związku zawodowego, który kiedyś dał Polakom poczucie wolności.

Pytany przez dziennikarzy o swój stosunek do wyborów, w których listonosze i pracownicy poczty mieliby się stać mięsem armatnim Kaczyńskiego, odpowiada: „od półtora roku walczymy o podwyżki. Bezskutecznie. To nie zachęca do wykonywania niebezpiecznych zdań. Ale Poczta – dodaje natychmiast Nowicki – jako operator narodowy jest wyznaczona do tego, by w sytuacjach kryzysowych podejmować działania szczególne. I jest jedyną organizacją, która ma potencjał, by przeprowadzeniu wyborów w formie korespondencyjnej podołać”.

Działacz „Solidarności” będącej już dziś wyłącznie „żółtym związkiem”, całkowicie podporządkowaną PiS-owi organizacją łamistrajków pacyfikującą społeczne protesty (m.in. nauczycieli i lekarzy-rezydentów) deklaruje zupełnie otwarcie, że jego związek jest gotów brać udział w łamaniu prawa i deptaniu konstytucji, bez wahania poświęci nawet życie pracowników poczty, tylko… chce za to więcej pieniędzy, chce zostać dopuszczony do podziału łupów.

Kaczyńskiemu pomaga rozbicie opozycji. Lewica i PSL poczuły krew, ale nie jest to bynajmniej krew PiS-u, tylko krew Platformy

i jej coraz słabszej kandydatki do prezydentury. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że zakończenie walki o władzę w PO pozwoli całemu kierownictwu partii, wszystkim jej nurtom zaangażować się w kampanię Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Wydaje się raczej, że po zakończeniu wyborów wewnętrznych zaangażowanie w kampanię jest skokowo mniejsze.

Dopiero rozsypanie się politycznego planu Kaczyńskiego umożliwiłoby zamianę słabnącej kandydatki PO na Tuska, Jaśkowiaka, Grodzkiego. Każdy z nich mógłby bez wysiłku wprowadzić Platformę do drugiej tury i zawalczyć o prezydenturę ze słabnącym Dudą. Kaczyński to wie i stąd bierze się jego paniczna próba wymuszenia wyborów 10 maja. Ma zresztą w ręku mocne karty, bo nawet jeśli wybory nie odbędą się w pierwszym możliwym terminie, to w sytuacji obowiązującej na dzisiaj mogą być tylko opóźnione o parę miesięcy przez któryś ze stanów wyjątkowych, co także raczej zamraża sytuację, niż ją zmienia. Obecne kierownictwo Platformy musi zatem „przyjąć na klatę” konsekwencje własnego wyboru. Borys Budka wolał Kidawę od Jaśkowiaka. Był to z jego punktu widzenia wybór racjonalny, wynikający z sytuacji wewnętrznej w PO, dokonany przed pojawieniem się epidemii i wybuchem obecnego politycznego kryzysu.

Teraz jednak musi stanąć przy swojej kandydatce. Musi przy niej stanąć cała PO, wszystkie jej nurty. Poniżej pewnego poziomu sondażowe poparcie, a później realny wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przestaje być problemem jej i jej sztabu, a zaczyna być problemem całej Platformy. Kwestią jej przeżycia.

Na razie Jarosław Kaczyński czeka na wynik kandydatki największej opozycyjnej partii, który zaczynałby się z jedynką na przedzie. I czekają na taki wynik padlinożercy z Lewicy i PSL, a także Szymon Hołownia, który nauczył się politycznego cynizmu zanim jeszcze zdążył nauczyć się polityki.

W konsekwencji osłabienia lub rozbicia PO Kaczyński miałby zupełnie już rozwiązane ręce. Mielibyśmy rządzącą prawicę wyposażoną we wszystkie instrumenty władzy (w cieniu epidemii trwa przejmowanie sądów, w tym Sądu Najwyższego, trwają też przygotowania prokuratury i służb do „odzyskania dla PiS-u” Senatu), a po drugiej stronie parę bezsilnych ugrupowań z 10-procentowymi poparciami, łatwych do skorumpowania i rozegrania przez władzę. Lepszy niż dzisiejsze sondaże wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej lub doprowadzenie do sytuacji, w której ostatecznie z logiem PO i KO wystartowałby silniejszy od niej kandydat, jest w tej sytuacji kwestią życia lub śmierci polskiej demokracji.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński w Sejmie, Fot. Flickr/Sejm RP/Krzysztof Białoskórski, licencja Creative Commons

Reklama