Bez Szekspira, za to z Janem Pawłem II. Kanon lektur sprzed epoki, z poprzedniego systemu edukacji. Jak komentuje go nauczycielka języka polskiego? Zapytaliśmy Aleksandrę Korczak, uczącą zarówno w szkole podstawowej, jak i gimnazjum.

Katarzyna Pilarska: Co pani sądzi o nowym kanonie lektur, jakie jest pani pierwsze wrażenie?
Aleksandra Korczak: Zgadzam się z profesorem Czaplińskim, który niedawno objaśniał, że ten kanon będzie nieskuteczny. Dlatego właśnie, że ustawodawcy postrzegają kanon jako coś, co ma się mieścić w kryteriach skuteczności, utylitarności. Tymczasem literatura nie powinna być użytecznym narzędziem w rękach rządzących lub pedagogów – ma być piękna, ma urzekać, fascynować. Ma pokazywać nie tylko to, co słuszne, ale i przeciwne postawy, zmuszać do dyskusji, do wysiłku duchowego, ma cieszyć i zajmować czytelnika. Literatura jest medium heterogenicznym, wielogłosowym, którego wartość ustanawiają nie tylko eksponowane (lub nie) idee, ale też oryginalna forma lub bliska uczniom tematyka. Literatura nie wychowuje – wychowują wychowawcy, czyli rodzice i nauczyciele, dając przykład obserwującym ich dzieciom i młodzieży.

Podobno to kanon prawie w całości przywrócony z tego, który obowiązywał kiedyś. To dobry pomysł?
Oczywiście, że nie. To tylko kolejny dowód na desperacką postawę cechującą osoby projektujące nową podstawę, na brak pomysłów, brak czasu na sondaże i opinie dydaktyków, młodzieży. Realia się zmieniają, zmienia się poczucie humoru, konteksty kulturowe.

Literatura nie powinna być użytecznym narzędziem w rękach rządzących lub pedagogów.

Słyszałam opinie, że młodzież jest teraz inna, że ten sam kanon, który był kiedyś, może się już nie sprawdzić.
Przywracanie starego kanonu dowodzi też, niestety, straszliwej ignorancji. Mamy polską sekcję IBBY, wskazującą ważne i dobre książki, mamy znakomitych, współczesnych, młodych prozaików i ilustratorów, którzy od lat tworzą dla młodych i młodszych odbiorców, mamy na polskim rynku prawdziwy rozkwit wydawnictw dla dzieci. Mamy książki, które są wydawane w sposób staranny i przemyślany, artystycznie dopracowane komiksy i książki obrazkowe. I co? I nie pokazujemy uczniom tej feerii literackiej, tylko wznawiamy teksty kultury wyjęte z XIX wieku? One nie będą ani bawić, ani wzruszać dzisiejszych młodych odbiorców, którzy mają inną wrażliwość, wcześniej dojrzewają. A literatura ma przecież poruszać, ma wzbudzać śmiech i łzy. Inaczej stanie się przymusem, kolejnym aparatem opresji.
W latach 70. i 80. młodzież czytała Sienkiewicza, bo tęskniła do silnej, niezależnej, szlacheckiej Polski. Dzisiaj młodzi w okresie adolescencji i niezgody na świat również szukają ucieczki od rzeczywistości, ale w świecie fantastyki: fantasy, science fiction, w fikcjach postapokaliptycznych. To chcą czytać, a współczesność oferuje nauczycielom ścieżki interdyscyplinarne. Można by było wykorzystać, że uczniowie grają w grę “Wiedźmin” i podsunąć im fragment prozy fantasy, który skonfrontują z rzeczywistością na ekranie monitora. To oferuje obecna ustawa, bo teraz polonista ma omówić z gimnazjalistami wybrany tekst Tolkiena, Ursuli Le Guin lub Sapkowskiego. Ja omawiałam. Taką możliwość chce się nam, nauczycielom polskiego, odebrać. Nawet, gdyby dodano zapis o możliwości omówienia wybranej przez siebie lektury, nie wystarczy na to czasu – w końcu w VII i VIII klasie mają być tylko cztery godziny polskiego tygodniowo.

