Koalicja polskiego mieszczaństwa, nowa polska Hanza przeciwstawiająca się feudalnemu zamordyzmowi Kaczora, może być silniejsza i większa od tego czy innego partyjnego bannera – pisze Cezary Michalski. Przy okazji zobaczyliśmy, jak fatalnie działa państwo rządzone przez coraz większą grupę sklonowanych Kaczyńskich. To cudowne rozmnożenie Kaczyńskich w roli głów władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej pogrążyło polskie państwo w totalnym chaosie i absolutnym błazeństwie.

Kiedy Jarosław Kaczyński zrezygnował z majowego terminu wyborów prezydenckich, rozgorzał spór o to, czyje to zwycięstwo. Wszyscy zgadzają się przynajmniej, że przegrał Kaczyński. Nawet jeśli jest to tylko przegrana bitwa, nie wojna.

Część środowiska dziennikarskiego z rozpędu w roli zbawcy nadal obsadza Jarosława Gowina.

Nawet jeśli po jego ostatnim spotkaniu z Kaczyńskim i po wydanym wspólnie przez obu panów oświadczeniu widać, że obaj w takiej samej pogardzie mają polską konstytucję, obowiązujące prawo, instytucje stojące na straży tego prawa, a wreszcie sam demokratyczny proces wyborczy. Trudno jest jednak pogodzić się z porażką własnych nadziei i diagnoz.

W tym chaosie i zgiełku ginie dość prosta i oczywista odpowiedź na pytanie, dlaczego farsa pocztowa 10 maja się nie odbyła. A przecież

Reklama

nie byłoby ustawki Kaczyńskiego z Gowinem, gdyby Senat kontrolowany przez opozycję (skupioną wokół PO i KO) i wyjątkowo sprawnie pokierowany przez Tomasza Grodzkiego nie potrafił zablokować PiS-owskiego projektu na trzydzieści dni.

Nie byłoby ustawki Kaczyńskiego z Gowinem, gdyby prezydenci wielu polskich miast nie zaryzykowali utraty stanowisk i wprowadzenia zarządu komisarycznego nie przekazując Poczcie Polskiej danych wyborców. Większość z tych prezydentów to byli ludzie popierani przez PO i KO, choć warto zauważyć, że także prezydenci Katowic i Torunia współpracujący wcześniej z PiS-em czy prezydent Gdyni próbujący zachować symetryczny dystans wobec obu walczących obozów opowiedzieli się przeciwko PiS-owskiej farsie pocztowej. Oznacza to, że koalicja polskiego mieszczaństwa, nowa polska Hanza przeciwstawiająca się feudalnemu zamordyzmowi Kaczora, może być silniejsza i większa od tego czy innego partyjnego bannera.

Zatem o ile Gowin dostarczył inspiracji dla hektarów politycznej publicystyki w różnych niepisowskich mediach, to nie on stworzył przestrzeń dla działań Senatu i samorządowców. Odwrotnie, to działania Senatu i bunt polskich miast stworzyły przestrzeń dla ustawki z udziałem Gowina.

Czy znaczy to, że nie należało z Gowinem rozmawiać? Przeciwnie, rozmawiali z nim Borys Budka, Władysław Kosiniak-Kamysz, i trudno mieć o to do nich pretensje. Żeby wiedzieć, czy ktoś jest autentycznym rozłamowcem obozu władzy, czy też został jedynie wystawiony na zająca (i sam zgodził się jako zając biegać po lesie), trzeba to sprawdzić przeprowadzając „rozpoznanie walką”. Rozmowy opozycji z Gowinem były takim sprawdzianem, po którym okazało się, że Gowin grał wyłącznie z Kaczyńskim i wyłącznie o siebie. O nieco lepszy własny wizerunek, o nieco więcej samodzielności, a także o większy udział w podziale łupów, którymi dla liderów Zjednoczonej Prawicy są polska gospodarka i państwo.

Gowin przez cały czas swego rzekomego buntu dostarczał też Kaczyńskiemu argumentów przeciw opozycji – po prostu jawnie i bezczelnie kłamiąc.

