Ludzie potrafią się uczyć na błędach, ale jak widać, nie wszyscy. Myślałem, że Rospuda będzie taką nauczką dla PiS, ale okazało się, że nie i mieliśmy wycinkę Puszczy. Teraz w zasadzie poza Czarnym Protestem, pierwszym solidnym laniem dla PiS-u, była sprawa Puszczy Białowieskiej – mówi nam w rozmowie Adam Wajrak, dziennikarz i fotograf, miłośnik przyrody. Pytamy o zbliżający się masowy odstrzał dzików i jego konsekwencje. Pytamy też o to, jak świat radzi sobie z ASF i dlaczego w Polsce ta walka przypomina leczenie gorączki wsadzaniem do rozgrzanego pieca. – Jeżeli naród wierzy, że to wsadzanie do pieca leczy gorączkę, to minister jako polityk będzie krzyczał, że to działa – mówi Wajrak.

JUSTYNA KOĆ: Rzeź dzików czy kontrolowany odstrzał?

ADAM WAJRAK: Jeżeli w dokumentach mówimy o redukcji gatunku, którego liczebność jeszcze niedawno, bo w 2014-15 roku, szacowano na 300 tys., a zakłada się redukcję do 0,1 osobnika na km2 powierzchni kraju, czyli do 30 tys., to trudno tego nie nazywać masakrą.

Masakra może objąć także strzelanie do ciężarnych loch i małych, to musi budzić dodatkowe kontrowersje?
Trzeba tu wyraźnie powiedzieć, że strzelanie do ciężarnych loch i małych dzieje się w Polsce od dawna. Niestety, jeżeli chcemy już zmniejszyć populację, abstrahując zupełnie od etycznych aspektów sprawy, to najlepiej strzelać do samic. Dla mnie etycznie to jest nie do przyjęcia, nie tylko, kiedy są ciężarne.

Reklama

Gdy ginie locha, która prowadzi młode, to i one zazwyczaj giną i to w męczarniach. Chyba że mają szansę dołączyć do innych osobników, a obecnie zagęszczenie jest na tyle małe, że wątpię.

Wszystko w ramach walki z ASF, tłumaczą ministrowie. Mają racje?
W woj. podlaskim od 2014 roku, mimo lokalnych sprzeciwów, prowadzony był odstrzał. Już wówczas wielu naukowców mówiło, że gdy będą prowadzone intensywne odstrzały na terenie Podlasia do dzików, to nie będą się one czuły bezpiecznie i będą się rozchodzić. Efekty tego widać dziś. ASF przeniosło się mocno na Zachód, ale już wcześniej to samo działo się za naszą wschodnią granicą.

Gdy Białoruś rozpoczęła strzelanie, natychmiast ASF pojawił się u nas. Zwierzęta w ten sposób są przepędzane, dlatego intensywny odstrzał nie jest dobrym pomysłem.

Odstrzał powoduje wiele negatywnych skutków: nie dajemy szansy nabrać dzikowi odporności przy ASF, która jest nową chorobą w Polsce. Naturalnie występuje ona tylko w Afryce. Po drugie, nie widać, żeby to przynosiło jakikolwiek skutek, bo choroba dalej się rozprzestrzenia. Dodajmy tu, że chorobę roznoszą ludzie. Wystarczy kawałek kanapki z szynką z obszaru zakażonego rzucony gdzieś w lesie. Jeżeli zje ją dzik, to mamy nowe ognisko zakażenia. Trzeba też zdać sobie sprawę, że te

ogniska pojawiają się także bardzo daleko od zasięgu choroby; raptem pojawiło się ognisko w okolicach Warszawy, w Czechach pojawiło się bardzo daleko od terenów zakażonych.

Jak Czesi sobie poradzili?
To było małe ognisko, więc Czesi otoczyli dokładnie teren ok. 50 km2 specjalnym płotem, który odstraszał dziki, ewakuowali wszystkich ludzi, zakazali polowań przez myśliwych i wprowadzili specjalnie przeszkolonych policyjnych snajperów.

Dzik oczywiście jest wektorem przenoszenia choroby, ale najważniejszym jest jednak człowiek, zresztą to on przywiózł wirus z Afryki do Europy.

Jak walczyć z ASF? Był plan bioasekuracji, ale on skończył się kompletną klapą. Dlaczego?
Bo 74 proc. gospodarstw go nie wdrożyło w ogóle lub nie tak jak trzeba, a nie ma innego sposobu. Nawet gdy wybijemy wszystkie dziki, to ten wirus może przetrwać w środowisku, przy takim klimacie, jaki mamy w tej chwili, nawet do 3 miesięcy. Wystarczy odrobina wniesiona do chlewni, gdzie świnie są stłoczone. Jeżeli nie będzie odpowiedniej bioasekuracji, to ciężko będzie zwalczyć wirusa.