Jak ocenia pani to skakanie po epokach, wracanie do nich później, mieszanie połączone z tym, że program języka polskiego w ogóle nie idzie już w parze z programem historii?
Mało podręczników obecnych na polskim rynku przedstawia epoki w porządku chronologicznym – wręcz przeciwnie, zwykle przyporządkowuje się teksty do jakiegoś motywu lub problemu. Również dzisiaj polski i historia “mijają się”: ja omawiam z gimnazjalistami romantyzm, na historii zajmują się kontrreformacją. Myślę, że trudno tego uniknąć, ale ostatecznie epoki i współzależności między nimi pokaże przecież później szkoła średnia. Szkoła podstawowa i gimnazjum mają przede wszystkim kształcić umiejętności, a nie wpajać wiedzę encyklopedyczną.

Literatura nie wychowuje – wychowują wychowawcy, czyli rodzice i nauczyciele, dając przykład obserwującym ich dzieciom i młodzieży.

A co pani myśli o wykreśleniu z kanonu Szekspira?
Jest wielu autorów europejskich, którzy silnie wpłynęli na myśl polskich twórców kultury. Bez Szekspira nie byłoby Słowackiego, poza tym jego twórczość można bardzo ciekawie omawiać z młodzieżą. Uczniów pociąga tragizm, tragiczna miłość, konflikty nie do rozstrzygnięcia. Jeśli nastolatkowie mają sobie zdawać sprawę z trójpodziału na epikę, lirykę i dramat, to powinno im się pokazać i dramat antyczny, i elżbietański.

Jak pani patrzy na omawianie tekstów Jana Pawła II czy poezji Jarosława Rymkiewicza?

Jarosław Marek Rymkiewicz jest ważnym poetą, a Jan Paweł II był dla wielu Polaków autorytetem. Język polski to przedmiot refleksji interdyscyplinarnej, nierzadko wkraczającej w problematykę filozoficzną i etyczną. To oczywiste, że w podręcznikach powinny się znajdować teksty eseistyczne, odsyłające do refleksji o wartościach uniwersalnych: naturze dobra, sprawiedliwości, miłości bliźniego. Ważne, by pokazywać dorobek papieża jako dorobek filozofa, przekaz adresowany do każdego wrażliwego człowieka, a nie jako spuściznę przywódcy duchowego. Jeśli wybierzemy to drugie rozwiązanie, zawęzimy krąg odbiorców do młodzieży praktykującej katolicyzm, a to nie byłoby demokratyczne.

Reklama

Nie pokazujemy uczniom feerii literackiej, tylko wznawiamy teksty kultury wyjęte z XIX wieku? One nie będą ani bawić, ani wzruszać dzisiejszych młodych odbiorców, którzy mają inną wrażliwość, wcześniej dojrzewają. A literatura ma przecież poruszać, ma wzbudzać śmiech i łzy. Inaczej stanie się przymusem, kolejnym aparatem opresji.

Czy nie próbuje się na języku polskim zrobić z młodego człowieka chrześcijanina, zdolnego do romantycznych zrywów?
Martwi mnie to utrzymywanie w podstawach programowych wizji patriotyzmu romantycznego, walczącego, wręcz nazistowskiego. XIX-wieczne teksty, które znajdują się w kanonie, powstały w diametralnie innej sytuacji politycznej: walczono o niepodległość, utrzymywano mit Polski – Chrystusa narodów. Powinniśmy uczyć nie gotowości do walki, nie tego, że Polacy są bardziej wartościowi od innych ludzi na świecie, ale wzajemnej solidarności. Badania pokazują, że dzieci są coraz mniej empatyczne. Nie widzę tego na szkolnych korytarzach, wręcz przeciwnie – widzę dzieci czułe, myślące, wrażliwe. Ale może ten brak empatii eksponuje się na innym gruncie niż szkolny? Słyszy się o przemocy w sieci, o eskalacji nienawiści wobec osób innej rasy i wyznania. Czemu nowy kanon lektur nie miałby uczyć współczucia i tolerancji? Chciałabym, by moi uczniowie wyrośli na otwartych, gotowych do pomocy ludzi. Nie tylko sobie nawzajem, ale też tym, którzy są w mniejszości, są słabsi i potrzebujący.

Aleksandra Korczak, nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej i gimnazjalnej, była nauczycielka wychowania przedszkolnego. Doktorantka w Instytucie Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, słuchaczka studiów podyplomowych z zakresu etyki i filozofii. Zajmuje się literaturą dla dzieci i młodzieży oraz jej powiązaniami z aksjologią wolności i inności.


Zdjęcie główne: autor Condesign, źródło pixabay.com
Reklama

Comments are closed.