Kłamał, że nie można wprowadzić stanu klęski żywiołowej (co pozwoliłoby odroczyć prezydenckie wybory bez chaosu i hucpy), podczas gdy był to jedyny scenariusz zgodny z polską konstytucją i prawem. W konsekwencji kłamał, że konieczna jest zmiana konstytucji i kłamał, że kryzysowi wokół majowego terminu wyborów winna jest opozycja, która nie chce konstytucji zmienić. W apogeum konfliktu wokół majowego terminu wyborów apolitycznego eksperta przestał nawet udawać Łukasz Szumowski. Naciśnięty przez Kaczyńskiego i Morawieckiego ogłosił, że wymyślona przez prezesa PiS majowa farsa pocztowa jest najzdrowszą i najbardziej demokratyczną formą wyborów w momencie, kiedy Polacy zarażają się i umierają na koronawirusa.

Państwo wielu Kaczyńskich

Przy okazji zobaczyliśmy, jak fatalnie działa państwo rządzone przez coraz większą grupę sklonowanych Kaczyńskich. Jarosław Kaczyński wymyśla jakiś scenariusz na Nowogrodzkiej, po czym daje go Jarosławowi Kaczyńskiemu do przegłosowania w Sejmie, do zrealizowania w rządzie i do zaopiniowania w Trybunale Konstytucyjnym.

W niedalekiej przyszłości jakiś PiS-owski dubler wyznaczony przez Kaczyńskiego (rękoma Dudy) na nowego I Prezesa Sądu Najwyższego (czyli tak czy inaczej również Kaczyński) pozytywnie zaopiniuje projekt Kaczyńskiego z Nowogrodzkiej w imieniu kolejnej instytucji, która jeszcze niedawno służyła do kontrolowania władzy.

To cudowne rozmnożenie Kaczyńskich w roli głów władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej pogrążyło polskie państwo w totalnym chaosie i absolutnym błazeństwie. Te głowy mają bowiem ręce, a ręce są coraz bardziej niezgrabne i nieudolne. Potwierdza to przykład ministra Jacka Sasina, który przy okazji przygotowywania pocztowych wyborów okazał się kompletnym nieudacznikiem. Tak długo ukrywał przed Kaczyńskim, że z niczym sobie nie radzi (ani z drukowaniem, dystrybucją i pilnowaniem kart wyborczych, ani z pozyskiwaniem danych wyborców, ani z nadzorowaniem poczty), że w końcu było za późno.

Kaczyński się wściekł, z kolejnego przygotowywanego na Nowogrodzkiej scenariusza wyborów Sasin wypadnie, a jego rolę przejmie PKW. To jednak zabawne, że człowiek, który tak kompletnie nie radzi sobie organizacyjnie, nadal nadzoruje dla Kaczyńskiego cały majątek polskiego państwa (a tak naprawdę dystrybucję publicznego pieniądza i własności do różnych nurtów i działaczy Zjednoczonej Prawicy, co jest głównym instrumentem, za pomocą którego Kaczyński utrzymuje cały swój  obóz w posłuchu i dyscyplinie).

Tlen dla opozycji

Kaczyński przegrał bitwę, ale nie wojnę. Opozycja do kolejnej bitwy o prezydenckie wybory startuje z pozycji wcale nie łatwiejszej. Dla Platformy powinno być oczywiste, że po skutecznym zablokowaniu przez jej Senat i jej samorządowców majowych wyborów (PO musi o tym ciągle przypominać, bo żadne medium, nawet niepisowskie, tego za nich nie powie) kandydatka tej partii w kolejnym podejściu do wyborów prezydenckich musi wystartować. A Platforma musi się tym razem w pełni zaangażować w jej kampanię wyborczą, bo

od wyniku tej kandydatki zależy samo przetrwanie najważniejszej siły antypisowskiej opozycji i jedynej politycznej reprezentacji centrowych, liberalnych, mieszczańskich wyborców.

O ewentualnej zmianie kandydata nie warto na razie głośno dywagować, bo to tylko osłabia pozycję Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Trzeba poczekać do momentu, kiedy PiS złoży w Sejmie kolejny projekt ordynacji wyborczej. Jarosław Kaczyński tak panicznie boi się powrotu Donalda Tuska, że zrobi wszystko, aby uniemożliwić lub maksymalnie utrudnić wprowadzenie do procedury wyborczej nowego kandydata opozycji.