Proszę zwrócić uwagę, że

w krajach, gdzie skutecznie z ASF walczono, był odstrzał rozrzedzający populację dzików, choć nikt nie potrafi dokładnie podać, na ile on wypłynął na przenoszenie się choroby. Bardzo ważną, jeżeli nie kluczową kwestią jest likwidowanie padłych zwierząt.

W Czechach, na Łotwie były płacone nagrody na znalezienie padliny, bo trudno ją wyszukać. Gdy damy ludziom 300-400 euro, to masowo ruszą do lasów jej szukać. Oczywiście jest też cała procedura, gdy się znajdzie, nie można dotykać, trzeba zabezpieczyć, potem zdezynfekować buty itd. Wśród padłych dzików większość jest właśnie zarażona. Przy odstrzałach większość jest zdrowa.

W Polsce płaci się myśliwym za odstrzelenie zdrowego dzika, a w ogóle nie ma zachęty do szukania padliny i wydaje mi się, że jest to podstawowy błąd.

To skąd pomysł na taki masowy odstrzał? To rozwiązanie wygląda na średniowieczne zwalczanie gorączki wsadzaniem do pieca.
Trochę tak, tylko jeżeli naród wierzy, że to wsadzanie do pieca leczy gorączkę, to minister jako polityk będzie krzyczał, że to działa.

Prędzej czy później wszyscy się zorientują, że to nie działa.
Podejrzewam, że przy okazji jest tu robiona dodatkowa pieczeń – pozbędziemy się dzików, które ryją pola. Tymczasem te straty w rolnictwie nie są duże. Według statystyk, co prawda z dawnych lat, bo z 2004 roku, te straty w ziemniakach to bodajże 0,4 proc. produkcji i dotyczy to wszystkich zwierząt, nie tylko dzików. Tymczasem w transporcie tracimy 9 proc. produkcji ziemniaków. Oczywiście nie twierdzę, że lokalnie te straty nie mogą być duże, bo mogą, ale to wtedy trzeba lokalnie działać.

Koła wypłacają między 70 a 80 mln zł odszkodowań, podczas gdy produkcja roślinna w Polsce ma wartość ok. 5 mld rocznie. To naprawdę nie są wielkie wartości. Natomiast szkody dla ekosystemu mogą być dużo większe.

No właśnie, jakie i po co nam dziki?
Dziki odpowiadają m.in. za wyjadanie różnego rodzaju larw owadów, ale mnie bardziej niepokoi co innego. Dzik konkuruje z gryzoniami o nasiona. Potrafi nawet te gryzonie zjadać.

W tym roku mamy rok nasienny, a mamy wyraźną korelację między ilością gryzoni a ilością zachorowań na boreliozę. Gryzonie są rezerwuarem tej choroby, jak i odkleszczowego zapalenia opon mózgowych. W przyrodzie nie ma próżni, jeżeli zabraknie dzików, które zjadały masę żołędzi i trochę gryzoni, to nie będzie z tego nic dobrego

W Podlaskiem, gdzie mieliśmy duży odstrzał dzików już kilka lat temu, widać wyraźnie wzrost zachorowań na boreliozę i zapalenie opon mózgowych. Oczywiście to nie jest wszystko takie proste, bo te korelacje w przyrodzie nie są takie oczywiste, ale coś jest na rzeczy.

W Polsce z ekologią nigdy nie było za dobrze?
Moim zdaniem, jeżeli chodzi o społeczeństwo, to jest bardzo dobrze. Może to jest trochę romantyczne myślenie, ale uważam, że w sytuacjach gwałtownych zmian w przyrodzie, zmian klimatycznych nie jest źle. Polska jest dość gęsto zaludnionym krajem, bo to jest 120 osób na km2.

Mamy małą ilość lasów, mniej niż średnia europejska, poniżej 30 proc. Natomiast mamy sporo dzikich zwierząt, które szanujemy, do których nie pozwalamy strzelać, np. do wilków.

Do czasu…
Niestety myślę, że po cichu ten odstrzał wilków trwa. Ale potrafiliśmy obronić razem z UE Puszczę Białowieską, wcześniej Dolinę Rospudy, teraz ten odzew w przypadku dzików jest też niesamowity. Nigdy tyle osób nie podpisało petycji w tak krótkim czasie, to absolutny rekord.

Oczywiście też potrafimy śmiecić w lesie i nie do końca rozumiemy, jakim zagrożeniem są zmiany klimatyczne, ale jeżeli chodzi o takie romantyczne, nieużytkowe podejście do przyrody, to naprawdę jesteśmy w porządku.