Wszystkie gry Kaczyńskiego

Jeśli porównamy wcześniejszą ustawkę Kaczyńskiego z Dudą (prezydenckie weta do PiS-owskich ustaw niszczących niezawisłe sądy, które miały wyłącznie wygasić społeczne protesty i po których sam Duda złożył projekty ustaw pozwalających Kaczyńskiemu i Ziobrze niszczyć niezawisłe sądy) oraz obecną ustawkę Kaczyńskiego z Gowinem wyłania się pewien stały model rozgrywania przez Kaczyńskiego własnego obozu, opozycji i opinii publicznej.

Pierwszy celem ustawek Kaczyńskiego jest „zróżnicowanie własnego obozu”, zbudowanie przestrzeni pozwalającej na realizowanie różnych taktyk i różnych strategii.

Jedni politycy obozu władzy odgrywają rolę „twardogłowych”, drudzy „liberałów”, jedni są „dobrymi”, drudzy „złymi policjantami”. Jedni angażują się w politykę (Kaczyński i jego najbliższe otoczenie), inni nie zajmują się „brudną polityką”, ale „pomaganiem Polakom” i „rozwiązywaniem polskich problemów” (kiedyś Szydło i Duda, dziś Morawiecki, Szumowski czy Gowin). Używając metafory sportowej, jedni mają grać w obronie, drudzy w ataku, podczas gdy cała opozycja biega od kosza do kosza, od bramki do bramki. Trzy lata temu cała skupiła się na obronie sądów, teraz cała zaangażowała się w walkę z majowym terminem prezydenckich wyborów. Przez to tym łatwiej zużywając swój wizerunek, padając ofiarą „symetrystów” i zwyczajnych idiotów.

Długofalowym celem Jarosława Kaczyńskiego jest przekonanie Polaków (przyzwyczajenie mediów, opinii publicznej, biznesu, elit społecznych), że jedyne istotne gry odbywają się wewnątrz obozu władzy, czyli na terenie przez niego całkowicie lub w dużym stopniu kontrolowanym.

Opozycja jest „nieistotna”, „nie ma wpływu na rzeczywistość”, to Duda, Gowin, Morawiecki, Szumowski… „są ważni”, „kreują istotne napięcia”. Nawet, gdyby były to częściowo odgrywane, a częściowo realne napięcia w stosunkach z samym Jarosławem Kaczyńskim. Prezes PiS ma dobrze rozpoznane profile psychologiczne swoich ludzi. Nie zmusza do niczego Dudy, Gowina i innych. Raczej gra ich realnymi cechami: miękkością Dudy, „elegancją” Gowina, zapalczywością Macierewicza, queerową histerią Ziobry, różnymi typami ich oportunizmu, które poznał do głębi.

Ta gra do pewnego stopnia się Kaczyńskiemu udaje. Publicyści, analitycy, „celebryci” i faktyczni liderzy opinii publicznej najpierw zakochali się, a potem odkochali w Dudzie. Później najpierw zakochali się, a teraz z trudem przychodzi im odkochanie się w Jarosławie Gowinie.

Opozycji (KO, Lewicy i PSL-owi) trudno przychodzi stworzenie „drugiego planu”, zbudowanie i obronienie liderów, którzy nie musieliby się wiązać i zużywać w konfliktach narzucanych im przez Kaczyńskiego. Platformie taka próba udała się do pewnego stopnia w przypadku Tomasza Grodzkiego. PSL próbuje w ten sposób „zbudować” Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak Kaczyński – jego ludzie, jego propaganda – zawsze próbują ich ściągnąć do jednego wymiaru. Do „reagowania na działania PiS”, do „angażowania się w konflikt” (tak nielubiany przez Słowian, którzy, jak wiemy od wieszcza, gustują w sielankach). W ten sposób tylko obóz władzy ma zachować przestrzeń do różnicowania strategii i taktyki, do wygodnych dla siebie ustawek i gier.


Zdjęcie główne: Jarosław Gowin, Fot. Flickr/Sejm RP/Kancelaria Sejmu/Aleksander Zieliński, licencja Creative Commons

Reklama