Przywołał pan wycinkę Puszczy i sprawę Doliny Rospudy, strzelanie do wilków, mamy rzeź dzików, jest pomysł na odstrzał łosi, żubrów, w lipcu był planowany odstrzał bobrów, i to wszystko się dzieje zawsze za rządów PiS. To partia, która nie rozumie przyrody i nowoczesnej ekologii?
To jest partia, która pod tym względem żyje jakąś straszną przeszłością, ale proszę zwrócić uwagę, że zawsze na tym przegrywa. Moim zdaniem ludzie potrafią się uczyć na błędach, ale jak widać, nie wszyscy. Myślałem, że Rospuda będzie taką nauczką, ale okazało się, że nie i mieliśmy wycinkę Puszczy, z której musieli się wycofać po 8 miesiącach. I tak dobrze, bo obawiałem się, że to się skończy dopiero po 4 latach. Nie wiem, co mają w głowach, ale dla nich powinny to być ostrzegawcze historie, bo

erozje rządów PiS-u zawsze zaczynały się od takich spraw. Poprzednio, zanim powstało białe miasteczko pielęgniarek i rozpad koalicji, zaczęła się właśnie Rospuda. To było pierwsze lanie, które dostali.

Teraz w zasadzie poza Czarnym Protestem, pierwszym solidnym laniem, była sprawa Puszczy Białowieskiej. Przecież mogą być dumni z naszej przyrody i się nią chwalić, puszyć. Wokół tego można też zbudować bardzo pozytywny patriotyzm. No, ale tego nie robią i wpadają w kłopoty.

Słyszał pan wypowiedź prezydenta o zmianach klimatu ze środy? Nie wiem, na ile w rzeczywistości człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych – powiedział Andrzej Duda.
To jest wypowiedzi w stylu: nie jestem pewien, czy Ziemia nie jest płaska. Ja wiem, że na prawicy mówi się, że zmiany klimatu to jakiś spisek lewaków itp. Prezydent Trump także mówi “I don’t believe”, ale wystarczy spojrzeć na dane i rozejrzeć się wokół siebie.

Jestem zażenowany takimi wypowiedziami głów państwa. Chyba nie ma co tłumaczyć prezydentowi Dudzie, co to są zmiany klimatyczne i do czego prowadzą, tylko trzeba wymienić pana prezydenta na kogoś, kto będzie to rozumiał.

To jest bardzo ważne, bo jest ogromnym zagrożeniem dla cywilizacji. Moim zdaniem niestety szanse, aby nam się jako cywilizacji udało, są niewielkie.

Podobno prezes Kaczyński jest wielkim miłośnikiem zwierząt, w tej kadencji miały zostać załatwione kwestie uboju rytualnego i przemysłu futerkowego. Na razie nic z tego. PiS ugiął się pod naciskiem lobby?
Widocznie pan prezes Kaczyński nie jest jednak tak wielkim miłośnikiem zwierząt. Bardziej kocha swój elektorat. Widać to także w tym mrocznym sojuszu wokół środowiska ojca Rydzyka, które jest przeciwne takim inicjatywom. Aczkolwiek jeśli chodzi o przyrodę i zwierzęta, to nigdy nic dobrego się po tej partii nie spodziewałem, może dlatego nie jestem tym specjalnie zaskoczony. Zresztą

wielu polityków, nie tylko z PiS-u, traktuje te sprawy niezwykle koniunkturalnie, może w końcu się to zmieni, bo wrażliwość społeczna narasta. Coraz większa jest też świadomość związana z dobrostanem zwierząt.

Wracając do sprawy dzików, myśli pan, że może jeszcze się tu coś zmienić i ta rzeź zostanie zatrzymana?
Może coś powiedzą, trochę skorygują, ale nie sądzę. Natomiast ratunek widzę gdzie indziej. Po pierwsze, wielu myśliwych nie chce w tym brać udziału. Po drugie, żeby przeprowadzić taką akcję eksterminacyjną, trzeba mieć bardzo sprawne państwo, służby itd. Jak wiemy, Polska nie jest takim krajem, więc to się po prostu nie może udać. Po trzecie, proszę mi wierzyć, że dzik jest takim gatunkiem, który ma wpisane katastrofy w swoją biologię. Widywałem kilkukrotnie w Puszczy pomór dzików, połączony z bardzo srogą zimą, z głodem, gdzie dziki padały jak muchy, może nawet 90 proc. populacji, ale ta resztka, która zostawała, była w stanie niezwykle szybko się rozmnożyć. To jest taka dzicza natura.

Uważam, że PiS nie zdaje sobie sprawy, z kim zaczął, i ta niewydolność państwa plus te dzicze możliwości, gdy już wszyscy o tym zapomną, spowodują, że wszystko wróci do tego stanu, który mamy obecnie.

Czyli jest nadzieja dla dzików, mimo tej naszej smutnej w sumie rozmowy.
Myślę, że tak. Najsmutniejsze w tej całej historii jest to, że mamy w tej chwili naprawdę gigantyczne wyzwania globalne, związane ze środowiskiem, a okazuje się, że gdy jakaś grupa interesów tupnie na polityków, to oni zamiast zachowywać się racjonalnie, jak pani wcześniej powiedziała, wsadzają dziecko do pieca, bo ma gorączkę, zamiast pójść z nim do lekarza.


Zdjęcie główne: Adam Wajrak, Fot. Tomasz Leśniowski, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.